josip prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2012

Dystans całkowity:835.11 km (w terenie 414.50 km; 49.63%)
Czas w ruchu:34:57
Średnia prędkość:23.34 km/h
Maksymalna prędkość:51.40 km/h
Maks. tętno maksymalne:185 (97 %)
Maks. tętno średnie:168 (88 %)
Suma kalorii:12029 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:36.31 km i 1h 39m
Więcej statystyk

Po zmianie opon

d a n e w y j a z d u 44.50 km 28.00 km teren 01:46 h Pr.śr.:25.19 km/h Pr.max:39.30 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Poniedziałek, 30 kwietnia 2012 | dodano: 30.04.2012

Opony Nobby Nick są stworzone do jazdy w terenie - normalnie idą jak czołg po piachu, korzeniach, dołach, kamieniach, tarce itp. Z kolei na asfalcie kleją się d podłoża...

Trasa: Dębina, Minikowo, Babki, Kamionki, Koninko, Gądki, Tulce, Darzbór, Olszak, Malta.

Generalnie, tyle terenu ile się dało wycisnąć.


Good bikes!


Kategoria 20-50

Rekreacyjnie

d a n e w y j a z d u 14.00 km 5.00 km teren 00:42 h Pr.śr.:20.00 km/h Pr.max:38.50 km/h Temperatura:29.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Niedziela, 29 kwietnia 2012 | dodano: 29.04.2012

Wpierw na myjkę zmyć z Meridy kurz Puszczy Zielonki.
Następnie do Marka, po zostawioną we wczorajszym pomaratonowym otępieniu - komórkę.

Zupełny lajcik - bez spdów i w zwykłych ciuszkach ale i tak powrót urozmaiciłem sobie przejazdem przez Dębinę:)
Ale duchota, nawet o 20-tej.

Aa, podregulowałem jeszcze tą przednią przerzutkę, bo w górach młynek może się jednak czasem przydać:)


Good bikes


Kategoria ride for fun

Maraton Cup Czerwonak

d a n e w y j a z d u 82.00 km 80.00 km teren 03:33 h Pr.śr.:23.10 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:28.0 HR max:185 ( 97%) HR avg:168 ( 88%) Podjazdy: m Kalorie: 3976 kcal Rower:Lover
Sobota, 28 kwietnia 2012 | dodano: 28.04.2012

Ale gorąc! Organizm nieprzyzwyczajony, więc momentami na podjazdach w słońcu myślałem, że zemdleję.
Ale i tak nóżka podawała dziś o niebo lepiej niż tydzień temu w Dolsku.
Startowała nas garstka na giga: 25-30 osób, ukończyło 22.

9 miejsce open i 4 w M3.

Znowu czwarty, kurde no! W jakiejkolwiek innej kategorii wiekowej byłbym dziś na pudle.. No ale ja jeżdżę w tej najmocniejszej:) W dodatku w M3 startowali dziś ludzie, którzy jeszcze do niedawna jeździli w zawodowym peletonie (Mróz), i ścigaj tu się z takimi.
Na pocieszenie zostaje fakt, że objechałem wszystkich kumpli z Goggle:), choć Kłosiu pogubił trasę.

Obszerniejsza relacja będzie jak dojdę do siebie, zdjęcia też się jakieś znajdą, mam nadzieję.

(edit, niedziela) o ja, już 10 komentarzy (dzięki, panowie!), pytanie czy jest w ogóle sens coś tu jeszcze pisać? No bo co - wystartowałem, pojechałem na tyle szybko na ile mogłem i dojechałem:)

No to tak w skrócie:). Jak pisałem - w sektorze giga było nas około 25 osób, w tym 5 z Goggle! Start raczej spokojny, do szutrówki jadę w pierwszej grupie z Rybczyńskim i Mrozem. Chodzi mi nawet po głowie czy by nie przyświrować i wyjść na czoło. Ale na podjeździe z tarką i piachem chłopaki tak podkręcają tempo, że schodzę na ziemię:) Czołówka mi odjeżdża ale staram się trzymać koło Hulaja z Torq'a. To się udaje i do Dziewiczej jedziemy razem. Ku mojemu zdziwieniu - Kłosiu i Rodman zostali, oglądam się i ich nie widzę. No to jestem team lider, myślę. Chwilowy - podejrzewam.

