josip prowadzi tutaj blog rowerowy

II Memoriał Jacka i Sebastiana

d a n e w y j a z d u 15.60 km 15.00 km teren 00:50 h Pr.śr.:18.72 km/h Pr.max:36.00 km/h Temperatura:12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: 93 m Kalorie: 554 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 3 listopada 2019 | dodano: 06.11.2019

Memoriał Jacka i Sebastiana czyli przełaje na TKKF. Nawet fajne te przełaje, gdyby jeszcze nie trzeba było biegać z rowerem po schodach, to już w ogóle by mi się podobało:)

Do startu podszedłem na dużym luzie, dlatego ustawiłem się gdzieś w połowie stawki (w najlepszym razie) i było to błędem. Bo oczywiście luz luzem, ale jak ruszyliśmy, to adrenalina zrobiła swoje i wyścig jechałem na maksa, tak jak każdy inny.

Zaraz po starcie
Zaraz po starcie © Josip

Praktycznie cały czas jechałem przed Adrianem Prymowiczem, wyprzedzając w sumie około 15 osób, a kolejnych 15 dublując i to już od 3-ciego kółka. Trasa to wiadomo - ciągły interwał: hamowanie przed zakrętem i podkręcanie w stójce zaraz po. A takich zakrętów było pewnie za 20 na całej trasie. Do tego 2 podbiegi po schodach i 2 na ściankę, której nie byłem w stanie wjechać (właściwie nikt z wyścigu MTB tego nie robił, dopiero Szymon Mikler na przełaju pokazał, że się da się:)).

W technicznej nawrotce między drzewami
W technicznej nawrotce między drzewami © Josip

Na przedostatnim okrążeniu zostałem po raz pierwszy wyprzedzony (Maciej Wartel, nie, to nie dubel), a na ostatnim Adrian w końcu wysforował kilka metrów przede mnie i prowadzenia nie oddał już do mety.

Ogólnie jestem zadowolony. Przede wszystkim nie dostałem dubla, a takim osiągnięciem może się pochwalić jedynie 25 zawodników z przeszło 60-cio osobowej stawki. Jechało mi się dobrze i tak naprawdę straty do mocnych zawodników na każdym kółku mam niewielkie (jakieś 15 sekund), co myślę głównie wynika z techniki zsiadania, a zwłaszcza wsiadania na rower.

Zjazd ze ścianki
Zjazd ze ścianki © Josip

Jak będą mi terminy pasować, to zimą pościgam się na wyścigach przełajowych Gogola - Skoki, Wągrowiec i TKKF.

Czas: 00:50:26
Open Mężczyźni: 20/62
Strata do zwycięzcy Open (Daniel Lipiński): 00:04:36


Good bikes!


Kategoria <20, MTB, XC - zawody

BM Sobótka MEGA

d a n e w y j a z d u 56.00 km 54.00 km teren 03:22 h Pr.śr.:16.63 km/h Pr.max:55.00 km/h Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1546 m Kalorie: 2676 kcal Rower:Bestia
Wtorek, 22 października 2019 | dodano: 22.10.2019

Dobre 6 godzin w samochodzie, blisko 3,5 godziny na trasie i największy wycisk fizyczny od wyścigu w Bielawie (zresztą też BM) w lipcu tego roku. W dodatku małe straty w sprzęcie takie jak wygięta szprycha (obręcz też trochę dostała przy nyplu) czy zgubiony bidon. Ale te wszystko pikuś, albowiem tego typu zawody to kwintesencja kolarstwa górskiego!

Genialna miejscówka, niesamowity jesienny, a jednocześnie ciepły klimat i wymagająca trasa, bo nawet jak było niby łatwo szeroką drogą, to i tak luźne i mocno wystające kamienie wybijały z rytmu.

Po starcie. Konie z Poznania ciągną peleton:)
Po starcie. Konie z Poznania ciągną peleton:) © Josip

Ustawiłem się razem z Filipem z przodu trzeciego sektora i od samego startu wysunęliśmy się na czoło dyktując tempo na podjeździe. Ogólnie podjazdy szły mi wyjątkowo dobrze. Raz, że to moja domena, a dwa, że nowy rower wspina się jak kozica. Istotna tutaj jest również kwestia przełożenia, a konkretniej tarczy 34’ z przodu. Po prostu nie mogę jechać zbyt wolno, bo nie przepchnę korby, nawet na 34x50:).

