josip prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2017

Dystans całkowity:116.40 km (w terenie 110.00 km; 94.50%)
Czas w ruchu:04:56
Średnia prędkość:23.59 km/h
Maksymalna prędkość:50.00 km/h
Suma podjazdów:1696 m
Suma kalorii:2423 kcal
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:58.20 km i 2h 28m
Więcej statystyk

Gogol MTB Wyrzysk

d a n e w y j a z d u 52.20 km 48.00 km teren 02:25 h Pr.śr.:21.60 km/h Pr.max:47.50 km/h Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1169 m Kalorie: kcal Rower:Bestia
Niedziela, 28 maja 2017 | dodano: 31.05.2017


To chyba mój ulubiony maraton w Wielkopolsce!
Genialny widokowo, niemal górski w profilu (1100 m w pionie na niespełna 52 km w poziomie), a do tego stosunkowo łatwy technicznie.

Tym razem na miejsce dojechałem z Dawidem, podróż minęła nam nie wiem kiedy. Zaparkowaliśmy na rynku pod kościołem, gdzie akurat odbywała się msza. Ksiądz prawił, że najważniejsza w żywocie ludzkim jest nadzieja. Hmm… mądrość ludowa ma zgoła odmienne zdanie na ten temat:)

Pogaduchy z kumplami, rekonesans pierwszych kilometrów i wbijamy do drugiego sektora. Swoją drogą, trochę bezsens z tym regulaminem - na pierwszy sektor wystarczą 2 starty bez względu na miejsce, zwycięzca jednej edycji, który ominął by kolejną - startuje z drugiego.

Ruszamy!
Ruszamy! © Josip

Start tym razem bez nerwówki, tylko kurzawa się straszna podniosła jak lecieliśmy drogą pylistą, drogą polną. Po wjeździe na asfalt, okazuje się, że ktoś przed nami puścił koło i trzeba spawać, żeby dogonić czołową grupę. Piękna współpraca teamowa z Dawidem i Adrianem i po zmianach dajemy radę. Oprócz nas, koło utrzymała tylko… Marta Gogolewska. Brawo!

Wjeżdżamy w teren, zaczynają się podjazdy. Adrian nadaje naprawdę mocne tempo. Przechodzimy wiele osób, ale ledwo trzymam dystans. W pewnym momencie dochodzimy Jacka i formujemy 4-osobowy pociąg Unitów jeden za drugim. Jaka szkoda, że nikt tego nie uwiecznił!:)


Końcówka najdłuższego szutrowego zjazdu
Końcówka najdłuższego szutrowego zjazdu © Josip

Po zjeździe trochę nam się to rozciągnęło, Dawid przeskoczył do grupki z przodu, Jacek z Adrianem w środku, a ja w ostatniej grupce. Dochodzimy ich na asfalcie. Po chwili skręt w prawo i początek najdłuższego podjazdu. Staję na pedały i atakuję. Zero reakcji peletonu:) Jak się okazało Jackowi akurat wtedy zaczęły się problemy z poluzowaną korbą i dlatego nie mógł skontrować.

No trudno, gonię sam. Przed szczytem dochodzę Tomka Wachowiaka, a potem ładnie współpracując dojeżdżamy do Grześka Hoffiego i Łukasza Włodarczaka z Fogta. Nas z kolei dochodzi bardzo mocno cisnący Andrzej Ruminkiewicz.

W takim składzie przejeżdżamy cały fantastyczny odcinek łącznika i początek drugiej pętli. Na ostatniej hopce przed długim zjazdem Hoffi i Andrzej podkręcają tempo i gubimy pozostałą dwójkę. Niestety ja też nieznacznie zostaję z tyłu na szutrze, bo boję się dobicia dętki na ukośnych przepustach. Dwaj z przodu doganiają jeszcze 2 i na asfalcie formują pociąg. Nie mam szans ich dojść i tak oto zostaję sam.

