20-50
Dystans całkowity: | 14396.63 km (w terenie 7661.62 km; 53.22%) |
Czas w ruchu: | 667:04 |
Średnia prędkość: | 21.55 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.00 km/h |
Suma podjazdów: | 37466 m |
Maks. tętno maksymalne: | 190 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 165 (86 %) |
Suma kalorii: | 79624 kcal |
Liczba aktywności: | 404 |
Średnio na aktywność: | 35.64 km i 1h 39m |
Więcej statystyk |
Gogol Skoki Mini
d a n e w y j a z d u
33.54 km
30.00 km teren
01:19 h
Pr.śr.:25.47 km/h
Pr.max:48.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:350 m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
Klątwa czwartego miejsca nie odpuszcza.. ale po kolei.
Dojazd to raptem 30 minut w samochodzie, a zatem mogłem ruszyć z domu po 10, to jest komfort, nie powiem.
Na miejscu nikogo z teamu, ale za to trochę znajomych twarzy, z tym, że większość jedzie mega. Wbijam się w ciuszki i jadę na rozgrzewkę z paroma sprintami, jak pan bóg (czy inne Friel) przykazał.
Do sektora (pierwszego) wchodzę szybko, ale i tak nie jestem w czubie, tak na oko 3-ci/4-ty rząd. Rzut oka na rywali i stwierdzam, że wielkich asów nie ma, szczególnie w mojej kategorii, pudło na wyciągnięcie ręki, niemal jak wyjście z grupy przez polskich piłkarzy:)
Obok mnie stoi Radek Markiewicz z teamu Rybek, co daje też szansę na fajną współpracę.
No to ruszyli! Początek w piachu, nie szarżuję, ale też staram się nie gubić dystansu. Jadę mniej więcej na 20-tej pozycji, ale przynajmniej nie spływam jak to bywa na Kaczmarku. Jak tylko kończą się piachy, zaczynam się szybko przesuwać do przodu - wpierw na asfalcie, potem już na leśnej ścieżce. Ciągle wyprzedzam, wreszcie, na dłuższym prostym odcinku dostrzegam przed sobą 4-osobową czołówkę. Są pewnie jakieś 150-200 m. przede mną, ale nie mam szans ich dojść. Spoglądam za siebie - rywale są bliżej niż Ci przede mną. Ok, nie ma co szarpać samemu. Poczekam i pojadę w grupce.
I tak uformował się 5-osobowy pociąg - wspomniany już Radek (M2), Sławek Bączyk (M4), mocny na prostych kolarz z Boranta (M4) i jeszcze jeden mi nieznany, tak na oko z M3 (później sprawdziłem, że był z M4) i ja, czyli M3. Okazało się, że w czołówce jechał tylko jeden z M3, więc pozostawało tak dojechać do mety i byłby drugi stopień podium.
Wydawało się, że nic nie może się stać. Grupa na pewno nie była za mocna na mnie, zdarzały się szarpnięcia i tempo było niezłe, ale jechało mi się naprawdę dobrze. Na każdym podjeździe byłem w stanie ich urwać na jakieś 10 m., co też dawało nadzieję na jakiś udany atak na ostatniej zmarszczce przed metą.
