josip prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w kategorii

20-50

Dystans całkowity:14396.63 km (w terenie 7661.62 km; 53.22%)
Czas w ruchu:667:04
Średnia prędkość:21.55 km/h
Maksymalna prędkość:71.00 km/h
Suma podjazdów:37466 m
Maks. tętno maksymalne:190 (100 %)
Maks. tętno średnie:165 (86 %)
Suma kalorii:79624 kcal
Liczba aktywności:404
Średnio na aktywność:35.64 km i 1h 39m
Więcej statystyk

Triathlon Lwa - sztafeta

d a n e w y j a z d u 46.00 km 0.00 km teren 01:18 h Pr.śr.:35.38 km/h Pr.max:45.70 km/h Temperatura:23.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:145 m Kalorie: 1224 kcal Rower:Kolarzówka
Sobota, 8 czerwca 2019 | dodano: 11.06.2019

Dałem się namówić i nie żałuję, ale też nie wiem czy powtórzę:)
Jeśli sam teamowy Ojciec Dyrektor prosi, to się nie odmawia. Chociaż od początku zastrzegałem, że czasowiec ze mnie taki, jak z koziej d... trąba i żeby się nie spodziewali średnich w okolicach 40 km/h.
Na dzień przed zawodami jeszcze się okazało, że Adriana dopadła żołądkówka i cały nasz występ stanął pod znakiem zapytania. Na szczęści nasz pływak - Mariusz, uruchomił znajomości nawet u kosmetyczek w Lusowie i ostatecznie udało się znaleźć biegacza - Norberta, który nomen omen znacznie lepiej spisał się w swojej dyscyplinie, niż ja w mojej.

Generalnie, to co mi najbardziej przeszkadzało to totalny chaos na trasie - znaczy nie wiem, który jestem, z kim się ścigam, czy ten, który mnie wyprzedza daje mi dubla, czy może tak naprawdę cały czas jest za mną, bo pływak z jego sztafety ruszył 2 minuty wcześniej.

Oto powody wyżej opisanego chaosu:

- wspólny start indywidualnych zawodów 1/4 Ironman in 1/4 Ironman sztafet
- start pływaków falami, po 3, co 7 sekund (a było ich w sumie ponad 300)
- przedziwna trasa: na rondzie w prawo, prosta 3,5 kilometra (z wiatrem bocznym), nawrotka 180 stopni, prosta 3,5 kilometra (pod wiatr boczny), rondo w prawo, prosta 2 km (wiatr w plecy), nawrotka 180 stopni, prosta 2 km (wmordewind), rondo w lewo. I tak 4 razy. W sumie na 45 kilometrach 8 (sic!) nawrotek, gdzie trzeba wyhamować niemal do zera i 3 zakręty w lewo na rondzie. Możecie sobie wyobrazić jak to się wszystko mieszało.

Sama jazda w moim wykonaniu myślę, że była przyzwoita jak na zwykły rower szosowy, bez lemondki. Mariusz ładnie popłynął, ale najlepszych 2 pływaków było właśnie ze sztafet, więc już na początku strata była spora, a ja jeszcze dołożyłem swoje:) Na pewno więcej osób wyprzedzałem, natomiast trzeba sobie szczerze powiedzieć, że ci, którzy mnie wyprzedzali to była inna liga. Sprzęt robi swoje, na pewno, jednak wytrenowanie pod jazdę na czas i tzw. duży obrót też daje różnicę Kolosalną. Jakaś mała zmarszczka na trasie na pewno dodałaby smaczku i myślę, że poprawiłaby mój wynik.

Wykręciłem średnią nieco >35 km/h. Bez nawrotek byłoby to zapewne 37-38 km/h. Żeby się liczyć w takiej konkurencji trzeba jechać ponad 40 km/h. I to sporo..

Świetnie pobiegł Norbert na ostatniej zmianie (poniżej 4 min/km) i w efekcie wyciągnął naszą sztafetę z 7-mego na 5-te miejsce. Ja miałem 7-my czas, na bodajże 31 startujących ekip. Do pudła zabrakło 6 minut. Dobry czasowiec dałby radę.

