Maraton Michałki 2014
d a n e w y j a z d u
98.30 km
96.00 km teren
04:13 h
Pr.śr.:23.31 km/h
Pr.max:47.60 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
Edit: tym razem naprawdę poczekaliśmy z Markiem do końca na nagrody ale oczywiście, jak to bywa w takich sytuacjach - nic nie wygraliśmy:)
Ostatni na parkingu © Josip
Dwa dni po fakcie to już się nie chce pisać rozprawki ze zdaniami wielokrotnie złożonymi:) Poza tym, większość z (ewentualnie) czytających tego bloga, była na miejscu i mniej więcej wie jak było. A zatem, podsumowując:
Dojazd dzień wcześniej z moim kuzynem Jackiem, który jest lekarzem i startował na mega. Niestety ze względu na różne perturbacje, na miejsce (agroturystyka w Kocieniu, 10 km od Wielenia) dotarliśmy dopiero o 22 a jeszcze trzeba było jakieś piwko wypić i pogadać. O załatwieniu formalności w biurze zawodów też nie było już mowy.
Nazajutrz znowu pech bo przy pompowaniu Jackowi schodzi całe powietrze z przedniego koła i jeszcze stoimy z 10 minut na przejeździe w Wieleniu, czekając na jakąś drezynę. W efekcie, mimo braku kolejki w BZ, i tak do "sektora" (czyli ogonka gdzieś za trybunami) wchodzę o 9:52. Na pocieszenie nie jestem sam, bo obok mnie aż czerwono się robi od ProGoggli i ich brzydkich gaci:)
Po starcie ostrym pruję do przodu, żeby nadrobić to, czego nie wystałem sobie w sektorze. Jest szybko więc trzeba uważać, blisko mnie Jacek i Dawid. Po wjeździe w teren, ta dwójka dalej leci jak szalona a ja za nimi - ciągłe wyprzedzanie, zmiana tempa, szukanie miejsca. Niestety, nie jedzie mi się tak dobrze jak w Wałczu, mści się też brak jakiejkolwiek rozgrzewki, zaczynam zostawać z tyłu. Na chwilę animuszu dodaje mi jeszcze dogonienie Rodmana ale potem muszę już zwolnić bo myśl o skręceniu na mega staje się niebezpiecznie kusząca.. Nie, nie wymięknę a zatem przede mną jeszcze 75 km, trzeba uspokoić jazdę.
Na długi dystans skręcam samotnie, biorę żela i omal nie przeoczam skrętu w lewo, podobnie jak 5 lat temu. Tym razem się udało ale po chwili jednak gubię na moment trasę, bo na początku zjazdu z przeciwka wyjeżdżają JP i Staszek Walkowiak. Zawracamy na właściwy szlak, akurat wtedy gdy nadjeżdża większa grupka z braćmi Niewiada, Arkiem Susiem, Danielem Lorenzem, kimś z Fogta, kimś z Budzynia i jeszcze kimś:).
Arek z Jackiem dość szybko urywają się z tego pociągu, ale reszta jedzie dalej razem, by po około 20 km, czyli gdzieś na półmetku podzielić się na 2 grupki. Tym razem udaje mi się załapać do tej lepszej.
Po przezwyciężeniu pierwszego kryzysu, jedzie mi się całkiem dobrze. Regularnie, nie czekając aż zacznę zamulać - biorę żele i, nie czekając aż mnie zacznie suszyć - pociągam z bidonu. Na podjazdach jestem niemal zawsze w czubie peletoniku a na zjazdach trzymam koncentrację i tyłek nad siodłem, żeby znowu nie dobić.
Jest nas 5. Przed ostatnim bufetem w Żelichowie sugeruję krótki postój, bo mam już niemal sucho w obu bidonach. Czterech się zatrzymuje ale BTS Budzyń olał mój apel i poleciał do przodu. Ok, jego wybór. Szybkie uzupełnienie zapasów i ruszamy w pogoń. Gość jednak utrzymuje dystans a nasza ekipa się rwie. Staszek zaatakował na piaszczystym podjeździe, zakopałem się i musiałem podbiec. Dwóch z tyłu zostało ale kolega z GPBT też odjechał i tak zostałem sam. Sił jednak cały czas zaskakująco dużo, więc do dwójki przed mną nie traciłem, co jakiś czas widziałem ich na dłuższych prostych ale też nie mogłem dojść.