Aż przyszedł feralny 26-ty kilometr. Wpierw podjazd, gdzie skoczył ten, który - jak mi się wydawało - był z M3. No to ja za nim. Następnie małe wypłaszczenie, gdzie zaczęliśmy wyprzedać kogoś z mega, bodajże Jacka Wichłacza i zaraz potem dość ostro w dół. Ja byłem na ‘lewym pasie’ i nie mogłem zjechać na prawy, bo wyprzedzany zawodnik na zjeździe miał niemal taką samą prędkość. Trudno, lecę, lewą stroną. Jakieś 40 km/h na liczniku, a tu nagle koleina, a właściwie wypłukany przez wodę, wąski i głęboki rów, w dodatku nierówny na dnie. Nie mogę się zatrzymać, bo przecież za mną jedzie co najmniej trzech. Przednie koło lata na boki, próbuję je poderwać i wyjechać z koleiny ale prędkość jest za wysoka. Uślizg i gleba, auć! Jeszcze lecąc myślę, kto zaraz się w mnie właduje. I rzeczywiście Sławek uderza w moje plecy i też się wywala, ale szybko się zbiera. Ja natomiast wyrżnąłem mocniej i jestem w lekkim szoku. Kolano zdarte, delikatnie krwawi, szlif na biodrze piecze jak cholera, do tego udo mam zbite, bo chyba uderzyłem nim w kierownicę. Ta z kolei jest ustawiona niemal równolegle to górnej ramy roweru. Łańcuch mi spadł i połamałem okulary. Muszę się odsunąć na pobocze, bo jadą kolejni zawodnicy. Dłuższą chwilę mocuję się też z wyprostowaniem kiery, bo bardzo mocno miałem skręcone stery.
To już po glebie, bo jestem sam, mokry i ogólnie 'zbity':) © Josip
W końcu ruszam dalej, obolały, wściekły i ze świadomością, że jest po wyścigu. Jak się później okazało, nie było aż tak tragicznie i gdybym pojechał na maksa te ostatnie 7 km do mety, to jeszcze była szansa na najniższy stopień podium (1:14 straty na mecie). Ale wiadomo jak to jest po takim dzwonie - nie czuje się roweru i motywacja lekko siada. Do tego, zaczyna padać, robi się ślisko i momentami grząsko, a na trudnej technicznie sekcji w koleinach po łące, przyblokowuje mnie jeden zawodnik.
Jak wyżej © Josip
Ostatecznie wjeżdżam na metę 19-ty Open i 4-ty w M3. Moja grupka sprzed kraksy przyjechała 3 minuty wcześniej, na miejscach 5-8 open, co, jak już wspomniałem, oznaczało 2-gie miejsce w M3. Ech…
Trasa całkiem wymagająca. Niby płasko, ale jednak trochę singli po korzeniach i sztywnych podjazdów w piachu się znalazło, zjazdy, jak widać, też takie łatwe nie były:)
Czas: 1:19:33
Open: 19/252
M3: 4/69
Strata do zwycięzcy Open i M3 zarazem (K. Borkowski): 07:39
Good bikes!
Kategoria 20-50, Maraton, MTB
Gogol Chodzież MINI
d a n e w y j a z d u
29.00 km
27.00 km teren
01:17 h
Pr.śr.:22.60 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:475 m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
I kolejna relacja po czasie..
Tym razem mój karierowy debiut na mini. Do Chodzieży dojeżdżam z Olą i Kubusiem, a z teamowych kolegów na miejscu spotykam… nie spotykam nikogo.
Start z sektora M3, który i tak jest ‘dziką kartą’, bo normalnie, jako debiutant w sezonie musiałbym jechać z Mini 8, ale wtedy nie zabierałbym MTB, tylko mieszczucha i jeszcze Kubusia do fotelika:)
Start z 1 lini 3 sektora © Josip
Pierwszy sektor to tzw. Mini 100, gdzie wystarczy być choć raz w top 25 (przynajmniej w mojej kategorii), żeby się załapać. Oni ruszają 2 minuty przed nami, bowiem M2 liczy tylko 3 zawodników i zostają ‘zmerdżowani’ z jedynką.
Ja ustawiam się w pierwszej linii, obok mnie paru gości wygląda na dość mocnych, pewnie też debiutują.
Start jest ostro pod górkę, Coś kiepsko mi idzie wpinanie i w efekcie spadam na mniej więcej 8-mą pozycję, widzę, że gość z teamu Cubica wystrzelił do przodu jak z torpedy.