Na krótko przed Dziewiczą dochodzi nas Marek Konwa, który jedzie mega i startował parę minut po nas (ile dokładnie? Nie wiem). Na pętli XC wokół Virgin Mountain (3,5 podjazdu) odchodzi mi Hulaj ale za to doganiam Piotra Schondelmeyera, też z Torqa i też z M4. Dalej jedziemy razem we 2. Nie za długo ponieważ dogania nas drugi pociąg mega z Magdaleną Hałajczak na czele (podziw dla kobity!) i Bloomem w ogonie. Podczepiam się do tego pociągu. Jadą szybko ale nie za szybko. Mam nadzieję, że co najmniej do rozjazdu tak się podwiozę, co powinno dać mi niezłą przewagę. Niestety, na przecince leśnej i (kurwi)dołkach zahaczam przednim kołem o gościa z przodu. Tak nieszczęśliwie, że zaliczam glebę i mimo niewielkiej prędkości skręcam kierownicę. Zanim się pozbierałem i odkręciłem kierę, grupa mi już odjechała. W dodatku, w pośpiechu ustawiam sobie krzywo tą kierownicę. Cóż, i tak mam krzywy kręgosłup:)

Udaje mi się jednak dojść Schondiego, który też został, a potem, współpracując, na krótko przed bufetem jeszcze kolarza z Chodzieży, też gigowca. Chłopaki stają na bufecie, ja stwierdzam, że w bidonach jeszcze spory zapas, więc jadę dalej. W sumie do mety jeszcze prawie 60 km i nie ma sensu ciorać samotnie ale chcę sobie pojechać trochę spokojniej, zluzować tętno. Wiem, że i tak mnie dojdą. I dochodzą po około 3 km. I tu zaczyna się najlepszy fragment maratonu. Szybko ustalamy, że każdy z nas jest z innej kategorii, więc możemy jechać razem nawet do mety. Zmiany regularne jak na szosie, tylko dłuższe - tak co kilometr mniej więcej. Przejeżdżamy w ten sposób blisko 20 km, prędkość w granicach 30 km/h.

No ale, wszystko dobre co się szybko kończy. Kończą się w miarę równe dukty leśne i wjeżdżamy na łąkę, pełną dołków, które masakrycznie wytrącają z rytmu. Akurat jechałem trzeci, trzymałem się blisko Schondiego i nie zauważyłem, że kolega z Chodzieży odjechał. Za łączką zaczyna się długi, piaszczysto-brukowy dość wyniszczający podjazd. Kolega z M4 puszcza koło a ja ruszam samotnie w pogoń za M2, na szczęście nie straciłem kontaktu wzrokowego. Jestem coraz bliżej.

Już prawie go mam, a tu kolejny podjazd, prawie piaskownica. Zakopuję się. Muszę zejść z roweru, przeprowadzić na bok i jechać dalej po trawie. Przy okazji poprawiam kierownicę i podnoszę sztycę, bo znowu lekko mi się obsunęła.

Dobra, trzeba gonić Chodzież!:) Tymczasem sam zostaję dogoniony przez zawodnika z Nutraxxa, na którego na mecie później wołali "Czesio". No więc Czesio ma piękną taktykę na demotywujące wyprzedzanie. Mianowicie, na krótko przed dojściem zawodnika, którego mozolnie goni przez parę kilometrów, rozpędza się i mija go na dużej prędkości, po czym zapewne na tętnie submaksymalnym leci tak jeszcze kawałek, do najbliższego zakrętu, a zatem dobrze, żeby cały manewr wykonywać możliwie blisko przed takowym:)

Prawie dałem się nabrać na tę sztuczkę. Jednak szybko się zorientowałem, że po wyprzedzeniu mnie, gość wcale nie zwiększa dystansu. Co więcej, na dłuższych prostych, z przodu widziałem też białą koszulkę kolegi z Chodzieży. I tak, niedługo później jechaliśmy już razem. Razem wrzeszcząc niemal błagalnie do każdego strażaka kiedy najbliższy bufet i złorzecząc, że już ponad 60 km i tylko jeden bufet do tej pory.

