Bikecrossmaraton Stęszew
d a n e w y j a z d u
64.60 km
60.00 km teren
02:20 h
Pr.śr.:27.69 km/h
Pr.max:64.80 km/h
Temperatura:32.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:538 m
Kalorie: 2681 kcal
Rower:Bestia
Taa.. ukończyłem i to moje największe osiągnięcie na tym maratonie. Ale po kolei.
Po ostatnich dość mocno, jak mi się wydaje, przepracowanych tygodniach i zwyżce formy, na którą wskazywały wyniki na segmentach Stravy, ustawiłem się buńczucznie niemal w pierwszym rzędzie. Tuż obok takich koni jak Hubert Semczuk czy Bartek Kołodziejczyk.
Co prawda, rozgrzewka nie nastrajała optymistycznie - ciężko wchodziło mi się na obroty w tym upale, czułem też się najzwyczajniej w świecie niewyspany. To z kolei efekt dusznej nocy, tremy przedstartowej (niedługo 100 startów stuknie a ja wciąż zasnąć nie mogę, he he), no i dzidziusia, który budzi się jednak dość wcześnie:)
Tak czy inaczej, miałem nadzieję, że adrenalina zrobi swoje i podczas ścigu będzie dobrze. No i było, przynajmniej do czasu. Początek bardzo mocno, ciut zostałem na okrutnie wybijającej z rytmu tarce, ale potem udało się przesunąć do przodu w okolice 30 miejsca open. Co więcej, czołówka cały czas niemal w zasięgu wzroku na dłuższych prostych (co potwierdza też pierwszy międzyczas na 18-tym kilometrze - traciłem około minuty). Podejrzewam, że oni z kolei zaczęli ospale i nikt się nie rwał do dyktowania tempa w tej ekstremalnej temperaturze sięgającej 32 stopni.
Na terenowym podjeździe pod wodociągi odkrywam, że z tyłu mam do dyspozycji tylko kilka przełożeń, a najlżejszy bieg to 18 ząbków. Później sprawdziłem, że to po prostu poluzowała się nowa, zamocowana 10 dni temu linka. To przynajmniej już wiem, że nawet nie ma co próbować wjeżdżać Janosika w siodle. Dobrze, że chociaż młynek z przodu działa.
Tempo cały czas mocne, szarpane, grupka się rozrywa, to znów zjeżdża z powrotem. Ze znajomych rozpoznaję Arka Susia i Wojtka Biskupa. Ja jeszcze w okolicach Kociołka czuję się ok, jednak niedługo później, już na Pierścieniu, Wojtek Biskup, który wcześniej wydawało się odpadł, po dojściu do grupki wychodzi na jej czoło i dokręca okrutnie na zjeździe. I jakoś nie mogę dospawać,w dodatku łańcuch przeskakuje też na najniższych biegach (badylek się wkręcił). Chwila i zostaję sam. Po jakichś 2 kilometrach dochodzi mnie mocna czwórka, w której jedzie 2 z czołówki z Agrochestu (chyba mieli jakiś defekt), jak również Jacek Paszke.
Podczepiam się, ale daję radę tylko jakieś 5 kilometrów. Krótko po wjechaniu na drugą pętlę czuję, że muszę zejść z roweru i usiąść w cieniu. Tak też robię. Jestem pewien, że to koniec maratonu dla mnie. Siadam, popijam z bidonu, ucinam sobie pogawędkę o odwodnieniu z facetem, który tam akurat zdjęcia robił i obserwuję kilka przejeżdżających grupek. Po kilku minutach (dokładnie 6:20 jeśli wierzyć Stravie) wstaję i wsiadam na rower. Facet się pyta czy mi nie pomóc wrócić do miasteczka rowerowego, a ja mu odpowiadam, ze nie trzeba, bo wracam na trasę:)
Kręcę wpierw samotnie, potem przed Jarosławieckim dochodzi mnie jakiś pociąg (z Jackiem Swatem m.in.), ale mnie nie wyprzedzają, tylko się wiozą na kole. Zrywam ich pierwszy raz w Puszczykowskich Górach, ale potem mam dłuższy postój na bufecie w celu nalania wody do bidonu i posilenia się arbuzem (boję się, żeby mnie znowu nie odcięło). Na Pożegowskiej uciekam po raz drugi, a potem od Janosika ładne współpracując z jednym gościem dochodzimy i przeganiamy jeszcze paru zawodników. Tempo jest znowu wyścigowe, czyli kryzys minął.
Końcówka, moc znów jest ze mną © Josip
Na mecie jednak finisz przegrywam gdyż, jak zwykle, zacząłem go zbyt wcześnie.
Kończę mimo wszystko zadowolony z przezwyciężenia słabości. I nawet wynik nie jest taki tragiczny, biorąc pod uwagę te "przygody" na trasie.
Open: 57/111 (103 ukończyło)
M3: 18/37 (33 ukończyło)
Czas: 2:26:18
Strata do zwycięzcy Open (H. Semczuk) - 24 minuty
Strata do zwycięzcy M3 (K. Orlik) - 17 minut
A przy makaronie spotkałem dawno niewidzianego Jacgola, miłe to:)
Good bikes!
Kategoria 50-100, Maraton, MTB
komentarze