Dzięki Panowie! Mimo wszystko, bawiłem się fajnie. Zawsze coś innego:)


Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, Szosa

Gogol Wyrzysk Mini

d a n e w y j a z d u 28.60 km 27.00 km teren 01:16 h Pr.śr.:22.58 km/h Pr.max:59.30 km/h Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:553 m Kalorie: 1333 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 26 maja 2019 | dodano: 09.06.2019

Dojazd na maraton tym razem z ukochanymi kibicami, czyli z Olą i Kubusiem.
Start z drugiego sektora, połączonego z pierwszym. Od samego początku poszedł ogień na płaskim,bo z przodu pracowały takie konie jak Maks Bieniasz czy Radek Kozal. Utrzymałem się, ale na pierwszych podjazdach po wjechaniu w las trochę mnie przytkało. Tu się też zemścił brak porządnej rozgrzewki. Czołówka uciekła. Stopniowo łapałem swój rytm, a gdzieś około połowy dystansu zaczęło mi się naprawdę dobrze jechać.Po drodzę gdzieś tam z lasu wyskakiwał Drogbas i próbował pomagać podkręcając tempo, ale bardziej przeszkadzał:) W każdym razie, chciał dobrze, więc dzięki!
Czarnym koniem wyścigu okazał się Ł. Włodarczak, który startował z 3 sektora (2 minuty po mnie), a i tak zdołał się przebić na drugie miejsce w kategorii.

Ja na metę wjechałem mniej więcej koło 10-tego miejsca, natomiast później okazało się, że paru zawodników z dalszych sektorów wykręciło lepszy czas. Ostatecznie byłem 15-ty Open i 8-ósmy w kategorii. Przyzwoicie, ale na pewno poniżej oczekiwań, strata do zwycięzcy też trochę za wysoka. 

Czas: 1:16:19
Open: 15/229
M3: 8/67
Strata do zwycięzcy Open (R. Kozal): 5:54
Strata do zwycięzcy M3 (M. Bieniasz): 5:33




Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, MTB

SOLID Śrem MEGA

d a n e w y j a z d u 38.70 km 37.00 km teren 01:53 h Pr.śr.:20.55 km/h Pr.max:60.00 km/h Temperatura:13.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:370 m Kalorie: 1555 kcal Rower:Bestia
Piątek, 3 maja 2019 | dodano: 13.05.2019


W punktach:

  • start z tyłów II sektora. To duży błąd - inaczej niż w Mchach, nie ma tu długiej dojazdówki. Pierwsze butowanie zaliczam w wirażu 200 metrów od startu, potem jest wąsko i nie ma jak przebić się do przodu
  • na 4-tym kilometrze mega korek na wąskiej ścieżce wzdłuż jeziora, tracę dobrze ponad 2 minuty, co idealnie widać na Strava Flybys
  • gdy wreszcie mogę jechać swoje łapię się do niezłej grupki (ktoś z Pro-fit bikes, 2 gości z LKK) i tak ciśniemy razem przez większość trasy, ale o dobrym wyniku już nie ma mowy
  • trasa bardzo fajna - są single, strome ścianki i techniczne zjazdy, a między nimi szybkie proste, żeby łyknąć z bidonu
  • niemal od początku drugiej pętli zaczyna się dublowanie miniowców, znów trzeba uważać, nie wszędzie da się wybrać optymalny tor jazdy
  • na sam koniec 2 gleby. Wpierw spektakularne i uwiecznione w galerii OTB gdy mi przednio koło zanurkowało w błocie zaraz za przeprawą przez rów z wodą. Następnie, na zjeździe ze skarpy w kopnym piachu na początku toru motocross jedna babka z mini nie chciała mnie puściś i wtarabaniła się przede mnie sprowadzając rower. Musiałem ją ominąć, ale znowu gdzieś bokami, i w efekcie na dole żle najechałem na małą hopkę i znów bolesne OTB, z wykrzywieniem kierownicy włącznie


to zdjęcie obiegło świat:)
to zdjęcie obiegło świat:) © Krzysztof Wawrzyniak

Wynik znacznie poniżej oczekiwać i chyba też, mam nadzieję, możliwości.
Chociaż czuję, że podobnie jak w Mchach kręciło mi się dziś słabiej niż w Krzywiniu i Dolsku. Może to efekt przedłużającego się kataru i pigułek na alergię, które zacząłem niedawno łykać? (już odstawiłem)


Na takim wyścigu kolosalne znaczenie ma to skąd się startuje. Poza tym, mając drugi sektor, trzeba by ustawić się w pierwszej linii i lecieć od razu na pełnej q..wie:) Ale jak to zrobić bez zapieku, skoro do sektora musiałbym wtedy wejść na minimum 20 minut przed startem i całą rozgrzewkę diabli wezmą?


w akcji na zjeździe
w akcji na zjeździe © Rafał Zimniewicz

Dla porządku:
Czas: 1:53:37
Open: 67/221
M3: 35/96
Strata do zwycięzcy Open (M. Jurkowlaniec): 00:20:29 (MASAKRA!)
Strata do zwycięzcy M3 (P. Krysman): 00:16:38



Good bikes!


