josip prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w kategorii

50-100

Dystans całkowity:16090.11 km (w terenie 9566.44 km; 59.46%)
Czas w ruchu:695:22
Średnia prędkość:23.05 km/h
Maksymalna prędkość:71.80 km/h
Suma podjazdów:69073 m
Maks. tętno maksymalne:187 (98 %)
Maks. tętno średnie:172 (90 %)
Suma kalorii:172581 kcal
Liczba aktywności:255
Średnio na aktywność:63.10 km i 2h 44m
Więcej statystyk

Gniezno Skoda Maraton - MIstrzostwa Wielkopolski w MTB

d a n e w y j a z d u 71.10 km 55.00 km teren 02:52 h Pr.śr.:24.80 km/h Pr.max:47.40 km/h Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Niedziela, 22 maja 2011 | dodano: 22.05.2011

Na razie króciótko bo... nie ma jeszcze wyników! Jak wyjeżdżałem z Gniezna przed 4, to właśnie przesunięto dekorację z 16 na 18, słabe...

Napiszę tylko, że przynajmniej z oznakowaniem trasy nie było dzisiaj żadnych problemów, ludzi wskazujących drogę na co ważniejszych skrętach i rozjazdach - aż nadto. Podobnie wzorcowe byłoby zabezpieczenie trasy gdyby nie właśnie z tym zabezpieczeniem związane przesunięcie startu o blisko 20 min. I kolejny trzykropek by się przydał:)

Ale za to sama trasa bardzo fajna i ciekawa (jak na Wlkp.). Stawiałbym ją w jednym szeregu z Osieczną, czyli na topie. Urozmaicona - dużo singli i ostrych podjazdów, nie aż tak dużo piachu, malowniczo, interwałowo, asfalty rzadko i krótko, tak w sam raz żeby wziąć łyka z bidonu:)

Jechałem giga, bez defektów, kapcia ani gleby. Na mecie zrąbany jak pies:)

To be continued...

..............
edit:

Do Gniezna przyjeżdżam jakoś za dwadzieścia 10. Na dzień dobry pierwsza niespodzianka - 5 zeta za parking. Idę do biura zawodów a tam 3 kolejki, a właściwie 1 kolejka - do mega, około 50 osób. Do giga i mini są osobne stanowiska, przy każdym pojedyncze osoby. W sumie mi to pasuje:), bo dziś jadę dystans królewski ale widzę, że ludzie w kolejce się irytują (słusznie zresztą).

No dobra, formalności załatwione. Wracam do auta się przebrać i zrobić małą rozgrzewkę. Małą, ponieważ o 10:30 otwierają sektory a za poradą Rodmana, chce się ustawić możliwie z przodu. Udaje się, stoję w 6, 7 rzędzie, w pełnym słońcu. Do startu pół godziny, uff. Redaktor Kurek przybliża nam sylwetki zawodników z czołówki, pyta ile razy już wygrali w tym sezonie i każe szacować w ile będą na mecie... Jakoś to wytrzymam, muszę, do startu już tylko 15 min. Nagle - komunikat: "Ze względu na problemy z zabezpieczeniem trasy, start zostaje przesunięty o 15 min. To dla Państwa bezpieczeństwa". No żesz qrwa! Rewelacja, słoneczko przygrzewa co raz mocniej, jeszcze nie ruszyłem a już jestem spocony, i pociągam z bidonu.

