50-100
Dystans całkowity: | 16090.11 km (w terenie 9566.44 km; 59.46%) |
Czas w ruchu: | 695:22 |
Średnia prędkość: | 23.05 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.80 km/h |
Suma podjazdów: | 69073 m |
Maks. tętno maksymalne: | 187 (98 %) |
Maks. tętno średnie: | 172 (90 %) |
Suma kalorii: | 172581 kcal |
Liczba aktywności: | 255 |
Średnio na aktywność: | 63.10 km i 2h 44m |
Więcej statystyk |
Do Puszczykówka na obiadek
d a n e w y j a z d u
56.85 km
30.00 km teren
02:10 h
Pr.śr.:26.24 km/h
Pr.max:57.30 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Mam wakacje:) Przed obiadkiem do WPNu - Osowa wzięta terenem i asfaltem.
Po drodze wizyta w nowym sklepie na Opolskiej. Póki co, kupiłem bidon ale może to nie będzie moje ostatnie słowo:)
Gorąc.
Good bikes!
Kategoria 50-100
Zaniemyśl
d a n e w y j a z d u
60.46 km
26.00 km teren
02:15 h
Pr.śr.:26.87 km/h
Pr.max:38.70 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Do Kórnika po samochód zostawiony wczoraj u mamy na imieninach:). Ale żeby nie iść na łatwiznę, zrobiłem jeszcze małą wycieczkę po okolicy. Z Kórnika pojechałem bardzo fajnym czerwonym szlakiem, praktycznie cały czas przez las - do Zaniemyśla. Po drodze kilka malowniczych jezior (m.in. Łękno), pagórki, stare dęby, dorodne świerki. I prawie w ogóle ludzi na szlaku.
Do samochodu udało się dojechać w samą porę, na jakieś 5 min. przed ulewą.
Good bikes!
Kategoria 50-100, MTB szosami
Procesja
d a n e w y j a z d u
50.43 km
28.00 km teren
02:00 h
Pr.śr.:25.21 km/h
Pr.max:46.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
bezbożnika:)
Nadwarciańskim do Puszczykowa, potem górki z sekcji XC maratonu w Mosinie, Jarosławieckie, góra w Szreniawie, Komorniki, Świerczewo i Dębina.
Good bikes!
Kategoria 50-100
Do Biedruska na Grochówkę
d a n e w y j a z d u
56.57 km
28.00 km teren
02:44 h
Pr.śr.:20.70 km/h
Pr.max:45.30 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Wycieczka z tatą. Tempo rekreacyjne z paroma mocniejszymi fragmentami, np. podjazd w Radojewie i szosa pod wiatr na poligonie. A wiało dziś konkretnie, z zachodu.
Po wczorajszej glebie w krzakach zrobił mi się odczyn na udzie od kolca. Bolało przy każdym unoszeniu nogi. Odczucie takie jakby mnie coś ukąsiło - mrowienie i delikatna opuchlizna. Na szczęście zaczyna schodzić.
Good bikes!
Kategoria MTB wycieczka, 50-100
Katarzynki i Gortatowo
d a n e w y j a z d u
51.06 km
40.00 km teren
02:12 h
Pr.śr.:23.21 km/h
Pr.max:52.80 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Pojedynek josip vs podjazd Gortatowo 2:0, no 1,9:0,1 bo 5 metrów przed końcem drugiej próby omijając koleinę straciłem równowagę i mimo rozpaczliwych wysiłków zaliczyłem glebę prosto w kłujące krzaje:). Za to w zjazdach czyste 3:0 dla mnie, he he.
Generalnie jak mam przyczepność tylnego koła, to tam wjeżdżam bez większych problemów. Ale nie może być bardzo ślisko ani nie mogę mieć łysej opony, bo w siodle tego nie zrobię.
Jakoś tak dziwnie dziś było. Niby chłodno ale przez dużą wilgotność momentalnie byłem mokry.
Jadąc nad Maltę zahaczyłem o Chartowo, żeby zobaczyć rozbiórkę tunelu, którym jeździłem i chodziłem tysiące razy, kiedy mieszkałem na Rusa. Szkaradny był ale mimo wszystko łza się w oku kręci.
Good bikes!
Kategoria 50-100
MTB Powerade Maraton - Karpacz
d a n e w y j a z d u
56.37 km
51.00 km teren
04:12 h
Pr.śr.:13.42 km/h
Pr.max:52.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1800 m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Technicznie najtrudniejszy maraton jaki w życiu jechałem. Kondycyjnie przegrywa tylko z Głuszycą.
