josip prowadzi tutaj blog rowerowy

Gogol Chodzież Mini

d a n e w y j a z d u 26.18 km 26.00 km teren 01:07 h Pr.śr.:23.44 km/h Pr.max:54.70 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:527 m Kalorie: 1212 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 9 czerwca 2019 | dodano: 12.06.2019


Ściganie przez duże eŚ! Można sobie narzekać, że Gogol to tamto, ale dla mnie to jest esencja rowerowej rywalizacji. Petarda od startu do mety, jazda koło w koło z bezpośrednimi rywalami z kategorii (no chyba, że akurat ktoś mocny z M3 startuje po raz pierwszy w tym cyklu i pojedzie z dalszego sektora), trasa krótka, ale wymagająca (550 m w pionie, dużo ostrych zakrętów, piachu, kolein, trzeba być skupionym cały czas).


Jeśli chodzi o sam występ, to było prawie idealnie. Od samego startu wszedłem na wysokie obroty i trzymałem się w czołówce. Trochę to się z czasem rozciągnęło, ale i tak sylwetka Filipa (zwycięzca M3) majaczyła mi cały czas gdzieś z przodu na dłuższych prostych.


Jeszcze tylko zjazdy są cały czas do poprawy. Wystarczy raz lekko nacisnąć klamki, by na dole mieć te 15-20 m w plecy i znowu trzeba depnąć w korby, żeby dospawać. A to kosztuje siły, których potem może zabraknąć.


Przez większość wyścigu jechałem w 5-osobowej grupce ze Sławkiem i Arturem (obaj M4) oraz dwoma rywalami z M3. Wiedziałem, że z przodu jest jeszcze 2 z M3, przy czym jednego (Ł. Włodarczak) mieliśmy prawie na wyciągnięcie ręki. Prawie.


Na ostatnich 5 kilometrach wszystko zaczęło się szarpać. Artur poleciał do przodu jak torpeda, a ja goniłem jak wariat, bo akurat jechałem ostatni kiedy poszły ataki. Końcówka to już zupełne szaleństwo, 5-ta strefa, cięcie się do ostatnich metrów ze Sławkiem i próba dojścia trzeciego (jak mi się wydawało) z M3. Ostatecznie, zabrakło 8 sekund. A jeszcze się okazało, że 2, wspomnianych wcześniej gości z trzeciego sektora, pojechało minimalnie szybciej.


Ostatecznie byłem 14-ty Open i 6 M3, z rekordowo niską stratą do zwycięzcy, oraz raptem 22 s. za pudłem. Bywa.. Idę trenować dalej, w Bindudze im pokażę:)
Punktów do generalki dużo.


Czas: 1:06:57
Open: 14/241
M3: 6/81
Strata do zwycięzców Open (M. Siejak, B. Góral): 2:57
Strata do 1 M3 (F. Kaczanowski): 1:58



Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, MTB

Triathlon Lwa - sztafeta

d a n e w y j a z d u 46.00 km 0.00 km teren 01:18 h Pr.śr.:35.38 km/h Pr.max:45.70 km/h Temperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:145 m Kalorie: 1224 kcal Rower:Kolarzówka
Sobota, 8 czerwca 2019 | dodano: 11.06.2019

Dałem się namówić i nie żałuję, ale też nie wiem czy powtórzę:)
Jeśli sam teamowy Ojciec Dyrektor prosi, to się nie odmawia. Chociaż od początku zastrzegałem, że czasowiec ze mnie taki, jak z koziej d... trąba i żeby się nie spodziewali średnich w okolicach 40 km/h.
Na dzień przed zawodami jeszcze się okazało, że Adriana dopadła żołądkówka i cały nasz występ stanął pod znakiem zapytania. Na szczęści nasz pływak - Mariusz, uruchomił znajomości nawet u kosmetyczek w Lusowie i ostatecznie udało się znaleźć biegacza - Norberta, który nomen omen znacznie lepiej spisał się w swojej dyscyplinie, niż ja w mojej.

Generalnie, to co mi najbardziej przeszkadzało to totalny chaos na trasie - znaczy nie wiem, który jestem, z kim się ścigam, czy ten, który mnie wyprzedza daje mi dubla, czy może tak naprawdę cały czas jest za mną, bo pływak z jego sztafety ruszył 2 minuty wcześniej.