Jak pod górkę, to Josip na czele:)
Jak pod górkę, to Josip na czele:) © Josip

Moją piętą achillesową pozostają natomiast zjazdy. I nie chodzi o to, że jakoś szczególnie hamuję, czy boję się zjechać. Nie, jadę i to całkiem szybko, na pewno poza strefą komfortu, nawet wydaje mi się bardzo szybko, do czasu aż mi ktoś nie śmignie z lewej czy z prawej, jadąc na wariata w dół. Pewnie znajomość trasy by mi trochę pomogła, bo jednak jak nie wiem co jest za zakrętem, to zwalniam. I może full, bo wstyd by było, żeby mnie wtedy ludzie na hardtailach wyprzedzali:).

I potem się okazuje, że tu straciłem 15 s., tu 30, tam minutę bo mnie z kolei ktoś przyblokował itd, na macie na takim maratonie to może być i 10 minut.

Parę przygód też miałem. Niestety bardzo szybko zgubiłem bidon (jedyny), co wymusiło dłuższe postoje na bufetach i ciągły strach przed bombą z odwodnienia. Ponadto, tylne koło tak dostało jakimś kijem, że niemal ocierało o dolny trójkąt.

To światło!
To światło! © Josip


Suma sumarum, wynik nie jest taki najgorszy. Plan minimum, czyli awans do drugiego sektora, udało się zrealizować, choć dosłownie o włos. W przyszłym sezonie na pewno będę chciał się pojawić na kilku edycjach BM, a celem (ambitnym) będzie miejsce top 10 w kategorii… M4. Tak tak, lata lecą:)

Czas: 3:22:53
Open: 75/357
M3: 33/118
Strata do zwycięzcy Open (Ł. Helizanowicz): 00:46:40
Strata do zwycięzcy M3 (B. Huzarski): 00:39:35



Good bikes!


Kategoria 50-100, Góry, Maraton, MTB

MTB Wiórek 2019 MEGA

d a n e w y j a z d u 42.77 km 42.77 km teren 01:43 h Pr.śr.:24.91 km/h Pr.max:54.00 km/h Temperatura:8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:308 m Kalorie: 1639 kcal Rower:Bestia
Sobota, 5 października 2019 | dodano: 08.10.2019

Debiut wyścigowy naszych nowych maszyn - mojej i Oskiego.
Myślę, że wypadł bardzo dobrze, choć do pełni szczęścia zabrakło paru centymetrów w przypadku Oskarka (przegrał finisz o 3-cie miejsce dosłownie o grubość opony) i paru metrów w moim przypadku (oficjalnie 6 sekund do pudła, ale czas był mierzony netto, ja startowałem jako pierwszy z ‘mojej’ grupki, więc tak naprawdę to była jeszcze mniejsza różnica).

Pogoda nie dopisała - w nocy i nad ranem lało, a w trakcie wyścigu mżyło i kropiło. W dodatku było przenikliwie zimno, góra 8 stopni. Na szczęście teren w Wiórku jest mocno piaszczysty, a trasa w zdecydowanej większości poprowadzona jest w lesie. Tak że błoto było w sumie niewiele. Owszem, było ślisko, ale tutaj nowy rower spisał się znakomicie, prowadził się pewnie i ani razu nie uślizgnęło mi się przednie koło na korzeniach. Ten Lefty to magia!

Start!
Start! © Josip

1 Kółko:
Dość szybko po starcie utworzyła się około 5-osobowa grupka, która stanowiła drugi pociąg wyścigu. Przez długi czas widzieliśmy przed sobą czołówkę, ale nie byłem w stanie ich dojść. Wkrótce wchłonęliśmy 2 zawodników (w tym Radka Ostrowskiego), którzy odpadli z pierwszego pociągu. Dużo pracowałem z przodu, czułem moc, ale nie na tyle, żeby samemu odjechać. Tym bardziej, że w perspektywie jeszcze druga pętla. Na odcinku wzdłuż Warty, przez moment było nas chyba z 10, ale gdzieś w okolicach wjazdu na drugie okrążenie, to się wszystko trochę porwało. Na szczęście zostałem w tej szybszej grupie

