josip prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w kategorii

50-100

Dystans całkowity:16090.11 km (w terenie 9566.44 km; 59.46%)
Czas w ruchu:695:22
Średnia prędkość:23.05 km/h
Maksymalna prędkość:71.80 km/h
Suma podjazdów:69073 m
Maks. tętno maksymalne:187 (98 %)
Maks. tętno średnie:172 (90 %)
Suma kalorii:172581 kcal
Liczba aktywności:255
Średnio na aktywność:63.10 km i 2h 44m
Więcej statystyk

Teren, sporo terenu

d a n e w y j a z d u 52.80 km 40.00 km teren 02:06 h Pr.śr.:25.14 km/h Pr.max:41.70 km/h Temperatura:22.0 HR max:172 ( 90%) HR avg:140 ( 73%) Podjazdy: m Kalorie: 1701 kcal Rower:Lover
Poniedziałek, 3 września 2012 | dodano: 03.09.2012

Szlak Nadwarciański, Puszczykowskie Góry, singiel wokół j. Jarosławieckiego, Góra Szreniawska, "trzymający" podjazd do leśniczówki przy żółtym szlaku.

Dobrze się jechało i szybko!:) Nogi i organizm wypoczęte po weekendowej labie, pogoda idealna. W ogóle wrzesień to ostatnio co roku to najprzyjemniejszy miesiąc na rower i zanosi się, że w 2012 będzie podobnie. Tylko czas bym przestawił... o godzinę w tył:)


Good bikes!


Kategoria 50-100, MTB

Osowa x8

d a n e w y j a z d u 60.59 km 0.00 km teren 02:09 h Pr.śr.:28.18 km/h Pr.max:63.30 km/h Temperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Środa, 29 sierpnia 2012 | dodano: 30.08.2012

Full spontan pokazujący, że czasem w pracy warto zajrzeć na swojego bloga:-)
I tak miałem zamiar pojeździć popołudniu, więc jak zobaczyłem, że Rodman rusza do Pożegowa, nie miałem już dylematu w którą stronę jechać.

W sumie wyszło mi 8 podjazdów. Tempo, nawet jeśli zaczynałem spokojnie, za każdym razem przeradzało się w mocne lub bardzo mocne.
Rodman ma niesamowite odejście sprinterskie. Wszystkie wjazdy wygrywał na finiszu - 3 razy nadepnął konkretniej korbę i niestety zostawałem z tyłu. Pasowałby mu do tego idealnie jakiś sygnał dźwiękowy, w stylu przyspieszający na wysokich obrotach quad albo Kawasaki 250 KM:) To z pewnością kwestia tych karbonowych stożków:-)

Dojazd w godzinach szczytu przez Dębiec (normalnie stałem w korku za ciężarówą blokującą cały pas, z przeciwka jechało auto za autem a chodnika, czy nawet pobocza - nie było), Luboń i Puszczykowo.

Powrót przez Rogalinek, Wiórek, Babki, Głuszynę i Starołękę. W Rogalinku, skręcając w kierunku Poznania, dostrzegliśmy zjeżdżającą od strony Kórnika grupę 3 szosowców w strojach CCC i Corrateca. Również odbili na Poznań, więc byliśmy pewni, że będzie pogoń, a następnie pewnie rozpaczliwe trzymanie się przez nas ich koła. Nic z tych rzeczy - widać oni mieli tylko ciuszki, a my jeszcze dodatkowo moc w nogach. Albo po prostu robili rozjazd:) (bardziej prawdopodobne).


Good bikes!


Kategoria 50-100, Szosa

Strzelce Krajeńskie - Międzychód

d a n e w y j a z d u 55.00 km 0.00 km teren 01:42 h Pr.śr.:32.35 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Kolarzówka
Wtorek, 21 sierpnia 2012 | dodano: 21.08.2012

No i stało się, jak wszyscy to wszyscy:) Dołączyłem do plemiona szoszonów, he he.

