josip prowadzi tutaj blog rowerowy

Maraton Cup Czerwonak

d a n e w y j a z d u 82.00 km 80.00 km teren 03:33 h Pr.śr.:23.10 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:28.0 HR max:185 ( 97%) HR avg:168 ( 88%) Podjazdy: m Kalorie: 3976 kcal Rower:Lover
Sobota, 28 kwietnia 2012 | dodano: 28.04.2012

Ale gorąc! Organizm nieprzyzwyczajony, więc momentami na podjazdach w słońcu myślałem, że zemdleję.
Ale i tak nóżka podawała dziś o niebo lepiej niż tydzień temu w Dolsku.
Startowała nas garstka na giga: 25-30 osób, ukończyło 22.

9 miejsce open i 4 w M3.

Znowu czwarty, kurde no! W jakiejkolwiek innej kategorii wiekowej byłbym dziś na pudle.. No ale ja jeżdżę w tej najmocniejszej:) W dodatku w M3 startowali dziś ludzie, którzy jeszcze do niedawna jeździli w zawodowym peletonie (Mróz), i ścigaj tu się z takimi.
Na pocieszenie zostaje fakt, że objechałem wszystkich kumpli z Goggle:), choć Kłosiu pogubił trasę.

Obszerniejsza relacja będzie jak dojdę do siebie, zdjęcia też się jakieś znajdą, mam nadzieję.

(edit, niedziela) o ja, już 10 komentarzy (dzięki, panowie!), pytanie czy jest w ogóle sens coś tu jeszcze pisać? No bo co - wystartowałem, pojechałem na tyle szybko na ile mogłem i dojechałem:)

No to tak w skrócie:). Jak pisałem - w sektorze giga było nas około 25 osób, w tym 5 z Goggle! Start raczej spokojny, do szutrówki jadę w pierwszej grupie z Rybczyńskim i Mrozem. Chodzi mi nawet po głowie czy by nie przyświrować i wyjść na czoło. Ale na podjeździe z tarką i piachem chłopaki tak podkręcają tempo, że schodzę na ziemię:) Czołówka mi odjeżdża ale staram się trzymać koło Hulaja z Torq'a. To się udaje i do Dziewiczej jedziemy razem. Ku mojemu zdziwieniu - Kłosiu i Rodman zostali, oglądam się i ich nie widzę. No to jestem team lider, myślę. Chwilowy - podejrzewam.

Na krótko przed Dziewiczą dochodzi nas Marek Konwa, który jedzie mega i startował parę minut po nas (ile dokładnie? Nie wiem). Na pętli XC wokół Virgin Mountain (3,5 podjazdu) odchodzi mi Hulaj ale za to doganiam Piotra Schondelmeyera, też z Torqa i też z M4. Dalej jedziemy razem we 2. Nie za długo ponieważ dogania nas drugi pociąg mega z Magdaleną Hałajczak na czele (podziw dla kobity!) i Bloomem w ogonie. Podczepiam się do tego pociągu. Jadą szybko ale nie za szybko. Mam nadzieję, że co najmniej do rozjazdu tak się podwiozę, co powinno dać mi niezłą przewagę. Niestety, na przecince leśnej i (kurwi)dołkach zahaczam przednim kołem o gościa z przodu. Tak nieszczęśliwie, że zaliczam glebę i mimo niewielkiej prędkości skręcam kierownicę. Zanim się pozbierałem i odkręciłem kierę, grupa mi już odjechała. W dodatku, w pośpiechu ustawiam sobie krzywo tą kierownicę. Cóż, i tak mam krzywy kręgosłup:)

Udaje mi się jednak dojść Schondiego, który też został, a potem, współpracując, na krótko przed bufetem jeszcze kolarza z Chodzieży, też gigowca. Chłopaki stają na bufecie, ja stwierdzam, że w bidonach jeszcze spory zapas, więc jadę dalej. W sumie do mety jeszcze prawie 60 km i nie ma sensu ciorać samotnie ale chcę sobie pojechać trochę spokojniej, zluzować tętno. Wiem, że i tak mnie dojdą. I dochodzą po około 3 km. I tu zaczyna się najlepszy fragment maratonu. Szybko ustalamy, że każdy z nas jest z innej kategorii, więc możemy jechać razem nawet do mety. Zmiany regularne jak na szosie, tylko dłuższe - tak co kilometr mniej więcej. Przejeżdżamy w ten sposób blisko 20 km, prędkość w granicach 30 km/h.