Kto ciśnie z przodu?:)
Kto ciśnie z przodu?:) © Josip

2 Kółko:
Stopniowo doganiamy tych z czołówki, co przeholowali z tempem. Wpierw Mateusza Siejaka, a następnie samego Mroza (po kontuzji ręki). Dociera do mnie, że otworzyła się szansa na pudło w M3, bo z przodu, wg moich obliczeń, jada tylko Adrian Prymowicz i Szymon Matuszak. Tempo wzrasta, zostaje nas tylko pięciu (wszyscy z M3!). Radek Ostrowski nieświadomie (chyba) skraca trasę i ucieka (po tem na mecie się przyznał i dodano mu minutę do czasu. Szacunek!). Przed ostatnim wirażem wychodzę na czoło, bo chcę pierwszy przejechać przez błoto i mieć dobrą pozycję na finisz, który w dodatku jest lekko pod górkę. Niestety, nie wybrałem najlepszego toru jazdy i dwóch mnie przegoniło. Staję w pedały, ale mocy brakuje (mści się, że nie wziąłem żadnego żela !@#$%). Udaje się odeprzeć atak zawodnika za mną (dosłownie o włos, a i tak w wynikach jestem za nim, przez ten pomiar czasu netto), ale tych dwóch, którzy mnie wyprzedzili w błocie już nie jestem w stanie dojść. Szkoda, bo gra była o podium…

Na mecie. Zawodnik na pierwszym planie stanął na podium M3
Na mecie. Zawodnik na pierwszym planie stanął na podium M3 © Josip

Mimo wszystko, jestem zadowolony. Nowy rower robi różnicę nawet na takim płaskim wyścigu. Im więcej będzie przewyższeń i technicznych odcinków, tym bardziej powinienem zyskać na nowej maszynie.

Przeprawa przez błoto, końcówka 1 pętli
Przeprawa przez błoto, końcówka 1 pętli © Josip

Trasa też bardzo fajna, wyciśnięte z terenu ile się da, na pewno o niebo ciekawiej niż u Gogola w Łopuchowie.
Nóżka aż swędzi żeby się jeszcze pościgać w tym sezonie. Może w Sobótce, jeśli tylko uda mi się wymigać z jednego bezsensownego wesela:)
A jak nie, to motywacja do treningów na zimę jest mega mocna.

Czas: 1:42:32
Open: 10/68
M3: 6/26
Strata do zwycięzcy Open (D. Lewek): 00:08:14
Strata do zwycięzcy M3 (A. Prymowicz): 00:06:50


Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, MTB

Gogol Łopuchowo Mini

d a n e w y j a z d u 24.48 km 21.00 km teren 00:48 h Pr.śr.:30.60 km/h Pr.max:51.00 km/h Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:223 m Kalorie: 1104 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 22 września 2019 | dodano: 24.09.2019

Szybko, za szybko. Noga po Michałkach dzień wcześniej nie była świeża, bo i świeża być nie mogła. Właściwie wyścig przegrany dla mnie na stadionie. Mały problem z wpięciem się w spd spowodował, że na asfalt wyjechałem jako ostatni z 1 sektora. Z tyłu został też Szymon Kosicki, który dzień wcześniej stał na pudle mini w Wieleniu. Próbowaliśmy dospawać jadąc po zmianach, ale mimo ciśnięcia ponad 40 km/h nie daliśmy rady.

Potem całą trasę jechaliśmy razem, łykając kilka osób które odpadły z blisko 20-osobowej czołówki. Brakowało jakichkolwiek trudności technicznych, podjazdy były raptem 2 - za krótkie i za łagodne, żeby w czubie mogła dokonać się jakakolwiek selekcja.
Na metę wpadam o długość koła za Szymonem a 2 rowery przed gościem z Kosoxa. Okazuje się jeszcze, że najlepsi z II sektora pojechali dosłownie 3 sekundy szybciej, więc ostatecznie wylądowałem gdzieś koło 25-tego miejsca Open. Wygrał Bieniasz na przełaju, ze sporą przewagą, czyli wynik pod kątem generalki bardzo słaby (raptem 454 punkty) i nie poprawiłem swojego najgorszego wyniku w tym sezonie. W efekcie generalkę kończę jako 15-ty open i 5-ty M3. Na pewno poniżej oczekiwań.

