josip prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2017

Dystans całkowity:91.70 km (w terenie 88.00 km; 95.97%)
Czas w ruchu:04:01
Średnia prędkość:22.83 km/h
Maksymalna prędkość:60.80 km/h
Suma podjazdów:1096 m
Suma kalorii:4063 kcal
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:45.85 km i 2h 00m
Więcej statystyk

KE Żerków, MEGA

d a n e w y j a z d u 41.30 km 38.00 km teren 01:52 h Pr.śr.:22.12 km/h Pr.max:57.60 km/h Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:496 m Kalorie: 1726 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 30 kwietnia 2017 | dodano: 02.05.2017

Dojazd na miejsce z Jackiem i rowerami na pace. Po dotarciu wita nas szefostwo ekipy z Kalisza oraz przenikliwy chłód. A ja nie wziąłem nawet kamizelki, tylko trykot i rękawki. Na rozgrzewkę jadę więc w zwykłej bluzie i w niej też wbijam się jak trzepak na tył drugiego sektora. Wszystko po to, żeby się nie wychłodzić, oddaję ją dopiero na parę minut przed startem.
A ten jak zwykle mam przeciętny, mam po prostu jakąś blokadę, żeby się rozpychać w ciasnej grupie przy 40 km/h na asfalcie.
Inna sprawa, że wielu zawodników ciśnie tak na pierwszych kilometrach, jakby to był dystans ‘młodzik’, a po chwili rura im mięknie i blokują mnie na wąskich singlach. Do tego, na każdym minimalnie technicznym odcinku zaczyna się lebiodyzm stosowany:) A już zupełne kuriozum to kolejka na mniej więcej 9-tym kilometrze. Bo wąsko, pod górkę i w piachu. Rozumiem, że nie jedziemy ale dlaczego drepczemy w miejscu zamiast biec?!

Wszystko to irytuje mnie tym bardziej, że nóżka aż swędzi tego dnia do deptania w pedały. Gdy już kończymy ten spacer, zaczyna się mój epicki pościg. Zerwać grupkę, dogonić kolejną, na podjeździe znowu zerwać, itd, itp. Ciągle jest moc i fun z jazdy. Jedyne co mnie martwi, że nigdzie z przodu nawet nie majaczy jakakolwiek koszulka Unitów Martonów. Wreszcie na asfaltowym podjeździe w Raszewach, dostrzegam przed sobą Draba. No to ośka-blat i przed szczytem jest mój:)

A po chwili zrywam się i cisnę po następnych. Jedynym zawodnikiem, który mnie wyprzedza na tym odcinku jest Piotr Cibart, którego wcześniej mijałem, jak grzebał coś przy łańcuchu. Potem dochodzi mnie jeszcze Błażej Surowiec, chyba też po defekcie, i jakiś czas wiezie mi się na kole pod wiatr:) Odszedł mi dopiero na podjeździe przed premią górską.

Cieszy mnie też, że doganiam całą masę znanych mi gigowców z 1 sektora. Na sekcji XC koło wieży wyprzedzam też Ryszarda Żurowskiego z Rybek, o tak to robię:

Idzie atak na sztajfie:)
Idzie atak na sztajfie:) © Josip

Jest moc!
Jest moc! © Josip

... i wreszcie moim oczom ukazuje się sylwetka JP. Wyprzedzam teamowego kolegę, ale ja właściwie mam już finisz do mety, a przed Jackiem jeszcze cała druga runda giga.

Jeden z dogonionych zawodników z M4 siada mi na kole i nie puszcza. Próbuję go zgubić na sztywnym podjeździe, ale się nie daje. Łykamy jeszcze Piotra Wojdyłło z Cellfasta i wpadamy na ostatnią prostą. M4 wychodzi na czoło, ale blokuję amora i ruszam za nim. Na budziku ponad 45 km/h, przeskakujemy nad progami zwalniającymi i widzę, że moją prędkość jest nieznacznie większa. Na metę wpadam o długość koła przed nim, o yeah! Top 60 Open jest moje. he he. Miły akcent na koniec całkiem udanego ściganckiego dnia. Aż żałuję, że nie pojechałem giga, ale rodzina mogłaby mnie zamordować:) To mega też mogłoby być tak z 10-15 km dłuższe, wtedy byłoby idealnie.
Pierwszego sektora nie udało się oczywiście odzyskać. Wniosek z tego taki, że na następnej edycji trzeba się będzie ustawić w pierwszej linii “dwójki”. Czuję i widzę po czasach, że dziś ten wynik mógł być spokojnie nawet o 20 oczek lepszy!

A po maratonie szybko makaron, spacerek z psem:) i w drogę z Olą i dzieciakami w nasze góry kochane.

