20-50
Dystans całkowity: | 14396.63 km (w terenie 7661.62 km; 53.22%) |
Czas w ruchu: | 667:04 |
Średnia prędkość: | 21.55 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.00 km/h |
Suma podjazdów: | 37466 m |
Maks. tętno maksymalne: | 190 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 165 (86 %) |
Suma kalorii: | 79624 kcal |
Liczba aktywności: | 404 |
Średnio na aktywność: | 35.64 km i 1h 39m |
Więcej statystyk |
SOLID Przyłęk MEGA
d a n e w y j a z d u
38.90 km
37.00 km teren
02:03 h
Pr.śr.:18.98 km/h
Pr.max:51.50 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:500 m
Kalorie: 2131 kcal
Rower:Bestia
Po tym jak straciłem szansę na generalkę po złapaniu podwójnego laczka na 1 kilometrze trasy tydzień wcześniej w Dąbrowie, nie miałem już motywacji żeby jechać giga.
Poza tym, dzień wcześniej był udany dla mnie wyścig w Wiórku, co prawda krótki, ale na takiej intensywności, że glikogenu na pewno zużyłem sporo.
W dodatku, podczas samotnego dojazdu autostradą pod Nowy Tomyśl zaczęło lać. Co prawda, w momencie startu już zaledwie kropiło, ale deszcz zdążył solidnie wszystko zmoczyć. Już po krótkiej rozgrzewce miałem mokre gacie. Temperatura niewiele powyżej 10 stopni, czyli - krótko mówiąc - pogoda na rower dobra (bo nie bardzo dobra) :).
A sam wyścig? Składał się dla mnie z 2 etapów. Pierwsze niemrawe i zachowawcze 5 km, podczas których tracę dystans do tych, z którymi powinienem się dziś ścigać. I pozostałe 35 km kiedy łapię flow, cisnę momentami jak szalony i wyprzedzam dobrze ponad 20 zawodników, samemu nie będąc dogonionym przez nikogo. Jechało mi się naprawdę świetnie. Okazało się, że błota praktycznie nie było (poza jednym przejazdem przez bagno na początku pętli), a deszcz tylko pomógł i utwardził piaszczyste zwykle single. Trasa podobała mi się chyba najbardziej ze wszystkich edycji Solida, które dane było mi jechać w tym sezonie. Pod koniec zacząłem nawet żałować, że przepisałem się na mega. Chociaż w sumie może dobrze się stało, bo gdzieś na wertepach zgubiłem bidon, a miałem tylko 1 (z drugiej strony - planując jechać giga, miałbym na pewno 2).
Szkoda, że to już koniec, bo sezon wyścigowy w sumie był bardzo krótki w tym dziwacznym, covidowym roku. Oby za rok wszystko wróciło do normalności!
Czas: 2:03:27
Open: 25/104
M4: 9/38
Strata do zwycięzcy Open (J. Mądry): 13:17
Strata do zwycięzcy M4 (R. Lonka): 11:29
Kategoria 20-50, Maraton, MTB
MTB Wiórek 2020 MINI
d a n e w y j a z d u
20.60 km
20.60 km teren
00:48 h
Pr.śr.:25.75 km/h
Pr.max:44.60 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:116 m
Kalorie: 865 kcal
Rower:Bestia
MTB Wiórek 2020, czyli rodzina na medal:)
Do ostatniej chwili nasz występ stał pod znakiem zapytania, bo zgapiłem się z zapisami i wyczerpał się limit zawodników (restrykcyjny, ze względu na covid), we wszystkich 3 wyścigach.