Z kolei za mną nikogo, czyli te 8 osób to czołówka sektora. Szybko podganiam grupkę, a na początku asfaltu przepuszczam atak, odrywam się od reszty i ruszam w pogoń za samotnym uciekinierem. Niestety, nie daję rady go dojść. Za to jeszcze przed końcem wzniesienia doganiam parę osób z 1 sektora.
Następuję terenowy zjazd w piachu i 2 siada mi na kole. Trzeba było poprawić raz czy drugi na podjazdach, ale w końcu ich zgubiłem. Sam z kolei wyprzedzam kolejne osoby.
Skoda, że nie udało mi się ciut wcześniej wyprzedzić większej grupy zawodników, która przyblokowała mnie na Gontyńcu i musiałem butować. Zjazdy (7 górek, taki roller-coster) z Gontyńca są niebezpieczne, strome, szybkie i najcześciej zakończone kopnym piachem.
Jadę ostrożnie, a i tak cudem unikam gleby w jednej koleinie. W ogóle piachu jest pełno, a jazda po tej nawierzchni zdecydowanie nie jest moim atutem.
Nawet na zdjęciach człowiek nie jest taki ujechany jak na mega:) © Josip
Tak czy inaczej, to ja wciąż gonię i wyprzedzam, a nie mnie gonią. Mijam nawet pierwsze osoby z mega. Przed stawami, na początku których sił dodaje mi ogłuszający doping mych najlepszych kibiców, zaczynam się tasować z jednym, wyprzedzonym wcześniej zawodnikiem teamu Borant. Gość jest z 1 sektora, więc traci do mnie 2 minuty i widzę, że musiałem to wszystko odrobić na podjazdach. Natomiast na płaskim ma niesamowite kopyto. Uciekł mi trochę w jednej piaskownicy i nie jestem w stanie go dojść. Co więcej, tracę.
Dobrze, że kończą się przelotówki wśród stawów, gdzie zawsze wieje w ryj:) Znowu wjeżdżamy w las, teren pofałdowany. Do mety około 5 km, więc cisnę ile fabryka dała. Jeszcze parę skalpów i wpadam na metę.
Cisnę! © Josip
Z wynikami jaja, bo te są dynamiczne. Przez moment widzę siebie na drugim miejscu open, ale to dlatego, że mi policzyło czas, jakbym z ostatniego sektora startował. Potem, jestem 22-gi, bo wzięli mi czas z 1 sektora (i taki wynik był do poniedziałku wieczora online). Wreszcie, poprawili i ostatecznie jestem:
13 Open
5 M3
Strata do zwycięzcy Open i M3 zarazem (Szymon Matuszak) - 8 minut. Trochę dużo..
Ogólnie jestem zadowolony i wiem, że stać mnie na więcej, szczególnie jeśli ruszę z pierwszej linii z najlepszymi. Podoba mi się mini - tutaj jest ściganie od początku do końca, bez kalkulacji, bez obaw o bombę ale też i bez czasu na odrabianie strat na 2-giej pętli. Spróbuję powalczyć jeszcze w kilku edycjach, tym bardziej, że co najmniej 3 starty mam w zasięgu dojazdu z domu rowerem.
Good bikes!
Kategoria 20-50, Maraton, MTB
MTB Wiórek
d a n e w y j a z d u
20.50 km
20.50 km teren
49:00 h
Pr.śr.:0.42 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:247 m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
Wiórek, czyli wyścig o najdłuższej znanej mi nazwie - Otwarte Mistrzostwa Gminy Mosina w Kolarstwie Górskim i Przełajowym:)
Dobra, śmiechy na bok, bo impreza nabiera rozmachu z każdym rokiem i coraz mniej zasługuje na miano ogórka. Widać to zarówno po ilości (blisko 500), jak i jakości (Mróz, Lonka, Ostrowski..) uczestników.
Niektórych rzeczy to inni organizatorzy mogliby się śmiało od Wiestinu uczyć, jak choćby zrobienia porządnego wyścigu dla dzieciaków i młodzieży, czy przygotowania smacznego makaronu:).
