MTB
Dystans całkowity: | 13875.16 km (w terenie 10271.49 km; 74.03%) |
Czas w ruchu: | 709:37 |
Średnia prędkość: | 19.46 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.00 km/h |
Suma podjazdów: | 68803 m |
Maks. tętno maksymalne: | 190 (100 %) |
Maks. tętno średnie: | 172 (90 %) |
Suma kalorii: | 183534 kcal |
Liczba aktywności: | 339 |
Średnio na aktywność: | 40.93 km i 2h 05m |
Więcej statystyk |
Złota Polska w Puszczy
d a n e w y j a z d u
52.20 km
35.00 km teren
01:58 h
Pr.śr.:26.54 km/h
Pr.max:40.40 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
Uwielbiam kiedy w połowie października jest ponad 20 stopni!
Dziś pozwiedzałem trochę Zielonkę, jadąc momentami na zasadzie "skręcam w pierwszą w lewo i zobaczymy co z tego wyjdzie". Wyszło tyle, że zjechałem sporo nowych terenów a koniec końców wyjechałem na osiedla Zielona Wzgórza w Murowanej, czyli właściwie idealnie tak, jak chciałem.
Niby już po sezonie i wypadałoby się roztrenowywać ale ja nie potrafię wolno jeździć na rowerze:)
Oczywiście jechałem na krótko, góra i dół.
Good bikes!
Kategoria 50-100, MTB
Bikecrossmaraton Łopuchowo 2014
d a n e w y j a z d u
62.00 km
45.00 km teren
02:03 h
Pr.śr.:30.24 km/h
Pr.max:55.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
No i chyba koniec ścigania w tym sezonie.
Przed ostatnim startem miałem jakiś wyjątkowy luz a w ramach bezpośrednich przygotowań wytrąbiłem trochę wina wczoraj na mieście:)
Łopuchowo zawsze było szybkie ale w tym roku to już naprawdę jakieś kuriozum było. To zapewne przez twardsze podłoże, bo gdzieś na 15-tym kilometrze miałem średnią 33,4!
Nie załapałem się do czołówki, więc właściwie cały wyścig przejechałem w 20-25 osobowym pociągu, na miejscach mniej więcej 18-40. Po drodze wchłonęliśmy kilka osób, które odpadły z czołowej grupy, m.in Jacka na początku drugiej pętli.
Tak że pociąg jeszcze się powiększał bo nikt z niego nie odpadał - brakowało technicznych fragmentów czy dłuższych podjazdów, żeby gdzieś zaatakować.
Dopiero na jakieś 10-12 km przed metą coś się zaczęło dziać a jeszcze Marcin akurat postanowił sprawdzić czy piasek jest miękki i wywalił mi się niemal pod koła. Ominąłem go ale wjeżdżając w krzaki i mi się czujnik od licznika przestawił tak, że zaczął stukać. Było to na tyle denerwujące, że 2 kilometry dalej zatrzymałem się, żeby to poprawić. No i potem trzeba było gonić grupkę, która już się trochę zdążyła porwać. Na szczęście było akurat kilka zmarszczek, więc udało mi się dogonić i przejść paru zawodników, którzy odpadli a na koniec i samą grupkę. I to chyba było największe moje osiągnięcie dnia dzisiejszego bo sam finisz skończyłem gdzieś w środku, wpadając na metę dokładnie 4 sekundy za JP, czyli naszym team liderem dziś. Zresztą na tym finiszu też dwóch się przede mną sczepiło i wyłożyło, więc nie bardzo było jak odpalić pełną moc.
Czas: 2:02:52
Open: 25/137 (132 ukończyło)
M3: 12/59 (56 ukończyło)
Strata do zwycięzcy Open i M3 (Mateusz Mróz): 9:10
Good bikes!
Kategoria 50-100, Maraton, MTB
Trening
d a n e w y j a z d u
33.10 km
20.00 km teren
01:45 h
Pr.śr.:18.91 km/h
Pr.max:41.90 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
No, w końcu coś pokręciłem! Wpierw myk na Morasko poćwiczyć technikę - to tak przed Łopuchowem:) Następnie przebitka terenem do Radojewa i powrót Nadwarciańskim, wariant z odbiciem na single track wzdłuż Warty.
Powrót o 18:45, akurat jak się ciemno zaczęło robić.
Good bikes!