I nie byłbym sobą gdybym mojej znajomości z - jak to się kiedyś na podwórku mówiło - kolarzówką, nie zaczął od testowej przejażdżki.

Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, że ze Strzelec (gdzie nabyłem to wyhaczone na Allegro cudo) do Międzychodu jest około 35 km. Cóż, przestrzeliłem się o jakieś 20 kilometrów. Co to jest na szosie?:)

Żona z córą i córy ciocią pojechały sobie autem a ja rowerkiem. I w sumie, zdążyły tylko zatankować i zjeść zapiekankę a ja już byłem na miejscu, he he.

Nie no, jest ogień! Nie wiem jak szybko jechałem bo nie mam jeszcze licznika, tak więc dystans jest z bikemapy a czas orientacyjny z komórki, po odjęciu przerwy na sikanie, telefon, powrotu po zgubioną na bruku pompkę i zamknięty przejazd kolejowy. Najfajniejsze jest to jak ten rower trzyma prędkość, niebywałe.

A w ogóle, to w 2 miejscach zaskoczył mnie bruk ani chybi pamiętający jeszcze III Rzeszę, więc miałem od razu próbkę Paryż - Roubaix:-)

Aha, co najważniejsze - rower leży mi jak ulał! Drobna modyfikacja pozycji siodła i będzie git.

To co, jakaś 150-tka w weekend?:)


Good bikes!


Kategoria 50-100, Szosa

Dzierżążno i Wołowe Lasy

d a n e w y j a z d u 73.40 km 50.00 km teren 03:00 h Pr.śr.:24.47 km/h Pr.max:38.80 km/h Temperatura:31.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Poniedziałek, 20 sierpnia 2012 | dodano: 20.08.2012

Piękne są nazwy osad w tej Puszczy Drawskiej. A można by do tego jeszcze dodać j. Szczupacze, w którym zażyłem orzeźwiającej kąpieli. Po wczorajszym nieudanym maratonie, miałem niedosyt i wybrałem się dziś na dość konkretną wycieczkę.

Malowniczo tu i lasów mnóstwo, tylko trochę za dużo piachów. Kilka razy jechałem wg strzałek maratonu Michałki i tam była chyba największa Sahara. Mam nadzieję, że przez najbliższy miesiąc trochę popada bo inaczej poniżej 5 godzin na giga nie zejdziemy.

Upał i duchota były dziś takie, że jak zaczęło padać, to przyjąłem to z radością:) Naprawdę.

P.S. Siodełko wsadziłem w końcu z powrotem ale bałem się, że wyciąłem za dużo plastiku i będzie wypadać na wybojach. Na szczęście, dzisiejszy test wypadł pomyślnie.


Good bikes!


Kategoria 50-100

Szosami

d a n e w y j a z d u 57.30 km 0.00 km teren 01:54 h Pr.śr.:30.16 km/h Pr.max:39.10 km/h Temperatura:22.0 HR max:162 ( 85%) HR avg:141 ( 74%) Podjazdy: m Kalorie: 1584 kcal Rower:Lover
Czwartek, 16 sierpnia 2012 | dodano: 16.08.2012

Krzesiny - Tulce - Śródka - Szczodrzykowo - Robakowo - Koninko - Sypniewo - Koninko - Krzesiny - Starołęka.

Jest szansa, że to już jeden z ostatnich treningów szosowych na góralu ale cicho-sza, nie zapeszajmy:)

Nie ma ktoś na zbyciu tylnego koła pod v-ki? Bo mi się w mojej treningówce rozleciała obręcz i jakoś nie bardzo mi się uśmiecha 3 stówy wyrzucać na osprzęt do zimówki. Aktualnie mam tam koło na piaście Deore i obręczy Mavic 317 a przecież nie będę wymieniał na gorsze...


Good bikes!