Oto powody wyżej opisanego chaosu:

- wspólny start indywidualnych zawodów 1/4 Ironman in 1/4 Ironman sztafet
- start pływaków falami, po 3, co 7 sekund (a było ich w sumie ponad 300)
- przedziwna trasa: na rondzie w prawo, prosta 3,5 kilometra (z wiatrem bocznym), nawrotka 180 stopni, prosta 3,5 kilometra (pod wiatr boczny), rondo w prawo, prosta 2 km (wiatr w plecy), nawrotka 180 stopni, prosta 2 km (wmordewind), rondo w lewo. I tak 4 razy. W sumie na 45 kilometrach 8 (sic!) nawrotek, gdzie trzeba wyhamować niemal do zera i 3 zakręty w lewo na rondzie. Możecie sobie wyobrazić jak to się wszystko mieszało.

Sama jazda w moim wykonaniu myślę, że była przyzwoita jak na zwykły rower szosowy, bez lemondki. Mariusz ładnie popłynął, ale najlepszych 2 pływaków było właśnie ze sztafet, więc już na początku strata była spora, a ja jeszcze dołożyłem swoje:) Na pewno więcej osób wyprzedzałem, natomiast trzeba sobie szczerze powiedzieć, że ci, którzy mnie wyprzedzali to była inna liga. Sprzęt robi swoje, na pewno, jednak wytrenowanie pod jazdę na czas i tzw. duży obrót też daje różnicę Kolosalną. Jakaś mała zmarszczka na trasie na pewno dodałaby smaczku i myślę, że poprawiłaby mój wynik.

Wykręciłem średnią nieco >35 km/h. Bez nawrotek byłoby to zapewne 37-38 km/h. Żeby się liczyć w takiej konkurencji trzeba jechać ponad 40 km/h. I to sporo..

Świetnie pobiegł Norbert na ostatniej zmianie (poniżej 4 min/km) i w efekcie wyciągnął naszą sztafetę z 7-mego na 5-te miejsce. Ja miałem 7-my czas, na bodajże 31 startujących ekip. Do pudła zabrakło 6 minut. Dobry czasowiec dałby radę.

Dzięki Panowie! Mimo wszystko, bawiłem się fajnie. Zawsze coś innego:)


Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, Szosa

Gogol Wyrzysk Mini

d a n e w y j a z d u 28.60 km 27.00 km teren 01:16 h Pr.śr.:22.58 km/h Pr.max:59.30 km/h Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:553 m Kalorie: 1333 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 26 maja 2019 | dodano: 09.06.2019

Dojazd na maraton tym razem z ukochanymi kibicami, czyli z Olą i Kubusiem.
Start z drugiego sektora, połączonego z pierwszym. Od samego początku poszedł ogień na płaskim,bo z przodu pracowały takie konie jak Maks Bieniasz czy Radek Kozal. Utrzymałem się, ale na pierwszych podjazdach po wjechaniu w las trochę mnie przytkało. Tu się też zemścił brak porządnej rozgrzewki. Czołówka uciekła. Stopniowo łapałem swój rytm, a gdzieś około połowy dystansu zaczęło mi się naprawdę dobrze jechać.Po drodzę gdzieś tam z lasu wyskakiwał Drogbas i próbował pomagać podkręcając tempo, ale bardziej przeszkadzał:) W każdym razie, chciał dobrze, więc dzięki!
Czarnym koniem wyścigu okazał się Ł. Włodarczak, który startował z 3 sektora (2 minuty po mnie), a i tak zdołał się przebić na drugie miejsce w kategorii.

Ja na metę wjechałem mniej więcej koło 10-tego miejsca, natomiast później okazało się, że paru zawodników z dalszych sektorów wykręciło lepszy czas. Ostatecznie byłem 15-ty Open i 8-ósmy w kategorii. Przyzwoicie, ale na pewno poniżej oczekiwań, strata do zwycięzcy też trochę za wysoka. 

Czas: 1:16:19
Open: 15/229
M3: 8/67
Strata do zwycięzcy Open (R. Kozal): 5:54
Strata do zwycięzcy M3 (M. Bieniasz): 5:33




Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, MTB

SOLID Śrem MEGA

d a n e w y j a z d u 38.70 km 37.00 km teren 01:53 h Pr.śr.:20.55 km/h Pr.max:60.00 km/h Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:370 m Kalorie: 1555 kcal Rower:Bestia
Piątek, 3 maja 2019 | dodano: 13.05.2019


W punktach:

  • start z tyłów II sektora. To duży błąd - inaczej niż w Mchach, nie ma tu długiej dojazdówki. Pierwsze butowanie zaliczam w wirażu 200 metrów od startu, potem jest wąsko i nie ma jak przebić się do przodu
  • na 4-tym kilometrze mega korek na wąskiej ścieżce wzdłuż jeziora, tracę dobrze ponad 2 minuty, co idealnie widać na Strava Flybys
  • gdy wreszcie mogę jechać swoje łapię się do niezłej grupki (ktoś z Pro-fit bikes, 2 gości z LKK) i tak ciśniemy razem przez większość trasy, ale o dobrym wyniku już nie ma mowy
  • trasa bardzo fajna - są single, strome ścianki i techniczne zjazdy, a między nimi szybkie proste, żeby łyknąć z bidonu
  • niemal od początku drugiej pętli zaczyna się dublowanie miniowców, znów trzeba uważać, nie wszędzie da się wybrać optymalny tor jazdy
  • na sam koniec 2 gleby. Wpierw spektakularne i uwiecznione w galerii OTB gdy mi przednio koło zanurkowało w błocie zaraz za przeprawą przez rów z wodą. Następnie, na zjeździe ze skarpy w kopnym piachu na początku toru motocross jedna babka z mini nie chciała mnie puściś i wtarabaniła się przede mnie sprowadzając rower. Musiałem ją ominąć, ale znowu gdzieś bokami, i w efekcie na dole żle najechałem na małą hopkę i znów bolesne OTB, z wykrzywieniem kierownicy włącznie


to zdjęcie obiegło świat:)
to zdjęcie obiegło świat:) © Krzysztof Wawrzyniak

Wynik znacznie poniżej oczekiwać i chyba też, mam nadzieję, możliwości.
Chociaż czuję, że podobnie jak w Mchach kręciło mi się dziś słabiej niż w Krzywiniu i Dolsku. Może to efekt przedłużającego się kataru i pigułek na alergię, które zacząłem niedawno łykać? (już odstawiłem)


Na takim wyścigu kolosalne znaczenie ma to skąd się startuje. Poza tym, mając drugi sektor, trzeba by ustawić się w pierwszej linii i lecieć od razu na pełnej q..wie:) Ale jak to zrobić bez zapieku, skoro do sektora musiałbym wtedy wejść na minimum 20 minut przed startem i całą rozgrzewkę diabli wezmą?


w akcji na zjeździe
w akcji na zjeździe © Rafał Zimniewicz

Dla porządku:
Czas: 1:53:37
Open: 67/221
M3: 35/96
Strata do zwycięzcy Open (M. Jurkowlaniec): 00:20:29 (MASAKRA!)
Strata do zwycięzcy M3 (P. Krysman): 00:16:38



Good bikes!


Kategoria MTB, Maraton, 20-50

SOLID Mchy MEGA

d a n e w y j a z d u 38.35 km 38.00 km teren 02:01 h Pr.śr.:19.02 km/h Pr.max:59.00 km/h Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:511 m Kalorie: 1557 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 14 kwietnia 2019 | dodano: 16.04.2019


W sobotę biłem się z myślami czy w ogóle jechać na ten maraton bo męczyło mnie przeziębienie - katar, ból gardła, chrypa. Do tego jeszcze wieczorem niespodziewana wizyta znajomych, więc do łóżka kładłem się o godzinę i pół promila za późno:)
Do tego ziąb straszny w niedzielę z rana, no ale cóż - twardym trza być, nie miętkim. A poza tym, trasa w Mchach jest ponoć najtreściwsza z całego cyklu Solida.


Dojazd poszedł sprawnie, więc zdążyłem zrobić rozgrzewkę (zimno, wieje..) i ustawić się w czubie II sektora, co oznaczało dobrze ponad 20 minut stania. Niemal do samego końca stałem w ciepłej bluzie.


Wreszcie start, a po nim dupa. Spływam, jak kupa w klozecie. Raz, że nie lubię się rozpychać w tłoku przy 40 km/h (wiało akurat w plecy) na szutrach. Dwa, że organizmu nie oszukasz i jestem tego dnia po prostu słabszy niż zwykle. Trzy, że ten drugi sektor to całkiem mocny jest!

Początek, spływam sobie spływam
Początek, spływam sobie spływam © Josip

Gdy przegania mnie Szymon Kosicki, którego tydzień temu wyraźnie objechałem w Dolsku oraz pierwsze panie (m.in. Marta Gogolewska), mówię sobie ‘dość!”. Akurat kończy się płaska dojazdówka, zaczynają się pierwsze podjazdy, a więc od tego momentu przesuwam się w górę stawki. Niestety, teraz, szczególnie na podjazdach, jestem blokowany przez tych, którzy wyprzedzili mnie chwilę wcześniej. Oczywiście atakuję, wyprzedzam bokami, czyli robię to, co zwykle. Jedyna różnica jest taka, że zwykle sił starcza mi na około 2 godzin takiej jazdy, tym razem już po pół godzinie nadchodzi kryzysik i od tego momentu raczej staram się dojechać do mety tu, gdzie jestem, nie tracąc już więcej, a nie gonić tych, co z przodu.