A teraz parę słów goryczy. Sorry, ale to był prawdopodobnie mój ostatni występ u Gogola. Niestety, pan Wojtek odpierdala z roku na rok coraz większą mańanę i jak dla mnie - czara się przelała. Trasy są krótkie i banalne, a i tak często poprowadzone po pętlach. Łopuchowo to już było jakieś kuriozum - zwycięzca mini przyjechał w 43 minuty, a zwycięzca mega w 1:07! Średnie na poziomie 32-33 km/h. Ani to maraton, ani MTB, co najwyżej jakieś kryterium leśne. Jak będę się chciał pościgać w peletonie, to przyjadę na Kolarski Czwartek na torze…

O dekoracji generalki to już nie wspomnę. Ponoć miała się zacząć o 16 ( a przypomnę, że na mecie byłem krótko po 12. Wyniki też nie były nigdzie wywieszone ani podane w necie, więc można się było tylko domyślać, czy wejdzie się na szerokie pudło czy nie.
Tak że, dziękuję bardzo, ostatni gasi światło.

Dla porządku:
Czas: 00:48:25
Open: 27/289
M3: 11/77
Strata do zwycięzcy Open i M3 zarazem (M. Bieniasz): 00:04:28


Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, MTB

Michałki 2019 MEGA

d a n e w y j a z d u 58.00 km 56.00 km teren 02:14 h Pr.śr.:25.97 km/h Pr.max:60.00 km/h Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:540 m Kalorie: 2414 kcal Rower:Bestia
Sobota, 21 września 2019 | dodano: 23.09.2019

Michałki, to już 16-ta edycja tego maratonu, a dla mnie bodaj 8-my start w Wieleniu (5 x giga, 3 x mega), a zatem wychodzi, że mam frekwencję na poziomie 50%, nieźle:).
Dojazd z dziećmi (cała trójka startowała) i z ojcem w roli kibica-opiekuna. Na miejsce dotarliśmy około 9:15, trzeba było zapisać dzieciaki, poprzypinać im numery startowe, odebrać swój pakiet, ogarnąć z Kubusiem kwestię toalety oraz wytłumaczyć mu dlaczego w jego numerze startowym nie ma '5' ("Ja nie chcę numeru 43! Ten numer jest głupi, buuu!"). Luzik, nie?:)
Do sektora wbijam na 7 minut przed startem i oczywiście bez jakiejkolwiek rozgrzewki, stoję jak zwykle już za trybuną, czyli w czarnej d.

Po starcie, na asfalcie, udaje mi się w miarę sprawnie przesunąć do przodu. Po wjechaniu w teren, to już w ogóle czuję, że jest dobrze. Mijam zawodników jak tyczki, z łatwością dochodzę wielu znajomych i zostawiam ich z tyłu. Po pewnym czasie zostajemy sami z Markiem Witkiewiczem i ładnie współpracując ciśniemy dalej. Za Dzierżążnem dochodzimy jednego gościa, który bardzo chce dojść majaczącą przed nami na dłuższych prostych grupkę. Energia go wprost rozsadza, szarpie niemiłosiernie na podjazdach, co chwila liczy odstęp w sekundach, krzyczy, że tamci to już top 10 i w ogóle robi sporo szumu. Bardzo mądrze jedzie za to pan Marek - równo, bez skokenów, nieznacznie zostaje na podjazdach, ale potem po chwili już nam siada na kole.

Na punkcie pomiaru czasu facet nam mówi, że przed nami jest 13. W końcu udaje się dojść trójkę przed nami, a zatem to miejsca 11-16. Tak sobie kalkuluję, że w pierwszej dziesiątce raczej nie ma sześciu z M3, więc szansa na szerokie pudło jest. Okazuje się, że ten 'energiczny' jest jednocześnie lekarzem. Widzę, że rzeczywiście na podjazdach jesteśmy w stanie zerwać peletonik, ale to dopiero 30-32 km, do mety jeszcze daleko. Mówię mu więc, żeby teraz pojechać trochę spokojniej w grupie, a zaatakować na jakieś 10 km do mety. Chyba podoba mu się plan. No więc jedziemy, gęsiego po najlepiej ubitym torze jazdy. Ja chwilowo w ogonie grupki. Wtem jak nagle nie wyleci w powietrze właśnie mój 'wspólnik' od misternego planu. Zahaczył kierownicą o brzozę i mu się koło w poprzek ustawiło. Glebi centralnie przede mną, omijam go instynktownie i też wpadam na brzózkę, by po chwili zaliczyć kontakt z podłożem.

