josip prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2011

Dystans całkowity:731.91 km (w terenie 437.00 km; 59.71%)
Czas w ruchu:28:45
Średnia prędkość:23.21 km/h
Maksymalna prędkość:61.60 km/h
Suma podjazdów:2700 m
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:36.60 km i 1h 55m
Więcej statystyk

Rozjazd

d a n e w y j a z d u 20.24 km 19.00 km teren 00:51 h Pr.śr.:23.81 km/h Pr.max:32.30 km/h Temperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Niedziela, 18 września 2011 | dodano: 18.09.2011

Spokojnie po Dębinie i łęgach. Fajny singiel tam znalazłem - ścieżka nad stawem, właściwie wzdłuż Dolnej Wildy.

Nogi nawet mnie aż tak bardzo nie bolały ale organizm był wymęczony. Dzisiaj nie byłbym w stanie się ścigać.

Bardzo ciepło jak na drugą połowę września, wręcz duszno.


Goood bikes!


Kategoria 20-50

Maraton MTB Michałki 2011

d a n e w y j a z d u 103.74 km 101.00 km teren 04:36 h Pr.śr.:22.55 km/h Pr.max:47.80 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Sobota, 17 września 2011 | dodano: 18.09.2011

Potworny maraton:) Ujechałem się bardziej niż na giga w Międzygórzu.
Popełniłem całą masę błędów taktycznych i technicznych, tak że pomimo pierwszego w życiu szerokiego podium, nie jestem do końca zadowolony z tego startu.

Czas oficjalny: 4:39:52

Open: 17/35

M3: 6/13

Strata do zwycięzcy (Sebastian Swat): 38:20

Strata do zwycięzcy M3 (Daniel Pertek): 18:22


**********************************************

Pobudka o 6:20. Pierwsza rzecz jaką widzę po wyciągnięciu śpiochów z oka to... flak w przednim kole ścigacza, FUCK! Dzień wcześniej zmieniałem opony na Race Kingi i przyciąłem przy tej okazji 2 dętki. Dlatego musiałem założyć jakąś połataną zapasówkę i tak to się skończyło:( Na szczęście Kłosiu znalazł coś jeszcze u siebie i poratował kolegę). Ruszamy zatem parę minut po 7 richtung Wieleń. Na miejscu duże zaskoczenie - rejestracja i odebranie numerka zupełnie bez kolejki! Super, to mi daje czas na zmianę dętki, a wiadomo, że w przypadku moich obręczy nie jest to takie trywialne. Zresztą czuję się trochę jak saper - margines błędu zerowy bo więcej dętek już nie mamy. Udaje się, uff...

Potem zmagam się jeszcze trochę z założeniem koszulki i gdy zaczynam już rzucać mięsem odkrywam, że spiąłem sobie przód z tyłem agrafką od numeru:) (stres). W sektorze ustawiamy się na jakieś 15 min. przed startem, oczywiście jesteśmy daleko. Obok pełno znajomych twarzy - Młodzik, Bloom, JPBike, Marc, JacGol, Zbyszek, Maks, Dave...

Punkt 11 start! Napieram ostro do przodu. Tym razem nie mam problemu z wejściem od razu na wysokie obroty. Pomaga podwójna kawa z Orlenu i PowerBar przeżuty chwilę wcześniej. Cisnę równo 45 km/h po asfalcie i przesuwam się w górę stawki. Ktoś macha do mnie ręką na poboczu - to Rodman! Przy tym pędzie ledwo go rozpoznałem, he he.

Przy zjeździe w teren, mam już w miarę przyzwoitą pozycję. Przez jakiś czas jadę za Młodzikiem ale potem na piaszczystym podjeździe jakiś gość zajeżdża mi niespodziewanie drogę i zaliczam pierwszą z 5 dziś niegroźnych gleb. Szybko się zbieram i cisnę dalej. Do rozjazdu mega/giga jedzie mi się bardzo dobrze, prowadzę mały pociąg, w którym jadą Kłosiu i Wojtek Jurasz na przełajówce. Wkrótce doganiamy Dave'a, późniejszego zwycięzcę w klasyfikacji medyków na mega. Grupka jest całkiem mocna, niestety niemal wszystkie wagoniki jadą dziś krótszą pętlę a w składzie dalekobieżnym zostajemy tylko Kłosiu i ja.

Zaczyna się taka jakby sekcja XC po całkiem stromych wyniesieniach morenowych. Ostry podjazd. Ambitnie próbuję wjechać w siodle ale glebię parę metrów przed szczytem. Z tyłu słyszę tylko śmiech Kłosia, ale dobrze, że tam był bo bym nie zauważył, że zgubiłem żel.

Jedziemy razem około 20 km, trasa cały czas bardzo urozmaicona, interwałowa, pełna niespodziewanych skrętów z wygodnego szutru w jakieś piachy i wyboje ("k... ale wymyślają":). Na punkcie pomiaru czasu jesteśmy 15 i 16 open, przed nami jest ktoś blisko bo słyszymy piknięcie.
Bufet. Nie wiedzieć po co zwalniam i łapię butelkę z wodą (mam 2 bidony a w każdym z nich jeszcze picie). Próbuję się napić ale znowu rowerem telepie, do tego trasa odbija w lewo po piachu. Wywalam butelkę (mam nadzieję, że to jeszcze strefa zrzutu) ale Kłosiu zdążył odskoczyć. Jadę 32 km/h ale nie doganiam go, wręcz przeciwnie - dystans się powiększa. Widzę, że dochodzi zawodnika (a właściwie zawodniczkę, bo to Magda Hałajczak) przed nami. Nie mam siły gonić i jadę własnym tempem.