Szymona widzę przez długi czas niewiele przede mną, ale w końcu mi odjeżdża (jakieś 3 min. na mecie), kilka razy tasuję się też z Jackiem, który ma problemy z łańcuchem. Jednak tego dnia kolega teamowy, tradycyjnie lepszy na sekcjach technicznych, jest również wyraźnie szybszy na podjazdach. W efekcie, znika mi z oczu na długo przed rozjazdem mega/giga.

Jeden z licznych zjazdów
Jeden z licznych zjazdów © Josip

Ja w końcu odnajduję grupkę, w której mogę jechać, jest w niej m.in. Jarek Słomiński z Rybek. Doganiamy nawet parę osób (chyba wszyscy z giga), a do nas z kolei dochodzi młoda dziewczyna z Eurobike’a (sic!), jak się później okazuje zwyciężczyni wśród kobiet.


Na krótko przed rozjazdem mega/giga atakuję (udanie), tylko po to by za chwilę przestrzelić zakręt i znów muszę gonić. Ostatniego z mojej grupki, czyli właśnie Jarka z Rybek, doganiam na wmordewindowej prostej tuż przed metą. Chwila odpoczynku na kole, sprint i chociaż ten wygrany finisz z młodszym zawodnikiem (M2) mam na pocieszenie z tego przeciętnego występu.

Ostatni zakręt przed finiszem, przyczajony..:)
Ostatni zakręt przed finiszem, przyczajony..:) © Josip

Chociaż w sumie, patrząc teraz na wyniki, to aż takiej tragedii nie ma. Miejsce (tak open, jak i M3) oraz procentowa strata do zwycięzcy - są bardzo podobne do wyścigu w Krzywiniu. Subiektywne odczucie jednak o wiele gorsze. Na pewno na przyszłość nauka z tego taka, że nie ma co startować na siłę, jak zdrowie niedomaga. No i podtrzymuję to, co pisałem wcześniej, że stać mnie tu na pozycję około 20 open. Postaram się to wkrótce udowodnić:)


Czas: 2:01:23
Open: 46/238
M3: 19/95
Strata do zwycięzcy (Open i M3 zarazem - A. Nowinka): 00:16:46



Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, MTB

Gogol Dolsk Mini

d a n e w y j a z d u 21.40 km 21.00 km teren 00:52 h Pr.śr.:24.69 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:259 m Kalorie: kcal Rower:Bestia
Niedziela, 7 kwietnia 2019 | dodano: 09.04.2019

Wyścig wkoło komina, jak niektórzy mówią:)


Patrząc na listę zapisanych oraz na zawodników obok w sektorze, wiedziałem, że szansa na pudło jest. I z takim też nastawieniem jechałem na ten maraton.


Start z pierwszej linii sektora 0. Tradycyjnie kiepsko, do tego początek to pętla po wyboistej i porośniętej trawą łące. Spadam do drugiej dziesiątki. Po wyjściu na utwardzony teren, cisnę ile fabryka dała. Widzę, że z przodu jest 4-osobowa czołówka z Bieniaszem (M4), dwoma młodymi (M2) z Środa Racing i jednym gościem z Bike Atelier (na oko M4). Potem jest trzyosobowy peletonik z Filipem Kaczanowskim (na pewno M3, znany mi dobrze rywal:) ), a dalej ja dociągający jeszcze paru kolarzy. Grupę z Filipem udaje się dojść dość szybko i tak lecimy w 6-7 osób przez pierwsze szybkie kilometry szerokimi autostradami leśnymi. Nawet współpraca się układa w miarę w miarę, ale dystans do czołowej czwórki się nie zmniejsza, niestety.


Gdy zaczyna się bardziej techniczny fragment, Filip ucieka. Ja akurat jadę czwarty, trochę przyblokowany w zakręcie i piachu, ale jak tylko mogę to ruszam za nim. Zbliżam się, ale prawie przestrzelam zakręt. Dystans znowu rośnie, a w dodatku przeganiają mnie Szymon Kosicki (M3) i Piotr Sućko. Dobrze, że dalej jest pod górkę, bo dzięki temu szybko dochodzę tego drugiego, a po jakimś czasie również i pierwszego.
Zostaje jeszcze Filip, ale jego w końcu również udaje się dogonić. No to lecimy razem. Za nami nikogo w zasięgu wzroku, przed nami dwójka - niby blisko, a jednak daleko tak:)


Staje się jasne, że dojedziemy we dwójkę na metę. Pomny przegranego finiszu we Wiórku AD 2017, planuję zaatakować na ostatnim podjeździe przed metą. Pech chciał, że Filip ma taki sam plan i dorzuca tak mocno do pieca, że z największym trudem utrzymuję się na kole. Ale na szczycie jesteśmy cały czas obok siebie. Na zjeździe wychodzę na czoło myśląc, że może większa zębatka z przodu pozwoli mi dokręcić i się urwać, ale wiatr jest ciut za mocny na taki manewr.


