josip prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2016

Dystans całkowity:126.20 km (w terenie 105.00 km; 83.20%)
Czas w ruchu:04:38
Średnia prędkość:27.24 km/h
Maksymalna prędkość:64.80 km/h
Suma podjazdów:997 m
Suma kalorii:5252 kcal
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:63.10 km i 2h 19m
Więcej statystyk

Bikecrossmaraton Stęszew

d a n e w y j a z d u 64.60 km 60.00 km teren 02:20 h Pr.śr.:27.69 km/h Pr.max:64.80 km/h Temperatura:32.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:538 m Kalorie: 2681 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 28 sierpnia 2016 | dodano: 29.08.2016

Taa.. ukończyłem i to moje największe osiągnięcie na tym maratonie. Ale po kolei.

Po ostatnich dość mocno, jak mi się wydaje, przepracowanych tygodniach i zwyżce formy, na którą wskazywały wyniki na segmentach Stravy, ustawiłem się buńczucznie niemal w pierwszym rzędzie. Tuż obok takich koni jak Hubert Semczuk czy Bartek Kołodziejczyk.
Co prawda, rozgrzewka nie nastrajała optymistycznie - ciężko wchodziło mi się na obroty w tym upale, czułem też się najzwyczajniej w świecie niewyspany. To z kolei efekt dusznej nocy, tremy przedstartowej (niedługo 100 startów stuknie a ja wciąż zasnąć nie mogę, he he), no i dzidziusia, który budzi się jednak dość wcześnie:)

Tak czy inaczej, miałem nadzieję, że adrenalina zrobi swoje i podczas ścigu będzie dobrze. No i było, przynajmniej do czasu. Początek bardzo mocno, ciut zostałem na okrutnie wybijającej z rytmu tarce, ale potem udało się przesunąć do przodu w okolice 30 miejsca open. Co więcej, czołówka cały czas niemal w zasięgu wzroku na dłuższych prostych (co potwierdza też pierwszy międzyczas na 18-tym kilometrze - traciłem około minuty). Podejrzewam, że oni z kolei zaczęli ospale i nikt się nie rwał do dyktowania tempa w tej ekstremalnej temperaturze sięgającej 32 stopni.

Na terenowym podjeździe pod wodociągi odkrywam, że z tyłu mam do dyspozycji tylko kilka przełożeń, a najlżejszy bieg to 18 ząbków. Później sprawdziłem, że to po prostu poluzowała się nowa, zamocowana 10 dni temu linka. To przynajmniej już wiem, że nawet nie ma co próbować wjeżdżać Janosika w siodle. Dobrze, że chociaż młynek z przodu działa.

Tempo cały czas mocne, szarpane, grupka się rozrywa, to znów zjeżdża z powrotem. Ze znajomych rozpoznaję Arka Susia i Wojtka Biskupa. Ja jeszcze w okolicach Kociołka czuję się ok, jednak niedługo później, już na Pierścieniu, Wojtek Biskup, który wcześniej wydawało się odpadł, po dojściu do grupki wychodzi na jej czoło i dokręca okrutnie na zjeździe. I jakoś nie mogę dospawać,w dodatku łańcuch przeskakuje też na najniższych biegach (badylek się wkręcił). Chwila i zostaję sam. Po jakichś 2 kilometrach dochodzi mnie mocna czwórka, w której jedzie 2 z czołówki z Agrochestu (chyba mieli jakiś defekt), jak również Jacek Paszke.

