Gniezno Skoda Maraton - MIstrzostwa Wielkopolski w MTB
d a n e w y j a z d u
71.10 km
55.00 km teren
02:52 h
Pr.śr.:24.80 km/h
Pr.max:47.40 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Na razie króciótko bo... nie ma jeszcze wyników! Jak wyjeżdżałem z Gniezna przed 4, to właśnie przesunięto dekorację z 16 na 18, słabe...
Napiszę tylko, że przynajmniej z oznakowaniem trasy nie było dzisiaj żadnych problemów, ludzi wskazujących drogę na co ważniejszych skrętach i rozjazdach - aż nadto. Podobnie wzorcowe byłoby zabezpieczenie trasy gdyby nie właśnie z tym zabezpieczeniem związane przesunięcie startu o blisko 20 min. I kolejny trzykropek by się przydał:)
Ale za to sama trasa bardzo fajna i ciekawa (jak na Wlkp.). Stawiałbym ją w jednym szeregu z Osieczną, czyli na topie. Urozmaicona - dużo singli i ostrych podjazdów, nie aż tak dużo piachu, malowniczo, interwałowo, asfalty rzadko i krótko, tak w sam raz żeby wziąć łyka z bidonu:)
Jechałem giga, bez defektów, kapcia ani gleby. Na mecie zrąbany jak pies:)
To be continued...
..............
edit:
Do Gniezna przyjeżdżam jakoś za dwadzieścia 10. Na dzień dobry pierwsza niespodzianka - 5 zeta za parking. Idę do biura zawodów a tam 3 kolejki, a właściwie 1 kolejka - do mega, około 50 osób. Do giga i mini są osobne stanowiska, przy każdym pojedyncze osoby. W sumie mi to pasuje:), bo dziś jadę dystans królewski ale widzę, że ludzie w kolejce się irytują (słusznie zresztą).
No dobra, formalności załatwione. Wracam do auta się przebrać i zrobić małą rozgrzewkę. Małą, ponieważ o 10:30 otwierają sektory a za poradą Rodmana, chce się ustawić możliwie z przodu. Udaje się, stoję w 6, 7 rzędzie, w pełnym słońcu. Do startu pół godziny, uff. Redaktor Kurek przybliża nam sylwetki zawodników z czołówki, pyta ile razy już wygrali w tym sezonie i każe szacować w ile będą na mecie... Jakoś to wytrzymam, muszę, do startu już tylko 15 min. Nagle - komunikat: "Ze względu na problemy z zabezpieczeniem trasy, start zostaje przesunięty o 15 min. To dla Państwa bezpieczeństwa". No żesz qrwa! Rewelacja, słoneczko przygrzewa co raz mocniej, jeszcze nie ruszyłem a już jestem spocony, i pociągam z bidonu.
W końcu, po bardzo ciekawych przemówieniach burmistrza i starosty, ruszamy! Pierwsze 2 kilometry to tzw. start honorowy, jedziemy w dół wąskimi uliczkami miasta. Oczywiście wszyscy próbują się przepychać do przodu, to ja też napieram, żeby nie stracić wypracowanego przez blisko godzinę smażenia się na patelni 7 rzędu. Na zakrętach co chwila ostre hamowanie i sytuacje podbramkowe, ci z przodu krzyczą "Uwaga!" a ci z tyłu dają ostro po hamplach żeby się w nich nie władować. Jest to wkurzające ale tak naprawdę trudno mieć o to pretensje do organizatorów, jedynym rozwiązaniem byłoby przeniesienie startu/mety z rynku na przedmieścia. Po mniej więcej 3 kilometrach przejeżdżamy przez bramkę (to chyba znak do startu ostrego) ale od razu wjeżdżamy na wąski asfalt wzdłuż jeziora i ciągle peleton mocno się korkuje. Dopiero po jakichś 5 kilometrach mogę kręcić to, co chcę czyli jakieś 32 km/h po płaskim w terenie.