W końcu, po bardzo ciekawych przemówieniach burmistrza i starosty, ruszamy! Pierwsze 2 kilometry to tzw. start honorowy, jedziemy w dół wąskimi uliczkami miasta. Oczywiście wszyscy próbują się przepychać do przodu, to ja też napieram, żeby nie stracić wypracowanego przez blisko godzinę smażenia się na patelni 7 rzędu. Na zakrętach co chwila ostre hamowanie i sytuacje podbramkowe, ci z przodu krzyczą "Uwaga!" a ci z tyłu dają ostro po hamplach żeby się w nich nie władować. Jest to wkurzające ale tak naprawdę trudno mieć o to pretensje do organizatorów, jedynym rozwiązaniem byłoby przeniesienie startu/mety z rynku na przedmieścia. Po mniej więcej 3 kilometrach przejeżdżamy przez bramkę (to chyba znak do startu ostrego) ale od razu wjeżdżamy na wąski asfalt wzdłuż jeziora i ciągle peleton mocno się korkuje. Dopiero po jakichś 5 kilometrach mogę kręcić to, co chcę czyli jakieś 32 km/h po płaskim w terenie.

Jest nieźle, noga podaje. Wzorem taktyki z Dolska, trzymam się Jacka Swata, który po mistrzowsku opanował technikę wyprzedzania i przeskakiwania z grupki do grupki. Do rozjazdu mini jedziemy razem jeszcze z kilkoma kolarzami. Następnie, na którymś dość długim podjeździe widzę, że zostaje z tyłu. Ja dochodzę Grzegorza z Rowerów Rybczyński i jego też zostawiam z tyłu na pierwszym odcinku XC. Tak w ogóle to wielki szacunek dla obu panów, z których jeden mógłby być moim ojcem. No, ale taki jestem cienki bolek, że punktem odniesienia są dla mnie mastersi:). A że jeszcze rok temu z nimi przegrywałem, to mimo wszystko - postęp jest.

Po wyjechaniu z leśnych ścieżek po pagórkach trochę płaskiego przez pola i pod delikatny wiatr. Jakieś 50 m. przede mną kilkuosobowa ekipa, trzeba dospawać! Udaje się. Jest tam 2 gości z Goggle Proactive, 1 z Torq Superior Agro Team Środa Wlkp. (ale długa ta nazwa, a to i tak chyba jeszcze nie jest całość, he he), mocny zawodnik w koszulce Trek, jeden Messenger (długie włosy, pewnie kurier) i jeszcze ze 2, 3 osoby. W tym składzie jedziemy prawie całą pierwszą pętlę, niestety współpraca nie bardzo się układa. Każdy jedzie dla siebie i próbuje wykorzystać jakieś zwężenia lub zakręty w piachu do ucieczki. Szkoda, bo ekipa jest silna i przy dobrych chęciach moglibyśmy pewnie pójść do przodu. Tak czy inaczej, na początku drugiej pętli zostaje nas tylko 4 (ktoś został, Goggle pojechał mega do mety) - Torq, Messenger i Trek.

Tu jeszcze się trzymam za "Trekiem", na mecie dołożył mi blisko 5 min.


45 kilometr, zaczyna mi się kryzys. Gubię koło i ze 2, 3 razy muszę podganiać. Wreszcie - na sekcji XC zagapiam się i nie redukuję na czas z tyłu. Wjeżdżam ale siłowo i baaardzo powoli. Gdy docieram na górę chłopaków już nie ma, tracę kontakt wzrokowy i jest pozamiatane:( Oglądam się za siebie, nikogo nie ma a widzę całkiem spory odcinek. No pięknie - samotność długodystansowca, w końcu to jest giga.

Wspomniana samotność. Dobrze, że trochę nieostra ta fotka:)


Trudno, trzeba napierać dalej. Żeby nie zamulać, staram się kręcić na niższych przełożeniach ale z wyższą kadencją. Ale i tak po kilku kilometrach staje się nieuniknione, dogania mnie 1 zawodnik. Pyta się: "jaki jesteś rocznik?". 1980, a ty? "72, to jedziemy razem, bo to inna kategoria". Hmm... mi się wydaje, że ta sama kategoria, ale nie wdaję się w polemikę:) Jedziemy razem, współpracując. Krótko za rozjazdem mija nas torpeda. Gość wyłonił się znikąd i pędzi jakby właśnie wziął EPO gdzieś w krzakach:). Koledze '72 wchodzi to na ambicję i chce gonić. Ledwo trzymam się koła, naprawdę nie dam rady dać zmiany bo musiałbym grzać 33-35, a jest lekko pod wiatr. Wyprzedzamy 1 gigowca (chyba Piła) i dublujemy kilku megowców, jednak Torpeda wciąż te 50 m. przed nami. '72 rzuca do mnie: "Masz picie?". Mam resztkę ale podaję bidon, chociaż tak się odwdzięczę. A on na to: "Nie, ja mam, chciałem Tobie dać". Czyli w domyśle - nietęgo go wyglądam, o ty!:)