A propos dzieci i makaronu, to zapamiętajcie tę datę - 30 września 2017 mój syn, Jakub Sołtys, lat 2 zadebiutował w wyścigu rowerowym. Na metę dojechał, nie był ostatni, nie popłakał się, a na koniec wyjadł tacie całe spaghetti:) Dodam, że był najmłodszym uczestnikiem zawodów, jedynym z rocznika 2015, wśród dzieci urodzonych w latach 2012-2014!
Synek wie gdzie się ustawić:) I pokazuje którędy pojedzie © Josip
Jedyne, czego mogę się przyczepić to organizacja startu wyścigu facetów. Wygląda na to, że nikt nie przewidział jak wygląda blisko 300 osób na rowerach ustawiających się w wąskim szpalerze, bez sektorów czy podziału na dystanse. W efekcie, podjęto ad hoc decyzję o rozdzieleniu startów mega (2 pętle) i mini (1 pętla), gdzie ci pierwsi mieli ruszyć na trasę o 2 minuty szybciej. Niestety, nie do wszystkich dotarła ta informacja, wielu zawodników z mega stało gdzieś z tyłu, musieli się przeciskać między nami, czyli startującymi na mini, żeby w ogóle ruszyć.
Z kolei jak my ruszyliśmy, to błyskawicznie doszliśmy tyły mega. No i zaczął się niezły burdel. Z jednej strony czołowa 15-tka mini walczy o pozycje, z drugiej mniej wprawni kolarze z mega walczą o utrzymanie toru jazdy w piachu i na korzeniach. Doszło do kilku groźnych spięć, ktoś wyglebił, ale chyba na szczęście nic się nikomu nie stało.
Krótko po starcie - Jest moc! Zaraz dogonimy mega © Josip
Ja, jak wiadomo, tłoku bardzo nie lubię, ale wiedziałem, że muszę walczyć ostro od samego początku, bo potem nie będzie czasu na odrabianie strat. Na szczęście, nóżka ładnie podawała i wyprzedzanie oraz podganianie szło mi sprawnie. Niestety na mniej więcej 5-tym kilometrze był podjazd w wąskiej rynnie, gdzie zostałem całkowicie przyblokowany przez zawodników z mega i musiałem wprowadzić. Natomiast część czołówki mini, zdążyła tam na moment przed megowcami i na górę wjechała w siodle.
Potem, razem z Filipem Kaczanowskim, trochę współpracując, a trochę się tnąc, przejechaliśmy cały wyścig razem. Wyprzedziliśmy w sumie ponad 70 osób z mega i kilku z mini, ale pierwszej trójki nie udało nam się dogonić.
W pewnym momencie stało się dla mnie jasne, że z Filipem dojedziemy razem na metę i rozegramy finisz między sobą. Nie wiedziałem dokładnie ile osób jest przed nami, ani z jakiej kategorii. Na pewno Staszek Walkowiak, więc to już jeden z M3. Zakładałem, że walka będzie albo o drugie, albo o trzecie miejsce w kategorii.
Pod koniec poczułem 2 razy dość twarde uderzenie tylnego koła o korzenie. Przeraziłem się, że to laczek, ale jak rzuciłem okiem na koło, to wyglądało ok.
Wreszcie ostatnia, prosta, jakieś 300m, jadę pierwszy. Filip za mną. Ośka blat, staję na pedały i bez zbędnego czarowania rura do przodu. Filip zrównuje się ze mną, na moment wychodzi na czoło, ale wtedy ja poprawiam. Idziemy łeb w łeb. Niestety meta jest delikatnie po łuku w lewo, a ja jestem po prawej stronie (błąd). Tego już się nie zmieni. Na metę wpadam dosłownie tysięczne sekundy za rywalem.