Widzę, że nie są daleko, na dłuższych prostych mogę dostrzec koszulkę kogoś z Jakś Budu (to pewnie Piotr Przybył) przed sobą, ale nie mogę go dojść. Napieram więc samotnie, wyprzedzając miniowców i, o dziwo, Huberta Spławskiego z Agrochestu.

Tabliczka ‘5 km’ do mety mnie zaskakuje, myślałem, że to dalej, no trudno:) Mocy jeszcze całkiem sporo, a do tego jest z wiatrem, więc przez pola cisnę prawie 40 km/h. Niestety, trochę zabrakło kilometrów, żeby odrobić straty. Na metę wjeżdżam 6 sekund za Piotrem Przybyłem i niespełna 1,5 minuty za Dawidem.

Tradycyjna rybka, ale moc na ostatnich kilometrach jest:)
Tradycyjna rybka, ale moc na ostatnich kilometrach jest:) © Josip

Okazuje się, że Krzychu znowu dowalił ostro do pieca i przyjechał 5 open oraz 3 w kategorii! My z Dawidem, odpowiednio 5 i 7 w M3. Jacek, mimo problemów techniczncyh (korba trzymała się tylko na 1 śrubie!) zajął świetne 34 miejsce open, Adrian, chyba troszkę przeszarżował na początku, ale i tak przyjechał niewiele za nami.
Z kolei Przemek na mini solidnie przećwiczył sobie wyprzedzanie, po starcie z tylnych sektorów:)
W efekcie - drużynowo zajmujemy 2 miejsce i wskakujemy na pudło w generalce! Słabo?:)

Czas: 2:24:55
Open: 21/138 (6 DNF)
M3: 7/44 (1 DNF)
Strata do zwycięzcy Open (H. Semczuk): 16:21
Strata do zwycięzcy M3 (K. Orlik): 10:54


Good bikes!


Kategoria 50-100, Maraton, MTB

Gogol MTB Mosina

d a n e w y j a z d u 64.20 km 62.00 km teren 02:31 h Pr.śr.:25.51 km/h Pr.max:50.00 km/h Temperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:527 m Kalorie: 2423 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 7 maja 2017 | dodano: 08.05.2017

No tośmy się potaplali w błotku:)
Już krótki dojazd singlem przy gliniankach z parkingu do biura zawodów uzmysłowił mi, że będzie ciężko - mokro, grząsko, błotniście, ślisko i niebezpiecznie. I tak też było.
Start z 1 sektora wywalczonego na Messengerze:) Obok mnie Krzychu i elita wielkopolskiego MTB. Początek to oczywiście nerwówka na asfaltowym zjeździe Spacerową, niektórzy tną po krzakach, debile.. W końcu jesteśmy na dole, nawrotka, start ostry i dzida Pożegowską w górę. Takie sztywne podjazdy to coś dla mnie, na górze melduję się około 20 miejsca open, niewiele za czołówką.

Niestety zaraz koniec podjazdu:)
Niestety zaraz koniec podjazdu:) © Josip

Niestety, podjazdy nie trwają wiecznie:), a ja na zjazdach, szczególnie brukowo-piaszczysto-błotnych po prostu tracę. Po chwili przegania mnie Dawid i krzyczy ‘Lecimy Wojtas!”. No to lecę:)! Środkiem przez kałuże, bo ominąć i tak się nie da. Dobrze, że nie poleciałem mordą w błoto, a wiele nie brakowało.