No ale, wszystko dobre co się szybko kończy. Kończą się w miarę równe dukty leśne i wjeżdżamy na łąkę, pełną dołków, które masakrycznie wytrącają z rytmu. Akurat jechałem trzeci, trzymałem się blisko Schondiego i nie zauważyłem, że kolega z Chodzieży odjechał. Za łączką zaczyna się długi, piaszczysto-brukowy dość wyniszczający podjazd. Kolega z M4 puszcza koło a ja ruszam samotnie w pogoń za M2, na szczęście nie straciłem kontaktu wzrokowego. Jestem coraz bliżej.

Już prawie go mam, a tu kolejny podjazd, prawie piaskownica. Zakopuję się. Muszę zejść z roweru, przeprowadzić na bok i jechać dalej po trawie. Przy okazji poprawiam kierownicę i podnoszę sztycę, bo znowu lekko mi się obsunęła.

Dobra, trzeba gonić Chodzież!:) Tymczasem sam zostaję dogoniony przez zawodnika z Nutraxxa, na którego na mecie później wołali "Czesio". No więc Czesio ma piękną taktykę na demotywujące wyprzedzanie. Mianowicie, na krótko przed dojściem zawodnika, którego mozolnie goni przez parę kilometrów, rozpędza się i mija go na dużej prędkości, po czym zapewne na tętnie submaksymalnym leci tak jeszcze kawałek, do najbliższego zakrętu, a zatem dobrze, żeby cały manewr wykonywać możliwie blisko przed takowym:)

Prawie dałem się nabrać na tę sztuczkę. Jednak szybko się zorientowałem, że po wyprzedzeniu mnie, gość wcale nie zwiększa dystansu. Co więcej, na dłuższych prostych, z przodu widziałem też białą koszulkę kolegi z Chodzieży. I tak, niedługo później jechaliśmy już razem. Razem wrzeszcząc niemal błagalnie do każdego strażaka kiedy najbliższy bufet i złorzecząc, że już ponad 60 km i tylko jeden bufet do tej pory.

W końcu jest oaza. Tankuję bidon i każę sobie wylać butelkę wody na łeb:) Co ciekawe, "Czesio" się praktycznie nie zatrzymuje ponieważ ma tam swoich ludzi, którzy po prostu podmieniają mu bidon. 'Dojdziemy go' - mówię spokojnie do kompana z M2.

I mam rację, jeszcze przed Dziewiczą go wyprzedzamy i chyba ma zgon bo się nie podłącza. Mówiąc szczerze, ja też mam już dość, najbardziej przez ten upał. Mam cichą nadzieję, że drugi przejazd przez pętlę XC będzie okrojony choćby z jednego podjazdu. Taa, wiadomo czyją matką jest nadzieja...

Jestem naprawdę ujechany ale kolega z Chodzieży chyba jeszcze bardziej bo odchodzę mu na podjeździe jeszcze przed Dziewicą. Potem, w rynnie od strony parkingu nie mogę zrzucić na młynek i na ostanie 20 metrów schodzę z roweru. Masakra - jak sobie robiłem te pętle treningowo 5 razy, to ani razu nawet nie czułem potrzeby wrzucenia młynka. Ale co innego pętelki na treningu, a co innego 75-ty kilometr maratonu przy temperaturze 30 stopni. Po ostatnim podjeździe pod wieżę, czerep mi się dosłownie gotuje. Uff, jestem na górze!