Które zająłem miejsce? Oczywiście 4-te w kategorii, czyli pudła nie będzie. Open jestem 5-ty, do czołowej trójki straciłem minutę i 9 sekund. Najmniejsza strata do zwycięzcy w historii moich startów. Tak naprawdę mogłem to nawet wygrać. Ale nie wygrałem..:)
Po dojechaniu do domu kuzyna, który mieszka we Wiórku, odkrywam, że tylne koło jest miękkie. A jednak! Niby nie flak, ale tak góra 1 bar. Czy byłbym szybszy na finiszu z normalnym ciśnieniem? Może… A może na finiszu jeszcze było ok. Z drugiej strony te dobicia, które poczułem chwile wcześniej. Można gdybać…
Najważniejsze, że forma jest. I że młodzież dobrze rokuje na przyszłość!
Open: 5/136
M3: 4/61
Czas: 49:06
Strata do zwycięzcy Open i M3 (Ł. Idkowiak): 1:09
Good bikes!
Kategoria 20-50, Maraton, MTB
Gogol MTB Czerwonak DNF
d a n e w y j a z d u
33.00 km
33.00 km teren
01:18 h
Pr.śr.:25.38 km/h
Pr.max:44.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:350 m
Kalorie: 1331 kcal
Rower:Bestia
Ech, wkurw taki, że pisać za dużo się nie chce.
Dojazd na miejsce tym razem rowerem, w sumie 17 km. Niby spokojnie, ale w okolicach Annowa troszkę się pogubiłem i trzeba było depnąć ponieważ z domu ruszałem o 10:05.
Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek miał tak długą rozgrzewkę.
Start z 1 sektora i od razu ogień taki, że płuca bolą:) Parę osób mnie wyprzedza (m.in. mocni goście z Strefy Sportu, którzy startowali z dwójki), ale ogólnie nie jest źle - trzymam się koła Andrew Sypy, czy raczej grupki, która się wokół niego uformowała. Jest Mafia, gość z Pniew, którego kojarzę z Michałków z zeszłego roku, Robert Dulęba..
Tuż po starcie, jest moc! © Josip
Co rusz ktoś puszcza koło i muszę sam gonić, ale - o dziwo - udaje się. Wreszcie samotnie dochodzę grupkę, w której jadą m.in. Jan Zozuliński, Piotr Zellner i na czele nie kto inny jak nasz team leader, czyli Krzychu.
I właśnie w momencie gdy zamierzałem się przebić do przodu pociągu, żeby się Krzychowi pochwalić, że w nim jestem:) gotów do pomocy jak, nie przymierzając Kwiato dla Froome’a, he he, nagle zobaczyłem, że lewa korba trzyma się tylko mojego buta, ja pie!@#$%, f@#k, idź pan w ch#$!!
I po wyścigu, dziękujemy bardzo
Parę dni temu, w górach, łańcuch mi się tak zakleszczył między mufą, a korbą, że musiałem odkręcić tę drugą, żeby go wyjąć. Widać nie dość mocno skręciłem z powrotem, albo korbę, albo tę nakładkę do kasowania luzów, bo nie miałem właściwego klucza i zastosowałem domowy substytut.
Generalnie załamka, nie wiem co robić, do startu z powrotem jakieś 11 km, przecież nie będę szedł 2 godziny. Mijają mnie wszyscy z mega. Ci pod koniec sami pytają czy mi czegoś nie trzeba. Wreszcie jeden gość ma imbusa (dziękuję!), więc biorę się do roboty. Nadjeżdża sam Gogol na Miotle i mi pomaga (szacunek). Wygląda na to, że udało się naprawić. Akurat minęło nas mini pro, czyli za jakieś 2 minuty będzie tu czub mini M2. No to zabieram się z nimi, przynajmniej sobie trening zrobię. Okazuje się, że chłopaki nie dość, że nie dają zmiany, to jeszcze paru odpadło, jak zapodałem tempo. Szok! No to może sobie nawet całe mega pojadę, ostatni raczej nie będę:) Nic z tego, chwilę później łańcuch sam z siebie spada na młynek i nie chce wejść z powrotem na blat. Aha, to przez brak klucza do nakrętki kontrującej.