Singiel wzdłuż Greiserówki to rura ogień w moim wykonaniu, mijam 2 kolarzy i na dole dochodzę grupkę z Dawidem i Ryśkiem Żurowskim. I tak sobie lecimy przez WPN w pociągu na oko 10-12 osobowym, W okolicach Szreniawy widzę w nim jeszcze Jacka, ale dalej, nad Jarosławieckim już go z nami nie ma. Rozpoznaję natomiast kolejne twarze - Piotr Zellner, Roman Kołodziejczyk, Mafia… same asy:) W tym towarzystwie raczej plączę się gdzieś z tyłu, jako jeden z ostatnich wagonów. Poza tym, gdy są kałuże i błoto, nie lubię jechać bieżnik w bieżnik, chociażby dlatego, że wtedy cały czas syf leci spod kół na okulary. Czasem muszę przez to podgonić, ale - o dziwo - udaje się. W końcu atakuję na podjeździe Pierścieniem, plan jest taki, żeby coś zyskać na podjeździe i na górze zjeść spokojnie żela, bo czuję, że inaczej przyjdzie kryzys. No i tak nie do końca mi się to udaje. Przed Janosikiem jestem 3 z grupki, ale tam próbuję wjechać, niepotrzebnie, zrzucam na młynek, łańcuch zaciąga i o mało nie zrywam. Muszę wbiec, a na górze jeszcze się chwilę z tym mocować.

Dawidzie, zaraz złapię cię!:)
Dawidzie, zaraz złapię cię!:) © Josip

W efekcie, przy przejeździe przez miasteczko, jestem już znowu pod koniec pociągu, który się przy okazji trochę porozrywał. Dawida mam cały czas w zasięgu wzroku. Wydaje mi się, że na sekcji kałuż nie tracę, więc gdy podłoże robi się ciut łatwiejsze - sięgam wreszcie po żel. Trochę mi uciekają, ale mam nadzieję, że na podjeździe do SPAlarni znów ich dojdę. Taa, czyją matką jest nadzieja? Na początku owego podjazdu jest bardzo grząsko, zrzucam na młynek i łańcuch znów zaciąga. Tym razem tak, że aż się zakleszczył między ramą a prowadnicą przerzutki. Chwilę się z tym babrzę, potem muszę butować.

I w ten oto sposób zostaję sam, a przede mną niemal cała druga runda. No nic, trzeba cisnąć. Na razie nikogo za sobą nie widzę, jestem jednak pewien, że prędzej czy później mnie dojdą. I tak sobie kręcę - leśniczówka, Szreniawa, pola, bagna przy Jarosławieckim, kurwidołki koło dyrekcji Parku, tarka, Trzebaw…, a za mną ciągle nikogo. Czyżbym był ostatni?:)

Docieram do Pierścienia i dostrzegam przed sobą 2 z mega. Są ujechani, jeden chwyta koło, ale na pierwszym lepszym podjeździe dorzucam do pieca i puszcza. Do mety 5 km, chyba się uda i jednak nikt mnie nie dojdzie. Na Janosiku tym razem pustka, kibiców gdzieś wymiotło. Skrzynecką wjeżdżam twardo, na blacie, mimo zapieku w udach, ale boję się znowu na młynek wrzucać. W końcu jestem na górze, Studnia Napoleona, jeszcze parę depnięć i wjeżdżam na metą, gdzie czeka już na mnie stęskniona żona:). Jest też Dawid, który przyjechał 3 minuty przede mną, Przemo, który jechał dziś mini i oczywiście Krzychu, który tym razem przegrał pudło o sekundę z byłym kolarzem zawodowym. Dochodzę do siebie, a po kolejnych 5 minutach na Polanie zjawia się również Jacek. Nie ma co, mamy ekipę w tym roku!

Okazuje się, że jestem 33 open i 11 w M3. Nieźle ale na sektor 1 jednak za mało. No i niedosyt mam, że przez błędy taktyczno-techniczne nie utrzymałem się grupce Dawida na 2 pętlę, bo wiem, że zgubić bym się nie dał:)
Czas: 2:30:45
Open: 33/110
M3: 11/45
Strata do zwycięzcy open (M. Górniak) - 16:46
Strata do zwycięzcy M3 (B. Surowiec) - 13:39


Good bikes!


Kategoria 50-100, Maraton, MTB