W końcu jest oaza. Tankuję bidon i każę sobie wylać butelkę wody na łeb:) Co ciekawe, "Czesio" się praktycznie nie zatrzymuje ponieważ ma tam swoich ludzi, którzy po prostu podmieniają mu bidon. 'Dojdziemy go' - mówię spokojnie do kompana z M2.

I mam rację, jeszcze przed Dziewiczą go wyprzedzamy i chyba ma zgon bo się nie podłącza. Mówiąc szczerze, ja też mam już dość, najbardziej przez ten upał. Mam cichą nadzieję, że drugi przejazd przez pętlę XC będzie okrojony choćby z jednego podjazdu. Taa, wiadomo czyją matką jest nadzieja...

Jestem naprawdę ujechany ale kolega z Chodzieży chyba jeszcze bardziej bo odchodzę mu na podjeździe jeszcze przed Dziewicą. Potem, w rynnie od strony parkingu nie mogę zrzucić na młynek i na ostanie 20 metrów schodzę z roweru. Masakra - jak sobie robiłem te pętle treningowo 5 razy, to ani razu nawet nie czułem potrzeby wrzucenia młynka. Ale co innego pętelki na treningu, a co innego 75-ty kilometr maratonu przy temperaturze 30 stopni. Po ostatnim podjeździe pod wieżę, czerep mi się dosłownie gotuje. Uff, jestem na górze!

Zjazd spokojnie, bo łatwo gdzieś wyrżnąć w tym stanie. Następne 2 kilometry dochodzę do siebie ale gdy wjeżdżam na białą szutrówkę odzyskuję wigor. W dodatku wiatr jest moim delikatnym sprzymierzeńcem więc daję nawet radę jechać około 30 km/h. 3 kilometry do mety, oglądam się za siebie. Nikoguśko. A więc nie będzie wyroku ze strony Kłosia, na który czekałem. Właściwie, to nie zastanawiałem się czy, tylko kiedy:)

Na metę wjeżdżam zmordowany ale szczęśliwy, szukając cienia. Pytam, sędziego który jestem. 9-ty? O! To może pudło będzie, nieśmiała myśl taka się pojawia. Ale nie, czwarty, a strata do trzeciego w M3 (i jednocześnie czwartego open) kolosalna - około 20 min.

Ktoś wie gdzie można znaleźć zdjęcia z tej imprezy?
(edit 2): O, znalazłem! Widać, że szczęśliwy na mecie, he he



1. Mateusz Rybczyński (M3): 3:02:48
.
.
9. Wojtek Sołtys aka josip (M3 - 4): 3:33:42
12. Mariusz Kłos aka Kłosiu (M3 - 5): 3:40:03
15. Michał Jaskółka aka Jasskulainen (M2 - 6): 3:43:59
18. Przemo Koper aka Rodman (M3 - 6): 3:53:29
19. Marcin Horemski aka z3waza (M4 - 3): 3:58:30 - pudło w kategorii!
21. Marek Jeszka aka Marc (M2 - 9): 4:04:07


Good bikes!


Kategoria 50-100, Maraton

Uzarzewo

d a n e w y j a z d u 46.10 km 35.00 km teren 01:50 h Pr.śr.:25.15 km/h Pr.max:50.00 km/h Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Piątek, 27 kwietnia 2012 | dodano: 27.04.2012

Ale ciepło! Jazda oczywiście na krótko, człowiek nieprzyzwyczajony to aż za ciepło.
I te zapachy - lasu, łąki, kwitnących drzew owocowych, wiosna - ejże ty! W końcu.

Obawiałem się o stłuczone wczoraj udo ale chyba rozjechałem krwiaka, im dłużej kręciłem, tym mniej mi doskwierało.

Tak mi się przyjemnie kręciło, że nie wiem czy trochę nie za długi dystans przed jutrzejszym maratonem. Się okaże.
Przez Maltę i Antoninek nad Swarzędzkie, tam fragmencik XC i dalej trasą BM do Katarzynek. Powrót przez Gortatowo i wzdłuż doliny Cybiny a potem podobnie jak dojazd.

