KE Wolsztyn GIGA
d a n e w y j a z d u
65.30 km
65.00 km teren
02:59 h
Pr.śr.:21.89 km/h
Pr.max:51.50 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:685 m
Kalorie: 2577 kcal
Rower:Bestia
Ah, jeszcze niedawno miałem już powoli dość ścigania, a teraz żałuję, że to już koniec:)
Lubię trasę w Wolsztynie, dobrze mi się tu jeździ. Jest taka w sam raz jeśli chodzi o dystans, czas jazdy oraz nagromadzenie odcinków bardziej technicznych w stosunku do szybkich przelotówek, gdzie można uzupełnić płyny i kalorie. Do tego jest malowniczo, a single i zjazdy pozwalają się po prostu dobrze bawić. A i pogoda z reguły dopisuje na przełomie września i października.
Dojazd na zawody ze Staszkiem zlatuje szybko, czas się nie dłuży.
Na miejscu spotykamy ekipę Unit Martombike Team w komplecie, pojawił się nawet kontuzjowany Grzesiek. Nasze konie, czyli Krzychu i Staszek wbijają się do 1 sektora, a ja z Adrianem, Dawidem i Jackiem stajemy w dwójce, i to zdecydowanie w jej tyłach (ludzie chyba się 40 minut przed startem zaczynają ustawiać). Za nami, w sektorze 3 stoją jeszcze Przemo z Marcinem, ale oni jadą mega. Natomiast pozostała szóstka deklaruje jazdę na giga, co zapowiada ciekawą walkę, daje szansę na współpracę oraz nadzieje na naprawdę dobry wynik w drużynówce.
No to ruszyli! Koledzy tradycyjnie już delikatnie mi odjeżdżają po starcie, ale nie na tyle bym ich stracił z pola widzenia. Za mostkiem, gdzie się delikatnie przyblokowało, widzę, że się zrobił mały odstęp między moją grupką, a tymi z przodu, gdzie cisną Adrian i Dawid (Jacek natomiast wystrzelił jak torpeda i ino kurz po nim pozostał:) ). Staję na pedały i bez problemu spawam, a na kole nikt się nie utrzymał. Ocho, to już wiem, że dziś powinno być dobrze. Jedziemy dalej gęsiego, łykając kolejnych zawodników, jak tylko pojawi się nadarzająca okazja.
Po wjechaniu na właściwą pętlę, jestem już w grupce z Adrianem i Dawidem, a że noga swędzi, to wychodzę na jej czoło. Naprawdę dobrze mi się kręci, na każdym podjeździe wypracowuję sobie małą przewagę nad resztą. Potem jest czas na łyka z bidonu, czy wciągnięcie żela. Teamowi koledzy zawsze dospawają, ale za każdym takim ‘atakiem’ aktualna grupka się uszczupli, albo uda się dojść następnych zawodników.
Prowadzę pociąg teamu B Unitów:) © Josip
Pod koniec pętli Adrian bierze na siebie zadanie podkręcania tempa. Wpierw szalejąc na zjazdach, a następnie łykając tłumy zawodników z mini (coś nie najlepiej to obmyślili, bo przez 7 km wyprzedziliśmy lekko licząc z setkę miniowców, wielu na wąskich singlach).
Jest z nami jeszcze Piotr Wojdyłło z Cellfastu, więc zapowiada się mocny skład na drugą pętlę, ale Piotr niespodziewanie zjeżdża w kierunku mety. Zostajemy więc we 3.
Po wjechaniu na drugą pętlę, różnica jest kolosalna. Przed chwilą gęsty tłum, a teraz samotność długodystansowców. Tak nas to rozpręża, że niemal przestrzelamy zakręt. Cały czas noga podaje aż miło, przypominam sobie kryzysik jaki na tym etapie wyścigu miałem rok temu i potężną pokusę zjechania na mega. Teraz nie ma po tym ani śladu.
Doganiamy kolejnych zawodników, w tym czołówkę kobiet z elity (startowały 4 minuty przed nami). Na którymś podjeździe zostaje Dawid. Na kolejnym, zostaje cała reszta, co mi się na kole wiozła:). Dochodzę jeszcze Andrzeja Jackowskiego i widzę coraz bliżej sylwetki kolejnych 2 zawodników. Ale to już blisko 60-ty kilometr, ponad 2,5 godz. jazdy i w końcu zaczyna mnie trochę przytykać. To jeszcze nie kryzys, nie tryb awaryjny, ale muszę trochę uspokoić.
Pod koniec widzę jeszcze tych gości na sekcji bagno, jak akurat kończą się z niej wygrzebywać. Jak bym był odrobinę bardziej świeży, to bym przejechał w siodle i ich doszedł, ale nie jestem, więc muszę tak jak oni - zejść z roweru i pogodzić się z tym, że ich już nie dogonię. W ogóle te ostatnie parę kilometrów od mostku jadę dość wolno, na wysokiej kadencji, ale i lekkim przełożeniu. Na metę wjeżdżam niezagrożony przez nikogo, z czasem poniżej 3 godz. i na 4-tym, punktującym miejscu w drużynie.
Krzysiek i Stachu znowu pokazali moc zajmując 3-cie i 4-te miejsce w kategorii (moja strata do nich to, odpowiednio - 15 i 10 minut), Jacek przyjechał 3 minuty przede mną i też załapał się na podium w M4, brawo!
Drużynowo zajmujemy 4-te, kosmiczne miejsce na tej edycji, co oczywiście pozwala nam obronić miejsce 5-te w generalce, brawo my!:)
Czas: 2:58:56
Open: 36/68
M3: 12/26
Strata do zwycięzcy Open (G. Grabarek): 00:29:40
Strata do zwycięzcy M3 (M. Stachowski):00:19:58
Good bikes!
Kategoria 50-100, Maraton, MTB