Na szczęście owo podłoże jest miękkie. Szybko się podnoszę i widzę, że jedyne straty do wykrzywiona kierownica. Natomiast kolega jest wyraźnie zamroczony, nie bardzo wie gdzie jest. Zostają przy nim na chwilę 2 kobiety z mini, które akurat wyprzedzaliśmy, a ja lecę dalej, próbując dogonić grupkę. Straciłem pewnie około minuty. Sam raczej nie dałbym rady dojść, ale dogania mnie paru mocnych gości i zaczyna się szaleństwo. Po pierwsze tempo jest naprawdę mocne, po drugie mijamy dosłownie tłumy zawodników z mini. Co chwila trzeba przeskakiwać z lewej na prawą, czasem pocisnąć po krzaczorach. Cały czas czuję power w nogach, ale zaczynam żałować, że wziąłem tylko jednego żela..

Wreszcie dochodzimy Marka Witkiewicza i gościa z teamu Branderup, z którymi jechałem przed kraksą. Do mety niecałe 10 km. Wiadukt nad torami kolejowymi, skręt w prawo, potem pod kątem prostym w lewo i jesteśmy w Herburtowie. No to teraz dzida do Wielenia, tym bardziej, że utwardzili nawierzchnię. Podjazd, a tu idzie zapiek pod 40 km/h, a mnie zatyka - łapię dystans roweru od ostatniego w grupce i nie jestem w stanie przyspieszyć. I to jest ten moment, kiedy przegrywam ten wyścig. Odjeżdżają mi - powoli, acz nieubłaganie. Zabrakło jakichś 5-6 kilometrów.

Na kartoflisku jeszcze mnie strasznie blokują miniowcy i w efekcie na mecie mam niemal minutę w plecy do 'mojej' ekipy. Jestem 16 open i 7 M3, zawodnicy z miejsc 4-6 w mojej kategorii uciekli mi właśnie na tej ostatniej zmarszczce. Szkoda..

Dzieci natomiast spisały się znacznie lepiej ode mnie, choć też zaledwie otarli się o pudło. Oskar był 4-ty, Blanka 6-ta, a Kubuś 19-ty na 37 chłopców, z których zdecydowana większość to roczniki 2013 i 2014, podczas gdy mój mały kolarz MTB 4 latka skończył raptem 2 miesiące temu. Młodzież zdecydowanie dobrze rokuje:)

Czas: 2:13:50
Open: 16/116
M3: 7/29
Strata do zwycięzcy Open (M. Górniak): 00:13:23
Strata do zwycięzcy M3 ((P. Banecki): 00:10:08




Good bikes!


Kategoria 50-100, Maraton, MTB

SOLID Budzyniewo GIGA

d a n e w y j a z d u 64.00 km 61.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:54.40 km/h Temperatura:29.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:968 m Kalorie: 2754 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 25 sierpnia 2019 | dodano: 09.09.2019

Moje pierwsze giga w tym sezonie. Po kiepskich startach w Mchach i Śremie oraz ominięciu kilku następnych edycji, odpuściłem walkę o generalkę na dystansie mega w tym cyklu.
A że miałem ochotę sprawdzić się na około 3-godzinnym wyścigu, zakładałem jazdę na giga. No chyba, żebym miał naprawdę dość na rozjeździe.


Start z samych tyłów 2 sektora. Początek jadę spokojnie, ale mimo tego udaje się stopniowo przesuwać w górę stawki. Na stromym i widowiskowym zjeździe skarpą, hamulce nie chcą zatrzymać mojego roweru i cieszę się, że poziom wody w jeziorze jest niski, bo inaczej mógłbym nie wyrobić:).

Kurzawa na pierwszych kilometrach
Kurzawa na pierwszych kilometrach © Josip


Za zjazdem na mini, stawka wyraźnie się przerzedza. Jadzę zawieszony między dwoma grupkami, ale udaje mi się podczepić pod mocnego gościa z Eurobike’a (1 sektor), który goni po wcześniejszym defekcie i dojść tych przede mną.
Przed nami katorga, czyli sekcja singli z 3-krotnym stromym (>20%) podjazdem na wysokościową kulminację wyścigu. Na drugiej górce zakopuję się w piachu i nieznacznie tracę. Ruszam zatem w samotną pogoń za trzema zawodnikami i na niedługo przed wjazdem na drugą pętlę giga prawie udaje mi się ich dojść. Postanawiam zatem sięgnąć po żela (jedynego), ale robię to tak nieszczęśliwie, że wypada mi on z ręki. Szybko kalkuluję, że jednak warto się po niego cofnąć. W tym czasie wyprzedza mnie najlepsza kobieta, czyli Monika Otulakowska i jeden gość z teamu Jakś Bud. Monikę szybko udaje mi się dogonić, ale podobnie jak trójka którą ścigałem wcześniej - skręca do mety.