Open: 60/250
M3: 23/99

Czas: 1:52:59
Strata do zwycięzcy Open i M3 (Marcin Wider): 17:12


Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, MTB

KE Rydzyna, MEGA

d a n e w y j a z d u 50.40 km 50.00 km teren 02:09 h Pr.śr.:23.44 km/h Pr.max:60.80 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:600 m Kalorie: 2337 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 2 kwietnia 2017 | dodano: 03.04.2017

Debiut w nowych barwach wypadł całkiem przyzwoicie, to dobry znak na rozpoczęty właśnie sezon:)
Na miejsce dojechałem w towarzystwie ojca, który jednak ani do startu ani do kibicowania jakoś szczególnie się nie garnął, a zamiast tego pojeździł sobie rowerem po okolicy wspominając dawne dzieje, he he.

Mimo braku startów w zeszłym sezonie, organizator przydzielił mi sektor 1, na podstawie udokumentowanych wyników z innych zawodów. Miałem wrażenie, że to trochę na wyrost, dlatego nie spieszyłem się jakoś zbytnio i w efekcie, razem z Dawidem, ustawiłem się pod koniec sektora.


I wystartowałem swój 8-my sezon!
I wystartowałem swój 8-my sezon! © Josip

Teraz, z perspektywy czasu, myślę, że to jednak mógł być błąd. Bo wystarczyło, że ktoś przede mną się zakopał w piachu krótko po starcie i już straciłem kontakt z głównym peletonem. Na szczęście, w podobnej sytuacji jak ja było też kilku mocnych zawodników z teamu Rybczyński i udało nam się uformować w miarę szybki pociąg. W ogóle początek i koniec trasy były bardzo szybkie - 13 km w każdą stronę po płaskich i szerokich duktach leśnych, które stanowiły dojazd do wzniesień w okolicy Osiecznej, czyli clue tego maratonu. Właściwa pętla (pokonywana raz na mega i dwukrotnie na giga) to 25 kilometrów korzenistych ścieżek, sztywnych podjazdów, zakrętów-agrafek, zjazdów z dropami lub bandami, morderczych interwałów, czyli po prostu XC w czystej postaci. Zresztą ta sekcja pokrywała się w niemal 100% z trasą maratonu w Jeziorkach z września zeszłego roku (przynajmniej wiedziałem gdzie trzeba uważać, żeby się nie sturlać se skarpy, he he).

Pomny porad teamowych kolegów z ostatniego wspólnego treningu, starałem się trzymać kadencję i jak najmniej jechać twardo, na stojąco. I co? To działa, panowie, to działa:) Poza tym, po skręceniu na pierwszym rozjeździe: <- ŁATWO | -> TRUDNO w lewo, poczułem się jak pussy i potem już zawsze waliłem wersją dla twardzieli:) No więc szło nie najgorzej, ale ciągle nie mogłem dojść Jacka. Co mi się udało mieć go na grubość bieżnika przed sobą, to zaczynał się techniczny zjazd i mi kompan z drużyny znów na kawałek odjeżdżał. Ostatecznie zdołałem go wyprzedzić i zostawić w tyle na jakieś 5-6 km. przed rozjazdem MEGA/GIGA, ale też Jacek musiał zachować siły na kolejną pętlę (szacun!).

Ja z kolei czułem, że noga podaje aż miło. Ostatnie 13 km do mety jechałem po zmianach z zawodnikiem teamu Volkswagen, pełen ogień! Prędkości w okolicach 32-35 kmh w terenie i >40km/h na płytach, doszliśmy i odstawiliśmy w ten sposób kilka mniejszych zaciągów. Jeszcze kilometr i złapałbym Dawida, którego ładna, Martombikowa koszulka majaczyła mi gdzieś z przodu na dłuższych prostych:)

W sumie jestem całkiem zadowolony, spodziewałem się, że na początku sezonu będzie gorzej, kilometrów wszak do tej pory niewiele nakulałem. A tu proszę, sektor wg moich obliczeń został zachowany. Widocznie Dawid ma rację z tą pamięcią mięśniową, czy jakoś tak:) No i sprawdza się to, żeby jeździć miękko. Jedynie jak zobaczyłem wynik Krzycha, to mi mina zrzedła, bo to już inna liga jest. Ale zaraz potem pomyślałem o punktach dla drużyny i znów dobry humor wrócił:).

A zatem, podsumowując:

Czas: 2:09:13
Open: 72/365
M3: 34/153
Strata do zwycięzcy (Marcin Wider) Open i M3 zarazem: 16:44 (ciekawe, że on sam z drugim na mecie wygrał ponad 4,5 minuty!)



Good bikes!




Kategoria MTB, Maraton, 50-100