Dojeżdżamy do Gniezna, ścieżka wzdłuż jeziora gdzie rozgrywany jest Thule Cup i... tym razem to ja odżywam a kolega zostaje z tyłu. Aż mnie korci żeby zaczekać i spytać się czy ma picie:). Jednak nie muszę tego robić, bo po chwili, przy jakichś magazynach mam zagwozdkę (jedyną na całej trasie) którędy jechać i kolega już jest przy mnie. Schody. Porozumiewawcze spojrzenie i dogadujemy się, żeby się nie wygłupiać, pokornie schodzimy i sprowadzamy. Do mety już tylko około kilometra, pod górkę. Nie wiem jak się zachować, wcześniej sobie mówiłem, że na finiszu go puszczę, ale z drugiej strony... on też miał kryzysy. Decyzja jest taka: na 300. przed metą jest najbardziej stromy odcinek. Blokuję amora i staję na pedałach. Jak utrzyma koło, to go puszczam. Nie utrzymał:) Na mecie podajemy sobie dłoń, nie ma do mnie pretensji. Jest tylko trochę zdziwiony jak mu mówię, że chyba jesteśmy w tej samej kategorii.

Muszę trochę ochłonąć, bo końcówka była naprawdę wycieńczająca. Chwilę siedzę w cieniu, po czym idę na posiłek regeneracyjny. Kiełbasa, wtf? Do tego w twardym flaku, ble.

Ciekawe który byłem... Idę do sędziów przy mecie, a ci odsyłają mnie do biura. Siedzi tam kilka osób i w milczeniu wpatruje się w monitor. "Wyników na razie nie ma". Kiedy będą? Brak odpowiedzi. Ok. Spotykam Jarka Drogbasa z Emed Racing Teamu. Jechał mini i chyba był na podium w kategorii. Chyba, bo wyników oczywiście nie ma.

Dobra, idę do auta się obmyć i przebrać. Wracam na górę, wyników nie ma. Zamawiam małe piwko w knajpie i nawet się załapuję na gola dla Kolejorza w Gdańsku (miłe złego początki). Znowu do BZ. Wyniki mają być o 16. Za kwadrans 4 spiker ogłasza "smutną wiadomość". Jest jakiś błąd w zliczaniu czasów i wyniki oraz dekoracja będą o ... 18. Pomruk niezadowolenia niesie się po rynku. Org zapewnia, że wyniki będą jeszcze dziś w necie. No trudno, mimo wszystko zadowolony, odjeżdżam do domu. O 19 sprawdzam wyniki - nie ma. O 21 - nie ma. Dziś o 9 - nie ma. O 10:30 - NIE MA.
KOMPROMITACJA!!!

Naprawdę szkoda, że za organizację maratonów w Wielkopolsce biorą się tak nieprofesjonalni ludzie. Idea jest świetna, trasy (Hermanów, Osieczna, Mosina, Gniezno) potrafią być naprawdę fajne jak na niziny a tu taka popelina. Wystarczy rzucić okiem na samą stronę bikecrossmaraton.pl - layout i funkcjonalność jak za króle Świeczka. Treści też bardzo ubogie i chaotyczne, albo odsyłanie na stronę organizatora, który wkleja po prostu plakat z info o zawodach. Zamiast porządnej mapki i profilu trasy - ślad gps. Od maratonów GG dzielą Gogola lata świetlne!