To tak tytułem wstępu:) Poniżej relacja:
Pierwsze przebudzenie około 6 rano. Rzut oka za okno - ciężkie ołowiane chmury spowijają karkonoskie szczyty i coś siąpi. Niedobrze:( Na szczęście koło 8 deszcz ustaje i zaczyna się nawet przejaśniać.
Ale oczywiście teren jest mokry. Już dzień wcześniej przekonałem się, że Race King 2.0 to nie jest najlepsze rozwiązanie na góry, nawet z tyłu. Panująca aura przeważa szalę - postanawiam zjechać na stadion i kupić oponę.
Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Wybór padł na NN 2.2, czyli taką samą jak z przodu. Z nową oponą wracam do ośrodka i przekładam. Czasu mało, nie mogę zdjąć opony. Z pomocą Zbyszka (dzięki!) udaje się jednak z tym w końcu uwinąć, nabić do 2,5 barów, przykleić dętkę do sztycy (mając nadzieję, że się nie przyda) i zdążyć na stadion przed zamknięciem sektorów.
Ponieważ w tym roku startowałem tylko na nizinach (Murowana, Dolsk) mam wypracowany II sektor, dodatkowo staję w czubie. Po starcie mam okazję się przekonać jak bardzo na ten sektor nie zasługuję:) Mimo że jadę mocno, nawet bardzo mocno, i tak co raz więcej osób mnie wyprzeda. Nie powiem, wchodzi mi to na ambicję, uczepiam się koła Piotra Schondelmeyera z Torqua i tak uczepiony wjeżdżam pod Wanga. Tętno wysokie ale chyba nie przegiąłem, średnia - 17 km/h!
Krótki zjazd asfaltem i po chwili wjeżdżamy w teren. Zaczynają się techniczne zjazdy po śliskich kamieniach i korzeniach i znowu zaczynam tracić dystans. Jakoś nie mogę się przełamać. Jadę zachowawczo a i tak zaliczam glebę, co tym bardziej zniechęca mnie do puszczania klamek. Do tego dochodzi mały defekt - łańcuch zakleszcza się między małą tarczą a supportem, tracę kolejne minuty. Doganiają mnie (i wyprzedają) m. in. Grzegorz i Ryszard z Rybczyńskich, Tomek z Emedu, Jacgol. Muszę się spiąć i za wszelką cenę nie tracić ich z oczu! Jest to trudne, widzę, że Jacek jest dzisiaj w formie a do tego świetnie zjeżdża (czego nie można powiedzieć o mnie). Pod nosem złorzeczę na golnokowe trasy, tak jakby org był winien temu, że w Karkonoszach jest tyle kamerdolców i korzeni:). Nie żebym się tłumaczył ale... przeskakują mi lekkie przełożenia na kasecie, gubię bidon...
Około 20 km. zaczynam się rozkręcać, widzę, że na podjazdach wyraźnie zyskuję i co raz sprawniej zjeżdżam. Motywuje mnie do tego również wspomniany już wcześniej Ryszard, krzycząc, że "źle zjeżdżam bo się boję i za dużo hamuję". Ja się boje?:). Na pierwszym bufecie biorę powerade'a do koszyka i kawałek dalej popijam nim żel. Jest lepiej. Do tego pojawia się akurat długi ale nie bardzo stromy podjazd, tak na środkową tarczę i 3 lub 4 z tyłu, czyli to, co josipy lubią najbardziej. W tym miejscu po raz ostatni widzę na trasie Jacka i wspomnianych mastersów z sOlivera. Byłoby super gdyby nie mżawka.
Doganiam kolejnych zawodników, do połączenia z giga chyba nikt mnie nie wyprzedza. Potem, staram się ustępować gigowcom (to pewnie ludzie jadący na około 20-te miejsce open) i naśladować ich technikę na zjazdach, z różnym skutkiem:).
Kawałek przed 3 bufetem na początku Chomontowej doganiam Tomka z Emedu, pozycja team lidera odzyskana:). Na bufecie kończę żel, garść suszu do łapy i ruszam w górę. Niestety, teraz to już regularnie pada. A może stety, jestem mokry więc cisnę mocno, żeby nie zmarznąć. Po drodze zbieram kolejne skalpy megowców. Mnie wyprzeda bodajże 1 osoba z giga. Na szczycie przełęczy trochę nawet żałuję, że to już koniec:) Tak dobrze mi szło a teraz wyziębiający zjazd asfaltem i potem słynne "telewizory" na zielonym szlaku. Telewizory to takie wielkie głazy i półmetrowe uskoki na trasie. Jadący obok zawodnik stwierdza, że "lepiej 5 minut później niż 5 miesięcy na wysięgniku" a ja wychodzę z podobnego założenia. Dlatego w kilku miejscach sprowadzam (ale i tak zjechałem więcej niż rok temu). Mam również okazję się przekonać, że można tam zjechać całość - do tego szybko i w jednym kawałku. Jestem pełen podziwu dla gigowców, którzy nam to udowadniają.