Ostatnie 2 ciasne zakręty i wpadam na wspomnianą już wcześniej pętlę po łące. To nie moja specjalność. Staram się trzymać z przodu, ale po przedostatnim zakręcie nie utrzymuję wewnętrznego toru jazdy i jest pozamiatane. Przegrywam o sekundę. Jak się okazało, to był finisz o 1-sze miejsce w kategorii.

Ogień na finiszu!
Ogień na finiszu! © Josip

No i trasa mogłaby być dłuższa, tak około 30 km, a nie 22.


Czas: 00:51:25
Open: 6/279
M3: 2/77
Strata do zwycięzcy Open (Mirosław Bieniasz): 00:05:10 (wtf?!)
Strata do zwycięzcy M3 (F. Kaczanowski): 00:00:01 (that was close:) )



Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, MTB

SOLID Krzywiń MEGA

d a n e w y j a z d u 35.00 km 33.00 km teren 01:30 h Pr.śr.:23.33 km/h Pr.max:55.40 km/h Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:417 m Kalorie: 1559 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 31 marca 2019 | dodano: 04.04.2019


Mój debiut na tym cyklu, po licznych rekomendacjach od znajomych:)
Rzeczywiście, organizacyjnie wszystko sprawnie, a sama trasa to nasz wielkopolski standard - dość łatwa (choć momentami niebezpieczna przez tłok) dojazdówka, singlowa sekcja esencja i powrót szerokimi duktami, a nawet asfaltami do mety.


Organizator przyznał mi na podstawie maila z moimi wiekopomnymi osiągnięciami AD 2018 dziką kartę w postaci prawa startu z sektora 2. Ustawiłem się tradycyjnie za późno, czyli gdzież na jego tyłach. Obok mnie Jacek.


Start ostrożny, bo ludzi tłum, a po 300 metrach dziurawej drogi następował ostry skręt w lewo. Następnie stopniowe przebijanie się do przodu, z jednym nerwowym momentem, gdy wyprzedzając zahaczyłem jednego kolarza i o mały włos nie wyglebiłem. Jacek początkowo trzymał się za mną, a od pewnego momentu przeszedł do przodu, jednak przez długie kilometry miałem go w zasięgu wzroku.


Na singlach się troszkę przykorkowało i trzeba była dreptać, a nawet przez moment stać w miejscu. Dalej już szło sprawniej. Jak zwykle, najwięcej zyskiwałem na podjazdach, na płaskim szło nieźle, a na zjazdach przynajmniej nie traciłem. Doszedł nas mocny zawodnik z LKK i razem z nim goniliśmy kolejne grupki.


Na drodze z płyt pod wiatr przyszedł jedyny moment kryzysu, ale udało mi się mądrze schować w peletoniku:) i przetrzymać. A na kolejnym podjeździe już zaatakowałem i urwałem całe towarzystwo. Wychodzi doświadczenie po blisko 10 latach ścigania, ch#j, że bez sukcesów:).


Ostatnie 7 km to samotne wyprzedzanie licznych miniowców i gonienie grupy przede mną, w której widziałem Janusza Przybysza i Ryśka Żurowskiego (obaj skręcili na drugą pętlę). Miałem jeszcze całkiem sporo powera, tak że udało się parę osób wyprzedzić na długim podjeździe niecały kilometr przed metą, a nawet na samym finiszu przegonić o długość koła zawodnika od Mroza.


Jestem zadowolony. Miejsce co prawda dość odległe, ale strata czasowa niewielka i myślę, że przy starcie z pierwszego sektora (który sobie wg moich obliczeń wywalczyłem) miejsca w okolicach 20-25 Open i top 10 M3 są w moim zasięgu. Chociaż łatwo nie będzie...