Kategoria 50-100, MTB szosami

Bikecrossmaraton Suchy Las

d a n e w y j a z d u 70.10 km 50.00 km teren 02:32 h Pr.śr.:27.67 km/h Pr.max:56.70 km/h Temperatura:21.0 HR max:187 ( 98%) HR avg:161 ( 84%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Niedziela, 12 sierpnia 2012 | dodano: 12.08.2012

Grand Prix oraz Mistrzostwa Wielkopolski w Maratonach MTB. Trochę samozwańcze:-) ale zawsze.
Na miejsce dojeżdżam rowerem, wychodzi jakieś 14 km w ramach rozgrzewki. Spotykam wielu znajomych, w tym Marcin, Zbyszka i Jacka z teamu Goggle.

Start z II sektora, na rundzie honorowej jedzie mi się dobrze, szczególnie podjazd do Meteorytowej jest mocny w moim wykonaniu, właściwie tylko wyprzedzam.


Krótko po starcie, widać 2 gogglowców w tle, ten pierwszy to Marcin, aka Zygmunt

Na dwóch krótkich odcinkach terenowych przez poligon jest mnóstwo błota, w efekcie udaje mi się całkowicie upieprzyć rower. Ale czuję, że dziś noga nieźle kręci.

Po wjeździe na asfalt formuje się mały peletonik. Nie wszyscy kwapią się do zmian, więc za Biedruskiem, na początku Nadwarciańskiego jeden gość z Torqua namawia mnie, żebyśmy mocno pocisnęli we dwóch i spróbowali zgubić resztę. Pomysł dobry, naciskam więc jeszcze mocniej na pedały, prędkość 32-34 km/h. Myślicie, że kogoś zgubiliśmy?:)

Grupka liczy jakieś 8 osób i jest dosyć mocna. Jedziemy razem całą pierwszą pętlę. Na podjeździe pod przepompownię wody na Morasku postanawiam zaatakować. Udaje się, nikt nie złapał koła i na szczyt wjeżdżam sam. Szybki zjazd i jeszcze jeden podjazd, terenowy żółtym szlakiem. Poprawiam. Oglądam się, wszyscy zostali wyraźnie z tyłu i tylko Małgorzata Zellner jedzie jakieś 100 m. za mną.

I po co mi to było? Na Poligonowej i tak by mnie pewnie doszli bo raczej nie dałbym rady sam przeskoczyć do kolejnego pociągu. Niestety, mogę tylko gdybać czy by doszli czy nie bo... zanim dojechałem do asfaltu przeoczyłem jeden zakręt i poleciałem prosto drogą, która szybko przerodziła się w trasę chyba dla czołgów, z głębokim kałużami na całą szerokość. Zaliczyłem nawet glebę w błocie. Jestem wściekły na jedną mimozę, która stała na rozjeździe i ponoć "mi mówiła", że źle jadę. Taa, chyba pod nosem. Ale jestem wkurzony też na siebie bo zamiast zawrócić od razu jak mi coś zaczęło śmierdzieć, przejechałem jeszcze paręset metrów w tym błotnym syfie. W sumie kosztowało mnie to pewnie jakieś 6 min., czyli kosmos na takim wyścigu bo np. po pierwszej pętli traciłem 4 min. do lidera...

Przez moment myślałem nawet, żeby dać sobie spokój i wrócić na metę ale jakoś się pozbierałem psychicznie. Wkrótce po powrocie na "the right track" dogoniłem Zygmunta i postanowiłem, w miarę możliwości, pomóc mu powalczyć o dobre miejsce w M4. Dałem mocną zmianę a potem dyktowałem tempo przez większość pętli. Zygmunt wytrzymał bez mrugnięcia, widać, że te 7 k km w tym sezonie to nie w kij pierdział. Niestety, koła uczepili się też inni, których dogoniliśmy po drodze.

W pewnym momencie na chwilę mnie przytkało ale to nic dziwnego, skoro cały czas napierałem na tętnie powyżej 170. Ale akurat wtedy dostrzegliśmy sylwetkę JPBike'a przed sobą, więc o zwalnianiu nie mogło być mowy.