Po rozmowie z panią Esterą z Mosir Mosina zostaliśmy wpisani na listę rezerwową. I tak po kolei, w miarę jak inni ludzie rezygnowali ze startu, dopisywano nas na listę startową. Kubuś dostał nr dopiero jakieś 30 min przed startem, ale za to jaki numer! Zobowiązujący:)
Na pierwszy ogień wyścig młodzieży na dystansie 7 km, wspólny start dla 2 grup rocznikowych nastolatków. Już pierwszy rzut oka na rywali moich dzieciaków pozwala stwierdzić, że łatwo nie będzie. Stroje kolarskie, spdy, karbony i emblematy klubowe - dominują Stomil Poznań i Kometa Śrem. No i łatwo nie było - Oski dojechał 11 w swojej kategorii. Z kolei Blanka zajęła 3-cie miejsce, ale też wśród dziewczyn było tylko 5 zawodniczek.
Ogólnie - to już jest ten etap, że sam talent i ogólna sprawność fizyczna nie wystarczą do sukcesów. Trzeba trenować! A do tego coś zapału nie ma..:)
Następnie wyścig najmłodszych dzieciaków: 3 d 5 lat. Mój Kubuś jest tutaj najstarszy, a w dodatku dość sporo jeździ i to często po niełatwym terenie, np. wertepiastą Poligonową. Ambitny tata zwęszył więc szansę i kazał się synkowi ustawić w pierwszym rzędzie. Mało brakowało, a i tak nic by z tego nie było, bo wskutek nagłego ataku tremy, mały zawodnik postanowił rzucić rower i z hasłem ‘Nie jadę, to jest głupie!” usiadł na poboczu:) Nie wiem jakim cudem udało mi się go jednak przekonać do udziału w zawodach, ale koniec końców wystartował.
A jak już ruszył, to było dobrze. Drugie miejsce, pomimo oglądania się za mną gdzieś tak od połowy mniej więcej półkilometrowej trasy. W sumie, to i tak dobrze, że dojechał na tym drugim miejscu, bo chwilę po przekroczeniu linii mety, przerażony że mnie nie ma, zawrócił i zaczął jechać po prąd:)
Potem jeszcze była mała przeprawa z namówieniem Kuby do wejścia na podium, na które wywoływał sam red. Kurek. Właściwie, to namówić synka tym razem mi się nie udało, więc go prostu, wrzeszczącego wniebogłosy, zaniosłem:)
Podsumowując - noga jest, ale nad przygotowaniem mentalnym trzeba jeszcze trochę popracować.
Na koniec mój wyścig. Tym razem dystans mini, czyli jedna około 20-kilometrowa pętla. Przed startem analizowałem trochę listę zgłoszeń i doszedłem do wniosku, że mogę powalczyć nawet o zwycięstwo open, ponieważ najmocniejsi kolarze postanowili ścigać się na mega.
No i powalczyłem o to zwycięstwo. Nie wygrałem, ale zabrakło raptem 10 s., co jest moją najmniejszą stratą do zwycięzcy w historii startów.
Od startu do mety jechałem w 6-osobowej czołówce, w której cisnął też m.in. Marek Ostrowski. Tempo mocne, rwane, trasa kręta i piaszczysta, miejscami zarośnięta i z korzeniami, raczej płaska. To na pewno nie jest wyścig pode mnie, przede wszystkim zabrakło choćby jednego dłuższego podjazdu. Poza tym, jedzie mi się średnio i raczej walczę, żeby mnie nie urwali. Może to niewyspanie, może fakt, że zawsze ciężko jest mi wejść na wysokie obroty od samego początku (niezależnie od tego czy i jaką zrobię rozgrzewkę), może organizm mam przyzwyczajony do 3-godzinnych maratonów giga a nie gonek po lesie poniżej 50 min. Myślę, że utrzymałem się głównie siłą woli i ambicją. Ale nawet nie wiem, w którym momencie nam Marek odjechał. To musiało być jakieś 2-3 kilometry przed metą, na piaszczystej drodze wzdłuż Warty. Jechałem z tyłu, to nie widziałem.
Finisz przegrany o długość koła, bo mnie jeden kolega nieświadomie przyblokował. W sumie, to na metę wjechałem 3-ci, bo jeden zawodnik (D. Gałas) pojechał prostu, jakby na drugą rundę, ale mu to org uznał. Trochę dziwne, ale ok.