Czas: 1:30:31
Open: 48/388
M3: 25/173
Strata to zwycięzcy Open (A. Adamkiewicz): 10:59
Strata do zwycięzcy M3 (K. Borkowski): 8:53


Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, MTB

KE Wolsztyn GIGA

d a n e w y j a z d u 65.30 km 65.00 km teren 02:59 h Pr.śr.:21.89 km/h Pr.max:51.50 km/h Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:685 m Kalorie: 2577 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 30 września 2018 | dodano: 02.10.2018

Ah, jeszcze niedawno miałem już powoli dość ścigania, a teraz żałuję, że to już koniec:)


Lubię trasę w Wolsztynie, dobrze mi się tu jeździ. Jest taka w sam raz jeśli chodzi o dystans, czas jazdy oraz nagromadzenie odcinków bardziej technicznych w stosunku do szybkich przelotówek, gdzie można uzupełnić płyny i kalorie. Do tego jest malowniczo, a single i zjazdy pozwalają się po prostu dobrze bawić. A i pogoda z reguły dopisuje na przełomie września i października.


Dojazd na zawody ze Staszkiem zlatuje szybko, czas się nie dłuży.
Na miejscu spotykamy ekipę Unit Martombike Team w komplecie, pojawił się nawet kontuzjowany Grzesiek. Nasze konie, czyli Krzychu i Staszek wbijają się do 1 sektora, a ja z Adrianem, Dawidem i Jackiem stajemy w dwójce, i to zdecydowanie w jej tyłach (ludzie chyba się 40 minut przed startem zaczynają ustawiać). Za nami, w sektorze 3 stoją jeszcze Przemo z Marcinem, ale oni jadą mega. Natomiast pozostała szóstka deklaruje jazdę na giga, co zapowiada ciekawą walkę, daje szansę na współpracę oraz nadzieje na naprawdę dobry wynik w drużynówce.


No to ruszyli! Koledzy tradycyjnie już delikatnie mi odjeżdżają po starcie, ale nie na tyle bym ich stracił z pola widzenia. Za mostkiem, gdzie się delikatnie przyblokowało, widzę, że się zrobił mały odstęp między moją grupką, a tymi z przodu, gdzie cisną Adrian i Dawid (Jacek natomiast wystrzelił jak torpeda i ino kurz po nim pozostał:) ). Staję na pedały i bez problemu spawam, a na kole nikt się nie utrzymał. Ocho, to już wiem, że dziś powinno być dobrze. Jedziemy dalej gęsiego, łykając kolejnych zawodników, jak tylko pojawi się nadarzająca okazja.


Po wjechaniu na właściwą pętlę, jestem już w grupce z Adrianem i Dawidem, a że noga swędzi, to wychodzę na jej czoło. Naprawdę dobrze mi się kręci, na każdym podjeździe wypracowuję sobie małą przewagę nad resztą. Potem jest czas na łyka z bidonu, czy wciągnięcie żela. Teamowi koledzy zawsze dospawają, ale za każdym takim ‘atakiem’ aktualna grupka się uszczupli, albo uda się dojść następnych zawodników.

Prowadzę pociąg teamu B Unitów:)
Prowadzę pociąg teamu B Unitów:) © Josip


Pod koniec pętli Adrian bierze na siebie zadanie podkręcania tempa. Wpierw szalejąc na zjazdach, a następnie łykając tłumy zawodników z mini (coś nie najlepiej to obmyślili, bo przez 7 km wyprzedziliśmy lekko licząc z setkę miniowców, wielu na wąskich singlach).
Jest z nami jeszcze Piotr Wojdyłło z Cellfastu, więc zapowiada się mocny skład na drugą pętlę, ale Piotr niespodziewanie zjeżdża w kierunku mety. Zostajemy więc we 3.


Po wjechaniu na drugą pętlę, różnica jest kolosalna. Przed chwilą gęsty tłum, a teraz samotność długodystansowców. Tak nas to rozpręża, że niemal przestrzelamy zakręt. Cały czas noga podaje aż miło, przypominam sobie kryzysik jaki na tym etapie wyścigu miałem rok temu i potężną pokusę zjechania na mega. Teraz nie ma po tym ani śladu.
Doganiamy kolejnych zawodników, w tym czołówkę kobiet z elity (startowały 4 minuty przed nami). Na którymś podjeździe zostaje Dawid. Na kolejnym, zostaje cała reszta, co mi się na kole wiozła:). Dochodzę jeszcze Andrzeja Jackowskiego i widzę coraz bliżej sylwetki kolejnych 2 zawodników. Ale to już blisko 60-ty kilometr, ponad 2,5 godz. jazdy i w końcu zaczyna mnie trochę przytykać. To jeszcze nie kryzys, nie tryb awaryjny, ale muszę trochę uspokoić.


