josip prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2019

Dystans całkowity:82.48 km (w terenie 77.00 km; 93.36%)
Czas w ruchu:03:02
Średnia prędkość:27.19 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma podjazdów:763 m
Suma kalorii:3518 kcal
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:41.24 km i 1h 31m
Więcej statystyk

Gogol Łopuchowo Mini

d a n e w y j a z d u 24.48 km 21.00 km teren 00:48 h Pr.śr.:30.60 km/h Pr.max:51.00 km/h Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:223 m Kalorie: 1104 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 22 września 2019 | dodano: 24.09.2019

Szybko, za szybko. Noga po Michałkach dzień wcześniej nie była świeża, bo i świeża być nie mogła. Właściwie wyścig przegrany dla mnie na stadionie. Mały problem z wpięciem się w spd spowodował, że na asfalt wyjechałem jako ostatni z 1 sektora. Z tyłu został też Szymon Kosicki, który dzień wcześniej stał na pudle mini w Wieleniu. Próbowaliśmy dospawać jadąc po zmianach, ale mimo ciśnięcia ponad 40 km/h nie daliśmy rady.

Potem całą trasę jechaliśmy razem, łykając kilka osób które odpadły z blisko 20-osobowej czołówki. Brakowało jakichkolwiek trudności technicznych, podjazdy były raptem 2 - za krótkie i za łagodne, żeby w czubie mogła dokonać się jakakolwiek selekcja.
Na metę wpadam o długość koła za Szymonem a 2 rowery przed gościem z Kosoxa. Okazuje się jeszcze, że najlepsi z II sektora pojechali dosłownie 3 sekundy szybciej, więc ostatecznie wylądowałem gdzieś koło 25-tego miejsca Open. Wygrał Bieniasz na przełaju, ze sporą przewagą, czyli wynik pod kątem generalki bardzo słaby (raptem 454 punkty) i nie poprawiłem swojego najgorszego wyniku w tym sezonie. W efekcie generalkę kończę jako 15-ty open i 5-ty M3. Na pewno poniżej oczekiwań.

A teraz parę słów goryczy. Sorry, ale to był prawdopodobnie mój ostatni występ u Gogola. Niestety, pan Wojtek odpierdala z roku na rok coraz większą mańanę i jak dla mnie - czara się przelała. Trasy są krótkie i banalne, a i tak często poprowadzone po pętlach. Łopuchowo to już było jakieś kuriozum - zwycięzca mini przyjechał w 43 minuty, a zwycięzca mega w 1:07! Średnie na poziomie 32-33 km/h. Ani to maraton, ani MTB, co najwyżej jakieś kryterium leśne. Jak będę się chciał pościgać w peletonie, to przyjadę na Kolarski Czwartek na torze…

O dekoracji generalki to już nie wspomnę. Ponoć miała się zacząć o 16 ( a przypomnę, że na mecie byłem krótko po 12. Wyniki też nie były nigdzie wywieszone ani podane w necie, więc można się było tylko domyślać, czy wejdzie się na szerokie pudło czy nie.
Tak że, dziękuję bardzo, ostatni gasi światło.

Dla porządku:
Czas: 00:48:25
Open: 27/289
M3: 11/77
Strata do zwycięzcy Open i M3 zarazem (M. Bieniasz): 00:04:28


Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, MTB

Michałki 2019 MEGA

d a n e w y j a z d u 58.00 km 56.00 km teren 02:14 h Pr.śr.:25.97 km/h Pr.max:60.00 km/h Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:540 m Kalorie: 2414 kcal Rower:Bestia
Sobota, 21 września 2019 | dodano: 23.09.2019

Michałki, to już 16-ta edycja tego maratonu, a dla mnie bodaj 8-my start w Wieleniu (5 x giga, 3 x mega), a zatem wychodzi, że mam frekwencję na poziomie 50%, nieźle:).
Dojazd z dziećmi (cała trójka startowała) i z ojcem w roli kibica-opiekuna. Na miejsce dotarliśmy około 9:15, trzeba było zapisać dzieciaki, poprzypinać im numery startowe, odebrać swój pakiet, ogarnąć z Kubusiem kwestię toalety oraz wytłumaczyć mu dlaczego w jego numerze startowym nie ma '5' ("Ja nie chcę numeru 43! Ten numer jest głupi, buuu!"). Luzik, nie?:)
Do sektora wbijam na 7 minut przed startem i oczywiście bez jakiejkolwiek rozgrzewki, stoję jak zwykle już za trybuną, czyli w czarnej d.