Jest nieźle, noga podaje. Wzorem taktyki z Dolska, trzymam się Jacka Swata, który po mistrzowsku opanował technikę wyprzedzania i przeskakiwania z grupki do grupki. Do rozjazdu mini jedziemy razem jeszcze z kilkoma kolarzami. Następnie, na którymś dość długim podjeździe widzę, że zostaje z tyłu. Ja dochodzę Grzegorza z Rowerów Rybczyński i jego też zostawiam z tyłu na pierwszym odcinku XC. Tak w ogóle to wielki szacunek dla obu panów, z których jeden mógłby być moim ojcem. No, ale taki jestem cienki bolek, że punktem odniesienia są dla mnie mastersi:). A że jeszcze rok temu z nimi przegrywałem, to mimo wszystko - postęp jest.
Po wyjechaniu z leśnych ścieżek po pagórkach trochę płaskiego przez pola i pod delikatny wiatr. Jakieś 50 m. przede mną kilkuosobowa ekipa, trzeba dospawać! Udaje się. Jest tam 2 gości z Goggle Proactive, 1 z Torq Superior Agro Team Środa Wlkp. (ale długa ta nazwa, a to i tak chyba jeszcze nie jest całość, he he), mocny zawodnik w koszulce Trek, jeden Messenger (długie włosy, pewnie kurier) i jeszcze ze 2, 3 osoby. W tym składzie jedziemy prawie całą pierwszą pętlę, niestety współpraca nie bardzo się układa. Każdy jedzie dla siebie i próbuje wykorzystać jakieś zwężenia lub zakręty w piachu do ucieczki. Szkoda, bo ekipa jest silna i przy dobrych chęciach moglibyśmy pewnie pójść do przodu. Tak czy inaczej, na początku drugiej pętli zostaje nas tylko 4 (ktoś został, Goggle pojechał mega do mety) - Torq, Messenger i Trek.
Tu jeszcze się trzymam za "Trekiem", na mecie dołożył mi blisko 5 min.
45 kilometr, zaczyna mi się kryzys. Gubię koło i ze 2, 3 razy muszę podganiać. Wreszcie - na sekcji XC zagapiam się i nie redukuję na czas z tyłu. Wjeżdżam ale siłowo i baaardzo powoli. Gdy docieram na górę chłopaków już nie ma, tracę kontakt wzrokowy i jest pozamiatane:( Oglądam się za siebie, nikogo nie ma a widzę całkiem spory odcinek. No pięknie - samotność długodystansowca, w końcu to jest giga.
Wspomniana samotność. Dobrze, że trochę nieostra ta fotka:)
Trudno, trzeba napierać dalej. Żeby nie zamulać, staram się kręcić na niższych przełożeniach ale z wyższą kadencją. Ale i tak po kilku kilometrach staje się nieuniknione, dogania mnie 1 zawodnik. Pyta się: "jaki jesteś rocznik?". 1980, a ty? "72, to jedziemy razem, bo to inna kategoria". Hmm... mi się wydaje, że ta sama kategoria, ale nie wdaję się w polemikę:) Jedziemy razem, współpracując. Krótko za rozjazdem mija nas torpeda. Gość wyłonił się znikąd i pędzi jakby właśnie wziął EPO gdzieś w krzakach:). Koledze '72 wchodzi to na ambicję i chce gonić. Ledwo trzymam się koła, naprawdę nie dam rady dać zmiany bo musiałbym grzać 33-35, a jest lekko pod wiatr. Wyprzedzamy 1 gigowca (chyba Piła) i dublujemy kilku megowców, jednak Torpeda wciąż te 50 m. przed nami. '72 rzuca do mnie: "Masz picie?". Mam resztkę ale podaję bidon, chociaż tak się odwdzięczę. A on na to: "Nie, ja mam, chciałem Tobie dać". Czyli w domyśle - nietęgo go wyglądam, o ty!:)
Dojeżdżamy do Gniezna, ścieżka wzdłuż jeziora gdzie rozgrywany jest Thule Cup i... tym razem to ja odżywam a kolega zostaje z tyłu. Aż mnie korci żeby zaczekać i spytać się czy ma picie:). Jednak nie muszę tego robić, bo po chwili, przy jakichś magazynach mam zagwozdkę (jedyną na całej trasie) którędy jechać i kolega już jest przy mnie. Schody. Porozumiewawcze spojrzenie i dogadujemy się, żeby się nie wygłupiać, pokornie schodzimy i sprowadzamy. Do mety już tylko około kilometra, pod górkę. Nie wiem jak się zachować, wcześniej sobie mówiłem, że na finiszu go puszczę, ale z drugiej strony... on też miał kryzysy. Decyzja jest taka: na 300. przed metą jest najbardziej stromy odcinek. Blokuję amora i staję na pedałach. Jak utrzyma koło, to go puszczam. Nie utrzymał:) Na mecie podajemy sobie dłoń, nie ma do mnie pretensji. Jest tylko trochę zdziwiony jak mu mówię, że chyba jesteśmy w tej samej kategorii.