Kategoria MTB, Maraton, 20-50

SOLID Mchy MEGA

d a n e w y j a z d u 38.35 km 38.00 km teren 02:01 h Pr.śr.:19.02 km/h Pr.max:59.00 km/h Temperatura:10.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:511 m Kalorie: 1557 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 14 kwietnia 2019 | dodano: 16.04.2019


W sobotę biłem się z myślami czy w ogóle jechać na ten maraton bo męczyło mnie przeziębienie - katar, ból gardła, chrypa. Do tego jeszcze wieczorem niespodziewana wizyta znajomych, więc do łóżka kładłem się o godzinę i pół promila za późno:)
Do tego ziąb straszny w niedzielę z rana, no ale cóż - twardym trza być, nie miętkim. A poza tym, trasa w Mchach jest ponoć najtreściwsza z całego cyklu Solida.


Dojazd poszedł sprawnie, więc zdążyłem zrobić rozgrzewkę (zimno, wieje..) i ustawić się w czubie II sektora, co oznaczało dobrze ponad 20 minut stania. Niemal do samego końca stałem w ciepłej bluzie.


Wreszcie start, a po nim dupa. Spływam, jak kupa w klozecie. Raz, że nie lubię się rozpychać w tłoku przy 40 km/h (wiało akurat w plecy) na szutrach. Dwa, że organizmu nie oszukasz i jestem tego dnia po prostu słabszy niż zwykle. Trzy, że ten drugi sektor to całkiem mocny jest!

Początek, spływam sobie spływam
Początek, spływam sobie spływam © Josip

Gdy przegania mnie Szymon Kosicki, którego tydzień temu wyraźnie objechałem w Dolsku oraz pierwsze panie (m.in. Marta Gogolewska), mówię sobie ‘dość!”. Akurat kończy się płaska dojazdówka, zaczynają się pierwsze podjazdy, a więc od tego momentu przesuwam się w górę stawki. Niestety, teraz, szczególnie na podjazdach, jestem blokowany przez tych, którzy wyprzedzili mnie chwilę wcześniej. Oczywiście atakuję, wyprzedzam bokami, czyli robię to, co zwykle. Jedyna różnica jest taka, że zwykle sił starcza mi na około 2 godzin takiej jazdy, tym razem już po pół godzinie nadchodzi kryzysik i od tego momentu raczej staram się dojechać do mety tu, gdzie jestem, nie tracąc już więcej, a nie gonić tych, co z przodu.


Szymona widzę przez długi czas niewiele przede mną, ale w końcu mi odjeżdża (jakieś 3 min. na mecie), kilka razy tasuję się też z Jackiem, który ma problemy z łańcuchem. Jednak tego dnia kolega teamowy, tradycyjnie lepszy na sekcjach technicznych, jest również wyraźnie szybszy na podjazdach. W efekcie, znika mi z oczu na długo przed rozjazdem mega/giga.

Jeden z licznych zjazdów
Jeden z licznych zjazdów © Josip

Ja w końcu odnajduję grupkę, w której mogę jechać, jest w niej m.in. Jarek Słomiński z Rybek. Doganiamy nawet parę osób (chyba wszyscy z giga), a do nas z kolei dochodzi młoda dziewczyna z Eurobike’a (sic!), jak się później okazuje zwyciężczyni wśród kobiet.


Na krótko przed rozjazdem mega/giga atakuję (udanie), tylko po to by za chwilę przestrzelić zakręt i znów muszę gonić. Ostatniego z mojej grupki, czyli właśnie Jarka z Rybek, doganiam na wmordewindowej prostej tuż przed metą. Chwila odpoczynku na kole, sprint i chociaż ten wygrany finisz z młodszym zawodnikiem (M2) mam na pocieszenie z tego przeciętnego występu.

Ostatni zakręt przed finiszem, przyczajony..:)
Ostatni zakręt przed finiszem, przyczajony..:) © Josip

Chociaż w sumie, patrząc teraz na wyniki, to aż takiej tragedii nie ma. Miejsce (tak open, jak i M3) oraz procentowa strata do zwycięzcy - są bardzo podobne do wyścigu w Krzywiniu. Subiektywne odczucie jednak o wiele gorsze. Na pewno na przyszłość nauka z tego taka, że nie ma co startować na siłę, jak zdrowie niedomaga. No i podtrzymuję to, co pisałem wcześniej, że stać mnie tu na pozycję około 20 open. Postaram się to wkrótce udowodnić:)


Czas: 2:01:23
Open: 46/238
M3: 19/95
Strata do zwycięzcy (Open i M3 zarazem - A. Nowinka): 00:16:46



Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, MTB

Gogol Dolsk Mini

d a n e w y j a z d u 21.40 km 21.00 km teren 00:52 h Pr.śr.:24.69 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:259 m Kalorie: kcal Rower:Bestia
Niedziela, 7 kwietnia 2019 | dodano: 09.04.2019

Wyścig wkoło komina, jak niektórzy mówią:)


Patrząc na listę zapisanych oraz na zawodników obok w sektorze, wiedziałem, że szansa na pudło jest. I z takim też nastawieniem jechałem na ten maraton.