Pod koniec widzę jeszcze tych gości na sekcji bagno, jak akurat kończą się z niej wygrzebywać. Jak bym był odrobinę bardziej świeży, to bym przejechał w siodle i ich doszedł, ale nie jestem, więc muszę tak jak oni - zejść z roweru i pogodzić się z tym, że ich już nie dogonię. W ogóle te ostatnie parę kilometrów od mostku jadę dość wolno, na wysokiej kadencji, ale i lekkim przełożeniu. Na metę wjeżdżam niezagrożony przez nikogo, z czasem poniżej 3 godz. i na 4-tym, punktującym miejscu w drużynie.
Krzysiek i Stachu znowu pokazali moc zajmując 3-cie i 4-te miejsce w kategorii (moja strata do nich to, odpowiednio - 15 i 10 minut), Jacek przyjechał 3 minuty przede mną i też załapał się na podium w M4, brawo!


Drużynowo zajmujemy 4-te, kosmiczne miejsce na tej edycji, co oczywiście pozwala nam obronić miejsce 5-te w generalce, brawo my!:)


Czas: 2:58:56
Open: 36/68
M3: 12/26
Strata do zwycięzcy Open (G. Grabarek): 00:29:40
Strata do zwycięzcy M3 (M. Stachowski):00:19:58



Good bikes!


Kategoria 50-100, Maraton, MTB

Gogol Łopuchowo Mini

d a n e w y j a z d u 28.31 km 27.00 km teren 00:59 h Pr.śr.:28.79 km/h Pr.max:50.40 km/h Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:270 m Kalorie: 1258 kcal Rower:Bestia
Sobota, 22 września 2018 | dodano: 25.09.2018


Występ poniżej oczekiwań, przynajmniej moich:)

Tym razem start nietypowo w sobotę, żeby impreza nie konkurowała z PBC, za to konkurowała z MIchałkami:( Na rozgrzewce ku swojemu zaskoczeniu spotykam teamowego kolegę - Jacka. Oczywiście JP jedzie dłuższy dystans.

Jest chłodno i wietrznie, bo w nocy skończyło się lato, zarówno kalendarzowe, jak i meteorologiczne, taki zbieg okoliczności. Przynajmniej popadało i nie ma tyle piachu w lesie.


Coś mi się pochrzaniło, że start jest o 11, a przecież mega rusza pierwsze i to o 11:15, a mini jeszcze 15 minut później. W efekcie, marznę tylko w sektorze i całą rozgrzewkę diabli wzięli.
Wreszcie ruszamy! Na początek wąska runda wokół stadionu, od razu robią się odstępy. Po wjeździe na asfalt, blokuję amora, ośka-blat i cisnę w pogoni za czołówką. Wyprzedza mnie niesamowity w tym sezonie Krzysiek Borkowski z Adrianem Prymowiczem na kole. Podłączam się. Pojawia się szansa na dogonienie czołowej grupy, niestety po wjeździe w teren nie daję rady utrzymać tego tempa (>40 km/h) i puszczam koło. Zabrakło niewiele, góra 50 metrów, a dospawałbym do czołówki, gdzie jechał mól główny rywal z generalki.


Reszta wyścigu to gonka w 3-4 osobowej grupce. Udało się dojść dwóch zawodników, którzy odpadli z czołówki (obaj z M4). W moim peletoniku jeden gość (M2) z Rooweromanii szalał i urywał się na zjazdach, ale potem na podjazdach udawało mi się skleić. Widziałem, że jestem najmocniejszy w tym elemencie, ale z kolei nie na tyle mocny, żeby się urwać.

Na długiej prostej powrotnej do asfaltu dostrzegłem z przodu Artura Smolińskiego i Sławka Bączyka (1-szy i 2-gi z M4). Zmniejszaliśmy dystans, ale ostatecznie ich nie dogoniliśmy, jeszcze kilometr i byliby nasi.


Na ostatnim asfaltowym podjeździe atakuję. Chyba trochę za wcześnie. Troszkę odjechałem, ale zanim dotarliśmy do stadionu już byli przy mnie, a jeden z M3 nawet zdołał się wepchnąć przede mnie na singiel wzdłuż trybun. Finisz z jednym zakrętem 180 stopni i trzeba 90 stopni na trawie, to nie moja domena. Ostatecznie na metę wjeżdżam 3-ci z 4-osobowej grupy.