Co znaczy, że przede mną tylko gość z Jakś Budy. Widzę go przed sobą przez długie kilometry, ale jakoś nie mogę zmniejszyć dystansu. Wreszcie tracę go z oczu. Za mną też nikogo, czyli czeka mnie klasyczna i typowa dla tego dystansu - samotność długodystansowca:)
Dopiero na odcinku powrotnym z pętli giga do mety doganiam w końcu zawodnika, który sądząc po sylwetce i tempie jazdy, nie jest z ogonów mega. Przeganiam go, a on nie chwyta koła bo chyba jednak ma bombę. Mi zresztą też już dużo nie brakuje do tego stanu, dobrze, że do mety jest delikatnie z wiatrem.


Na metę wjeżdżam z czasem minimalnie poniżej 3 godzin. Dał mi w kość ten wyścig - jednak 1000 m przewyższenia na krótkich, interwałowych podjazd kosztuje sporo sił. A do tego upał (29 stopni) też zebrał swoje żniwo.
Strata do zwycięzcy poniżej 30 minut, miejsce, tak open jak i w kategorii jest bardzo dobre, ale trzeba przyznać, że tylko garstka zawodników ukończyła tego dnia królewski dystans.


Czas: 2:59:24
Open: 19/28
M3: 7/10
Strata do zwycięzcy Open (G. Grabarek): 00:29:05
Strata do zwycięzcy M3 (M. Stachowski): 00:22:45

Good bikes!


Kategoria MTB, Maraton, 50-100

Gogol Suchy Las MINI

d a n e w y j a z d u 31.00 km 30.00 km teren 01:10 h Pr.śr.:26.57 km/h Pr.max:49.70 km/h Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:312 m Kalorie: 1286 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 4 sierpnia 2019 | dodano: 07.08.2019


No, wracam na swoje miejsce w tym cyklu:) Potwierdziło się, że Binduga to tylko chwilowa niemoc, a nie jakiś ogólny trend. Dzięki bogu..


Dojazd na miejsce z domu, razem z Jackiem i Mikim, niecałe 7 km, idealne na rozgrzewkę.


Start tym razem całkiem przyzwoicie, od zjazdu z asfaltu na Poligon, to już w ogóle idzie dobrze. Udaje się urwać 2 rywali i dojść Szymona Kosickiego oraz małą grupkę ze Sławkiem Bączykiem i Radkiem Markiewiczem. Cały czas idzie ogień, petarda na podjazdach i dokręcanie na zjazdach. Pierwszą pętlę przejeżdżam poniżej 35 minut, około 50 s wolniej niż czołówka.

Premia górska moja:)
Premia górska moja:) © Josip


Niestety, pod koniec pętli Szymon mi nieznacznie odjeżdża. Potem przez długi czas widzę go przed sobą, próbuję policzyć dystans i wychodzi mi około 20 s. Zaginamy się z Krzysztofem Wieszczeczyńskim, żeby to zmniejszyć, ale się nie udaje. Ostatecznie, na mecie Szymon jest nieco ponad minutę przede mną, co daje mu pudło w M3. Ja kończę 6-ty w kategorii i 12-ty Open, z dosłownie sekundową stratą do dwóch rywali z M3 przede mną.


Jest nieźle, jakby się udało utrzymać to samo tempo (pojechałem minutę wolnej) na obu pętlach, to już w ogóle byłoby super.
Warto dodać, że najszybszy zawodnik (Wojtek Czeterbok, minuta przewagi nad drugim zawodnikiem) dostał karę 30 min za nieuprawniony start z pierwszego sektora.


Trasa bardzo podobna do zeszłorocznej, jedynie na Poligonie lekko zmieniona, na plus - asfaltu było raptem 800 m, a zamiast tego bardzo fajny rollercoster na drodze czołgowej.