Start z pierwszej linii sektora 0. Tradycyjnie kiepsko, do tego początek to pętla po wyboistej i porośniętej trawą łące. Spadam do drugiej dziesiątki. Po wyjściu na utwardzony teren, cisnę ile fabryka dała. Widzę, że z przodu jest 4-osobowa czołówka z Bieniaszem (M4), dwoma młodymi (M2) z Środa Racing i jednym gościem z Bike Atelier (na oko M4). Potem jest trzyosobowy peletonik z Filipem Kaczanowskim (na pewno M3, znany mi dobrze rywal:) ), a dalej ja dociągający jeszcze paru kolarzy. Grupę z Filipem udaje się dojść dość szybko i tak lecimy w 6-7 osób przez pierwsze szybkie kilometry szerokimi autostradami leśnymi. Nawet współpraca się układa w miarę w miarę, ale dystans do czołowej czwórki się nie zmniejsza, niestety.


Gdy zaczyna się bardziej techniczny fragment, Filip ucieka. Ja akurat jadę czwarty, trochę przyblokowany w zakręcie i piachu, ale jak tylko mogę to ruszam za nim. Zbliżam się, ale prawie przestrzelam zakręt. Dystans znowu rośnie, a w dodatku przeganiają mnie Szymon Kosicki (M3) i Piotr Sućko. Dobrze, że dalej jest pod górkę, bo dzięki temu szybko dochodzę tego drugiego, a po jakimś czasie również i pierwszego.
Zostaje jeszcze Filip, ale jego w końcu również udaje się dogonić. No to lecimy razem. Za nami nikogo w zasięgu wzroku, przed nami dwójka - niby blisko, a jednak daleko tak:)


Staje się jasne, że dojedziemy we dwójkę na metę. Pomny przegranego finiszu we Wiórku AD 2017, planuję zaatakować na ostatnim podjeździe przed metą. Pech chciał, że Filip ma taki sam plan i dorzuca tak mocno do pieca, że z największym trudem utrzymuję się na kole. Ale na szczycie jesteśmy cały czas obok siebie. Na zjeździe wychodzę na czoło myśląc, że może większa zębatka z przodu pozwoli mi dokręcić i się urwać, ale wiatr jest ciut za mocny na taki manewr.


Ostatnie 2 ciasne zakręty i wpadam na wspomnianą już wcześniej pętlę po łące. To nie moja specjalność. Staram się trzymać z przodu, ale po przedostatnim zakręcie nie utrzymuję wewnętrznego toru jazdy i jest pozamiatane. Przegrywam o sekundę. Jak się okazało, to był finisz o 1-sze miejsce w kategorii.

Ogień na finiszu!
Ogień na finiszu! © Josip

No i trasa mogłaby być dłuższa, tak około 30 km, a nie 22.


Czas: 00:51:25
Open: 6/279
M3: 2/77
Strata do zwycięzcy Open (Mirosław Bieniasz): 00:05:10 (wtf?!)
Strata do zwycięzcy M3 (F. Kaczanowski): 00:00:01 (that was close:) )



Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, MTB

SOLID Krzywiń MEGA

d a n e w y j a z d u 35.00 km 33.00 km teren 01:30 h Pr.śr.:23.33 km/h Pr.max:55.40 km/h Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:417 m Kalorie: 1559 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 31 marca 2019 | dodano: 04.04.2019


Mój debiut na tym cyklu, po licznych rekomendacjach od znajomych:)
Rzeczywiście, organizacyjnie wszystko sprawnie, a sama trasa to nasz wielkopolski standard - dość łatwa (choć momentami niebezpieczna przez tłok) dojazdówka, singlowa sekcja esencja i powrót szerokimi duktami, a nawet asfaltami do mety.


Organizator przyznał mi na podstawie maila z moimi wiekopomnymi osiągnięciami AD 2018 dziką kartę w postaci prawa startu z sektora 2. Ustawiłem się tradycyjnie za późno, czyli gdzież na jego tyłach. Obok mnie Jacek.