Końcówkę jedzie mi się dobrze. Mam sporo sił, doganiam kolejnych ludzi. Jeszcze odcinek, który znam z sobotniego objazdu - techniczny podjazd po korzeniach, zjazd (tzn. sprowadzanie) agrafkami i łączka. Na mokrej trawie rower tańczy przy najlżejszym pociągnięciu za klamki a wiem, że nie mogę się rozpędzić bo na dole jest próg. Jadę jak żużlowiec - lewym bokiem, prawym aż w końcu zaliczam glebę i ślizgam się z 10 metrów w dól. Na szczęście jest mięciutko, he he.
To już ostatnia przygoda na maratonie. Jeszcze 0,5 km asfaltem i wjeżdżam na metę. Tylko 3 minuty po mnie na mecie meldują się wspomniani wcześniej mastersi (respect!), 10 min. po mnie Tomek i Jacek z teamu.
Miejsce
179/452 open
64/168 M3
czas: 4:16:29
Czas zwycięzcy open i M3 (Mariusz Kowal) - 2:39:31. Wtf? Dolał prawie 12 min. drugiemu na mecie!!
Czy jestem zadowolony? Tak nie do końca. Z jednej strony było dobrze wytrzymałościowo, nie zamulałem. Na mecie poprawiłem się o 30 pozycji względem międzyczasu. Z drugiej strony, ten początek jakiś taki bez iskry był. Do tego doszły drobne problemy techniczne. Myślę, że gdybym przyjechał do Karpacza tak ze 2 dni wcześniej i porządnie poćwiczył zjazdy (nabrał pewności przede wszystkim), to zejście do okolic 4 godz. było realne. A to i tak z ledwością starczyłoby na top 150 open....
Atakuję po zewnętrznej.
Tutaj wyglądam jak bym się trochę bał, he he.
Good bikes!
Kategoria Góry, Maraton, 50-100
Bikecross Maraton Mosina
d a n e w y j a z d u
98.00 km
68.00 km teren
03:52 h
Pr.śr.:25.34 km/h
Pr.max:48.80 km/h
Temperatura:32.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
edit 14.06
O, już są poprawione wyniki, tylko nieco ponad tydzień po zawodach.
Czas: 2:51:09
Open: 43/140
M3: 15/45
Czyli finisz z Bloomem jednak przegrałem.
***********************************************************************
Dżizas ale upał! 32, 33 stopnie w cieniu. To groziło odwodnieniem.
Miałem bidon, powerade'a w kieszonce + wziąłem chyba z 5 kubków wody na bufetach...
Tym razem nie prażyłem się w sektorze w pełnym słońcu przez blisko godzinę, jak w Gnieźnie. Wiedziałem, że i tak będzie runda honorowa, więc podjechałem niemal w ostatniej chwili, ustawiając się raczej w ogonie stawki. Zjazd z Osowej ul. Pożegowską to było trochę wariactwo - 400 kolarzy, prędkości grubo powyżej 50 km/h a ludzie się jeszcze przepychają do przodu. Totalnie bez sensu, tym bardziej, że na rynku i tak nas zatrzymali abyśmy mogli wysłuchać przemówienia Pani Burmistrzyni:)
No dobra, po tych oficjalnych ceregielach, przepuszczają nas w końcu przez szosę poznańską i zaczyna się ściganie. Ze znajomych widzę obok siebie tylko Blooma, wydaje mi się, że Kłosiu i Młodzik są z tyłu. Bloom idzie do góry jak torpeda. Ja wyprzedzam co najmniej z 50 osób a i tak mi się urywa... Za Osową koniec asfaltów i początek piachów. Znowu znajome sylwetki - Jacek Swat, Grzegorz Napierała... Trasa została lekko skrócona względem pierwotnych planów. Lecimy przez Łódź i Trzebaw nad południowy brzeg j. Jarosławieckiego, dalej góra w Szreniawie, Greiserówka, żółty szlak na Wiry, następnie XC w Puszczykowskich Górach oraz koło klasztoru i ośrodka Wielspin. 2 asfaltowe podjazdy, Jarosławiecka, potem w lewo, trochę lasu i długi terenowy zjazd niemal do ujścia Greiserówki do głównej szosy. Tam nawrót i jeszcze 2 kilometry asfaltem pod górę a na koniec wyniszczający podjazd pod Osową po piachach.