Mnóstwo "niedzielnych rowerzystów" nad Maltą, niektórzy próbowali nawet łapać koło. I właśnie jak się oglądałem czy jeden taki się trzyma czy może jeszcze poprawić, pod koła wylazła mi... kaczka! Wyminąłem jej instynktownie, taka to była dziwaczka:-) Dzwon z kaczką to byłby normalnie hit sezonu:)


Good bikes!


Kategoria 20-50

Jak nie urok to...

d a n e w y j a z d u 25.00 km 5.00 km teren 01:20 h Pr.śr.:18.75 km/h Pr.max:31.10 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Czwartek, 26 kwietnia 2012 | dodano: 27.04.2012

Boli mnie kolano, od tygodnia mniej więcej. Prawa noga, najmocniej przy schodzeniu ze schodów i przenoszeniu ciężaru ciała. Do tego stopnia, że umówiłem się do ortopedy na przyszły wtorek, zresztą też kolarza:)

Zastanawiałem się czy w ogóle jechać na kosza wczoraj ale tydzień temu nie byłem bo delegacja w stolycy, za tydzień 3 Maja... No i pojechałem. Po jakichś 30 min. zapomniałem o kolanie. Wejście pod kosz dwutaktem, mijam jednego obrońcę ale drugi w wyskoku trafia mnie kolanem w udo. Auu! Padam, normalnie zwijam się z bólu. Wreszcie wstaję, altacet w sprayu, próbuję rozchodzić ale nie jestem w stanie już grać. Mięsień stłuczony jak chyba jeszcze nigdy. Wracam do domu:(. Rowerem.

Dzisiaj rano ledwo chodziłem, teraz jest już na szczęście trochę lepiej. Co mnie pociesza - na rowerze mniej siupie. Tym mniej, im dłużej jadę, więc jutro chyba jednak giga:)

Podsumowując - sport to zdrowie.

Dystans to dojazdy do pracy z 3 dni i wczorajszy feralny basket.


Good bikes!


Kategoria Commuter

Tlenowo do WPN

d a n e w y j a z d u 52.52 km 35.00 km teren 02:07 h Pr.śr.:24.81 km/h Pr.max:49.20 km/h Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Wtorek, 24 kwietnia 2012 | dodano: 24.04.2012

Ładny dystans wyszedł, he he
Stwierdziłem, że ostatnio za dużo było tych treningów powyżej progu, szarpanych, gdzie gnałem jak koń spuszczony z uwięzi:) Dziś miało być równo, co nie znaczy że wolno... Poza tym, w terenie ciężko jest takie założenie do końca zrealizować, no ale przecież maratony też są w terenie.
Dobrze się jechało!
Trasa: Nadwarciańskim do Puszczykówka, dalej wjazd na Osową asfaltem od strony trasy mosińskiej, zjazd do Kociołka, Góreckie, objazd Jarosławieckiego, żółty szlak na Wiry, Luboń, Świerczewo.

Zmiana planów - będę w Czerwonaku ale jeszcze nie wiem, który dystans pojadę. Na ten moment rozważam wszystkie opcje, na miejscu sobie jeszcze zobaczę kto się gdzie zapisał:)


Good bikes!


Kategoria 50-100

Do pracy

d a n e w y j a z d u 17.42 km 5.00 km teren 00:52 h Pr.śr.:20.10 km/h Pr.max:34.90 km/h Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Wtorek, 24 kwietnia 2012 | dodano: 24.04.2012

2 dni. Dzisiaj bez czapki, bez rękawiczek, bez chusty, bez kurtki, rękawy koszuli podwinięte, nogawki spodni podwinięte. Lubię to!:)


Kategoria Commuter

Bikecrossmaraton Dolsk

d a n e w y j a z d u 69.80 km 60.00 km teren 02:44 h Pr.śr.:25.54 km/h Pr.max:49.00 km/h Temperatura:15.0 HR max:181 ( 95%) HR avg:168 ( 88%) Podjazdy: m Kalorie: 3059 kcal Rower:Lover
Niedziela, 22 kwietnia 2012 | dodano: 22.04.2012

czyli wyścig z opuszczoną sztycą:)

Z wyniku i jazdy nie jestem zadowolony. Z woli walki i wydolności - jak najbardziej. Ale po kolei.
Do Dolska przyjeżdżamy z Markiem. Jesteśmy dobre 1,5 godz. przed startem ale kolejka po numerek jak stąd do Łodzi. Na szczęście mniej więcej w jej środku dostrzegamy kolegów z teamu i bezceremonialnie się wpychamy (jak ja nienawidzę takich kolesi:).
Tak czy inaczej, start zostaje przesunięty o pół godziny, a więc mamy czas zrobić rozgrzeweczkę i ustawić się, z radą nieobecnego dziś Rodmana, z przodu sektora.