Dziwactw było też więcej:
- czas netto liczony dla wszystkich zawodników (możesz wygrać z kimś finisz o przysłowiową grubość opony, ale jeśli on przekroczył linię startu o sekundę później, to będzie przed tobą, absurd!
- Pierwszych 3 open nie jest już dekorowanych w kategorii (dzięki temu ja stanąłem na najwyższym stopniu podium)
- kategorie wiekowe (M40 to roczniki 1980-89), co akurat było dla mnie dobre, bo gdyby przyjąć taki podział jak na Solidzie, czy w BM, to cała trójka przede mną była z M4
No dobra, dosyć marudzenia, jak to mawiał Rodman - first jest first:)
Czas: 00:47:21
Open: 4/178
M40: 2/67
Strata do zwycięzcy Open (M. Ostrowski): 10s
Strata do zwycięzcy M40: (D. Gałas): 1s
Good bikes!
Kategoria 20-50, Maraton, MTB
Bikemaraton Kowary, MEGA
d a n e w y j a z d u
44.51 km
3.00 km teren
03:11 h
Pr.śr.:13.98 km/h
Pr.max:71.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1777 m
Kalorie: 2893 kcal
Rower:Bestia
Trasa dała w kość - blisko 1800 m przewyższenia na 45 kilometrach.
Do mniej więcej 2/3 dystansu jechało mi się świetnie. Potem jednak przyszła łopata (dłuuugi podjazd z nachyleniem ponad 20%), awaria łańcucha (spadł z zębatki i się jakoś dziwnie wygiął, dobre 3 min w plecy) i kolejny stromy, tym razem trawiasty podjazd w pełnym słońcu. Tam przyszedł mały kryzys, ale się jakoś pozbierałem.
Cieszy fakt, że technika zjazdowa się minimalnie poprawiła, już jakby mniej osób mnie wyprzedza, prawie wszystko zjechałem w siodle.
Blania i Oski wystartowali na fun. Ukończyli (córa to się nawet na pudło załapała!), podobało się, nawet bardzo i chcę jeszcze:)
Czas: 3:14:35
Open: 65/199
M4: 21/80
Strata do zwycięzcy Open: 00:48:12 (do M4 półtorej minuty mniej)
Good bikes!
Kategoria 20-50, Góry, Maraton, MTB
MTB Wiórek 2019 MEGA
d a n e w y j a z d u
42.77 km
42.77 km teren
01:43 h
Pr.śr.:24.91 km/h
Pr.max:54.00 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:308 m
Kalorie: 1639 kcal
Rower:Bestia
Debiut wyścigowy naszych nowych maszyn - mojej i Oskiego.
Myślę, że wypadł bardzo dobrze, choć do pełni szczęścia zabrakło paru centymetrów w przypadku Oskarka (przegrał finisz o 3-cie miejsce dosłownie o grubość opony) i paru metrów w moim przypadku (oficjalnie 6 sekund do pudła, ale czas był mierzony netto, ja startowałem jako pierwszy z ‘mojej’ grupki, więc tak naprawdę to była jeszcze mniejsza różnica).
Pogoda nie dopisała - w nocy i nad ranem lało, a w trakcie wyścigu mżyło i kropiło. W dodatku było przenikliwie zimno, góra 8 stopni. Na szczęście teren w Wiórku jest mocno piaszczysty, a trasa w zdecydowanej większości poprowadzona jest w lesie. Tak że błoto było w sumie niewiele. Owszem, było ślisko, ale tutaj nowy rower spisał się znakomicie, prowadził się pewnie i ani razu nie uślizgnęło mi się przednie koło na korzeniach. Ten Lefty to magia!