Aha, na zaopatrzenie bufetów łaskawie spuszczę zasłonę milczenia...

..................................
edit 2:

Są wyniki. Chociaż nie wiem na ile oficjalne, coś mi tam nie gra.

Na razie wygląda to tak:

czas: 2:52:28
czas zwycięzcy open i M3 zarazem (Radosław Tecław): 2:20:09

open: 41/89
M3: 14/28

.....................................

edit 3:

No i są w końcu oficjalne wyniki z podziałem na kategorie. Zmiany kosmetyczne ale jednak tylko 2 kobity mnie objechały, w tym jedna o włos:)

wygląda to tak:

czas: 2:52:28
czas zwycięzcy open (Radosław Tecław): 2:20:09
czas zwycięzcy M3 (Radosław Gołębiewski): 2:21:37

open: 42/96
M: 40/86
M3: 15/32


Good bikes!


Kategoria Maraton, 50-100

Coś, czego jeszcze nie było

d a n e w y j a z d u 57.11 km 28.00 km teren 02:10 h Pr.śr.:26.36 km/h Pr.max:53.70 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Środa, 18 maja 2011 | dodano: 18.05.2011

Odkryty nowy szlak! Mianowicie od Wiórka do Rogalinka ale nie asfaltem, tudzież drogą z płyt, tylko krętą ścieżką wzdłuż Warty. Nie zliczę ile razem jechałem tam przeciwległym brzegiem rzeki (nadwarciański do Puszczykowa) ale brzeg wschodni zaliczyłem dziś po raz pierwszy.

Bardzo fajnie - przez korzenie, piach, pagórki i zakrętasy nawet miejscami wymagająca technicznie trasa, malowniczo w promieniach wieczornego słońca, a do tego - zero, słownie zero ludzi.

Tak mi się dobrze kręciło, że dojechawszy do Rogalinka, wbrew wcześniejszym założeniom, nie wróciłem asfaltem przez Kubalin tylko poleciałem do Pożegowa (w wiadomym celu:)).

Trasa:
Dom - Starołęka - Minikowo - Ożarowska - (teren) - Babki - Głuszyna Leśna - (teren) - Rogalinek - Mosina - Osowa Góra - (teren) - Góreckie - (teren) - Jarosławieckie - (teren, dziki żółty szlak) - Puszczykowskie Góry - Puszczykowo - Luboń - Dębina - Dom.

I to wszystko wychodząc z domu po 19 a wrócić się udało niemal za jasnego. "A teraz maj, maj, maj dookoła się kręci(...)", he he.


Good bikes!


Kategoria 50-100

Rekreacja z elementami ćwiczeń siłowych

d a n e w y j a z d u 70.17 km 35.00 km teren 03:22 h Pr.śr.:20.84 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Niedziela, 15 maja 2011 | dodano: 15.05.2011

Z tatą na niedzielny obiadek w Puszczykowie. Po drodze mały detour na Osową Górę, na którą wjechałem sobie parę razy. Jacek mnie zainspirował do odszukania polany saneczkarskiej. Oj rzeczywiście stromo tam jest, zdjęcie tego zupełnie nie oddaje. Ale po początkowych problemach z tylną przerzutką (wózek jest niestety wygięty) w końcu udało się to ustawić tak żeby nie przeskakiwało i na przełożeniu 26/30 wjechałem.

Byłem tak zachęcony tym sukcesem, że po powrocie do Poznania, skoczyłem jeszcze na Cytadelę wyrównać rachunki z tamtejszym amfiteatrem. Tym razem pewne 2:0 dla mnie, w tym jeden wjazd ze środkowej tarczy. Pomogły na pewno 2 rzeczy - a) nowa opona z tyłu, b) twardsze (acz nie mokre) podłoże po ostatnich opadach.

Ogólnie przyjemna wycieczka w tlenie z fragmentami interwałowymi.