Obsada doborowa - Kaiser, Krzywy, Halejak, Górski, bracie Banachowie, bracia Swat, Lonka... i tak bym jeszcze mógł wymieniać. Coś mi mówi, że nawet o top 50 open może być dzisiaj ciężko (i dobrze mi mówiło!).

Start honorowy i oczywiście wszyscy od razu ostro napierają. Kawałek przede mną niezły bałagan w peletonie, kilka osób leży (potem widziałem koło wygięte w 3 dupy). Dostrzegam Kłosia i staram się go trzymać. Po chwili dochodzimy i przeganiamy Jacka ale muszę co chwila podganiać żeby utrzymać koło Mariusza. Idzie jak kuna. Jest co raz dalej, do mnie z kolei dochodzi JP i też mi się po chwili urywa. Co jest?
No jakoś nie podaje dzisiaj nóżka. trzymanie się grupy przychodzi mi z ogromnym trudem, tętno podchodzi pod 180. Przecież tak nie ujadę 70 kilometrów...:(
Odpuszczam. Jadę moment sam, by za niedługo zostać wchłoniętym przez pociąg złożony co najmniej z kilkunastu wagonów. Tu powinno być łatwiej nie wypaść ze składu. I jest. Tylko, że ktoś zwraca mi uwagę na patyk wetknięty w przerzutkę. Fuck! Muszę go wyjąć bo jeszcze się urwie. Zjeżdżamy z asfaltu a za zakrętem dość stromy podjazd w piachu. Zatrzymuję się, wyjmuję patyk ale już nie dam rady ruszyć. Muszę wbiec, żeby nie zgubić grupy ale tracę kolejne siły.

Niewiele później już wiem czemu tak ciężko kręci mi się w siodle. Za słabo dokręciłem zacisk i sztyca się obsunęła. No rzesz! Co za błąd, jak bym pierwszy raz w maratonie jechał. Trzeba by ją podnieść ale jak tu się zatrzymać skoro pociąg jest ewidentnie intercity i nigdzie nie staje? Teraz wiem, że trzeba było wtedy odżałować, przystopować i poprawić defekt. Jeszcze bym miał czas nadrobić. A tak? Męczyłem się około 50 km zanim w końcu i tak zszedłem z roweru...

Wydaje mi się, że ciągle niedaleko z przodu, majaczy koszulka Goggle i sylwetka JP ale dystans jakoś się nie zmniejsza. Tym bardziej, że w moim peletoniku współpraca idzie ciężko. I jest to też moja wina bo wcale mi się nie pali żeby dać zmianę.

W końcu "sekcja XC" z podjazdem pod punkt widokowy. Tu trochę lepiej widać sytuację. JPBike jest rzeczywiście niedaleko ale za mną niebezpiecznie blisko jedzie też Jacgol... Tutaj zaczyna nas też doganiać czołówka mini, która startowała pół godziny po nas ale też miała krótszą pętlę.

Kawałek za Dolskiem dochodzi mnie "drugi czub" mini (miejsca 5-10, mniej więcej) a ja jak pipa zajeżdżam drogę Drogbasowi (sorry, krzaki były...). Próbuję się ich uczepić. Różnica prędkości nie jest duża ale jednak, ja dziś cienki jestem, no i sztyca...

Wreszcie ją poprawiam ale jestem już wypompowany. Chwilę później staje się nieuniknione - za plecami słyszę "Wojtas, to ty?". W głosie Jacgola słychać radość, co mimo wszystko jest miłe:) Jedziemy jakiś czas razem, między innymi przez punt pomiaru czasu.