Czas: 1:10:40
Open: 12/277
M3: 6/74
Strata do zwycięzcy Open (M. Siejak): 2:41
Strata do zwycięzcy M3 (F. Kaczanowski): 2:34


Good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, MTB

BM Bielawa MEGA

d a n e w y j a z d u 46.91 km 46.00 km teren 03:19 h Pr.śr.:14.14 km/h Pr.max:58.00 km/h Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1769 m Kalorie: 2576 kcal Rower:Bestia
Sobota, 20 lipca 2019 | dodano: 31.07.2019


Oj, czegoś takiego mi brakowało. Człowiek jeździ te wyścigi, które się zamykają w godzince a suma podjazdów to jak jeden wjazd starym wyciągiem orczykowym i zapomina o co tak naprawdę chodzi w kolarstwie górskim. A chodzi o to, żeby się upodlić, dostać konkretnie w d… na podjazdach, a zaraz potem mało się nie ze…ć ze strachu na zjazdach:)

I to wszystko było na bikemaratonie w Bielawie, w skondensowanej dawce. Opowieść o łatwych trasach u Grabka to już historia.
Tutaj pamiętałem fragmenty trasy z Sudety Challenge 2012 (np. korzenisty i stromy podjazd na Kalenicę) czy odcinki z golonkowego maratonu w Głuszycy (np. zjazd z Sokolca). A na dodatek jeszcze kilka segmentów enduro ze strefy MTB. Jak dla mnie bomba. Szkoda tylko, że dosłownie w przeddzień startu (i to pod wieczór) odkryłem, że praktycznie skończył mi się tylny hamulec - klocki starte do metalu. Przez to, klamka się zapadała, tarcza grzała i ogólnie tył hamował słabo. W efekcie, bałem się rozpędzać, żeby potem nie hamować gwałtownie niemal wyłącznie przednim, bo wiadomo jak to się kończy. Czyli, że na zjazdach traciłem znacznie więcej niż zwykle. Ale zjechałem wszystko! Podjechałem również wszystko, no prawie:) - złamał mnie tylko mega stromy trawersujący podjazd singlem, który następował po juz i tak niezłej brukowej sztajfie (około 20%). Aha, no i jeszcze fragmenty podjazdu na Kalenicę są tak poorane korzeniami, że nie ma sensu się tam zażynać w siodle.

Pogoda tym razem dopisała, aż za bardzo. Temperatura dochodziła do 30 stopni, więc możecie sobie wyobrazić jak się pod kaskiem grzało na podjazdach w pełnym słońcu, beż choćby małego powiewu wiaterku. Opróżniłem 3 bidony (dotankowanie na ostatnim bufecie) i dodatkowo jeszcze wypiłem 2 kubki wody po drodze.


Spotkałem paru znajomych - w sektorze chwilę pogadałem z Piotrem Niewiadą, a na trasie trochę się tasowałem z Kubą Marcinkowskim, który znacznie szybciej zjeżdżał, ale przez ból kolana zostawał na podjazdach. Ostatecznie udało się wjechać na metę parę minut przed nim.

Ostatni zjazd do mety
Ostatni zjazd do mety © Josip


No i najlepsze, czyli debiut dzieciaków w górskim ściganiu. Oski i Blania wystartowali sami na dystansie Fun - 14 km i ponad 400 m przewyższenia. Oboje dzielnie ukończyli, a córa to się nawet na pudło załapała, pomimo przyjechania 10 minut po swoim bracholu.
W ogóle pierwsze 6 km do przełęczy Trzy Buki było wspólne dla wszystkich dystansów, wg opisu trasy na stronie organizatora miał to być “łagodny podjazd”. Taa… gdy widziałem jak wszyscy wycieniowani kolesie z 2-giego sektora wrzucają na najwyższą tarczę przy nachyleniu >15% i kamienistej, sypkiej nawierzchni, to się przeraziłem czy moja młodzież da radę. Niepotrzebnie, jak się okazuje:)


Czas: 3:19:19
Open: 86/290
M3: 36/96
Strata do zwycięzcy Open i M3 zarazem (T. Dygacz): 00:51:11



Good bikes!