Przed podjazdem w Morasku uformowała się 8-osobowa grupa. Wiedziałem, że to moment na atak ale już nie było takiej mocy jak na pierwszej pętli. Zaatakował za to Jacek a ja sięgnąłem do głębokich rezerw i skoczyłem za nim. Na szczycie traciłem około 15 metrów, szybki zjazd i znowu żółty szlak. Cały czas widziałem Jacka blisko przed sobą ale mimo stawania na pedały i tętna 185, dystans się nie zmieniał. I jeszcze na ostatnim zjeździe przed metą porobił mnie jeden gość w niebieskim stroju, który dość mocno dziś szalał gdy było z górki.


Koniec pętli, tylko nie wiem której:)

Ostatecznie zająłem 64-te miejsce ze stratą ok. 16 min do zwycięzcy. Z miejsca oczywiście nie jestem zadowolony ale z formy jak najbardziej. Całość przejechana mocno, bez kryzysów, na obu pętlach przez długi czas dyktowałem tempo w swoich grupkach, odskakiwałem na podjazdach (widać efekty Challengu).
Szkoda tej głupiej pomyłki z trasą, myślę, że bez niej byłbym około 45 open, 12 w kategorii i z czasem jakieś 6-7 min. lepszym. No ale cóż, mogę sobie teraz gdybać...

Czas: 2:32:32

Open: 64/152

M3: 20/45

Strata do zwycięzcy Open (Sebastian Swat): 16:16. Zwycięzca M3 (Radek Lonka) miał identyczny czas.


Good bikes!


Kategoria Maraton, 50-100

Trening szosowo-terenowy

d a n e w y j a z d u 58.20 km 20.00 km teren 02:06 h Pr.śr.:27.71 km/h Pr.max:42.70 km/h Temperatura:28.0 HR max:168 ( 88%) HR avg:139 ( 73%) Podjazdy: m Kalorie: 1704 kcal Rower:Lover
Poniedziałek, 6 sierpnia 2012 | dodano: 06.08.2012

Właściwie to miała byś sama szoska ale po zmianie kierunku, wpierw w Krzyżownikach a potem w Kórniku, okazało się, że konkretnie wieje z południowego-zachodu i nie utrzymam fajnej średniej:-)
Wielofunkcyjność to jednak wielki plus górala.

Duszno, szybko opadłem z sił.


Good bikes!


Kategoria 50-100

Mściszewo

d a n e w y j a z d u 63.20 km 30.00 km teren 02:29 h Pr.śr.:25.45 km/h Pr.max:36.30 km/h Temperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Sobota, 4 sierpnia 2012 | dodano: 04.08.2012

Taka pętelka, którą niedawno opracowałem. Wygląda to tak:
Dom - Szelągowska - Os. Wilczy Młyn - Rubież - Nadwarciański - Promnice - Mściszewo - Murowana Goślina - Bolechowo - Biedrusko - Suchy Las - Góra Moraska - Sobieskiego - Mieszka - Garbary - Dom.

Na Szlaku Nadwarciańskim wyprzedzałem jakiś rajd czy piknik rowerowy. Dżizas jaki oni wolno jechali, ale oczywiście całą szerokością ścieżki, parami. Niby ludzie poubierani w kolarki i koszuli rowerowe ale tempo mieli niewiększe niż 13-15 km/h. A było ich bodaj ze 100 osób. Ładnych kilka minut zajęło mi przedzieranie się przez ten peleton: "Uwaga, z lewej jadę", "Lewa wolna, proszę", "Uwaga, środek".
Niby fajnie, że się ludzie usportawiają ale trochę mnie jednak to śmieszy. Zajedzie taka ekipa te 20 km z Poznania do np. Biedruska tempem naprawdę spacerowym, tam obje się grilla, grochówki i placków drożdżowych ale wszyscy będą z siebie dumni jak to aktywnie spędzili czas i w ogóle są eko-cyklo-trendy:-):-)
Podobnie jak na Radiu Merkury cały tydzień się podniecali "grupą śmiałków", która pojedzie na Woodstock rowerami i pokona dystans 250 km w... 5 dni:-)


Good bikes!