Kategoria MTB, 20-50
Wyścig w Wiórku
d a n e w y j a z d u
34.40 km
34.40 km teren
01:22 h
Pr.śr.:25.17 km/h
Pr.max:39.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
No i wcale nie taki ogórek ten Wiórek. Oczywiście organizacja czyli zapisy, pomiar czasu (a właściwie jego brak) czy grochówka na bufecie były rodem z wiejskiego festynu ale też płacąc 15 zeta wpisowego trudno oczekiwać więcej.
Natomiast sama trasa była całkiem wymagająca - interwałowa, bez ani centymetra asfaltu, a w przeważającej części prowadziła po nawierzchni trawiasto-korzenno-piaszczystej, i również trochę zmarszczek się znalazło. Nawet nie bardzo było kiedy z bidonu pociągnąć bo jedyny odcinek po w miarę równym dukcie prowadził akurat na odsłoniętym terenie wzdłuż lasu i pod wiatr, więc trzeba było uważać żeby koła nie puścić.
No i co najważniejsze - było się z kimś ścigać! Przyjechały charty z M2 - W.Wiktor, Sz. Matuszak, M. Urbaniak i Mafia. Przyjechali też wyjadacze z M3 - F. Niewiada, S. Walkowiak i A. Sypniewski. No i stawił się też bardzo licznie team Goggle w liczbie 8 chłopa! A do tego jeszcze grubo ponad setka osób, sądząc po tłoku przy zapisach i w sektorze przed startem.
No dobra, a sam wyścig? Po prostu napi!@#$alanka od startu do mety:) Nie będę ukrywał - walczyłem o zwycięstwo w M3 i... niestety przegrałem. Nie załapałem się nawet na pudło. Dużo nie zabrakło - jakieś 10 s. do pudła i nieco ponad pół minuty do zwycięstwa, ale przegrałem.
Pierwszą pętlę przejechałem na pozycji 4-8, w pociągu z Mafią, Staszkiem, Filipem i jednym gościem z M4. Do połowy pętli jechali też z nami Dawid i Młodzik ale zakopali się gdzieś w piachu.
Na drugiej pętli Mafia dorzucił ostro do pieca i mocno walczyłem, żeby nie puścić koła. Niestety, na jakieś 5 kilometrów przed metą na moment mnie przytkało i musiałem zwolnić. Różnica niewielka, rywale w zasięgu wzroku ale tego się już nie nadrobi, bo już nie ma z czego depnąć.
Na kreskę wpadam ze zwycięzcą M4 i, mimo głośnego dopingu Oli oraz dzieciaków, nie wyprzedzam go ponieważ mnie przyblokował i musiałbym pójść dosłownie po bandzie i tuż przed kibicami. Za duże ryzyko..
Ostatecznie przyjechałem 9 open i 4 w M3. Cały wyścig z dużym zapasem wygrał W. Wiktor a moją kategorię Staszek o włos przed Filipem Niewiadą. Trzeci był Andrzej Sypniewski. Mi na pocieszenie zostało zwycięstwo teamowe, o jakąś minutę przed Dawidem, który zamknął top 10.
Open: 9/90 (80 ukończyło)
M3: 4/34 (30 ukończyło)
Podsumowując - bardzo fajne przepalanko, podoba mi się mini i nie wiem czy się nie przerzucę w przyszłym sezonie. Patrząc po wynikach moich dzisiejszych rywali u Gogola, walczyłbym regularnie o pudło w kategorii. Mam chyba jakiś głód osiągnięć, więc pójdę tam, gdzie będzie o nie łatwiej:)
Good bikes!
Kategoria 20-50, Maraton, MTB
Przepalanko o zmierzchu
d a n e w y j a z d u
29.50 km
20.00 km teren
01:12 h
Pr.śr.:24.58 km/h
Pr.max:38.60 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
Jutro mam plan wybrać się z dzieciakami na ogórka do Wiórka:) No ale ogór nie ogór, przepalić się trzeba.
Przy Biskupińskiej spotkałem JP i udało mi się go jeszcze namówić na pętelkę wokół Strzeszyńskiego w tempie niemal maratonowym.
Znowu ktoś zaorał ścieżkę (k!@#$%) - tym razem drogę, która od BIskupińskiej odbija w prawo w górę po skosie, w kierunku Strzeszyna.
Kurcze, zmrok już szybko zapada - po 18:30 w lesie niewiele widać..
Good bikes!
Kategoria 20-50, MTB
Olszak + wizyta na Rusa
d a n e w y j a z d u
36.00 km
20.00 km teren
01:24 h
Pr.śr.:25.71 km/h
Pr.max:42.20 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
Dobrze mi się dziś kręciło, chyba służy mi takie rześkie powietrze.
Na Rusa spotkanie z dawno nie widzianym znajomym ze Szczecina.