Wjazd na metę, 3-ci z grupki
Wjazd na metę, 3-ci z grupki © Josip

Jak chcę się ścigać o pudło w mini, to muszę popracować nad mocą zaraz po starcie. Wytrzymać pierwsze 2 kilometry w czołówce, to potem będzie już dobrze.
Co prawda dziś pierwsza trójka (tak M3, jak i całego wyścigu) była poza zasięgiem, to jednak z 4-tym (Maciej Krzewina, bezpośredni rywal do pudła w generalce) bylem w stanie powalczyć, gdyż mimo początkowej straty, na mecie byłem zaledwie minutę po nim.


Czas: 00:59:17
Open: 12/194
M3: 6/67
Strata do zwycięzcy Open i M3 (K. Borkowski): 3:45



Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, MTB

KE Zielona Góra

d a n e w y j a z d u 52.46 km 51.00 km teren 02:55 h Pr.śr.:17.99 km/h Pr.max:61.60 km/h Temperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:911 m Kalorie: 3030 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 2 września 2018 | dodano: 06.09.2018

Powiem tak - trasa petarda, ale moim zdaniem nie na 75 km. To właściwie ciągły singiel, góra-dół, między drzewkami, przez skarpy i wąwozy. Asfaltu całe 500m i to tak z 7% nachylenia, leśnych duktów czy szutrówek praktycznie brak.
Już ta specyfika przywodzi na myśl bardziej trasy XC, niż maratony.


Ruszyłem z tyłów 2-giego sektora, mimo wszystko nastawiając się na 3 pętle, czyli raczej spokojnie, żeby się nie zajechać. Obok mnie Jacek, który jednak od razu mocno strzelił do przodu i dość szybko kontakt mi się z nim urwał. Miałem za to cały czas w zasięgu wzroku, jakieś 100 m. przed sobą, Piotra Wojdyłło z Cellfasta.


Właściwie cały czas wyprzedzam, szczególnie na podjazdach. Niestety, zjazdy wciąż nie są moją domeną, tym bardziej jak jest mokro. Wiem, że tam tracę najwięcej i daję szansę wcześniej wyprzedzonym zawodnikom, na dojście do mnie. Nie wspominając już o tym, jak odjeżdżają mi wtedy Ci, którzy są z przodu.

Końcówkę I pętli
Końcówkę I pętli © Josip

Pod koniec 1 pętli dochodzi nas czub mini, co mnie trochę dołuje. Zapewne jest to efekt długiej pętli i braku dojazdówki, ale mimo wszystko - trochę siara. Co ciekawe, różnica prędkości wcale nie jest duża (jak oni nadrobili te 11 minut?), znaczy mógłbym złapać koło, gdyby nie to, że oni mają do mety jeszcze parę kilometrów, a ja… 50 parę, tak zakładam na ten moment.

Tniemy się z Grześkiem P. (mini) na podjeździe
Tniemy się z Grześkiem P. (mini) na podjeździe © Josip

Drugą pętlę jadę w większości samotnie, stopniowo doganiając kilka osób, w tym kobiety z Elity czy maruderów z jedynki. W okolicach Tatrzańskiej w końcu dostrzegam przed sobą strój Unita. To Dawid, który startował z jedynki. W sumie, biorąc pod uwagę jak mało kolega ostatnio jeździ, to liczyłem, że wcześniej go dojdę. Coż, widać źle liczyłem:)
Zresztą, jadąc chwilę za Dawidem, mam okazję zauważyć, że technika jazdy u niego wciąż jest na bardzo wysokim poziomie.


W końcu go wyprzedzam na małej zmarszczce. Coraz bliżej do rozjazdu mega/giga, skąd do mety, jeśli wybierze się pierwszą opcję, jest jakieś 300 m. Rzut oka na licznik - już blisko 3 godz. jazdy za mną, a średnia poniżej 18 km/h. Nieźle, czasem w górach mam lepszą. Czuję, że to trzecie kółko, mimo tego, że starałem się oszczędzać, będzie walką o przetrwanie. Pokusa zjechania do mety jest zbyt silna i tym razem wybieram mega. Próbuję jeszcze dogonić jednego zawodnika, ale ostatecznie wjeżdżam na metę parę metrów za nim.


Wyniki jest przyzwoity, ale też bez rewelacji. Pewnie mogło być trochę lepiej, gdybym od początku nastawiał się na mega, albo startował z 1 sektora. No nic, nie ma co gdybać, ale ta możliwość wyboru dystansu na trasie ma jednak swoje wady.


Czas: 2:55:02
Open: 63/172 (ponad 40 osób nie ukończyło zawodów!)
M3: 27/67
Strata do zwycięzcy Open i M3 (Szczepan Paszek): 33:48



Good bikes!


Kategoria 50-100, Maraton, MTB