Trasa:
Dom - (teren) - Dębina - Minikowo - Ożarowska - (teren) Babki - Kubalin - Rogalinek - Mosina - Osowa Góra (teren) - Puszczykówko - (teren) - Puszczykowo - Luboń - Dębina - (teren) - Cytadela (teren) - św. Wojciech - Dom.


Good bikes!


Kategoria MTB wycieczka, 50-100

Szczodrzykowo i rekord avs

d a n e w y j a z d u 52.70 km 0.00 km teren 01:41 h Pr.śr.:31.31 km/h Pr.max:42.30 km/h Temperatura:21.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Środa, 11 maja 2011 | dodano: 11.05.2011

Założyłem nowiutkiego Race Kinga na tył i pomknąłem. Różnica w porównaniu do wysłużonej Karmy z balonami była duuuża, jak między nówką sztuką made in Germany a tajwańską używką:)
Dystans, czas i średnia od drzwi do drzwi, ze wszystkimi światłami i przejściami dla pieszych po drodze, chociaż fakt - za dużo ich nie było:)

Warunki idealne do bicia rekordów - około 21 stopni i słaby wiatr. Ruszałem kwadrans po 19, a i tak zdążyłem jeszcze przed zmrokiem ponad 50 kaemów zrobić, lubię to:).

Trasa:



A tak z innej beczki - ciekawą prezentację znalazłem:
Kultura strachu. Rzecz o kaskach rowerowych.
Kurde, jak tu wkleić (embed) wideo? Próbowałem na kilka sposobów i mi się nie udaje... [edit:już wiem, dzięki Kłosiu:)]
&feature=youtu.be


Że na strachu buduje się kapitał tak polityczny, jak finansowy (od terroryzmu po pneumokoki) to fakt. Jeśli chodzi o jeżdżenie w kasku, to moim zdaniem prawda leży gdzieś po środku. Z jednej strony - w górach, na maratonie czy podczas treningu XC pewnie nie raz uratował komuś życie, z drugiej strony - zakładanie kasku na niedzielną przejażdżkę po parku lub dojazd holendrem do roboty wydaje mi się śmieszne. Jestem też skłonny uwierzyć, że statystycznie większą szansę na uraz głowy mamy podróżując samochodem czy nawet idą pieszo niż śmigając na bike'u. Od razu też odpowiem na pytania - nie miałem dzisiaj kasku.

Tak czy inaczej - chciałbym mieć taki akcent jak Mikael Andersen, i do tego mówić z taką swadą! Jego angielski wymiata, just awesome:)


Good bikes!


Kategoria 50-100, MTB szosami

Niedziela jak każda inna:)

d a n e w y j a z d u 67.40 km 35.00 km teren 02:45 h Pr.śr.:24.51 km/h Pr.max:37.50 km/h Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Niedziela, 8 maja 2011 | dodano: 08.05.2011

Trasa:
Dom - Naramowice (teren) - Bolechowo - Owińska - (teren) - Dziewicza Góra - (teren) - Mielno - Wierzonka - Wierzenica - Kobylnica - Gruszczyn - (teren) - Antoninek - (teren) - Malta - Dom.

Podjazd na Dziewiczą niebieskim szlakiem od strony Owińsk jest chyba najtrudniejszy z wszystkich, długi i ma jakby kilka podejść. Zjechałem sobie killerem i wjechałem drugi raz od strony parkingu. Warunki znacznie trudniejsze niż miesiąc temu na maratonie - więcej piachu. Aż się boję pomyśleć jak dzisiaj wygląda kuweta przed samą Murowaną.

Noo, dałem sobie nieco w palnik w ten weekend, zaczynając od piątkowego wieczora, dzisiaj nóżki już czułem, oj czułem. Teraz wychodzi te 10 dni rozbratu z pedałami:)


Good bikes!