Wjeżdżając na wiadukt po nawrotce, wykorzystałem sytuację żeby zobaczyć czy ktoś mnie nie ściga. Patrzę a tam Arek Suś z jeszcze jakimś gościem. Jak to?! Przecież był za mną.. No tak, pewnie gdzieś przegapił zakręt. Czekam aż mnie dojdą i razem lecimy ostatnie kilometry dość szybką gruntówką. Tempo około 30 km/h, jest współpraca mimo, że - jak się okazuje - wszyscy z M3. Myślę sobie, że może jest jakiś cień szansy na szerokie pudło więc obmyślam strategię na finisz. Pomysł mam taki, żeby wjechać pierwszy w kartoflisko, nie dać się tam wyprzedzić a na stadionie poprawić:) I wszystkie te elementy planu udało się zrealizować, ale jednak moc na kresce po 100 km w nogach już nie ta. Arek wyprzedził mnie z łatwością na ostatnim wirażu a ja nadludzkim wysiłkiem odparłem atak drugiego zawodnika na ostatnich metrach. Wygrałem z nim dosłownie o wysokość bieżnika:) Aaa, podobno był doping ale ja już chyba miałem widzenie i słyszenie tunelowe, he he, bo nic nie pamiętam.
Na mecie rozpoznał mnie red. Kurek i kojarzył, że kiedyś byłem ostatni, ma się tę renomę.
Okazuje się, że mój cza to 4:14:25 czyli personal best na tej trasie, choć dotychczasowy rekord sprzed 2 lat poprawiony raptem o 4,5 minuty. Jestem też pierwszy z Goggli, bo Jacek pogubił się po raz drugi i stracił w ostateczności 5 minut.
Niesamowite wyniki wykręciła natomiast czołówka - Andrzej Kaiser, 3:31! Bartek Banach o minutę tylko gorzej a Zbyszek Górski (zwycięzca M3) - o 10 minut wolniej. Czyli ponad pół godziny szybciej od mnie i znacznie szybciej od dotychczasowych rekordów. A trasa jest przecież identyczna i wcale nie jakaś łatwiejsza w tym roku. Wg. mnie było wyjątkowo sucho, piaszczyście i gorąco - 26 stopni!
No cóż, to już jest poziomo światowy, a przynajmniej w praktyce zawodowe kolarstwo - co za różnica czy ktoś ma licencję czy nie? Ważne ile czasu chce i może poświęcić na treningi, przygotowania, itd. Oczywiście można na to spojrzeć tak, że kilka lat temu z takim czasem stałbym na podium M3, może nawet na najwyższym stopniu a dziś z ledwością starcza to na top 10 w kategorii. Jednak z drugiej strony - jak równać, to do najlepszych:).
Mnie cieszy fakt, że za każdym startem w Michałkach, poprawiam swój wynik. Chociaż tym razem, progres względem 2012 roku był naprawdę minimalny i zawdzięczam go pewnie głównie większym kołom. No ale wtedy miałem chyba optymalną formę i więcej też robiłem długich dystansów (fascynacja świeżo kupioną szosą). W tym roku miałem bodaj jeden trening >100 km, więc chyba i tak jest nieźle. Sprawdziłem - dokładnie 101 km, w lutym..
No dobra, kończę bo jednak wyszła niemal rozprawka:).
Czas: 4:14:24
Open: 24/56
M3: 9/24
Podium ProGoggle:
1. josip (24/Open, 9/M3) - 4:14:25
2. jpbike (29/Open, 12/M3) - 4:19:22
3. marc (40/Open, 18/M3) - 4:52:04
P.S. Coś mi dystans krótki wyszedł, chyba coś źle skalibrowałem bo inni mieli 100 albo i więcej. To dobrze, przynajmniej mi średnią zaniża na treningach,a to motywuje:)
Good bikes!
Kategoria 50-100, Maraton, MTB
komentarze
Rekord Goggle nadal Klosiowy ;-) ... 04:13:34 , 2013.
Jacek, sorry, ale w zeszłym roku byłem o 51s lepszy ;>