Start! © Josip
1 Kółko:
Dość szybko po starcie utworzyła się około 5-osobowa grupka, która stanowiła drugi pociąg wyścigu. Przez długi czas widzieliśmy przed sobą czołówkę, ale nie byłem w stanie ich dojść. Wkrótce wchłonęliśmy 2 zawodników (w tym Radka Ostrowskiego), którzy odpadli z pierwszego pociągu. Dużo pracowałem z przodu, czułem moc, ale nie na tyle, żeby samemu odjechać. Tym bardziej, że w perspektywie jeszcze druga pętla. Na odcinku wzdłuż Warty, przez moment było nas chyba z 10, ale gdzieś w okolicach wjazdu na drugie okrążenie, to się wszystko trochę porwało. Na szczęście zostałem w tej szybszej grupie
Kto ciśnie z przodu?:) © Josip
2 Kółko:
Stopniowo doganiamy tych z czołówki, co przeholowali z tempem. Wpierw Mateusza Siejaka, a następnie samego Mroza (po kontuzji ręki). Dociera do mnie, że otworzyła się szansa na pudło w M3, bo z przodu, wg moich obliczeń, jada tylko Adrian Prymowicz i Szymon Matuszak. Tempo wzrasta, zostaje nas tylko pięciu (wszyscy z M3!). Radek Ostrowski nieświadomie (chyba) skraca trasę i ucieka (po tem na mecie się przyznał i dodano mu minutę do czasu. Szacunek!). Przed ostatnim wirażem wychodzę na czoło, bo chcę pierwszy przejechać przez błoto i mieć dobrą pozycję na finisz, który w dodatku jest lekko pod górkę. Niestety, nie wybrałem najlepszego toru jazdy i dwóch mnie przegoniło. Staję w pedały, ale mocy brakuje (mści się, że nie wziąłem żadnego żela !@#$%). Udaje się odeprzeć atak zawodnika za mną (dosłownie o włos, a i tak w wynikach jestem za nim, przez ten pomiar czasu netto), ale tych dwóch, którzy mnie wyprzedzili w błocie już nie jestem w stanie dojść. Szkoda, bo gra była o podium…
Na mecie. Zawodnik na pierwszym planie stanął na podium M3 © Josip
Mimo wszystko, jestem zadowolony. Nowy rower robi różnicę nawet na takim płaskim wyścigu. Im więcej będzie przewyższeń i technicznych odcinków, tym bardziej powinienem zyskać na nowej maszynie.
Przeprawa przez błoto, końcówka 1 pętli © Josip
Trasa też bardzo fajna, wyciśnięte z terenu ile się da, na pewno o niebo ciekawiej niż u Gogola w Łopuchowie.
Nóżka aż swędzi żeby się jeszcze pościgać w tym sezonie. Może w Sobótce, jeśli tylko uda mi się wymigać z jednego bezsensownego wesela:)
A jak nie, to motywacja do treningów na zimę jest mega mocna.
Czas: 1:42:32
Open: 10/68
M3: 6/26
Strata do zwycięzcy Open (D. Lewek): 00:08:14
Strata do zwycięzcy M3 (A. Prymowicz): 00:06:50
Good bikes!
Kategoria 20-50, Maraton, MTB
Gogol Łopuchowo Mini
d a n e w y j a z d u
24.48 km
21.00 km teren
00:48 h
Pr.śr.:30.60 km/h
Pr.max:51.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:223 m
Kalorie: 1104 kcal
Rower:Bestia
Szybko, za szybko. Noga po Michałkach dzień wcześniej nie była świeża, bo i świeża być nie mogła. Właściwie wyścig przegrany dla mnie na stadionie. Mały problem z wpięciem się w spd spowodował, że na asfalt wyjechałem jako ostatni z 1 sektora. Z tyłu został też Szymon Kosicki, który dzień wcześniej stał na pudle mini w Wieleniu. Próbowaliśmy dospawać jadąc po zmianach, ale mimo ciśnięcia ponad 40 km/h nie daliśmy rady.