Kategoria 50-100

Borówkowa Góra

d a n e w y j a z d u 54.10 km 25.00 km teren 02:57 h Pr.śr.:18.34 km/h Pr.max:54.10 km/h Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1270 m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Niedziela, 24 kwietnia 2011 | dodano: 24.04.2011

Trasa:
Sienna - Przełęcz Puchaczówka - Kąty Bystrzyckie - Radochów - Lądek Zdrój - Lutynia - Borówkowa Góra - Orłowiec - Lądek Zdrój - Stronie Śląskie - Sienna.

Nie będzie mnie za 6 dni na maratonie w Złotym Stoku, więc chciałem chociaż częściowo poczuć smak tego, co stracę. Zrobiłem jeden z trudniejszych fragmentów trasy - od Lądka przez Lutynię i Borówkowa Górę (najwyższy punkt wyścigu, 900 m. npm.) do Przełęczy Różaniec. Muszę przyznać, że podjazd na Borówkową jest wymagający (stromy, z korzeniami) ale wjechałem go w siodle, do czego motywowali mnie dopingiem liczni turyści na szlaku. Na szczycie bufet w postaci czeskiego piwka z beczki:) od przesympatycznego pana Ivana. Zjazd jak dla mnie dość trudny - techniczny i z kamerdolcami. W kilku miejscach sprowadziłem. Może na maratonie bym się odważył ale dzisiaj byłem sam i bez ratowników w pobliżu lub pod telefonem.

Ogólnie warunki na dziś są świetne, amatorzy błotnych kąpieli mogą być rozczarowani:)

Zrobiłem parę fotek ale nie mam tu blutufa, więc wrzucę je pewnie dopiero we wtorek. [edit: fotki poniżej]

Ścigant i ryzi pivo z hor czyli wszystko jasne:)


Wieża na Borówkowej (przynajmniej miałem czas zrobić takie zdjęcie)


Ten fragment zjazdu nie wyglądał zbyt zachęcająco... Na szczęście dało się te błotne wertepy ominąć lasem.



Track: (tak mniej więcej, bo nie wszystkie szlaki widać z satelity:))


Good bikes!


Kategoria Góry, 50-100

MTB Maraton Dolsk

d a n e w y j a z d u 63.29 km 35.00 km teren 02:10 h Pr.śr.:29.21 km/h Pr.max:50.50 km/h Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Sobota, 16 kwietnia 2011 | dodano: 16.04.2011

Dane oficjalne:

czas: 2:07:04 (3 minuty lepiej niż wskazanie licznika, dziwne)

miejsce open: 90/263

miejsce w M3: 26/92

strata do zwycięzcy: 15:29


No... zadowolony jestem:) Co prawda do pudła trochę zabrakło ale jest:
- najwyższe miejsce open w historii startów u Golonki (top 100)
- najwyższe miejsce w kategorii w historii startów u Golonki (top 30)
- najniższa w historii strata do zwycięzcy

Oczywiście trzeba na to spojrzeć realistycznie. Tak dobry wynik to w sporej mierze zasługa znacznie niższej frekwencji niż w Murowanej (pewnie sporo kolarzy wybrało Skandię dziś w Chodzieży lub Eskę jutro we Wrocku) oraz mega szybkiej trasy (chyba około 30 km po asfalcie). Ale średnią sam jestem zaskoczony, jednak jak już się wjechało w teren, to był on wymagający - znowu dużo piachu, dziur, kilka dłuższych i krótszych podjazdów.

Udało mi się załapać na bardzo fajny pociąg, w którym jechali m.in. Jacek Swat i Aleksandra Dubiel (winner K2 i K-open, jedyna kobieta lepsza dziś ode mnie). Na początku współpracowaliśmy w 3 a potem w 6, z osobami, które udało nam się dojść. Niestety w pewnym momencie (około 45 km), po wjeździe w trudniejszy teren gdzieś się to wszystko rozsypało i podzieliło, w efekcie - przed dłuższy fragment jechałem sam starając się dojść grupę przede mną. Nie udało się, dogoniłem i przegoniłem tylko 2 gości, którzy odpadli. Mnie z kolei doszła grupka na jakieś 5 km przed metą. Uformował się mały pociąg, na 3 km przed metą poszła ucieczka 4-osobowa, na którą udało mi się załapać. I właśnie gdy zbierałem siły na finisz, jakiś artysta z mini wyłożył się na piachu, niemal centralnie przede mną. Zdążyłem go ominąć ale, niestety, już nie dałem rady dojść trójki przede mną i w miarę niezagrożony przez nikogo wjechałem sobie na zasłużonym 90-tym miejscu na metę:-),