Powrót w jakimś rekordowym tempie mi wyszedł - z wiatrem, powerem w nogach i zieloną falą:) Prawie 9 kilometrów w jakieś 17-18 minut, po mieście.
Good bikes!
Kategoria 20-50, MTB
Rozjazd po Michałkach
d a n e w y j a z d u
46.00 km
46.00 km teren
02:28 h
Pr.śr.:18.65 km/h
Pr.max:43.20 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
W niedzielę rano przy śniadaniu zaczęło padać, więc przeczekaliśmy to z Markiem grając w szachy (1:1, he he).
I gdy już zaczęliśmy tracić nadzieję, że uda się coś jeszcze pojeździć akurat się rozjaśniło. Pokręciliśmy wpierw parę kilometrów przez las do Dzierżążna gdzie przywitały nas strzałki maratonu (mniej więcej 18 km trasy). Dalej pojechaliśmy wzdłuż strzałek aż do rozjazdu mega/giga, gdzie tym razem skręciliśmy w prawo na zupełnie nowy dla mnie odcinek. Nie jest on tak banalny, jak myślałem:) ale giga za rozjazdem jest mimo wszystko trudniejsze.
Po jakiejś godzinie jazdy wróciliśmy do Dzierżążna (uwielbiam tę nazwę, myślę, że jeszcze jej użyję w tym wpisie), gdzie musieliśmy zawitać do sklepu bo mi cukier zaczął spadać:) Po uzupełnieniu kalorii snickersem, góralkiem i colą, kręciło mi się zaskakująco dobrze ale Marek czuł nogi po wczorajszym, więc tempo było spokojne. Zrobiliśmy jeszcze drugą część megowej "ósemki" i po dojechaniu do miejsca, którym na maratonie jedzie się w obu kierunkach, skręciliśmy w stronę "od" a nie "do" mety. Po parunastu kilometrach, które wreszcie mogłem sobie przejechać na spokojnie, rozkoszując się pięknem leśnego krajobrazu, zawitaliśmy ponownie do... Dzierżążna!:)
A jeszcze chwilę przed pierwszymi zabudowaniami wioski, trafiliśmy na taką oto zdziczałą ale aż uginającą się od soczystych owoców jabłoń:
Dzikie ale jakie dorodne © Josip
Potem już tylko myk na kwaterę, szybka kąpiel, pakowanie i do domu. Aha, jeszcze musiałem się wymigać od koniaku, na który próbowała mnie namówić ekipa pracowników z Ukrainy:) Z początku było śmiesznie ale jak usłyszałem "Co, z Ukraińcami się nie napijesz?!" to już się jakoś dziwnie zrobiło. Ale koniec końców wyjechaliśmy stamtąd o suchym i nieobitym pysku:)
Good bikes!
Kategoria 20-50, MTB
Maraton Michałki 2014
d a n e w y j a z d u
98.30 km
96.00 km teren
04:13 h
Pr.śr.:23.31 km/h
Pr.max:47.60 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
Edit: tym razem naprawdę poczekaliśmy z Markiem do końca na nagrody ale oczywiście, jak to bywa w takich sytuacjach - nic nie wygraliśmy:)
Ostatni na parkingu © Josip
Dwa dni po fakcie to już się nie chce pisać rozprawki ze zdaniami wielokrotnie złożonymi:) Poza tym, większość z (ewentualnie) czytających tego bloga, była na miejscu i mniej więcej wie jak było. A zatem, podsumowując:
Dojazd dzień wcześniej z moim kuzynem Jackiem, który jest lekarzem i startował na mega. Niestety ze względu na różne perturbacje, na miejsce (agroturystyka w Kocieniu, 10 km od Wielenia) dotarliśmy dopiero o 22 a jeszcze trzeba było jakieś piwko wypić i pogadać. O załatwieniu formalności w biurze zawodów też nie było już mowy.
Nazajutrz znowu pech bo przy pompowaniu Jackowi schodzi całe powietrze z przedniego koła i jeszcze stoimy z 10 minut na przejeździe w Wieleniu, czekając na jakąś drezynę. W efekcie, mimo braku kolejki w BZ, i tak do "sektora" (czyli ogonka gdzieś za trybunami) wchodzę o 9:52. Na pocieszenie nie jestem sam, bo obok mnie aż czerwono się robi od ProGoggli i ich brzydkich gaci:)
Po starcie ostrym pruję do przodu, żeby nadrobić to, czego nie wystałem sobie w sektorze. Jest szybko więc trzeba uważać, blisko mnie Jacek i Dawid. Po wjeździe w teren, ta dwójka dalej leci jak szalona a ja za nimi - ciągłe wyprzedzanie, zmiana tempa, szukanie miejsca. Niestety, nie jedzie mi się tak dobrze jak w Wałczu, mści się też brak jakiejkolwiek rozgrzewki, zaczynam zostawać z tyłu. Na chwilę animuszu dodaje mi jeszcze dogonienie Rodmana ale potem muszę już zwolnić bo myśl o skręceniu na mega staje się niebezpiecznie kusząca.. Nie, nie wymięknę a zatem przede mną jeszcze 75 km, trzeba uspokoić jazdę.
