SOLID Mchy MEGA
d a n e w y j a z d u
38.35 km
38.00 km teren
02:01 h
Pr.śr.:19.02 km/h
Pr.max:59.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:511 m
Kalorie: 1557 kcal
Rower:Bestia
W sobotę biłem się z myślami czy w ogóle jechać na ten maraton bo męczyło mnie przeziębienie - katar, ból gardła, chrypa. Do tego jeszcze wieczorem niespodziewana wizyta znajomych, więc do łóżka kładłem się o godzinę i pół promila za późno:)
Do tego ziąb straszny w niedzielę z rana, no ale cóż - twardym trza być, nie miętkim. A poza tym, trasa w Mchach jest ponoć najtreściwsza z całego cyklu Solida.
Dojazd poszedł sprawnie, więc zdążyłem zrobić rozgrzewkę (zimno, wieje..) i ustawić się w czubie II sektora, co oznaczało dobrze ponad 20 minut stania. Niemal do samego końca stałem w ciepłej bluzie.
Wreszcie start, a po nim dupa. Spływam, jak kupa w klozecie. Raz, że nie lubię się rozpychać w tłoku przy 40 km/h (wiało akurat w plecy) na szutrach. Dwa, że organizmu nie oszukasz i jestem tego dnia po prostu słabszy niż zwykle. Trzy, że ten drugi sektor to całkiem mocny jest!
Początek, spływam sobie spływam © Josip
Gdy przegania mnie Szymon Kosicki, którego tydzień temu wyraźnie objechałem w Dolsku oraz pierwsze panie (m.in. Marta Gogolewska), mówię sobie ‘dość!”. Akurat kończy się płaska dojazdówka, zaczynają się pierwsze podjazdy, a więc od tego momentu przesuwam się w górę stawki. Niestety, teraz, szczególnie na podjazdach, jestem blokowany przez tych, którzy wyprzedzili mnie chwilę wcześniej. Oczywiście atakuję, wyprzedzam bokami, czyli robię to, co zwykle. Jedyna różnica jest taka, że zwykle sił starcza mi na około 2 godzin takiej jazdy, tym razem już po pół godzinie nadchodzi kryzysik i od tego momentu raczej staram się dojechać do mety tu, gdzie jestem, nie tracąc już więcej, a nie gonić tych, co z przodu.
Szymona widzę przez długi czas niewiele przede mną, ale w końcu mi odjeżdża (jakieś 3 min. na mecie), kilka razy tasuję się też z Jackiem, który ma problemy z łańcuchem. Jednak tego dnia kolega teamowy, tradycyjnie lepszy na sekcjach technicznych, jest również wyraźnie szybszy na podjazdach. W efekcie, znika mi z oczu na długo przed rozjazdem mega/giga.
Jeden z licznych zjazdów © Josip
Ja w końcu odnajduję grupkę, w której mogę jechać, jest w niej m.in. Jarek Słomiński z Rybek. Doganiamy nawet parę osób (chyba wszyscy z giga), a do nas z kolei dochodzi młoda dziewczyna z Eurobike’a (sic!), jak się później okazuje zwyciężczyni wśród kobiet.
Na krótko przed rozjazdem mega/giga atakuję (udanie), tylko po to by za chwilę przestrzelić zakręt i znów muszę gonić. Ostatniego z mojej grupki, czyli właśnie Jarka z Rybek, doganiam na wmordewindowej prostej tuż przed metą. Chwila odpoczynku na kole, sprint i chociaż ten wygrany finisz z młodszym zawodnikiem (M2) mam na pocieszenie z tego przeciętnego występu.
Ostatni zakręt przed finiszem, przyczajony..:) © Josip
Chociaż w sumie, patrząc teraz na wyniki, to aż takiej tragedii nie ma. Miejsce (tak open, jak i M3) oraz procentowa strata do zwycięzcy - są bardzo podobne do wyścigu w Krzywiniu. Subiektywne odczucie jednak o wiele gorsze. Na pewno na przyszłość nauka z tego taka, że nie ma co startować na siłę, jak zdrowie niedomaga. No i podtrzymuję to, co pisałem wcześniej, że stać mnie tu na pozycję około 20 open. Postaram się to wkrótce udowodnić:)
Czas: 2:01:23
Open: 46/238
M3: 19/95
Strata do zwycięzcy (Open i M3 zarazem - A. Nowinka): 00:16:46
Good bikes!
Kategoria 20-50, Maraton, MTB