Kategoria 20-50, Góry, Maraton, MTB

Trek Śnieżnik Challenge Międzygórze / MEGA

d a n e w y j a z d u 48.30 km 47.00 km teren 02:53 h Pr.śr.:16.75 km/h Pr.max:66.00 km/h Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1367 m Kalorie: 2322 kcal Rower:Bestia
Sobota, 13 lipca 2019 | dodano: 30.07.2019


Mój drugi start w tym maratonie. Rok temu zacząłem pechowo, bo już na 4-tym kilometrze złapałem laczka. Tym razem miałem więcej szczęścia i na metę dojechałem bez przygód. Pogoda, podobnie jak w zeszłym roku, była dość kapryśna. W nocy i nad ranem lało, co oczywiście podniosło poziom trudności na trasie. Na dodatek, ostatnie 20 minut też pokonywałem w kapuśniaku, przechodzącym w deszcz.


Co do samej jazdy - to było naprawdę ok. Na początek jechałem swoje, pilnując, żeby się za bardzo nie podpalić i nie pójść za ostro na pierwszym, długim podjeździe. Na zjazdach tradycyjnie trochę traciłem, ale bez jakiejś tragedii. Generalnie, w miarę upływu kilometrów, przeganiałem rywali i przesuwałem się o kilka pozycji w górę, co widać po międzyczasach.

Gdzieś na początkowym podjeździe
Gdzieś na początkowym podjeździe © Josip


Sama trasa to jedna z moich ulubionych - wymagająca, ale do przejechania w całości w siodle, genialna widokowo, no i wspinająca się na blisko 1300 m n.p.m., co jest chyba rekordem Polski. Super był też około 5-kilometrowy odcinek po singletrackach w końcówce wyścigu. Doświadczenie z ostatnich wyjazdów do Siennej się przydało, bo udało mi się tam nawet uciec dwóm podganiającym mnie przeciwnikom.


Z Mikim przed startem
Z Mikim przed startem © Josip


Na start udało mi się też namówić 16-letniego syna mojego kuzyna - Mikołaja, który w ten sposób zaliczył swój pierwszy wyścig w górach. Zajął bardzo przyzwoite miejsce w połowie stawki, co pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość:)


Na mecie, zadumany
Na mecie, zadumany © Josip


Czas: 2:53:42
Open: 11/44
M3: 5/12
Strata do zwycięzcy Open (J. Kowalczyk): 00:36:14
Strata do zwycięzcy M3 (T. Mach): 00:35:03


Good bikes!


Kategoria 20-50, Góry, Maraton, MTB

Gogol Binduga MINI

d a n e w y j a z d u 22.80 km 22.80 km teren 00:55 h Pr.śr.:24.87 km/h Pr.max:56.00 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:266 m Kalorie: 933 kcal Rower:Bestia
Niedziela, 7 lipca 2019 | dodano: 15.07.2019

Co tak słabo?
No właśnie nie wiem.. Jeden z tych dni, kiedy nie dajesz rady utrzymać koła nawet tym, których normalnie objeżdżasz. To dość frustrujące, muszę przyznać.

Bezpośredni rywale w walce o pudło i generalkę M3 odjechali mi dość szybko. Potem dałem się dogonić pociągowi Kosoxa i w nim utrzymać na początkowych płaskich i łatwych odcinkach, czekając na podjazdy, gdzie miałem ich odstawić. Nic z tego, jak zaczęło się pod górkę, to pozostanie w grupie kosztowało mnie tyle sił, że aż potem glebiłem na banalnym przecież singlu. I jeszcze na koniec mi 2 z M3 uciekło na 2-kilometrowym odcinku od rzeczki do mety. No nie mój dzień.

A czymu tak? Mam kilku kandydatów, nieodpowiednie skreślić:

  • za dużo mocnych treningów (3) z tempówkami powyżej progu w tygodniu przedstartowym
  • za długa rozgrzewka (dojazd z domu + rekonesans to razem 17 km)
  • sponiewieranie się w piątek z sąsiadami (w sumie to nieco tylko ponad 30 godz. przed startem)
  • za niskie ciśnienie w kołach (po zawodach dopiero sprawdziłem)
  • za krótki dystans, diesel się nie zdążył rozgrzać (chyba pora wracać na mega, tym bardziej, że u Gogola mega teraz takie jak 2 lata temu mini…)
  • jestem cinki jak skóra węża

Czas: 00:55:36
Open: 26/258
M3: 11/73
Strata do zwycięzcy Open (M. Siejak): 04:42
Strata do zwycięzcy M3 (M. Bieniasz): 04:40



Będzie lepiej, good bikes!


Kategoria 20-50, Maraton, MTB