Generalnie końcówkę pierwszej rundy mam jakąś słabszą, przed sekcją XC ucieka mi grupa z Grzegorzem (rocznik bodajże 53, sic!, potem się okaże, że jechał tylko 1 pętlę, dlatego tak grzał). Cieszy mnie, a jednocześnie nieco dziwi, myśl, że gdzieś za mną został Kłosiu...
Na początku drugiej pętli borę pierwszego w moim życiu (sic po raz drugi!) żela. I... mam tylko 1 pytanie - dlaczego dopiero teraz?! Łatwo to połknąć, człowiek się nie udławi a pierdolnięcie mocy jest niemal od razu. Wreszcie nie było zamulania na 40, ani na 50 ani na 60 kilometrze. Mam wrażenie, że od tego momentu nie wyprzedził mnie nikt a sam poprawiłem się co najmniej o 10 lokat. Może będą międzyczasy, to się to sprawdzi. Czasem goniłem samotnie (po wcześniejszym urwaniu się z grupki, którą wcześniej doszedłem), czasem we 2 z gościem z Messengera, dając szybkie zmiany co jakieś 15 s., i napierając 45 km/h Greiserówką. I tylko troszkę zmotywowała mnie do tego charakterystyczna sylwetka Blooma na horyzoncie:) Udało się dojść przy skręcie na żółty szlak do Wirów. Potem przez dłuższą chwilę jechaliśmy w kilkuosobowej grupie, z której jednak urwaliśmy niemal wszystkich na odcinku XC.
Gdzieś tam dowiedziałem się również, że Kłosiu i Młodzik są z przodu, i to dość znacznie:( Złudzenia prysły, he he. No cóż, trudno, już końcówka i trzeba pocisnąć do mety. Jedziemy wciąż razem, we 2, chociaż Bloom twierdzi, że mu odjeżdżam a on podgania tylko dlatego, że hamuję na zjazdach. Bo ja wiem:)
W każdym razie, na wspomnianym już ostatnim, 2-kilometrowym, piaszczystym podjeździe, młody wychodzi do przodu i mówi "Podciągnę Cię". Po czym przyspiesza do 27 km/h (a jest pod górkę i co rusz zakopujemy się w piachu). Utrzymuję się na kole teraz już tylko siłą woli. Na szczycie piach zamienia się w kocie łby, a po chwili jesteśmy już na łączce. Staję na pedałach, zrównujemy się, na metę wpadamy ramię w ramię. Nie wiem kto wygrał, pewnie rozstrzygnie fotokomórka. Ja stawiam na Blooma, bo ma oponę 2.2 a ja tylko 2.0:)
Padam półżywy i tylko widzę roześmianego i już wypoczętego Kłosia.
Wyników oczywiście jeszcze nie ma, więc nie wiem co i jak.
Z licznika wyszło:
czas - 2:54 (chyba, bo nie od razu wyłączyłem)
dystans: 74 km
średnia: 25,6 km/h
Dystans wpisu do maraton + powrót z Mosiny. Całe szczęście, że rano zadzwonił Krzychu aka Boss i zaproponował podwiezienie. Już wychodziłem z zamiarem dojechania również na 2 kółkach. Jechałbym oczywiście rekreacyjnie, rozgrzewkowo, ale to jest jednak 20 km, a przy tym upale to już ma znaczenie...
Podsumowując - jak dla mnie zajebisty maraton, niektóre ścieżki znałem jak własną kieszeń ale też poznałem kilka nowych szlaków. Ze swojej jazdy jestem zadowolony, bo dałem z siebie wszystko i takie są na dziś moje możliwości. A że sporo pracy jeszcze przede mną, to już inna sprawa...
O, a tu widać, że startowałem z przysłowiowej czarnej d. (nr 527), dlatego na Osową wjeżdżałem slalomem:)
Good bikes!