Potem całą trasę jechaliśmy razem, łykając kilka osób które odpadły z blisko 20-osobowej czołówki. Brakowało jakichkolwiek trudności technicznych, podjazdy były raptem 2 - za krótkie i za łagodne, żeby w czubie mogła dokonać się jakakolwiek selekcja.
Na metę wpadam o długość koła za Szymonem a 2 rowery przed gościem z Kosoxa. Okazuje się jeszcze, że najlepsi z II sektora pojechali dosłownie 3 sekundy szybciej, więc ostatecznie wylądowałem gdzieś koło 25-tego miejsca Open. Wygrał Bieniasz na przełaju, ze sporą przewagą, czyli wynik pod kątem generalki bardzo słaby (raptem 454 punkty) i nie poprawiłem swojego najgorszego wyniku w tym sezonie. W efekcie generalkę kończę jako 15-ty open i 5-ty M3. Na pewno poniżej oczekiwań.
A teraz parę słów goryczy. Sorry, ale to był prawdopodobnie mój ostatni występ u Gogola. Niestety, pan Wojtek odpierdala z roku na rok coraz większą mańanę i jak dla mnie - czara się przelała. Trasy są krótkie i banalne, a i tak często poprowadzone po pętlach. Łopuchowo to już było jakieś kuriozum - zwycięzca mini przyjechał w 43 minuty, a zwycięzca mega w 1:07! Średnie na poziomie 32-33 km/h. Ani to maraton, ani MTB, co najwyżej jakieś kryterium leśne. Jak będę się chciał pościgać w peletonie, to przyjadę na Kolarski Czwartek na torze…
O dekoracji generalki to już nie wspomnę. Ponoć miała się zacząć o 16 ( a przypomnę, że na mecie byłem krótko po 12. Wyniki też nie były nigdzie wywieszone ani podane w necie, więc można się było tylko domyślać, czy wejdzie się na szerokie pudło czy nie.
Tak że, dziękuję bardzo, ostatni gasi światło.
Dla porządku:
Czas: 00:48:25
Open: 27/289
M3: 11/77
Strata do zwycięzcy Open i M3 zarazem (M. Bieniasz): 00:04:28
Good bikes!
Kategoria 20-50, Maraton, MTB
Gogol Suchy Las MINI
d a n e w y j a z d u
31.00 km
30.00 km teren
01:10 h
Pr.śr.:26.57 km/h
Pr.max:49.70 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:312 m
Kalorie: 1286 kcal
Rower:Bestia
No, wracam na swoje miejsce w tym cyklu:) Potwierdziło się, że Binduga to tylko chwilowa niemoc, a nie jakiś ogólny trend. Dzięki bogu..
Dojazd na miejsce z domu, razem z Jackiem i Mikim, niecałe 7 km, idealne na rozgrzewkę.
Start tym razem całkiem przyzwoicie, od zjazdu z asfaltu na Poligon, to już w ogóle idzie dobrze. Udaje się urwać 2 rywali i dojść Szymona Kosickiego oraz małą grupkę ze Sławkiem Bączykiem i Radkiem Markiewiczem. Cały czas idzie ogień, petarda na podjazdach i dokręcanie na zjazdach. Pierwszą pętlę przejeżdżam poniżej 35 minut, około 50 s wolniej niż czołówka.
Premia górska moja:) © Josip
Niestety, pod koniec pętli Szymon mi nieznacznie odjeżdża. Potem przez długi czas widzę go przed sobą, próbuję policzyć dystans i wychodzi mi około 20 s. Zaginamy się z Krzysztofem Wieszczeczyńskim, żeby to zmniejszyć, ale się nie udaje. Ostatecznie, na mecie Szymon jest nieco ponad minutę przede mną, co daje mu pudło w M3. Ja kończę 6-ty w kategorii i 12-ty Open, z dosłownie sekundową stratą do dwóch rywali z M3 przede mną.
Jest nieźle, jakby się udało utrzymać to samo tempo (pojechałem minutę wolnej) na obu pętlach, to już w ogóle byłoby super.