Start ostrożny, bo ludzi tłum, a po 300 metrach dziurawej drogi następował ostry skręt w lewo. Następnie stopniowe przebijanie się do przodu, z jednym nerwowym momentem, gdy wyprzedzając zahaczyłem jednego kolarza i o mały włos nie wyglebiłem. Jacek początkowo trzymał się za mną, a od pewnego momentu przeszedł do przodu, jednak przez długie kilometry miałem go w zasięgu wzroku.


Na singlach się troszkę przykorkowało i trzeba była dreptać, a nawet przez moment stać w miejscu. Dalej już szło sprawniej. Jak zwykle, najwięcej zyskiwałem na podjazdach, na płaskim szło nieźle, a na zjazdach przynajmniej nie traciłem. Doszedł nas mocny zawodnik z LKK i razem z nim goniliśmy kolejne grupki.


Na drodze z płyt pod wiatr przyszedł jedyny moment kryzysu, ale udało mi się mądrze schować w peletoniku:) i przetrzymać. A na kolejnym podjeździe już zaatakowałem i urwałem całe towarzystwo. Wychodzi doświadczenie po blisko 10 latach ścigania, ch#j, że bez sukcesów:).


Ostatnie 7 km to samotne wyprzedzanie licznych miniowców i gonienie grupy przede mną, w której widziałem Janusza Przybysza i Ryśka Żurowskiego (obaj skręcili na drugą pętlę). Miałem jeszcze całkiem sporo powera, tak że udało się parę osób wyprzedzić na długim podjeździe niecały kilometr przed metą, a nawet na samym finiszu przegonić o długość koła zawodnika od Mroza.


Jestem zadowolony. Miejsce co prawda dość odległe, ale strata czasowa niewielka i myślę, że przy starcie z pierwszego sektora (który sobie wg moich obliczeń wywalczyłem) miejsca w okolicach 20-25 Open i top 10 M3 są w moim zasięgu. Chociaż łatwo nie będzie...

Czas: 1:30:31
Open: 48/388
M3: 25/173
Strata to zwycięzcy Open (A. Adamkiewicz): 10:59
Strata do zwycięzcy M3 (K. Borkowski): 8:53


Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, MTB

Gogol Łopuchowo Mini

d a n e w y j a z d u 28.31 km 27.00 km teren 00:59 h Pr.śr.:28.79 km/h Pr.max:50.40 km/h Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:270 m Kalorie: 1258 kcal Rower:Bestia
Sobota, 22 września 2018 | dodano: 25.09.2018


Występ poniżej oczekiwań, przynajmniej moich:)

Tym razem start nietypowo w sobotę, żeby impreza nie konkurowała z PBC, za to konkurowała z MIchałkami:( Na rozgrzewce ku swojemu zaskoczeniu spotykam teamowego kolegę - Jacka. Oczywiście JP jedzie dłuższy dystans.

Jest chłodno i wietrznie, bo w nocy skończyło się lato, zarówno kalendarzowe, jak i meteorologiczne, taki zbieg okoliczności. Przynajmniej popadało i nie ma tyle piachu w lesie.


Coś mi się pochrzaniło, że start jest o 11, a przecież mega rusza pierwsze i to o 11:15, a mini jeszcze 15 minut później. W efekcie, marznę tylko w sektorze i całą rozgrzewkę diabli wzięli.
Wreszcie ruszamy! Na początek wąska runda wokół stadionu, od razu robią się odstępy. Po wjeździe na asfalt, blokuję amora, ośka-blat i cisnę w pogoni za czołówką. Wyprzedza mnie niesamowity w tym sezonie Krzysiek Borkowski z Adrianem Prymowiczem na kole. Podłączam się. Pojawia się szansa na dogonienie czołowej grupy, niestety po wjeździe w teren nie daję rady utrzymać tego tempa (>40 km/h) i puszczam koło. Zabrakło niewiele, góra 50 metrów, a dospawałbym do czołówki, gdzie jechał mól główny rywal z generalki.


Reszta wyścigu to gonka w 3-4 osobowej grupce. Udało się dojść dwóch zawodników, którzy odpadli z czołówki (obaj z M4). W moim peletoniku jeden gość (M2) z Rooweromanii szalał i urywał się na zjazdach, ale potem na podjazdach udawało mi się skleić. Widziałem, że jestem najmocniejszy w tym elemencie, ale z kolei nie na tyle mocny, żeby się urwać.

Na długiej prostej powrotnej do asfaltu dostrzegłem z przodu Artura Smolińskiego i Sławka Bączyka (1-szy i 2-gi z M4). Zmniejszaliśmy dystans, ale ostatecznie ich nie dogoniliśmy, jeszcze kilometr i byliby nasi.


