josip prowadzi tutaj blog rowerowy

Bikecross Maraton Mosina

d a n e w y j a z d u 98.00 km 68.00 km teren 03:52 h Pr.śr.:25.34 km/h Pr.max:48.80 km/h Temperatura:32.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Niedziela, 5 czerwca 2011 | dodano: 05.06.2011

edit 14.06
O, już są poprawione wyniki, tylko nieco ponad tydzień po zawodach.
Czas: 2:51:09
Open: 43/140
M3: 15/45
Czyli finisz z Bloomem jednak przegrałem.

***********************************************************************

Dżizas ale upał! 32, 33 stopnie w cieniu. To groziło odwodnieniem.
Miałem bidon, powerade'a w kieszonce + wziąłem chyba z 5 kubków wody na bufetach...

Tym razem nie prażyłem się w sektorze w pełnym słońcu przez blisko godzinę, jak w Gnieźnie. Wiedziałem, że i tak będzie runda honorowa, więc podjechałem niemal w ostatniej chwili, ustawiając się raczej w ogonie stawki. Zjazd z Osowej ul. Pożegowską to było trochę wariactwo - 400 kolarzy, prędkości grubo powyżej 50 km/h a ludzie się jeszcze przepychają do przodu. Totalnie bez sensu, tym bardziej, że na rynku i tak nas zatrzymali abyśmy mogli wysłuchać przemówienia Pani Burmistrzyni:)

No dobra, po tych oficjalnych ceregielach, przepuszczają nas w końcu przez szosę poznańską i zaczyna się ściganie. Ze znajomych widzę obok siebie tylko Blooma, wydaje mi się, że Kłosiu i Młodzik są z tyłu. Bloom idzie do góry jak torpeda. Ja wyprzedzam co najmniej z 50 osób a i tak mi się urywa... Za Osową koniec asfaltów i początek piachów. Znowu znajome sylwetki - Jacek Swat, Grzegorz Napierała... Trasa została lekko skrócona względem pierwotnych planów. Lecimy przez Łódź i Trzebaw nad południowy brzeg j. Jarosławieckiego, dalej góra w Szreniawie, Greiserówka, żółty szlak na Wiry, następnie XC w Puszczykowskich Górach oraz koło klasztoru i ośrodka Wielspin. 2 asfaltowe podjazdy, Jarosławiecka, potem w lewo, trochę lasu i długi terenowy zjazd niemal do ujścia Greiserówki do głównej szosy. Tam nawrót i jeszcze 2 kilometry asfaltem pod górę a na koniec wyniszczający podjazd pod Osową po piachach.

Generalnie końcówkę pierwszej rundy mam jakąś słabszą, przed sekcją XC ucieka mi grupa z Grzegorzem (rocznik bodajże 53, sic!, potem się okaże, że jechał tylko 1 pętlę, dlatego tak grzał). Cieszy mnie, a jednocześnie nieco dziwi, myśl, że gdzieś za mną został Kłosiu...

Na początku drugiej pętli borę pierwszego w moim życiu (sic po raz drugi!) żela. I... mam tylko 1 pytanie - dlaczego dopiero teraz?! Łatwo to połknąć, człowiek się nie udławi a pierdolnięcie mocy jest niemal od razu. Wreszcie nie było zamulania na 40, ani na 50 ani na 60 kilometrze. Mam wrażenie, że od tego momentu nie wyprzedził mnie nikt a sam poprawiłem się co najmniej o 10 lokat. Może będą międzyczasy, to się to sprawdzi. Czasem goniłem samotnie (po wcześniejszym urwaniu się z grupki, którą wcześniej doszedłem), czasem we 2 z gościem z Messengera, dając szybkie zmiany co jakieś 15 s., i napierając 45 km/h Greiserówką. I tylko troszkę zmotywowała mnie do tego charakterystyczna sylwetka Blooma na horyzoncie:) Udało się dojść przy skręcie na żółty szlak do Wirów. Potem przez dłuższą chwilę jechaliśmy w kilkuosobowej grupie, z której jednak urwaliśmy niemal wszystkich na odcinku XC.

Gdzieś tam dowiedziałem się również, że Kłosiu i Młodzik są z przodu, i to dość znacznie:( Złudzenia prysły, he he. No cóż, trudno, już końcówka i trzeba pocisnąć do mety. Jedziemy wciąż razem, we 2, chociaż Bloom twierdzi, że mu odjeżdżam a on podgania tylko dlatego, że hamuję na zjazdach. Bo ja wiem:)

W każdym razie, na wspomnianym już ostatnim, 2-kilometrowym, piaszczystym podjeździe, młody wychodzi do przodu i mówi "Podciągnę Cię". Po czym przyspiesza do 27 km/h (a jest pod górkę i co rusz zakopujemy się w piachu). Utrzymuję się na kole teraz już tylko siłą woli. Na szczycie piach zamienia się w kocie łby, a po chwili jesteśmy już na łączce. Staję na pedałach, zrównujemy się, na metę wpadamy ramię w ramię. Nie wiem kto wygrał, pewnie rozstrzygnie fotokomórka. Ja stawiam na Blooma, bo ma oponę 2.2 a ja tylko 2.0:)

Padam półżywy i tylko widzę roześmianego i już wypoczętego Kłosia.

Wyników oczywiście jeszcze nie ma, więc nie wiem co i jak.

Z licznika wyszło:
czas - 2:54 (chyba, bo nie od razu wyłączyłem)
dystans: 74 km
średnia: 25,6 km/h

Dystans wpisu do maraton + powrót z Mosiny. Całe szczęście, że rano zadzwonił Krzychu aka Boss i zaproponował podwiezienie. Już wychodziłem z zamiarem dojechania również na 2 kółkach. Jechałbym oczywiście rekreacyjnie, rozgrzewkowo, ale to jest jednak 20 km, a przy tym upale to już ma znaczenie...


Podsumowując - jak dla mnie zajebisty maraton, niektóre ścieżki znałem jak własną kieszeń ale też poznałem kilka nowych szlaków. Ze swojej jazdy jestem zadowolony, bo dałem z siebie wszystko i takie są na dziś moje możliwości. A że sporo pracy jeszcze przede mną, to już inna sprawa...

O, a tu widać, że startowałem z przysłowiowej czarnej d. (nr 527), dlatego na Osową wjeżdżałem slalomem:)


Good bikes!


Kategoria Maraton, 50-100


komentarze
Rodman
| 21:42 poniedziałek, 6 czerwca 2011 | linkuj nie ma jak finisz na kreskę ;-) nawet jak się jest "któryś tam enty" to się miło wspomina wygraną lub czeka na czas świętej vendetty ;-P
gratki !
klosiu
| 21:04 poniedziałek, 6 czerwca 2011 | linkuj Co, że niby taki roześmiany byłem na mecie? :)))
Finisz z Bloomem robił wrażenie :). Gratki, czuję że w tym roku Dun by z Tobą nie pogadał na trasie :).
bloom
| 21:03 niedziela, 5 czerwca 2011 | linkuj Czas był chyba 2.51 Z tego co widziałem na kartce mojego ulubieńca ;>
Nie sądziłem, że wpadniemy na mete razem, no cóż trzeba napierać ;p
grats dobry wyścig i nawet fajna trasa.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa dzies
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]