Warto dodać, że najszybszy zawodnik (Wojtek Czeterbok, minuta przewagi nad drugim zawodnikiem) dostał karę 30 min za nieuprawniony start z pierwszego sektora.
Trasa bardzo podobna do zeszłorocznej, jedynie na Poligonie lekko zmieniona, na plus - asfaltu było raptem 800 m, a zamiast tego bardzo fajny rollercoster na drodze czołgowej.
Czas: 1:10:40
Open: 12/277
M3: 6/74
Strata do zwycięzcy Open (M. Siejak): 2:41
Strata do zwycięzcy M3 (F. Kaczanowski): 2:34
Good bikes!
Kategoria 20-50, Maraton, MTB
BM Bielawa MEGA
d a n e w y j a z d u
46.91 km
46.00 km teren
03:19 h
Pr.śr.:14.14 km/h
Pr.max:58.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1769 m
Kalorie: 2576 kcal
Rower:Bestia
Oj, czegoś takiego mi brakowało. Człowiek jeździ te wyścigi, które się zamykają w godzince a suma podjazdów to jak jeden wjazd starym wyciągiem orczykowym i zapomina o co tak naprawdę chodzi w kolarstwie górskim. A chodzi o to, żeby się upodlić, dostać konkretnie w d… na podjazdach, a zaraz potem mało się nie ze…ć ze strachu na zjazdach:)
I to wszystko było na bikemaratonie w Bielawie, w skondensowanej dawce. Opowieść o łatwych trasach u Grabka to już historia.
Tutaj pamiętałem fragmenty trasy z Sudety Challenge 2012 (np. korzenisty i stromy podjazd na Kalenicę) czy odcinki z golonkowego maratonu w Głuszycy (np. zjazd z Sokolca). A na dodatek jeszcze kilka segmentów enduro ze strefy MTB. Jak dla mnie bomba. Szkoda tylko, że dosłownie w przeddzień startu (i to pod wieczór) odkryłem, że praktycznie skończył mi się tylny hamulec - klocki starte do metalu. Przez to, klamka się zapadała, tarcza grzała i ogólnie tył hamował słabo. W efekcie, bałem się rozpędzać, żeby potem nie hamować gwałtownie niemal wyłącznie przednim, bo wiadomo jak to się kończy. Czyli, że na zjazdach traciłem znacznie więcej niż zwykle. Ale zjechałem wszystko! Podjechałem również wszystko, no prawie:) - złamał mnie tylko mega stromy trawersujący podjazd singlem, który następował po juz i tak niezłej brukowej sztajfie (około 20%). Aha, no i jeszcze fragmenty podjazdu na Kalenicę są tak poorane korzeniami, że nie ma sensu się tam zażynać w siodle.
Pogoda tym razem dopisała, aż za bardzo. Temperatura dochodziła do 30 stopni, więc możecie sobie wyobrazić jak się pod kaskiem grzało na podjazdach w pełnym słońcu, beż choćby małego powiewu wiaterku. Opróżniłem 3 bidony (dotankowanie na ostatnim bufecie) i dodatkowo jeszcze wypiłem 2 kubki wody po drodze.
Spotkałem paru znajomych - w sektorze chwilę pogadałem z Piotrem Niewiadą, a na trasie trochę się tasowałem z Kubą Marcinkowskim, który znacznie szybciej zjeżdżał, ale przez ból kolana zostawał na podjazdach. Ostatecznie udało się wjechać na metę parę minut przed nim.
Ostatni zjazd do mety © Josip
No i najlepsze, czyli debiut dzieciaków w górskim ściganiu. Oski i Blania wystartowali sami na dystansie Fun - 14 km i ponad 400 m przewyższenia. Oboje dzielnie ukończyli, a córa to się nawet na pudło załapała, pomimo przyjechania 10 minut po swoim bracholu.