Na ostatnim asfaltowym podjeździe atakuję. Chyba trochę za wcześnie. Troszkę odjechałem, ale zanim dotarliśmy do stadionu już byli przy mnie, a jeden z M3 nawet zdołał się wepchnąć przede mnie na singiel wzdłuż trybun. Finisz z jednym zakrętem 180 stopni i trzeba 90 stopni na trawie, to nie moja domena. Ostatecznie na metę wjeżdżam 3-ci z 4-osobowej grupy.

Wjazd na metę, 3-ci z grupki
Wjazd na metę, 3-ci z grupki © Josip

Jak chcę się ścigać o pudło w mini, to muszę popracować nad mocą zaraz po starcie. Wytrzymać pierwsze 2 kilometry w czołówce, to potem będzie już dobrze.
Co prawda dziś pierwsza trójka (tak M3, jak i całego wyścigu) była poza zasięgiem, to jednak z 4-tym (Maciej Krzewina, bezpośredni rywal do pudła w generalce) bylem w stanie powalczyć, gdyż mimo początkowej straty, na mecie byłem zaledwie minutę po nim.


Czas: 00:59:17
Open: 12/194
M3: 6/67
Strata do zwycięzcy Open i M3 (K. Borkowski): 3:45



Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, MTB

Gogol Suchy Las Mini

d a n e w y j a z d u 34.34 km 6.00 km teren 01:16 h Pr.śr.:27.11 km/h Pr.max:52.60 km/h Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:330 m Kalorie: kcal Rower:Bestia
Niedziela, 5 sierpnia 2018 | dodano: 09.08.2018


Oj, gdybym tak jeszcze umiał się przepchnąć na starcie i pójść w trupa od samego początku, a nie od drugiego kilometra! Gdybym..


Tym razem wiedziałem, że o pudło w kategorii będzie mega ciężko, choć to tylko mini. Zjawili się Szymon Matuszak, Krzysztof Borkowski, Grzegorz Podgórski i mój teamowy kolega - Staszek, z którym dzień wcześniej robiłem objazd trasy. Ponadto oczywiście jeszcze wielu innych, ale ta czwórka wydawała mi się poza zasięgiem, i rzeczywiście taka była.

Krótko po starcie - więcej już nie mogę stracić
Krótko po starcie - więcej już nie mogę stracić © Josip

Start, jak już napisałem wyżej przeciętny, skupiam się przede wszystkim na uniknięciu gleby w głębokich koleinach. Tracę kilka pozycji, ale gdy mija mnie Filip Kaczanowski, postanawiam już za wszelką cenę trzymać koło. Udaje się, na asfalcie przez poligon formuje się peleton tak na oko z 30-osobowy, a z przodu jeszcze pewnie koło 20 zawodników.


Atakuję na ostatniej zmarszczce przed ruinkami, bo chcę pierwszy wjechać w teren. Specjalnie robię skosy, żeby utrudnić złapanie koła. To działa! Po skręcie w teren mam na kole tylko jednego zawodnika. Ciśniemy razem i stopniowo dochodzimy kolejnych, ale niestety ten kolega z M2 ucieka mi na końcu podjazdu wzdłuż DDR.

Końcówka 1 pętli, przede mną widzę skalp:)
Końcówka 1 pętli, przede mną widzę skalp:) © Josip

Pod koniec pętli doganiam jednego mocnego gościa (też z M3) i potem pięknie współpracujemy na ponownym przejeździe asfaltem. Gość jest mocniejszy ode mnie na prostych i naprawdę muszę się zagiąć, żeby utrzymać koło. Natomiast na piachach i roller-costerach poligonu, to on zostaje z tyłu (ostatecznie na mecie byłem minutę przed nim). Cisnę więc samotnie do samego końca (większość drugiej pętli) i na metę wjeżdżam nieco ponad 4 minuty po zwycięzcach (P. Marciniak z M2 i S. Matuszak z M3)). Całkiem przyzwoicie. Do 6-tego open i 4-tego M3 Grześka Podgórskiego straciłęm 1,5 minuty, z czego zapewne 1/3 na samym starcie. Gdybym jechał z nim (z nimi), to myślę, że by mi nie odjechali. Ale dobra, spekulacje na bok - trenuję dalej bo szansa na pudło w generalce rośnie, a i w jakimś ścigu też bym w końcu chętnie jakiś pucharek zgarnął:).

