Sudety MTB Challenge: Złoty Stok - Walim
d a n e w y j a z d u
70.10 km
65.00 km teren
05:21 h
Pr.śr.:13.10 km/h
Pr.max:60.40 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2481 m
Kalorie: kcal
Rower:Lover
DZIEŃ 5: Złoty Stok - Walim
nocleg: szkoła w Walimiu. Najlepsza miejscówka na trasie i to pod każdym względem! Czysto, wszystko na miejscu, mała kolejka do prysznica, sala gimnastyczna (na której spaliśmy) poprzedzielana kotarami, świetne jedzenie i to w takich ilościach, że po raz pierwszy nie poszliśmy już dojeść:). Sam Walim też mi się bardzo podobał, niezwykle klimatycznie położone miasteczko. Może i trochę zaniedbane ale to mu tylko dodaje uroku.
wynik: 5:42:05, 107 (198) open, 69 (131) solo
dystans oficjalny: 68,7 km, 2481 m. przewyższenia
opis:
Oj, nie chciało się rano wstawać i przebierać w ciuszki kolarskie. Do sektora wchodzę razem z chłopakami niemal na samym końcu. Mam plan zacząć spokojnie i równomiernie rozłożyć siły.
Pierwsze 2 km podjazdu rzeczywiście jakieś takie ociężałe są ale i tak przesuwam się w górę stawki. Jednak bardzo szybko łapię rytm i kręcę jak to zwykle na początku etapu, czyli dosyć mocno. Szczególnie, że trasa jest jakby pode mnie - szybka, szutrowa, pełna długich ale łagodnych podjazdów i niezbyt wymagających technicznie zjazdów. Do tego świetne widoczki.
W nieco ponad godzinkę jesteśmy już koło Barda. Taa, trzeba tylko do niego zjechać stromym kamienistym szlakiem. Na początku trochę sprowadzam ale potem już jadę. Udaje się zjechać bez gleby ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia. jeden zawodnik tak przygrzał głową w kamień, że aż mu kask pękł, z kolei nasz kolega Piotr z Krakowa konkretnie się poobijał i cały w sińcach ledwo potem ukończył etap.
Za Bardem kręci mi się ciężko, to najtrudniejsze momenty na tym etapie. Trasa, oprócz jednego bardzo stromego singla, nie jest jakoś szczególnie wymagająca, to ja mam po prostu mały kryzysik. Zaczynam z tęsknotą wypatrywać akweduktu na 42-gim kilometrze.
W końcu jest. Szerokość 2,5 metra okazuje się nie być wcale taka mała ale nie wiedziałem, że będziemy tam jechać z górki, 45 km/h. Nawierzchnia żwirowa więc naprawdę lepiej nie hamować:). Za wiaduktem stoi Grzegorz i kieruje nas w dół jakimś urwiskiem. Wymiękam, sprowadzam. Org instruuje mnie, żebym zrobił miejsce bo inni zjadą. Jasne, już się odsuwam:). Rzeczywiście jadą ale glebią, he he.
Bufet a za nim asfaltowy podjazd i genialna ścieżka wokół twierdzy Srebrna Góra. Widokowo jest to na pewno najlepszy etap tej edycji. Trasa prowadzi dalej czerwonym szlakiem granią Gór Sowich, przejeżdżamy oczywiście przez wszystkie najwyższe szczyty, m.in. Kalenicę z wieżą widokową, na której byłem rok temu z rodzinką.
W dwóch miejscach jest na tyle stromo, że podjazd zmienia się w podejście. Niby do wjechania ale w 5-tej godzinie wysiłku, nie ma sensu już się katować beztlenem.
Podjazd na Wielką Sowę jest mi dobrze znany z maratonów w Głuszycy. Nowością jest fakt, że tym razem jest sucho i całość udaje się wjechać w siodle! Zjazd, który jeszcze 2 lata temu wydawał mi się karkołomny, teraz robię lekką pytą:). Gorzej jest na technicznym i stromym zjeździe z Małej Sowy. Skończył mi cię prawie całkiem tylny hamulec i za mocno hamuję przednim. Do tego dochodzi zmęczenie. W efekcie aż 2 razy zaliczam OTB przez zablokowanie przedniego koła na kamieniu lub korzeniu. Na szczęście dzieje się to na małej prędkości więc nic poważnego sobie nie zrobiłem ale niestety przegoniły mnie tam 3 osoby.
I jeszcze mało brakowało abym na ostatnim kilometrze, mknąc jakieś 50 km/h asfaltem w dół, władował się w Pawła Urbańczyka (jechał w mixie z Katarzyną Sową), któremu spadł łańcuch i dość niefortunnie zatrzymał się niemal na środku drogi.
Na szczęście jakoś go ominąłem, jak i szykany rozstawione złośliwie przed samą metą. Dziś znowu finiszuję pierwszy z Goggli choć Mariusz tym razem był blisko, strata około 20 minut.
Zmęczony ale szczęśliwy wysyłam smsa do bliskich, że „zaczynam wierzyć w ukończenie tego kurewstwa”:)
Good bikes!
Kategoria Góry, Maraton, 50-100
komentarze
nie ma co, >>wyrobiłeś się<< w tym roku ;-P ...