Na długi dystans skręcam samotnie, biorę żela i omal nie przeoczam skrętu w lewo, podobnie jak 5 lat temu. Tym razem się udało ale po chwili jednak gubię na moment trasę, bo na początku zjazdu z przeciwka wyjeżdżają JP i Staszek Walkowiak. Zawracamy na właściwy szlak, akurat wtedy gdy nadjeżdża większa grupka z braćmi Niewiada, Arkiem Susiem, Danielem Lorenzem, kimś z Fogta, kimś z Budzynia i jeszcze kimś:).
Arek z Jackiem dość szybko urywają się z tego pociągu, ale reszta jedzie dalej razem, by po około 20 km, czyli gdzieś na półmetku podzielić się na 2 grupki. Tym razem udaje mi się załapać do tej lepszej.
Po przezwyciężeniu pierwszego kryzysu, jedzie mi się całkiem dobrze. Regularnie, nie czekając aż zacznę zamulać - biorę żele i, nie czekając aż mnie zacznie suszyć - pociągam z bidonu. Na podjazdach jestem niemal zawsze w czubie peletoniku a na zjazdach trzymam koncentrację i tyłek nad siodłem, żeby znowu nie dobić.
Jest nas 5. Przed ostatnim bufetem w Żelichowie sugeruję krótki postój, bo mam już niemal sucho w obu bidonach. Czterech się zatrzymuje ale BTS Budzyń olał mój apel i poleciał do przodu. Ok, jego wybór. Szybkie uzupełnienie zapasów i ruszamy w pogoń. Gość jednak utrzymuje dystans a nasza ekipa się rwie. Staszek zaatakował na piaszczystym podjeździe, zakopałem się i musiałem podbiec. Dwóch z tyłu zostało ale kolega z GPBT też odjechał i tak zostałem sam. Sił jednak cały czas zaskakująco dużo, więc do dwójki przed mną nie traciłem, co jakiś czas widziałem ich na dłuższych prostych ale też nie mogłem dojść.
Wjeżdżając na wiadukt po nawrotce, wykorzystałem sytuację żeby zobaczyć czy ktoś mnie nie ściga. Patrzę a tam Arek Suś z jeszcze jakimś gościem. Jak to?! Przecież był za mną.. No tak, pewnie gdzieś przegapił zakręt. Czekam aż mnie dojdą i razem lecimy ostatnie kilometry dość szybką gruntówką. Tempo około 30 km/h, jest współpraca mimo, że - jak się okazuje - wszyscy z M3. Myślę sobie, że może jest jakiś cień szansy na szerokie pudło więc obmyślam strategię na finisz. Pomysł mam taki, żeby wjechać pierwszy w kartoflisko, nie dać się tam wyprzedzić a na stadionie poprawić:) I wszystkie te elementy planu udało się zrealizować, ale jednak moc na kresce po 100 km w nogach już nie ta. Arek wyprzedził mnie z łatwością na ostatnim wirażu a ja nadludzkim wysiłkiem odparłem atak drugiego zawodnika na ostatnich metrach. Wygrałem z nim dosłownie o wysokość bieżnika:) Aaa, podobno był doping ale ja już chyba miałem widzenie i słyszenie tunelowe, he he, bo nic nie pamiętam.
Na mecie rozpoznał mnie red. Kurek i kojarzył, że kiedyś byłem ostatni, ma się tę renomę.
Okazuje się, że mój cza to 4:14:25 czyli personal best na tej trasie, choć dotychczasowy rekord sprzed 2 lat poprawiony raptem o 4,5 minuty. Jestem też pierwszy z Goggli, bo Jacek pogubił się po raz drugi i stracił w ostateczności 5 minut.