Kategoria 50-100

Sudety MTB Challenge: Walim - Kudowa

d a n e w y j a z d u 76.50 km 55.00 km teren 05:03 h Pr.śr.:15.15 km/h Pr.max:56.00 km/h Temperatura:29.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Piątek, 27 lipca 2012 | dodano: 01.08.2012

DZIEŃ 6: Walim - Kudowa Zdrój

" title="Sudety MTB Challenge 5 etap Walim-Kudowa" width="720" height="479" />

Sudety MTB Challenge 5 etap Walim-Kudowa © Josip


nocleg: znowu obskurna szkoła w Kudowie. Z wyżywieniem też zonk bo załapujemy się dosłownie na resztki obiadu w restauracji a sporo osób musiało się obejść smakiem (sic!). Na szczęście potem był grill na bankiecie a tam jadła do oporu.

wynik: 5:06:00, 84 (197) open, 57 (133) solo

dystans oficjalny: 82,5 km, 2407 m. przewyższenia

opis:
Wreszcie udany atak na pierwszą setkę!:) Ale po kolei...
Ostatni etap, niby teraz człowiek to już nawet na oparach dojedzie ale ranek jest ciężki. Od razu widać, że będzie niezła patelnia i największym problemem może być tego dnia upał i słońce.
Na szczęście trasa zostaje nieznacznie zmodyfikowana, żeby ominąć jakiś bardzo błotny fragment na samym początku i potem hardcorowy zjazd na szlaku granicznym. Org zdaje sobie sprawę, że ludzie są już wykończeni i nie chce ryzykować.

Start leniwy, delikatnie mówiąc. Zaraz za Walimiem rozpoczyna się bardzo stromy asfaltowy podjazd do Sierpnicy. Na szczęście szybko łapię rytm i przesuwam się na "swoje" miejsce w stawce. Potem następuje zjazd a ja, o dziwo, nie tracę pozycji. Zjeżdżamy do Głuszycy i znowu w górę pod ruiny zamku Rogowiec. Te trasy są mi znane z zeszłorocznych wakacji.

Upał niebywały a ja przekonuję się, że założenie chusty pod kask było genialnym posunięciem. Wreszcie pot nie szczypie mnie w oczy a głowa nie gotuje się jakoś bardziej niż bez kasku.

Na pierwszy bufet zajeżdżam razem z chłopakami z Chodzieży ale potem mi odchodzą. Szlak graniczny jest jednak znacznie bardziej przejezdny niż ten ze środy. Chociaż fakt, że 2 zjazdy są wyjątkowe stromo. Na jednym z nich nie schodzę z roweru tylko dlatego, że nie schodzi też jadący przede mną Duńczyk. Potem bardzo chcę zejść ale nie wiem jak to zrobić:) Tracę panowanie nad rowerem, lecę prosto na słupek graniczny. Jedyna opcja to odbicie w prawo w chaszcze, gdzie nie mam pojęcia co się kryje. Może kamień? Może dół? Ryzyk fizyk, puszczam hample, tyłek za siodło i tylko się modlę. Ufff... sama trawa.

Potem jest jeszcze zjazd singlem przez pokrzywy, gdzie nic nie widać i który nagle kończy się w potoku. Very tricky:)

Za drugim bufetem jedziemy asfaltami obniżeniem między Górami Suchymi a Stołowymi. Za Tłumaczowem ostry podjazd, jadę sam, wyprzedzam kilku zawodników. Kawałek za Radkowem dochodzi mnie silny pociąg złożony z 2 Belgów i 3 Veloclubbersów z Estonii. Łapię koło i nie puszczam:) Nie wiem czy to bliskość mety ale jakoś ten etap przeżyłem bez większego kryzysu.