W ogóle pierwsze 6 km do przełęczy Trzy Buki było wspólne dla wszystkich dystansów, wg opisu trasy na stronie organizatora miał to być “łagodny podjazd”. Taa… gdy widziałem jak wszyscy wycieniowani kolesie z 2-giego sektora wrzucają na najwyższą tarczę przy nachyleniu >15% i kamienistej, sypkiej nawierzchni, to się przeraziłem czy moja młodzież da radę. Niepotrzebnie, jak się okazuje:)
Czas: 3:19:19
Open: 86/290
M3: 36/96
Strata do zwycięzcy Open i M3 zarazem (T. Dygacz): 00:51:11
Good bikes!
Kategoria 20-50, Góry, Maraton, MTB
Trek Śnieżnik Challenge Międzygórze / MEGA
d a n e w y j a z d u
48.30 km
47.00 km teren
02:53 h
Pr.śr.:16.75 km/h
Pr.max:66.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1367 m
Kalorie: 2322 kcal
Rower:Bestia
Mój drugi start w tym maratonie. Rok temu zacząłem pechowo, bo już na 4-tym kilometrze złapałem laczka. Tym razem miałem więcej szczęścia i na metę dojechałem bez przygód. Pogoda, podobnie jak w zeszłym roku, była dość kapryśna. W nocy i nad ranem lało, co oczywiście podniosło poziom trudności na trasie. Na dodatek, ostatnie 20 minut też pokonywałem w kapuśniaku, przechodzącym w deszcz.
Co do samej jazdy - to było naprawdę ok. Na początek jechałem swoje, pilnując, żeby się za bardzo nie podpalić i nie pójść za ostro na pierwszym, długim podjeździe. Na zjazdach tradycyjnie trochę traciłem, ale bez jakiejś tragedii. Generalnie, w miarę upływu kilometrów, przeganiałem rywali i przesuwałem się o kilka pozycji w górę, co widać po międzyczasach.
Gdzieś na początkowym podjeździe © Josip
Sama trasa to jedna z moich ulubionych - wymagająca, ale do przejechania w całości w siodle, genialna widokowo, no i wspinająca się na blisko 1300 m n.p.m., co jest chyba rekordem Polski. Super był też około 5-kilometrowy odcinek po singletrackach w końcówce wyścigu. Doświadczenie z ostatnich wyjazdów do Siennej się przydało, bo udało mi się tam nawet uciec dwóm podganiającym mnie przeciwnikom.
Z Mikim przed startem © Josip
Na start udało mi się też namówić 16-letniego syna mojego kuzyna - Mikołaja, który w ten sposób zaliczył swój pierwszy wyścig w górach. Zajął bardzo przyzwoite miejsce w połowie stawki, co pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość:)
Na mecie, zadumany © Josip
Czas: 2:53:42
Open: 11/44
M3: 5/12
Strata do zwycięzcy Open (J. Kowalczyk): 00:36:14
Strata do zwycięzcy M3 (T. Mach): 00:35:03
Good bikes!
Kategoria 20-50, Góry, Maraton, MTB
Gogol Binduga MINI
d a n e w y j a z d u
22.80 km
22.80 km teren
00:55 h
Pr.śr.:24.87 km/h
Pr.max:56.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:266 m
Kalorie: 933 kcal
Rower:Bestia
Co tak słabo?
No właśnie nie wiem.. Jeden z tych dni, kiedy nie dajesz rady utrzymać koła nawet tym, których normalnie objeżdżasz. To dość frustrujące, muszę przyznać.
Bezpośredni rywale w walce o pudło i generalkę M3 odjechali mi dość szybko. Potem dałem się dogonić pociągowi Kosoxa i w nim utrzymać na początkowych płaskich i łatwych odcinkach, czekając na podjazdy, gdzie miałem ich odstawić. Nic z tego, jak zaczęło się pod górkę, to pozostanie w grupie kosztowało mnie tyle sił, że aż potem glebiłem na banalnym przecież singlu. I jeszcze na koniec mi 2 z M3 uciekło na 2-kilometrowym odcinku od rzeczki do mety. No nie mój dzień.