Kategoria Maraton, 50-100
Objazd trasy niedzielnego maratonu w Mosinie (WPN)
d a n e w y j a z d u
76.31 km
40.00 km teren
03:28 h
Pr.śr.:22.01 km/h
Pr.max:62.30 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Objazd silną ekipą - Kłosiu, Maks i Marc. Miał być jeszcze JPbike (właściwie przede wszystkim on, bo to inicjator całego wypadu) ale niestety nie dotarł. Na miejscu zbiórki na Os. Kopernika Maks podzielił się z nami smutną informacją, że Jacek miał wypadek na rowerze:(. Podobno złamał obojczyk... chujnia pochyła. Jacku, wracaj do zdrowia!
Ruszyliśmy przez Kopaninę w kierunku Komornik i Szreniawy, gdzie zaatakowaliśmy podjazd pod wieżę widokową i gdzie przywitały nas znajome niebieskie strzałki. Stamtąd, zgodnie z ruchem wskazówek zegara - Greiserówka (niestety tu się strzałki na razie skończyły), parking k. Jarosławieckiego, żółty szlak na Wiry - (tutaj trochę pobłądziliśmy) - Puszczykowo, XC w Puszczykowskich Górach - asfalt drogą wojewódzką w kierunku Mosiny, podjazd na Osową asfaltem z 2 zakrętami 90 stopni, zjazd asfaltem do Pożegowa (v max), uzupełnienie prowiantu w Mosinie, podjazd na Osową już trasą maratonu, zjazd z Osowej Pierścieniem w piachu, lubelski full w promieniach zachodzącego słońca nad j. Góreckim (co za kicz, he he) i dalej oznakowaną już trasą w coraz większych ciemnościach przez lasy do Trzebawia, wzdłuż Jarosławieckiego i w końcu polnymi drogami jeszcze raz na górę w Szreniawie.
Dobrze, że chłopaki były zaopatrzone w miotacze lumenów, bo naprawdę nic bym w lesie nie widział. W domu byłem po 23, he he.
Ogólnie trasa na pewno wyciśnie z nas sporo potu w niedzielę. W wielu miejscach jest dużo piachu, momentami tarka, korzenie... Podjazdów też się trochę uzbiera. Ma być upał, więc albo zamontuję drugi koszyk na bidon albo wezmę połerejda do kieszonki z tyłu. Technicznie trasa jest łatwa ale na drugiej pętli będzie próba charakteru.
Fantastyczny wypad i mam nadzieję, że nie raz uda nam się jeszcze wspólnie pokręcić. Tymczasem, do zobaczenia w niedzielę i powodzenia na szlaku!
Good bikes!
Kategoria 50-100
WPN po raz wtóry
d a n e w y j a z d u
50.60 km
33.00 km teren
02:06 h
Pr.śr.:24.10 km/h
Pr.max:46.10 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Do Puszczykowa Nadwarciańskim bo słyszałem, że kładkę naprawili. I rzeczywiście! Już po roku:) Ale i tak jechało się wyjątkowo ciężko, powód - susza. Na wysokości Lubonia zawsze było sporo piachu ale dzisiaj to normalnie jazda jak po wydmach, w 2 miejscach musiałem zejść z roweru. Dalej niestety też dużo kuwet, i to w miejscach gdzie wcześniej ich nie było (przynajmniej ja sobie nie przypominam). Naprawdę mogłoby trochę popadać...
W WuPeeNie na szczęście jest inne podłoże i śmiga się znacznie przyjemniej. Zrobiłem kilka ostrych podjazdów w Puszczykowskich Górach a następnie przez Stare Puszczykowo pomknąłem nad Jarosławieckie. Tam zrobiłem 2 pętle niedawno odkrytym szlakiem z dwoma fantastycznym zjazdami. Jeziorko ciepłe a tafla jego spokojna kusiła bym zanurzył w nich swe spocone członki:) Koniec końców nie zdecydowałem się, głównie z powodu braku gaci na zmianę, he he.
Good bikes!
Kategoria 50-100
50/50 teren/szosa
d a n e w y j a z d u
64.75 km
32.00 km teren
02:23 h
Pr.śr.:27.17 km/h
Pr.max:45.00 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Po rozgrzeweczce czas na obowiązki:).
Ostro niedawno odkrytym szlakiem wzdłuż wschodniego brzegu Warty do Rogalinka. Kilka dni bez deszczu i od razu trudniej się jechało - więcej piachu. Powrót asfaltem przez Kubalin, a następnie znowu w teren, szlakiem łącznikowym do Kamionek. Stamtąd to już standard przez Szczytniki, Sypniewo, Koninko, Krzesiny i Dębinę do domu.
I proszę, w sumie to się dzisiaj stówka uzbierała. Ale taka na raty to się chyba nie liczy, nie?:)
Good bikes!
Kategoria 50-100, MTB szosami