Ja uśmiechnięty na maratonie - rzadkie ujęcie:)
Ja uśmiechnięty na maratonie - rzadkie ujęcie:) © Josip

Trasa fajna, niby banał, ale było się gdzie zmęczyć, jak również zyskać dzięki technice. Szkoda, że spora część przebiega przez teren poligonu, bo chętnie włączyłbym ją sobie do moich treningów. A daleko nie mam - w najbliższym punkcie około 1 (słownie jeden) kilometr w linii prostej od domu:)


Czas: 01:16:28
Open: 12/255
M3: 5/75
Strata do zwycięzcy Open (P. Marciniak) i M3 (S. Matuszak): 04:17



Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, MTB

Śnieżnik Challenge

d a n e w y j a z d u 47.73 km 47.00 km teren 03:02 h Pr.śr.:15.74 km/h Pr.max:64.10 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1527 m Kalorie: kcal Rower:Bestia
Sobota, 14 lipca 2018 | dodano: 17.07.2018

Wyścig w pięknej miejscowości, w ‘moich górach’, powrót tam, gdzie przed laty maratony robił sam Golonko - nie, tego nie mogłem odpuścić:).

W przeddzień wyścigu lało niemal cały dzień. Dopiero późnym popołudniem trochę się rozpogodziło, więc wyskoczyłem na małą rozkrętkę łydy, oswajanie z górskim terenem i rekonesans fragmentu trasy. A był to akurat jeden z bardziej grząskich i błotnych jej fragmentów, więc optymizmem to nie napawało.


Na szczęście nazajutrz obudziło mnie piękne słońce, do tego rzut oka na listę startową w necie i.. od razu optymizm wrócił:) Dojechałem, przebrałem się, odebrałem numer i pojechałem na małą rozgrzewkę. Przy okazji dojrzałem kilku asów i już wiedziałem, że 4-tego miejsca tym razem nie będzie, he he (lesson learned - never trust the start list).


Krótko przed startem zrobiło się nagle ciemno i ponuro, siadł prąd i balon startowy się na nas obalił, a z pierwszego bufetu przyszedł meldunek o nawałnicy, taa..

Pierwszy podjazd, jeszcze czyściutki
Pierwszy podjazd, jeszcze czyściutki © Josip

Dobra, ruszyli. W delikatnym kapuśniaku, od razu pod górkę. Łapię dobry rytm i trzymam się gdzieś koło 20 miejsca w stawce, z tym, że start dla mini i mega jest wspólny, więc nie jest źle. Peleton się dość szybko rozciąga na 4-kilometorwym podjeździe, znajduję swoją grupkę i tak ciśniemy we 3 czy 4. Pierwszy zjazd, krótki, ale po mokrym. Coś dziwnie dupnęło pod tyłkiem, oj, tyko nie to. Za chwilę - kompletny flak, czyli jednak TO:(


Na szczęście mam dętkę, łyżki i pompkę, ale w trakcie zmieniania moje myśli oscyluję między a) wycofać się, b) jednak pojechać to mini chociaż. W międzyczasie wyprzedzają mnie niemal wszyscy, bo to przecież blisko od startu.
Po 9 minutach wsiadam na rower i jadę jednak dalej. Ostrożnie, bo jest ślisko, a wyniku i tak już nie będzie. Poza tym - więcej dętek nie mam.


Oczywiście wyprzedzam pełno ludzi, szczególnie na asfaltowej ściance, fragmencie drogi na Przekaźnik. Potem mega błoto na szlaku wokół Czarnej Góry, niektórzy aplikują sobie spa:) Bufet olewam, zjazd ale bez oksów, bo już nic przez nie nie widzę, błoto leci do oczu, nie wyprzedzam..


No, w końcu podjazd. I do tego ciężki - długi po kamieniach i stromy, znany mi z Golonkowych maratonów. Całość w siodle i od razu ze 15 pozycji do przodu.


Rozjazd mini/mega, pytam się ilu skręciło na mega, 42, ok, to będę 43-ci:)


Jedzie mi się coraz lepiej, pewniej, oswajam się z błotem i śliskim podłożem, a pod górę nóżka kręci aż miło. Mijam kolejnych zawodników, aż nadchodzi ściana płaczu - długa na kilometr, 140 m w pionie, podłoże luźne, trakcja słaba (Segment 'Od Strumienia' na Stravie). Mam 2 uślizgi z podpórką, po których mega trudno jest ruszyć, ale jakoś daje radę. Wreszcie widzę schronisko pod Śnieżnikiem, to znaczy, że jesteśmy wysoko, a trasa cała czas prowadzi w górę (najwyższy punkt trasy to 1285 m. npm. - jest w PL maraton MTB, gdzie wjeżdża się wyżej, nie licząc Uphill Śnieżka?).