Niesamowite wyniki wykręciła natomiast czołówka - Andrzej Kaiser, 3:31! Bartek Banach o minutę tylko gorzej a Zbyszek Górski (zwycięzca M3) - o 10 minut wolniej. Czyli ponad pół godziny szybciej od mnie i znacznie szybciej od dotychczasowych rekordów. A trasa jest przecież identyczna i wcale nie jakaś łatwiejsza w tym roku. Wg. mnie było wyjątkowo sucho, piaszczyście i gorąco - 26 stopni!
No cóż, to już jest poziomo światowy, a przynajmniej w praktyce zawodowe kolarstwo - co za różnica czy ktoś ma licencję czy nie? Ważne ile czasu chce i może poświęcić na treningi, przygotowania, itd. Oczywiście można na to spojrzeć tak, że kilka lat temu z takim czasem stałbym na podium M3, może nawet na najwyższym stopniu a dziś z ledwością starcza to na top 10 w kategorii. Jednak z drugiej strony - jak równać, to do najlepszych:).
Mnie cieszy fakt, że za każdym startem w Michałkach, poprawiam swój wynik. Chociaż tym razem, progres względem 2012 roku był naprawdę minimalny i zawdzięczam go pewnie głównie większym kołom. No ale wtedy miałem chyba optymalną formę i więcej też robiłem długich dystansów (fascynacja świeżo kupioną szosą). W tym roku miałem bodaj jeden trening >100 km, więc chyba i tak jest nieźle. Sprawdziłem - dokładnie 101 km, w lutym..
No dobra, kończę bo jednak wyszła niemal rozprawka:).
Czas: 4:14:24
Open: 24/56
M3: 9/24
Podium ProGoggle:
1. josip (24/Open, 9/M3) - 4:14:25
2. jpbike (29/Open, 12/M3) - 4:19:22
3. marc (40/Open, 18/M3) - 4:52:04
P.S. Coś mi dystans krótki wyszedł, chyba coś źle skalibrowałem bo inni mieli 100 albo i więcej. To dobrze, przynajmniej mi średnią zaniża na treningach,a to motywuje:)
Good bikes!
Kategoria 50-100, Maraton, MTB
Myk
d a n e w y j a z d u
27.30 km
20.00 km teren
01:06 h
Pr.śr.:24.82 km/h
Pr.max:36.60 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
Krótko acz mocno. Nadwarciańskim do Radojewa, potem przebicie terenem na Morasko, tam ze 2 podjazdy i do domu. Na pociąg się spieszyłem. Zupełnie niepotrzebnie, jak się okazało, bo lokomotywa się zepsuła:)
Good bikes!
Kategoria 20-50, MTB
Poznań Business Run i rozjeździk:)
d a n e w y j a z d u
47.90 km
32.00 km teren
02:00 h
Pr.śr.:23.95 km/h
Pr.max:41.40 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
Tym razem postanowiłem nie szaleć, tak jak w zeszłym roku i pobiec rozsądnie, żeby potem nie mieć zakwasów przez tydzień. Przecież ja od marca biegałem tylko raz, 5 kilometrów w zeszłym tygodniu. Poza tym, gdy ruszałem na swoją zmianę (biegłem drugi), to mój team był na ostatnim miejscu a niektórzy biegli już trzecią pętlę:). No i pobiegłem spokojniej ale czas mam niemal identyczny, tj. 13:53 oficjalnie a 13:40 od momentu kiedy chwyciłem pałeczkę. Chyba po prostu trasa była łatwiejsza - mniej podbiegów i brak sekcji brukowej.
Tak czy inaczej, nie o czasy czy ściganie tutaj chodzi tylko o zbieranie kasy na protezy dla osób niepełnosprawnych i o dobrą zabawę po prostu. Spotkałem kupę znajomych a Ola z dziećmi wspaniale dopingowali mnie na trasie. Potem zrobiłem jeszcze jedno kółko z kolegą, który kiedyś ze mną pracował ale dziś reprezentował już inny team. Tempo miał wolniejsze, takie w sam raz na rozbieganie. W sumie, razem z rozgrzewkami i motywowaniem innych, to pewnie jakieś 9 kilometrów dziś przebiegłem, całkiem sporo.
A popołudniu, wyszedłem jeszcze pokręcić 2 godzinki na rowerze. Wybrałem trasę przez Maltę, single na Olszaku i dalej pętla mini Bikemaratonu z zeszłej niedzieli. Nie powiem, czułem to wcześniejsze bieganie w nogach. Szczególnie w drodze tam, bo wiało dziś konkretnie ze wschodu. A do tego duchota taka, że szybko osuszyłem bidon 0,7 litra i musiałem się ratować wodą ze Źródełka.
No, to był konkretny sportowy dzień.
Good bikes!
Kategoria 20-50, MTB