Ostatni dłuższy podjazd jest w Czechach, wspinamy się do granic Parku Narodowego Gór Stołowych. Widoki są genialne, szczególnie na Strzeliniec.

Gdzieś tam na łące stojąca przy trasie kobieta rzuca do mnie: "ejti-fajw". What 85? You are 85. Really?, not bad! Yes, it's not bad:-)

No to nieźle. Za moment bufet, gdzie dowiaduję się, że teraz to już tylko z górki. Hmmm, trochę inaczej rozumiałem definicję wyrażenia "z górki", myślę sobie, pchając rower w górę zbocza kawałek dalej, he he.

Ale rzeczywiście, do mety w większości już zjazdy. Wpierw drogą 'stu zakrętów', potem krótki podjazd do czerwonego szlaku i stamtąd już do mety pod prąd trasy prologu.

Na sam koniec org wymyślił jeszcze ściankę i zjazd po schodach. Bez sensu ale przynajmniej dzięki temu wyprzedzam grupę Estończyków, którzy czekają na swojego sprowadzającego rower kolegę.

I wreszcie ostatnie prosta. Radocha jest ogromna. Tak z ukończenia, jak i z wyniku na tym etapie. Łapy tryumfalnie do góry, jak bym wygrał TdF.

Na mecie dostaję koszulkę Finishera i piwo, zaczynają zjeżdżać się koledzy. Każdy szczęśliwy, każdy dzisiaj z wyjątkowo dobrym wynikiem. Wychodzi na to, że wzorcowo rozłożyliśmy siły, he he.

Wieczorem bankiet i mała imprezka z Mariuszem, Markiem, Jankiem, Wojtkiem, Januszem i Igą - w końcu nie co dzień człowiek kończy Challenge, trzeba to było oblać.

Zajebista przygoda taki Challenge ale też i wymagający wyścig. I nie chodzi tu tylko o codzienny wysiłek ale i o logistykę, rozpakowywanie i pakowanie się każdego dnia, umiejętność wyspania się w ciężkich warunkach, zadbanie o sprzęt itp. Tę etapówkę trzeba traktować w kategoriach wyprawy.

No dobra, dość tego pitu-pitu. Mój ostateczny wynik to:

czas: 28:42:45

miejsce solo: 70/130 (+ 15 DNF)

strata do zwycięzcy (Erik Knudsen, Dania): 9:07:31


Good bikes!


Kategoria Góry, Maraton, 50-100

Sudety MTB Challenge: Złoty Stok - Walim

d a n e w y j a z d u 70.10 km 65.00 km teren 05:21 h Pr.śr.:13.10 km/h Pr.max:60.40 km/h Temperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:2481 m Kalorie: kcal Rower:Lover
Czwartek, 26 lipca 2012 | dodano: 31.07.2012

DZIEŃ 5: Złoty Stok - Walim

nocleg: szkoła w Walimiu. Najlepsza miejscówka na trasie i to pod każdym względem! Czysto, wszystko na miejscu, mała kolejka do prysznica, sala gimnastyczna (na której spaliśmy) poprzedzielana kotarami, świetne jedzenie i to w takich ilościach, że po raz pierwszy nie poszliśmy już dojeść:). Sam Walim też mi się bardzo podobał, niezwykle klimatycznie położone miasteczko. Może i trochę zaniedbane ale to mu tylko dodaje uroku.

wynik: 5:42:05, 107 (198) open, 69 (131) solo

dystans oficjalny: 68,7 km, 2481 m. przewyższenia

opis:
Oj, nie chciało się rano wstawać i przebierać w ciuszki kolarskie. Do sektora wchodzę razem z chłopakami niemal na samym końcu. Mam plan zacząć spokojnie i równomiernie rozłożyć siły.