Po osiągnięciu tej kulminacyjnej wysokości, następuje najdłuższy zjazd wyścigu, na którym kilka osób mnie wyprzedza. Jakoś wyjątkowo mnie to irytuje i daje takiego powera, że na kolejnym podjeździe wycinam ich wszystkich i postanawiam, że już mnie więcej nie zobaczą. “Nie hamuj jak pipa!", mówię sobie w myślach. Gdybym miał v-brake’i, to chyba bym sobie linki zluzował:) Przy tarczówkach muszę się zdać na siłę mentalną, ale to też działa.


Z ostatnich 10 km jestem najbardziej zadowolony - ciągle power na podjazdach i flow na zjazdach. Pomogło na pewno to, że było trochę bardziej sucho, ale wiele siedzi w głowie.

Końcówka, już się nie boję prędkości:)
Końcówka, już się nie boję prędkości:) © Josip

Przed metą znów powiało Golonką. Bo wpierw, już w Międzygórzu, nastąpiło nagłe odbicie w górę i jeszcze kilometr podjazdu na zmęczone giry, a dosłownie przed samą metą, zjazd do wąwozu, tam coś a la rock garden, przejazd przez strumień i singielek z agrafkami. Fajne to:)


Końcówka, rock garden part 1
Końcówka, rock garden part 1 © Josip

Końcówka, rock garden part 1
Końcówka, rock garden part 1 © Josip

Końcówka, przez strumień
Końcówka, przez strumień © Josip

Na metę wjeżdżam 20-ty open i 8 M3. Przygodę z dętką szacuję na łącznie jakieś 15 min w plecy (zmiana, mała załamka, wyprzedzanie, jazda ze słabszymi, co daje złudne poczucie, że jedzie się mocno). Krótko mówiąc - pudła i tak by nie było:) Ciekawostka - na pierwszym międzyczasie byłem 56-ty z mega, czyli ostatni.

Zato zdjęć mam mnóstwo, bo maraton, mimo że mocno obsadzony, to jednak kameralny był.


Czas: 3:11:41
Open: 20/56
M3: 8/23
Strata do zwycięzcy Open i M3 zarazem (R. Alchimowicz): 57:42 (DRAMAT)



Good bikes!


Kategoria 20-50, Góry, Maraton, MTB

Gogol Binduga MINI

d a n e w y j a z d u 25.75 km 25.75 km teren 01:04 h Pr.śr.:24.14 km/h Pr.max:52.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:351 m Kalorie: kcal Rower:Bestia
Niedziela, 8 lipca 2018 | dodano: 17.07.2018

Przejazd przez Trojankę
Przejazd przez Trojankę © Josip

Tak w skrócie:

  • rozgrzałem się porządnie bo na zawody przyjechałem rowerem, równe 13 km z domu
  • było gorąco, sucho, piaszczyście, czyli trasa pyliła
  • objazd trasy zrobiłem 2-krotnie w ostatnich tygodniach (raz sam, raz niby z orgiem, ale się spóźniłem) i do niczego mi się on nie przydał, ponieważ trasa była zupełnie inna niż na wcześniejszych edycjach. Nie było roller costera nad Wartą i nie było wąwozu, były ciekawe single i strome podjazdy
  • sam wyścig to ogień od początku… nie, wróć - sam wyścig to ogień od mniej więcej 2-giego kilometra bo start miałem jak zwykle słaby, albo jeszcze słabszy
  • chyba część czołówki gdzieś źle skręciła na początku, co ułatwiło mi nawiązanie z nią kontaktu jak już się przepaliłem
  • gleby tym razem nie było, ale na zjazdach traciłem (nieee, no co ty!?), bo rozjeżdżonych ciężkim sprzętem kolein i zdradliwych piachów nie brakowało
  • po przejeździe przez Trojankę i następującej po niej piaskownicy, zaciągnął mi łańcuch, co najprawdopodobniej kosztowało mnie miejsce w top 10 Open, bo mi właśnie wtedy grupka (trzech pierwszych z M4) odjechała na 15 s., a że do mety był niecały kilometr, to nie dałem rady dojść
  • w swojej kategorii byłem 4-ty, ale to już chyba nie ma większego sensu pisać, standard. Napiszę jak kiedyś będzie inaczej:)
  • strata do zwycięzcy rekordowo mała, punktów do generalki dużo, jakieś tam widoki się pojawiają, wizualizują się..
Open: 11/306
M3: 4/92
Czas: 1:03:45
Strata do zwycięzcy Open (W. Borkowski): 2:26
Strata do zwycięzcy M3 (K. Borkowski): 2:25

Zjazd do mostku, jakieś 2 km od startu
Zjazd do mostku, jakieś 2 km od startu © Josip



Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, MTB