Dobra, pomłynkuję sobie na przełożeniu 24x11, to świetny trening kadencji. No więc jadę, jak na złość akurat jest z górki, ale już na płaskim przeganiam. A na podjeździe na Dziewiczą, to już w ogóle jak na autostradzie - lewy pas i nie wyłączam migacza. Fajnie, ale na zjeździe korba znów luźno lata. Kolejny dłuższy pit stop, bo ring z łożyskami nie chce dobrze wejść w mufę, dobrze, że mam akurat dużo drewnianych palików pod ręką (zrywkę robili) i udaje się wbić gada tam, gdzie jego miejsce.
Mijają wieki zanim znów wsiadam na rower, teraz na podjazdach to już jest slalom między pchaczami. Na zjazdach, tzn na killerze zresztą też. Na końcu rynny stoi i kibicuje Greg Hoffi z rodziną, też miał defekt, chyba łańcuch zerwał 100 m. po starcie. Za Dziewiczą się wypłaszcza, a ja znów na blat nie mogę wrzucić, czyli wracamy do treningu kadencji. Na 8 km 4-ta pauza. Tym razem wywalam jedną podkładkę od strony korby, może na dłużej starczy. Jest jakby lepiej, blat wchodzi.
Na Killerze © Josip
W międzyczasie mija mnie (tzn. formalnie dubluje) pierwszych 3 z mega, potem jeszcze 1, a gdy ruszam akurat nadjeżdża Bartek Kołodziejczyk. Trochę jest zaskoczony, ale go uspokajam, że ja po defekcie jestem. Noga u mnie w sumie całkiem świeża, więc postanawiam chłopakowi pomóc i daję mocną zmianę niemal do samej mety. Myślę, że mu to pomogło trochę bo akurat końcówka była miejscami odsłonięta i pod wiatr.
Na mecie puszczam Bartka przodem a sam kulturalnie zjeżdżam z trasy obok maty i idę do stolika sędziowskiego zgłosić DNF.
A teraz wnioski i przemyślenia z opisanych wyżej przygód:
- Nighy nie grzebać przy rowerze przed startem! Jak już absolutnie trzeba, to sprawdź wszystko co najmniej 3 razy.
- 17 kilometrów rozgrzewki to wcale nie jest za dużo. Wręcz przeciwnie, przynajmniej jestem od samego startu na wysokich obrotach i mi najfajniejsze pociągi nie odjadą. A jest to bardzo ważne gdyż..
- Różnice w prędkości na płaskim są bardzo niewielkie i jestem w stanie bez problemu utrzymać tempo zawodników, którzy normalnie wkładają mi na mecie co najmniej 5 minut.
- Trzeba jak najwięcej trenować wysoką kadencję. A na wyścigu po prostu wrzucić na blat i ją utrzymać, ha ha
- Można by spróbować raz kiedyś w końcu tego mini. Wygląda na to, że pudło w kategorii jest jak najbardziej w zasięgu (tylko nic nie mó
- wcie mocarzom z mojego teamu - niech mi nie psują zabawy i niech robią punkty do drużynówki, he he)
Kategoria 20-50, Maraton, MTB
KE Żerków, MEGA
d a n e w y j a z d u
41.30 km
38.00 km teren
01:52 h
Pr.śr.:22.12 km/h
Pr.max:57.60 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:496 m
Kalorie: 1726 kcal
Rower:Bestia
Dojazd na miejsce z Jackiem i rowerami na pace. Po dotarciu wita nas szefostwo ekipy z Kalisza oraz przenikliwy chłód. A ja nie wziąłem nawet kamizelki, tylko trykot i rękawki. Na rozgrzewkę jadę więc w zwykłej bluzie i w niej też wbijam się jak trzepak na tył drugiego sektora. Wszystko po to, żeby się nie wychłodzić, oddaję ją dopiero na parę minut przed startem.