Po starcie, na asfalcie, udaje mi się w miarę sprawnie przesunąć do przodu. Po wjechaniu w teren, to już w ogóle czuję, że jest dobrze. Mijam zawodników jak tyczki, z łatwością dochodzę wielu znajomych i zostawiam ich z tyłu. Po pewnym czasie zostajemy sami z Markiem Witkiewiczem i ładnie współpracując ciśniemy dalej. Za Dzierżążnem dochodzimy jednego gościa, który bardzo chce dojść majaczącą przed nami na dłuższych prostych grupkę. Energia go wprost rozsadza, szarpie niemiłosiernie na podjazdach, co chwila liczy odstęp w sekundach, krzyczy, że tamci to już top 10 i w ogóle robi sporo szumu. Bardzo mądrze jedzie za to pan Marek - równo, bez skokenów, nieznacznie zostaje na podjazdach, ale potem po chwili już nam siada na kole.

Na punkcie pomiaru czasu facet nam mówi, że przed nami jest 13. W końcu udaje się dojść trójkę przed nami, a zatem to miejsca 11-16. Tak sobie kalkuluję, że w pierwszej dziesiątce raczej nie ma sześciu z M3, więc szansa na szerokie pudło jest. Okazuje się, że ten 'energiczny' jest jednocześnie lekarzem. Widzę, że rzeczywiście na podjazdach jesteśmy w stanie zerwać peletonik, ale to dopiero 30-32 km, do mety jeszcze daleko. Mówię mu więc, żeby teraz pojechać trochę spokojniej w grupie, a zaatakować na jakieś 10 km do mety. Chyba podoba mu się plan. No więc jedziemy, gęsiego po najlepiej ubitym torze jazdy. Ja chwilowo w ogonie grupki. Wtem jak nagle nie wyleci w powietrze właśnie mój 'wspólnik' od misternego planu. Zahaczył kierownicą o brzozę i mu się koło w poprzek ustawiło. Glebi centralnie przede mną, omijam go instynktownie i też wpadam na brzózkę, by po chwili zaliczyć kontakt z podłożem.

Na szczęście owo podłoże jest miękkie. Szybko się podnoszę i widzę, że jedyne straty do wykrzywiona kierownica. Natomiast kolega jest wyraźnie zamroczony, nie bardzo wie gdzie jest. Zostają przy nim na chwilę 2 kobiety z mini, które akurat wyprzedzaliśmy, a ja lecę dalej, próbując dogonić grupkę. Straciłem pewnie około minuty. Sam raczej nie dałbym rady dojść, ale dogania mnie paru mocnych gości i zaczyna się szaleństwo. Po pierwsze tempo jest naprawdę mocne, po drugie mijamy dosłownie tłumy zawodników z mini. Co chwila trzeba przeskakiwać z lewej na prawą, czasem pocisnąć po krzaczorach. Cały czas czuję power w nogach, ale zaczynam żałować, że wziąłem tylko jednego żela..

Wreszcie dochodzimy Marka Witkiewicza i gościa z teamu Branderup, z którymi jechałem przed kraksą. Do mety niecałe 10 km. Wiadukt nad torami kolejowymi, skręt w prawo, potem pod kątem prostym w lewo i jesteśmy w Herburtowie. No to teraz dzida do Wielenia, tym bardziej, że utwardzili nawierzchnię. Podjazd, a tu idzie zapiek pod 40 km/h, a mnie zatyka - łapię dystans roweru od ostatniego w grupce i nie jestem w stanie przyspieszyć. I to jest ten moment, kiedy przegrywam ten wyścig. Odjeżdżają mi - powoli, acz nieubłaganie. Zabrakło jakichś 5-6 kilometrów.

Na kartoflisku jeszcze mnie strasznie blokują miniowcy i w efekcie na mecie mam niemal minutę w plecy do 'mojej' ekipy. Jestem 16 open i 7 M3, zawodnicy z miejsc 4-6 w mojej kategorii uciekli mi właśnie na tej ostatniej zmarszczce. Szkoda..

Dzieci natomiast spisały się znacznie lepiej ode mnie, choć też zaledwie otarli się o pudło. Oskar był 4-ty, Blanka 6-ta, a Kubuś 19-ty na 37 chłopców, z których zdecydowana większość to roczniki 2013 i 2014, podczas gdy mój mały kolarz MTB 4 latka skończył raptem 2 miesiące temu. Młodzież zdecydowanie dobrze rokuje:)

Czas: 2:13:50
Open: 16/116
M3: 7/29
Strata do zwycięzcy Open (M. Górniak): 00:13:23
Strata do zwycięzcy M3 ((P. Banecki): 00:10:08




Good bikes!


Kategoria 50-100, Maraton, MTB