Potem już tylko posiłek w zacnym (i coraz liczniejszym) gronie Emed Racing Teamu, dekoracja (nie moja, rzecz jasna) i do domu. Do dekoracji giga i tomboli już nie dotrwałem, wygrałem coś? Tylko mi tu nie ściemniać:)

O, i nawet znalazłem siebie na zdjęciu:) W dodatku napieram na czele:



I jeszcze jedno, jak widać nie zawsze był asfalt:)



Good bikes!


Kategoria Maraton, 50-100

MTB Maraton Murowana Goślina

d a n e w y j a z d u 71.85 km 65.00 km teren 02:55 h Pr.śr.:24.63 km/h Pr.max:44.00 km/h Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Niedziela, 10 kwietnia 2011 | dodano: 10.04.2011

open: 179/495
M3: 56/168

czas: 2:55:27

strata do zwycięzcy open: 31:52

starta do zwycięzcy M3: 29:32


Plan zrealizowany z nawiązką - udało się zejść poniżej 3 godzin! Jeśli chodzi o wejście do top 100, to przyjechałem 3 s. za Grzegorzem Napierałą (przegrany finisz z M6, sic!), który rok temu był równo setny, z czasem lepszym o zaledwie pół minuty niż dziś.
Wygląda na to, że w tym roku była znacznie mocniejsza obsada i większa frekwencja, bo trasa chyba niemal identyczna. Tzn. czas zwycięzcy jest również jakieś 2 min. lepszy niż w 2010 ale też i wtedy jechaliśmy w upale ponad 30 stopni i w jeszcze większym piachu...

Do Dziewiczej jechało mi się bardzo dobrze, aż się zdziwiłem jak szybko tam dotarłem. Na drugim podjeździe, przy zrzucaniu na młynek, spadł mi łańcuch i musiałem większość pokonać biegiem. Jakoś to odczułem, szczególnie, że końcowy odcinek jest wyjątkowo wertepiasty i dziś centralnie pod wmordewind. Przez długi czas nie było z kim uformować pociągu (mijałem tylko maruderów z mini) i niestety trochę zamulałem. Dopiero pod koniec, gdy doszło mnie kilka osób i zobaczyłem tabliczkę 'Meta 5 km' - odżyłem.

Impreza jak zwykle bez zarzutu pod względem organizacji i oznakowania. Dużo dobrej karmy i oczywiście przyjarowerciele na mecie.

Trochę jednak jestem zmęczony - po maratonie jeszcze w domu urodzinowe przyjęcie, organizm domaga się regeneracji:).

Aha, z moich wyliczeń wychodzi, że mam 409 pkt do sektorówki a zatem powinien być II sektor w Dolsku, o yeah!:)


Good bikes!


Kategoria Maraton, 50-100

Opalanie łydek

d a n e w y j a z d u 91.37 km 45.00 km teren 03:33 h Pr.śr.:25.74 km/h Pr.max:55.70 km/h Temperatura:21.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Niedziela, 3 kwietnia 2011 | dodano: 03.04.2011

Pierwszy raz w tym roku w krótkich gaciach. Góra jeszcze na długo i okazało się to słuszną decyzją ponieważ bardzo mocno dzisiaj wiało. Ale ciepło było bajecznie, ponad 20 stopni w cieniu!