Zjazd spokojnie, bo łatwo gdzieś wyrżnąć w tym stanie. Następne 2 kilometry dochodzę do siebie ale gdy wjeżdżam na białą szutrówkę odzyskuję wigor. W dodatku wiatr jest moim delikatnym sprzymierzeńcem więc daję nawet radę jechać około 30 km/h. 3 kilometry do mety, oglądam się za siebie. Nikoguśko. A więc nie będzie wyroku ze strony Kłosia, na który czekałem. Właściwie, to nie zastanawiałem się czy, tylko kiedy:)

Na metę wjeżdżam zmordowany ale szczęśliwy, szukając cienia. Pytam, sędziego który jestem. 9-ty? O! To może pudło będzie, nieśmiała myśl taka się pojawia. Ale nie, czwarty, a strata do trzeciego w M3 (i jednocześnie czwartego open) kolosalna - około 20 min.

Ktoś wie gdzie można znaleźć zdjęcia z tej imprezy?
(edit 2): O, znalazłem! Widać, że szczęśliwy na mecie, he he



1. Mateusz Rybczyński (M3): 3:02:48
.
.
9. Wojtek Sołtys aka josip (M3 - 4): 3:33:42
12. Mariusz Kłos aka Kłosiu (M3 - 5): 3:40:03
15. Michał Jaskółka aka Jasskulainen (M2 - 6): 3:43:59
18. Przemo Koper aka Rodman (M3 - 6): 3:53:29
19. Marcin Horemski aka z3waza (M4 - 3): 3:58:30 - pudło w kategorii!
21. Marek Jeszka aka Marc (M2 - 9): 4:04:07


Good bikes!


Kategoria 50-100, Maraton


komentarze
Crazyk
| 09:05 czwartek, 3 maja 2012 | linkuj Chyba gadaliśmy chwilę jak dojechałeś, na przeciw mety w cieniu :D
daVe
| 10:17 poniedziałek, 30 kwietnia 2012 | linkuj Gorąca impreza! :)
PIO_TREK | 18:17 niedziela, 29 kwietnia 2012 | linkuj Zapomniałem si podpisać w poprzednim komentarzu :) PIO_TREK :)
Anonimowy tchórz | 18:15 niedziela, 29 kwietnia 2012 | linkuj Brawo Wojtek! Przy wczorajszej pogodzie dystans Giga to nie lada wyczyn! Pełen podziw! Tak trzymać :) Do zobaczenia w Czarnkowie ?! :)

MaciejBrace
| 16:37 niedziela, 29 kwietnia 2012 | linkuj Gratulację - fantastyczny czas.
Rodman
| 08:55 niedziela, 29 kwietnia 2012 | linkuj gratki ! prawdziwy Gigowiec nam się "narodził" ;-))
z3waza
| 21:31 sobota, 28 kwietnia 2012 | linkuj Gratuluję miejsca no i liderowania w teamie.
Marc
| 20:21 sobota, 28 kwietnia 2012 | linkuj Tak jak mówiliśmy - 30 minut straty do lidera i 30 minut przede mną :-)
Świetnie Ci dzisiaj poszło :)
Maks
| 19:33 sobota, 28 kwietnia 2012 | linkuj No Wojtas zaskoczyłeś mnie ;) Moim faworytem był Mariusz.
Drogbas | 19:10 sobota, 28 kwietnia 2012 | linkuj Gratulacje Wojtku za dobre miejsce i objechanie kolegów z goggle.Rywalizacja jest coraz bardziej zacięta.tak3maj
klosiu
| 18:52 sobota, 28 kwietnia 2012 | linkuj Gratki, nie ma to tamto, pogubiłem się czy nie, byłeś pierwszy! Ciężko dziś było, organizmy nieprzyzwyczajone, po przyjechaniu do domu ważyłem 4 kg mniej niż rano.
jasskulainen
| 17:45 sobota, 28 kwietnia 2012 | linkuj Super maraton, gorac dawal w kosc, moj powerade prawie sie ugotowal w bidonach :)

wkoncu dobralem opony i nie tanczylem na tych piaskach :D
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ubyni
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]