Podczepiam się, ale daję radę tylko jakieś 5 kilometrów. Krótko po wjechaniu na drugą pętlę czuję, że muszę zejść z roweru i usiąść w cieniu. Tak też robię. Jestem pewien, że to koniec maratonu dla mnie. Siadam, popijam z bidonu, ucinam sobie pogawędkę o odwodnieniu z facetem, który tam akurat zdjęcia robił i obserwuję kilka przejeżdżających grupek. Po kilku minutach (dokładnie 6:20 jeśli wierzyć Stravie) wstaję i wsiadam na rower. Facet się pyta czy mi nie pomóc wrócić do miasteczka rowerowego, a ja mu odpowiadam, ze nie trzeba, bo wracam na trasę:)

Kręcę wpierw samotnie, potem przed Jarosławieckim dochodzi mnie jakiś pociąg (z Jackiem Swatem m.in.), ale mnie nie wyprzedzają, tylko się wiozą na kole. Zrywam ich pierwszy raz w Puszczykowskich Górach, ale potem mam dłuższy postój na bufecie w celu nalania wody do bidonu i posilenia się arbuzem (boję się, żeby mnie znowu nie odcięło). Na Pożegowskiej uciekam po raz drugi, a potem od Janosika ładne współpracując z jednym gościem dochodzimy i przeganiamy jeszcze paru zawodników. Tempo jest znowu wyścigowe, czyli kryzys minął.

Końcówka, moc znów jest ze mną
Końcówka, moc znów jest ze mną © Josip
Na mecie jednak finisz przegrywam gdyż, jak zwykle, zacząłem go zbyt wcześnie.
Kończę mimo wszystko zadowolony z przezwyciężenia słabości. I nawet wynik nie jest taki tragiczny, biorąc pod uwagę te "przygody" na trasie.

Open: 57/111 (103 ukończyło)
M3: 18/37 (33 ukończyło)
Czas: 2:26:18
Strata do zwycięzcy Open (H. Semczuk) - 24 minuty
Strata do zwycięzcy M3 (K. Orlik) - 17 minut

A przy makaronie spotkałem dawno niewidzianego Jacgola, miłe to:)


Good bikes!


Kategoria 50-100, Maraton, MTB

Bikecrossmaraton Suchy Las

d a n e w y j a z d u 61.60 km 45.00 km teren 02:18 h Pr.śr.:26.78 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:459 m Kalorie: 2571 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 7 sierpnia 2016 | dodano: 08.08.2016

No proszę, nie taki ten Suchy Las płaski - prawie 500 metrów w pionie wyszło.
Zadowolony jestem - tym razem nie przespałem startu, nie traciłem na zjazdach (dokręcałem!) i nie miałem odcięcia.
Większość trasy przejechana w mocnych grupkach, gdzie udawało się szarpnąć od czasu do czasu, czy też dać zmianę (co dokumentują zdjęcia poniżej).
Byłoby jeszcze lepiej gdybym nie zjechał tak zachowawczo schodów koło pałacu w Biedrusku na drugiej pętli (hamowałem między każdą sekcją), co poskutkowało tym, że paru z czuba grupki mi uciekło, a ja zostałem w tzw. "chasing group", momentami 1-osobowej:).

Fajna trasa, ciekawie było zwłaszcza we wspomnianych już okolicach pałacu w Biedrusku oraz kawałek dalej, na hopkach w pobliżu starego cmentarza. Dobrze, że org zrezygnował z odcinka terenowego przez poligon skoro tam kałuże o głębokości pół metra były. I w sumie na asfalcie nie było nudo, skoro lecieliśmy tam 45 km/h.

Teamowa frekwencja tym razem ciniutka - oprócz mnie zjawił się tylko Duda.

Open: 26/130 (138)
M3: 5/38

Czas: 2:18:40
Strata do zwycięzcy Open (Hubert Semczuk): 15:18
Strata do zwycięzcy M3 (Krzysztof Orlik): 9:55

Nad Altanką, ledwo się zmieściłem w zakręt:)
Nad Altanką, ledwo się zmieściłem w zakręt:) © Josip

Leading the pack
Leading the pack © Josip

Z przodu jest najbezpieczniej
Z przodu jest najbezpieczniej © Josip


Good bikes!



Kategoria 50-100, Maraton, MTB