Potem jest taki długi podjazd pod wiatr i po piachu. Tam mi odchodzi, i jeszcze Dave mnie przegania. Cały czas nie ma siły w nogach ale jest wola walki. Nie mogę go stracić z oczu! I tak siłą woli realizuję to założenie aż do przejazdu pod wiaduktem i tabliczki "Meta 9 km). Za nim znowu zaczyna się podjazd, wpierw bruk, potem asfalt. I albo mi się wydaje, albo dystans do Dawida się zmniejsza. O tak! Gdy do mety zostaje 5 km, jestem już przed nim. Końcówka to już samotna walka z jakimiś złowrogimi cieniami, które widziałem oglądając się za siebie:) Tym razem mocy w końcu wystarczyło.
Finisz i "złowrogi cień" zawodnika nr 498 (mój rówieśnik, jak się okazuje):

cypyright: Jacek Głowacki, wypatrzone przez Maksa (dzięki!)

Open: 58/176 (190 wystartowało)
M3: 27/63 (67 wystartowało)
Czas: 2:44:37

Strata do zwycięzcy Open i M3 zaraz (Bartosz Banach): 26:37
Starta do Kłosia: 8:37 (gratki, inna liga!)
Strata do JPBike'a: 2:18
Strata do Jacgola: 1:31 (brawo!)
Przewaga nad Dawidem: 0:09 (that was close:))
Przewaga nad Markiem: 11:10 (co raz mniej, gratki!)


Trasa fajna, na pewno o wiele ciekawsza niż rok temu, kiedy Dolsk był częścią cyklu Powerade. Oznakowanie wzorcowe, wyniki od razu, makaron smaczny, jednym słowem - Gogol się wyrabia:) Jeszcze tylko coś z tymi opłatami trzeba usprawnić.

Ciekawostka - Andrzej Kaiser, zwycięzca maratonu Powerade w Murowanej Goślinie tydzień temu na dystansie giga, był dzisiaj 8. Naprawdę mocna ekipa dziś się zjawiła.

Zdjęcia będą, jak będą, a myślę, że będą:)


Good bikes!


Kategoria Maraton, 50-100

W poszukiwaniu rękawków

d a n e w y j a z d u 18.85 km 0.00 km teren 00:50 h Pr.śr.:22.62 km/h Pr.max:35.00 km/h Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Sobota, 21 kwietnia 2012 | dodano: 21.04.2012

W sumie 5 sklepów:
1. Rowery&Sp;ółka na Dębcu - nie mieli
2. Cyklotur - mieli ale za duże (2XL)
3. SkiTeam - mieli ale za drogie (100 zł. za kawałek lycry!)
4. Rybczyński - nie wiem czy mieli ale panował taki chaos i tłok, że się wycofałem:)
5. Colex - po 15 min. szukania na magazynie... mieli! Shimano, rozmiar L, cena: 46 zł.

Po drodze i przy okazji nabyłem rękawiczki pod kolor stroju Goggla, bidon pod kolor ramy i koksy czyli 3 żele Torqa.

I nawet fajny rozruch przed maratonem się z tego zrobił. Wyjeżdżałem w mżawce ale potem się przejaśniło.


Good bikes!


Kategoria ride for fun

Asfaltem

d a n e w y j a z d u 51.60 km 0.00 km teren 01:41 h Pr.śr.:30.65 km/h Pr.max:40.90 km/h Temperatura:15.0 HR max:172 ( 90%) HR avg:150 ( 78%) Podjazdy: m Kalorie: 1539 kcal Rower:Lover
Piątek, 20 kwietnia 2012 | dodano: 20.04.2012

Pierwsza jazda w nowych gaciach od Goggla - szybkie są ale brania nie było:)

Wreszcie ciepło, nawet o zmroku, i bez wmordewindu. Z drugiej strony, tęskniłem dziś trochę za tym fajnym wiaterkiem w plecy...

Trasa:
#lat=52.338228564764&lng=17.02787&zoom=12&maptype=ts_terrain

To właściwie ostatnia przecierka przed Dolskiem. Tak patrzę na listę zgłoszeń i widzę Kaisera oraz cały GPAET właściwie w komplecie na mega, normalnie mistrzostwa teamu się szykują, he he.


Good bikes!


Kategoria 50-100, MTB szosami