Pierwsze 2 km podjazdu rzeczywiście jakieś takie ociężałe są ale i tak przesuwam się w górę stawki. Jednak bardzo szybko łapię rytm i kręcę jak to zwykle na początku etapu, czyli dosyć mocno. Szczególnie, że trasa jest jakby pode mnie - szybka, szutrowa, pełna długich ale łagodnych podjazdów i niezbyt wymagających technicznie zjazdów. Do tego świetne widoczki.

W nieco ponad godzinkę jesteśmy już koło Barda. Taa, trzeba tylko do niego zjechać stromym kamienistym szlakiem. Na początku trochę sprowadzam ale potem już jadę. Udaje się zjechać bez gleby ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia. jeden zawodnik tak przygrzał głową w kamień, że aż mu kask pękł, z kolei nasz kolega Piotr z Krakowa konkretnie się poobijał i cały w sińcach ledwo potem ukończył etap.

Za Bardem kręci mi się ciężko, to najtrudniejsze momenty na tym etapie. Trasa, oprócz jednego bardzo stromego singla, nie jest jakoś szczególnie wymagająca, to ja mam po prostu mały kryzysik. Zaczynam z tęsknotą wypatrywać akweduktu na 42-gim kilometrze.

W końcu jest. Szerokość 2,5 metra okazuje się nie być wcale taka mała ale nie wiedziałem, że będziemy tam jechać z górki, 45 km/h. Nawierzchnia żwirowa więc naprawdę lepiej nie hamować:). Za wiaduktem stoi Grzegorz i kieruje nas w dół jakimś urwiskiem. Wymiękam, sprowadzam. Org instruuje mnie, żebym zrobił miejsce bo inni zjadą. Jasne, już się odsuwam:). Rzeczywiście jadą ale glebią, he he.

Bufet a za nim asfaltowy podjazd i genialna ścieżka wokół twierdzy Srebrna Góra. Widokowo jest to na pewno najlepszy etap tej edycji. Trasa prowadzi dalej czerwonym szlakiem granią Gór Sowich, przejeżdżamy oczywiście przez wszystkie najwyższe szczyty, m.in. Kalenicę z wieżą widokową, na której byłem rok temu z rodzinką.

W dwóch miejscach jest na tyle stromo, że podjazd zmienia się w podejście. Niby do wjechania ale w 5-tej godzinie wysiłku, nie ma sensu już się katować beztlenem.

Podjazd na Wielką Sowę jest mi dobrze znany z maratonów w Głuszycy. Nowością jest fakt, że tym razem jest sucho i całość udaje się wjechać w siodle! Zjazd, który jeszcze 2 lata temu wydawał mi się karkołomny, teraz robię lekką pytą:). Gorzej jest na technicznym i stromym zjeździe z Małej Sowy. Skończył mi cię prawie całkiem tylny hamulec i za mocno hamuję przednim. Do tego dochodzi zmęczenie. W efekcie aż 2 razy zaliczam OTB przez zablokowanie przedniego koła na kamieniu lub korzeniu. Na szczęście dzieje się to na małej prędkości więc nic poważnego sobie nie zrobiłem ale niestety przegoniły mnie tam 3 osoby.

I jeszcze mało brakowało abym na ostatnim kilometrze, mknąc jakieś 50 km/h asfaltem w dół, władował się w Pawła Urbańczyka (jechał w mixie z Katarzyną Sową), któremu spadł łańcuch i dość niefortunnie zatrzymał się niemal na środku drogi.

Na szczęście jakoś go ominąłem, jak i szykany rozstawione złośliwie przed samą metą. Dziś znowu finiszuję pierwszy z Goggli choć Mariusz tym razem był blisko, strata około 20 minut.

Zmęczony ale szczęśliwy wysyłam smsa do bliskich, że „zaczynam wierzyć w ukończenie tego kurewstwa”:)


Good bikes!


Kategoria Góry, Maraton, 50-100