A czymu tak? Mam kilku kandydatów, nieodpowiednie skreślić:
- za dużo mocnych treningów (3) z tempówkami powyżej progu w tygodniu przedstartowym
- za długa rozgrzewka (dojazd z domu + rekonesans to razem 17 km)
- sponiewieranie się w piątek z sąsiadami (w sumie to nieco tylko ponad 30 godz. przed startem)
- za niskie ciśnienie w kołach (po zawodach dopiero sprawdziłem)
- za krótki dystans, diesel się nie zdążył rozgrzać (chyba pora wracać na mega, tym bardziej, że u Gogola mega teraz takie jak 2 lata temu mini…)
- jestem cinki jak skóra węża
Czas: 00:55:36
Open: 26/258
M3: 11/73
Strata do zwycięzcy Open (M. Siejak): 04:42
Strata do zwycięzcy M3 (M. Bieniasz): 04:40
Będzie lepiej, good bikes!
Kategoria 20-50, Maraton, MTB
Gogol Chodzież Mini
d a n e w y j a z d u
26.18 km
26.00 km teren
01:07 h
Pr.śr.:23.44 km/h
Pr.max:54.70 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:527 m
Kalorie: 1212 kcal
Rower:Bestia
Ściganie przez duże eŚ! Można sobie narzekać, że Gogol to tamto, ale dla mnie to jest esencja rowerowej rywalizacji. Petarda od startu do mety, jazda koło w koło z bezpośrednimi rywalami z kategorii (no chyba, że akurat ktoś mocny z M3 startuje po raz pierwszy w tym cyklu i pojedzie z dalszego sektora), trasa krótka, ale wymagająca (550 m w pionie, dużo ostrych zakrętów, piachu, kolein, trzeba być skupionym cały czas).
Jeśli chodzi o sam występ, to było prawie idealnie. Od samego startu wszedłem na wysokie obroty i trzymałem się w czołówce. Trochę to się z czasem rozciągnęło, ale i tak sylwetka Filipa (zwycięzca M3) majaczyła mi cały czas gdzieś z przodu na dłuższych prostych.
Jeszcze tylko zjazdy są cały czas do poprawy. Wystarczy raz lekko nacisnąć klamki, by na dole mieć te 15-20 m w plecy i znowu trzeba depnąć w korby, żeby dospawać. A to kosztuje siły, których potem może zabraknąć.
Przez większość wyścigu jechałem w 5-osobowej grupce ze Sławkiem i Arturem (obaj M4) oraz dwoma rywalami z M3. Wiedziałem, że z przodu jest jeszcze 2 z M3, przy czym jednego (Ł. Włodarczak) mieliśmy prawie na wyciągnięcie ręki. Prawie.
Na ostatnich 5 kilometrach wszystko zaczęło się szarpać. Artur poleciał do przodu jak torpeda, a ja goniłem jak wariat, bo akurat jechałem ostatni kiedy poszły ataki. Końcówka to już zupełne szaleństwo, 5-ta strefa, cięcie się do ostatnich metrów ze Sławkiem i próba dojścia trzeciego (jak mi się wydawało) z M3. Ostatecznie, zabrakło 8 sekund. A jeszcze się okazało, że 2, wspomnianych wcześniej gości z trzeciego sektora, pojechało minimalnie szybciej.
Ostatecznie byłem 14-ty Open i 6 M3, z rekordowo niską stratą do zwycięzcy, oraz raptem 22 s. za pudłem. Bywa.. Idę trenować dalej, w Bindudze im pokażę:)
Punktów do generalki dużo.
Czas: 1:06:57
Open: 14/241
M3: 6/81
Strata do zwycięzców Open (M. Siejak, B. Góral): 2:57
Strata do 1 M3 (F. Kaczanowski): 1:58
Good bikes!
Kategoria 20-50, Maraton, MTB