josip prowadzi tutaj blog rowerowy

Michałki 2019 MEGA

d a n e w y j a z d u 58.00 km 56.00 km teren 02:14 h Pr.śr.:25.97 km/h Pr.max:60.00 km/h Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:540 m Kalorie: 2414 kcal Rower:Bestia
Sobota, 21 września 2019 | dodano: 23.09.2019

Michałki, to już 16-ta edycja tego maratonu, a dla mnie bodaj 8-my start w Wieleniu (5 x giga, 3 x mega), a zatem wychodzi, że mam frekwencję na poziomie 50%, nieźle:).
Dojazd z dziećmi (cała trójka startowała) i z ojcem w roli kibica-opiekuna. Na miejsce dotarliśmy około 9:15, trzeba było zapisać dzieciaki, poprzypinać im numery startowe, odebrać swój pakiet, ogarnąć z Kubusiem kwestię toalety oraz wytłumaczyć mu dlaczego w jego numerze startowym nie ma '5' ("Ja nie chcę numeru 43! Ten numer jest głupi, buuu!"). Luzik, nie?:)
Do sektora wbijam na 7 minut przed startem i oczywiście bez jakiejkolwiek rozgrzewki, stoję jak zwykle już za trybuną, czyli w czarnej d.

Po starcie, na asfalcie, udaje mi się w miarę sprawnie przesunąć do przodu. Po wjechaniu w teren, to już w ogóle czuję, że jest dobrze. Mijam zawodników jak tyczki, z łatwością dochodzę wielu znajomych i zostawiam ich z tyłu. Po pewnym czasie zostajemy sami z Markiem Witkiewiczem i ładnie współpracując ciśniemy dalej. Za Dzierżążnem dochodzimy jednego gościa, który bardzo chce dojść majaczącą przed nami na dłuższych prostych grupkę. Energia go wprost rozsadza, szarpie niemiłosiernie na podjazdach, co chwila liczy odstęp w sekundach, krzyczy, że tamci to już top 10 i w ogóle robi sporo szumu. Bardzo mądrze jedzie za to pan Marek - równo, bez skokenów, nieznacznie zostaje na podjazdach, ale potem po chwili już nam siada na kole.

Na punkcie pomiaru czasu facet nam mówi, że przed nami jest 13. W końcu udaje się dojść trójkę przed nami, a zatem to miejsca 11-16. Tak sobie kalkuluję, że w pierwszej dziesiątce raczej nie ma sześciu z M3, więc szansa na szerokie pudło jest. Okazuje się, że ten 'energiczny' jest jednocześnie lekarzem. Widzę, że rzeczywiście na podjazdach jesteśmy w stanie zerwać peletonik, ale to dopiero 30-32 km, do mety jeszcze daleko. Mówię mu więc, żeby teraz pojechać trochę spokojniej w grupie, a zaatakować na jakieś 10 km do mety. Chyba podoba mu się plan. No więc jedziemy, gęsiego po najlepiej ubitym torze jazdy. Ja chwilowo w ogonie grupki. Wtem jak nagle nie wyleci w powietrze właśnie mój 'wspólnik' od misternego planu. Zahaczył kierownicą o brzozę i mu się koło w poprzek ustawiło. Glebi centralnie przede mną, omijam go instynktownie i też wpadam na brzózkę, by po chwili zaliczyć kontakt z podłożem.

Na szczęście owo podłoże jest miękkie. Szybko się podnoszę i widzę, że jedyne straty do wykrzywiona kierownica. Natomiast kolega jest wyraźnie zamroczony, nie bardzo wie gdzie jest. Zostają przy nim na chwilę 2 kobiety z mini, które akurat wyprzedzaliśmy, a ja lecę dalej, próbując dogonić grupkę. Straciłem pewnie około minuty. Sam raczej nie dałbym rady dojść, ale dogania mnie paru mocnych gości i zaczyna się szaleństwo. Po pierwsze tempo jest naprawdę mocne, po drugie mijamy dosłownie tłumy zawodników z mini. Co chwila trzeba przeskakiwać z lewej na prawą, czasem pocisnąć po krzaczorach. Cały czas czuję power w nogach, ale zaczynam żałować, że wziąłem tylko jednego żela..

Wreszcie dochodzimy Marka Witkiewicza i gościa z teamu Branderup, z którymi jechałem przed kraksą. Do mety niecałe 10 km. Wiadukt nad torami kolejowymi, skręt w prawo, potem pod kątem prostym w lewo i jesteśmy w Herburtowie. No to teraz dzida do Wielenia, tym bardziej, że utwardzili nawierzchnię. Podjazd, a tu idzie zapiek pod 40 km/h, a mnie zatyka - łapię dystans roweru od ostatniego w grupce i nie jestem w stanie przyspieszyć. I to jest ten moment, kiedy przegrywam ten wyścig. Odjeżdżają mi - powoli, acz nieubłaganie. Zabrakło jakichś 5-6 kilometrów.

Na kartoflisku jeszcze mnie strasznie blokują miniowcy i w efekcie na mecie mam niemal minutę w plecy do 'mojej' ekipy. Jestem 16 open i 7 M3, zawodnicy z miejsc 4-6 w mojej kategorii uciekli mi właśnie na tej ostatniej zmarszczce. Szkoda..

Dzieci natomiast spisały się znacznie lepiej ode mnie, choć też zaledwie otarli się o pudło. Oskar był 4-ty, Blanka 6-ta, a Kubuś 19-ty na 37 chłopców, z których zdecydowana większość to roczniki 2013 i 2014, podczas gdy mój mały kolarz MTB 4 latka skończył raptem 2 miesiące temu. Młodzież zdecydowanie dobrze rokuje:)

Czas: 2:13:50
Open: 16/116
M3: 7/29
Strata do zwycięzcy Open (M. Górniak): 00:13:23
Strata do zwycięzcy M3 ((P. Banecki): 00:10:08




Good bikes!


Kategoria 50-100, Maraton, MTB


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa iesta
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]