Muszę trochę ochłonąć, bo końcówka była naprawdę wycieńczająca. Chwilę siedzę w cieniu, po czym idę na posiłek regeneracyjny. Kiełbasa, wtf? Do tego w twardym flaku, ble.
Ciekawe który byłem... Idę do sędziów przy mecie, a ci odsyłają mnie do biura. Siedzi tam kilka osób i w milczeniu wpatruje się w monitor. "Wyników na razie nie ma". Kiedy będą? Brak odpowiedzi. Ok. Spotykam Jarka Drogbasa z Emed Racing Teamu. Jechał mini i chyba był na podium w kategorii. Chyba, bo wyników oczywiście nie ma.
Dobra, idę do auta się obmyć i przebrać. Wracam na górę, wyników nie ma. Zamawiam małe piwko w knajpie i nawet się załapuję na gola dla Kolejorza w Gdańsku (miłe złego początki). Znowu do BZ. Wyniki mają być o 16. Za kwadrans 4 spiker ogłasza "smutną wiadomość". Jest jakiś błąd w zliczaniu czasów i wyniki oraz dekoracja będą o ... 18. Pomruk niezadowolenia niesie się po rynku. Org zapewnia, że wyniki będą jeszcze dziś w necie. No trudno, mimo wszystko zadowolony, odjeżdżam do domu. O 19 sprawdzam wyniki - nie ma. O 21 - nie ma. Dziś o 9 - nie ma. O 10:30 - NIE MA.
KOMPROMITACJA!!!
Naprawdę szkoda, że za organizację maratonów w Wielkopolsce biorą się tak nieprofesjonalni ludzie. Idea jest świetna, trasy (Hermanów, Osieczna, Mosina, Gniezno) potrafią być naprawdę fajne jak na niziny a tu taka popelina. Wystarczy rzucić okiem na samą stronę bikecrossmaraton.pl - layout i funkcjonalność jak za króle Świeczka. Treści też bardzo ubogie i chaotyczne, albo odsyłanie na stronę organizatora, który wkleja po prostu plakat z info o zawodach. Zamiast porządnej mapki i profilu trasy - ślad gps. Od maratonów GG dzielą Gogola lata świetlne!
Aha, na zaopatrzenie bufetów łaskawie spuszczę zasłonę milczenia...
..................................
edit 2:
Są wyniki. Chociaż nie wiem na ile oficjalne, coś mi tam nie gra.
Na razie wygląda to tak:
czas: 2:52:28
czas zwycięzcy open i M3 zarazem (Radosław Tecław): 2:20:09
open: 41/89
M3: 14/28
.....................................
edit 3:
No i są w końcu oficjalne wyniki z podziałem na kategorie. Zmiany kosmetyczne ale jednak tylko 2 kobity mnie objechały, w tym jedna o włos:)
wygląda to tak:
czas: 2:52:28
czas zwycięzcy open (Radosław Tecław): 2:20:09
czas zwycięzcy M3 (Radosław Gołębiewski): 2:21:37
open: 42/96
M: 40/86
M3: 15/32
Good bikes!
Kategoria Maraton, 50-100
komentarze
ale ogólnie lekki wstyd no nie ?! dałeś się objechać 3-em laskom .... ;-P
Faktycznie szkoda, że taka amatorka w organizacji.