A ten jak zwykle mam przeciętny, mam po prostu jakąś blokadę, żeby się rozpychać w ciasnej grupie przy 40 km/h na asfalcie.
Inna sprawa, że wielu zawodników ciśnie tak na pierwszych kilometrach, jakby to był dystans ‘młodzik’, a po chwili rura im mięknie i blokują mnie na wąskich singlach. Do tego, na każdym minimalnie technicznym odcinku zaczyna się lebiodyzm stosowany:) A już zupełne kuriozum to kolejka na mniej więcej 9-tym kilometrze. Bo wąsko, pod górkę i w piachu. Rozumiem, że nie jedziemy ale dlaczego drepczemy w miejscu zamiast biec?!
Wszystko to irytuje mnie tym bardziej, że nóżka aż swędzi tego dnia do deptania w pedały. Gdy już kończymy ten spacer, zaczyna się mój epicki pościg. Zerwać grupkę, dogonić kolejną, na podjeździe znowu zerwać, itd, itp. Ciągle jest moc i fun z jazdy. Jedyne co mnie martwi, że nigdzie z przodu nawet nie majaczy jakakolwiek koszulka Unitów Martonów. Wreszcie na asfaltowym podjeździe w Raszewach, dostrzegam przed sobą Draba. No to ośka-blat i przed szczytem jest mój:)
A po chwili zrywam się i cisnę po następnych. Jedynym zawodnikiem, który mnie wyprzedza na tym odcinku jest Piotr Cibart, którego wcześniej mijałem, jak grzebał coś przy łańcuchu. Potem dochodzi mnie jeszcze Błażej Surowiec, chyba też po defekcie, i jakiś czas wiezie mi się na kole pod wiatr:) Odszedł mi dopiero na podjeździe przed premią górską.
Cieszy mnie też, że doganiam całą masę znanych mi gigowców z 1 sektora. Na sekcji XC koło wieży wyprzedzam też Ryszarda Żurowskiego z Rybek, o tak to robię:
Idzie atak na sztajfie:) © Josip
Jest moc! © Josip
... i wreszcie moim oczom ukazuje się sylwetka JP. Wyprzedzam teamowego kolegę, ale ja właściwie mam już finisz do mety, a przed Jackiem jeszcze cała druga runda giga.
Jeden z dogonionych zawodników z M4 siada mi na kole i nie puszcza. Próbuję go zgubić na sztywnym podjeździe, ale się nie daje. Łykamy jeszcze Piotra Wojdyłło z Cellfasta i wpadamy na ostatnią prostą. M4 wychodzi na czoło, ale blokuję amora i ruszam za nim. Na budziku ponad 45 km/h, przeskakujemy nad progami zwalniającymi i widzę, że moją prędkość jest nieznacznie większa. Na metę wpadam o długość koła przed nim, o yeah! Top 60 Open jest moje. he he. Miły akcent na koniec całkiem udanego ściganckiego dnia. Aż żałuję, że nie pojechałem giga, ale rodzina mogłaby mnie zamordować:) To mega też mogłoby być tak z 10-15 km dłuższe, wtedy byłoby idealnie.
Pierwszego sektora nie udało się oczywiście odzyskać. Wniosek z tego taki, że na następnej edycji trzeba się będzie ustawić w pierwszej linii “dwójki”. Czuję i widzę po czasach, że dziś ten wynik mógł być spokojnie nawet o 20 oczek lepszy!
A po maratonie szybko makaron, spacerek z psem:) i w drogę z Olą i dzieciakami w nasze góry kochane.
Open: 60/250
M3: 23/99
Czas: 1:52:59
Strata do zwycięzcy Open i M3 (Marcin Wider): 17:12
Good bikes!