Pojechałem wpierw przez Luboń i Wiry nad j. Jarosławieckie, gdzie miałem się spotkać z Irulonem. Ten jednak pogubił się gdzieś w ostępach WPNu więc musiałem go przez telefon pokierować i przesunąć miejsce zbiórki do Trzebawia, obok stadionu miejscowego Tornada:) Pokręciliśmy kawałek razem do j. Dymaczewskiego, gdzie jakiś debil ogrodził teren swojej posesji niemal do samego jeziora i w ten sposób przyblokował czarny szlak, którym zamierzaliśmy jechać (przy wysokim stanie wody, zostawało tylko przedzieranie się przez błoto między płotem a wodą). Trzeba więc było wrócić, a następnie przez Górę dostać się do pierścienia. Irulon miał już więcej kaemów w nogach więc postanowił wrócić do domu. Ja poleciałem czerwonym szlakiem do j. Kociołek a następnie na Osową. Miałem nawet w planach jechać do Zaniemyśla ale jak się zreflektowałem, że nie wziąłem łatek, postanowiłem nie oddalać się aż tak od domu.

Także ostatecznie w Rogalinku odbiłem w lewo, na Kubalin. Potem znów w lewo Łabędzim Szlakiem do drogi z płyt i do Wiórka. Dalsza część wycieczki to już w większości asfalty (choć nie tylko, ładny kawałek 4 km terenu też był) - Czapury, Babki, Piotrowo, Kamionki, Szczytniki, Sypniewo, Koninko, Krzesiny, Starołęka i wreszcie poszukiwanie wolnego karchera (udane) bo rumak był już dość mocno przykurzony.

Stówki nie było ale zabrakło niewiele. Co mnie bardzo cieszy to fakt, że tym razem nie było żadnego zamulania, noga podawała nawet w 4 godzinie jazdy. Już pod koniec treningu jadąc z wiatrem na płaskim leciałem przez 2 kilometry ponad 40 km/h, nie dając się dogonić zdziwionemu facetowi na skuterku, he he.

A licznik oczywiście działał bez zarzutu.

Good bikes!


Kategoria 50-100

Terenowo

d a n e w y j a z d u 79.00 km 45.00 km teren 03:30 h Pr.śr.:22.57 km/h Pr.max:40.00 km/h Temperatura:6.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Niedziela, 27 marca 2011 | dodano: 27.03.2011

Planowałem trening 3,5 h około 80 km i z przewagą terenu. Udało się jak w pysk strzelił, mimo tego, że licznik wyłączył się już w Parku Sołackim. Dlatego dystans opieram na wskazaniach bikemapy (mała poprawka na chynchy i niuanse terenowe, których satelita nie oddaje) oraz na również szacowanym czasie jazdy (czas od wyjścia do powrotu minus postoje, światła, zakup snickersa czy krótka pogawędka ze znajomymi na trasie).

Pojechałem szlakiem przez Rusałkę i Strzeszynek nad j. Kierskie, które objechałem 2 razy. Jest tam parę fajnych elementów, takich jak: sztywny podjazd na ścieżce wzdłuż wschodniego brzegu, techniczny podjazd koło przystani w Baranowie czy singielek już za zabudowaniami PGR na zachodnim krańcu jeziora.

Po wykonaniu 2 pętelek pojechałem Pierścieniem przez Pawłowice i poligon (jedyny dłuższy fragment asfaltowy) do Biedruska. Stamtąd powrót szlakiem nadwarcińskim i przez Naramowice do siebie na Wildę. Szlak na jednym odcinku blisko rzeki jest praktycznie nieprzejezdny (błoto, zalanie), trzeba zejść i prowadzić skacząc po kępach. Chciałem to ominąć ale tylko pobłądziłem na drodze, która jak się okazało, prowadziła do miejsca wyrębu. Przynajmniej wymagający podjazd zaliczyłem:-)

W radiu mówili, że wieje z północy, tymczasem miałem niezły wmordewind wracając w kierunku południowym. Ostatnie kilometry to już dość mocno zamulałem, niestety...

Trasa:



Good bikes!


Kategoria 50-100