Kategoria 20-50, Maraton, MTB
Objazd Kierskiego
d a n e w y j a z d u
40.30 km
30.00 km teren
01:39 h
Pr.śr.:24.42 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:126 m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
Mocny trening z atakiem na niemal każdy znany mi KOM po drodze. Dwa zdobyłem, ale niestety kolejne 2 się nie zliczyły, nie wiedzieć czemu. Napisałem do Stravy, żeby je ręcznie spasowali, ale do dziś dostaję tylko odpowiedzi w stylu "Thank you for your patience..":).
Czyli delikatnie dają mi do zrozumienia, że albo wykupię wersję Premium, albo mogę się bujać, he he.
Good biikes!
Kategoria 20-50, MTB
Morasko i Umultowo
d a n e w y j a z d u
31.00 km
25.00 km teren
01:17 h
Pr.śr.:24.16 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:149 m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
Technikaliów nigdy dość, tym bardziej, że nawet glebę udało mi się tym razem zaliczyć. Trochę to wina słabych hamulców (do wymiany!), ale mimo wszystko.
Good bikes!
Kategoria 20-50, MTB
Przepałka
d a n e w y j a z d u
34.10 km
20.00 km teren
01:28 h
Pr.śr.:23.25 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:133 m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
Nie wiem czy nie trochę za ostro na dzień przed maratonem. No ale trudno, nóżkę trzeba było przepalić, a w piątek się nie wyrobiłem.
Support mi tak strzela, że oszaleć można. Ponieważ to press fit, to na bank trzeba będzie go wymienić.
Kategoria 20-50, MTB
Vitosha
d a n e w y j a z d u
20.30 km
8.00 km teren
01:17 h
Pr.śr.:15.82 km/h
Pr.max:58.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:642 m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
Tak jest - rowerem po Bułgarii, czyli coś czego jeszcze nie było:) Takie delegacje to ja lubię!
Wszystko dzięki uprzejmości kolegów z pracy, którzy zorganizowali tę wycieczkę, użyczyli roweru (29er na XT!), kasku, a nawet butów spd. Sam wypad może nie był zbyt długi (wyruszaliśmy po pracy, dopiero przed 19), ale i tak wystarczyło, żebym się przekonał jak genialne jest położenie Sofii pod kątem treningów kolarskich. Miasto jest dosłownie przytulone do potężnego masywu Vitosha, a ścieżka MTB, na której co roku rozgrywany jest 100-kilometrowy maraton zaczyna się jeszcze w granicach miasta. Zresztą co tu dużo mówić - wystarczy spojrzeć na track ze Stravy poniżej. 650 metrów w pionie na jakichś 9-10 kilometrach podjazdu.
Trochę pechowo trafiliśmy z pogodą - było zimno (4 stopnie jak zjeżdżaliśmy), a po opadach dzień wcześniej od wysokości 1100 m. zalegał już śnieg. Nie są to najlepsze warunki na jazdę w krótkich spodniach i letnich rękawiczkach, a tylko taki ekwipunek zabrałem ze sobą z Poznania. Palce miałem tak zgrabiałe, że nie byłem w stanie odblokować telefonu i zrobić fotek:(
Good bikes!
Kategoria 20-50, Góry, MTB
Katarzynki z kumplami
d a n e w y j a z d u
50.00 km
35.00 km teren
01:55 h
Pr.śr.:26.09 km/h
Pr.max:60.00 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:200 m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
Bodaj pierwszy trening w grupie w tym roku. Ale za to od razu towarzystwo było doborowe - Krzychu i dawno niewidziany Kuba.
Ustawka na Olszaku, dalej Swarzędzkie, Gortatowo, Uzarzewo, Katarzynki i powrót nad Maltę, bo już się ciemno i chłodno robiło.
Po drodze jakieś KOMy wpadły, ale za długo to się nimi nie nacieszyłem, he he. No może poza Antoninkiem.
Dystans wpisuję z Holuxa bo Strava w telefonie miała jakąś zawiechę
.
Super wypad, dzięki!
Good bikes!
Kategoria 20-50, MTB