No to pięknie się zapowiada - 50 kilometrów samotnego rzeźbienia w g..., no chyba, że mnie ktoś dojdzie. Ku swojemu zdziwieniu, doganiam jednak Magdę. Mówi, że nie ma dzisiaj dnia (miło mi, he he) i pyta czy jakieś kobiety widziałem. Ostatnią chyba ze 30 kilometrów temu. Siada mi na kole i nie puszcza:) Na jakimś strasznie wyboistym zjeździe pot wpada mi do oka i piecze tak niemiłosiernie, że muszę się zatrzymać bo nie widzę gdzie jadę (mści się brak chusty). Znowu zostaję sam. Za chwilę kolejna gleba w jakichś koleinach. Teraz to już jest naprawdę źle - "ten maraton jest poj...ny", "trasa wybitnie nie dla mnie", "k...., ostatni raz przyjechałem na te zasr...e Michałki" itd, itp.:-):-).

Odżywam kiedy znów doganiam liderkę klasyfikacji kobiet - "gdzieś ty się podziewał?":-) "a, widoczki se podziwiałem:)". Częstuję piciem z mojego bidonu i lecimy razem. Do 3, ostatniego bufetu. Tam się muszę zatrzymać bo a) czuję ssanie w żołądku, b) dundle mi lecą, c) mam żel ale nie oderwałem wcześniej folii z tubki:), d) w bidonach susza. Czuję, że Magdę i tak dogonię. Niespodziewanie, gdy uzupełniam bidon, z tyłu wyłania się Jacek i przemyka obok bufetu łapiąc tylko wodę w locie. Kończę mój popas i rzucam się za nim. Jak na złość akurat jest długi podjazd po bruku a JP to urodzony góral. Wjeżdżamy w las a po chwili zaczyna się szybki zjazd singlem. Osobą bezpośrednio przede mną nie jest już Jacek tylko Hałajczakowa, która robi efektowne OTB na moich oczach. Pomagam się dziewczynie pozbierać (dociekliwych uprzedzam - resuscytacja nie była konieczna) i pytam czy wszystko ok? Twierdzi, że tak. Jeszcze się upewniam i jadę dalej, bo akurat dogonił nas jeszcze jakiś biker.

Mocno ciśnie, chyba chce mnie zgubić. Jestem już naprawdę ujechany ale nie daję się. Tak nas pochłania to ciśnięcie, że przeoczamy strzałkę i gubimy trasę. Nadłożyliśmy pewnie około kilometra ale tracimy też cenne minuty na dyskusje i rozglądanie się dookoła. Później na mecie, okazało się, że w tym czasie wyprzedziła nas Hałajczak i Młodzik (który z kolei pogubił trasę wcześniej).

W końcu odnajdujemy oznakowanie i kręcimy dalej. Jedyna bodaj kałuża (a raczej bagienko) na trasie jest na tyle głęboka i szeroka, że trzeba centralnie przez nią przejść w bród. Ach to chłodzenie stóp:-) Na jakieś 15 kilometrów przed metą łączymy się z trasą mini i wreszcie trasa robi się łatwiejsza (twardo, prosto, płasko). Blat, równe tempo (około 27 km/h) i stopniowo odjeżdżam koledze. Na tyle daleko, że nawet przeoczenie zjazdu w prawo na łączkę za wiaduktem kolejowym nie kosztuje mnie utraty pozycji. Na właściwy tor przywołują mnie gwizdki panów policjantów:-)

7 kilometrów do mety. No, dojadę, mimo, że jest pod wiatr. Jeszcze to cholerne kartoflisko i już jestem na stadionie, dopingowany na ostatnim okrążeniu przez kolegów. Zaraz za metą dopada do mnie paparazzi (red. Kurek) wypytując o biografię i życie zawodowe. No tak, cena sławy i sukcesów:-)

Okazuje się, że jestem 6 w M3 i stanę na szerokim podium oraz dostanę dyplom. O yeah! Do Kłosia straciłem 12 minut (brawo!), Do Jacka 3,5, do Młodzika nieco pond 2.
Nie będę ściemniał, że mogłem to pojechać o wiele szybciej. Ten maraton jest dla mnie zbyt interwałowy i zbyt piaszczysty. Ale mogłem na pewno mniej czasu stracić na postojach, gubieniu trasy czy bezsensownych glebach, które dodatkowo wytrącają z rytmu. 4:30 na pewno było realne. Zadecydowały szczegóły.

Cały Emed pojechał REWELACYJNIE! (bardzo dobre wynika Maksa i Zbyszka w M4) Drużynówkę wygraliśmy w cuglach, szkoda tylko, że nikt nie prowadził takiej klasyfikacji...

P.S. Względem mojego wyniku z 2009 poprawiłem się o godzinę i 40 minut...:-)



Zdjęcie dyplomatyczne:) Copyright JPBike



Good bikes!


Kategoria Hardcore, >100, Maraton

W księżycową jasną noc

d a n e w y j a z d u 20.23 km 0.00 km teren 00:45 h Pr.śr.:26.97 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:15.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Czwartek, 15 września 2011 | dodano: 15.09.2011

...i wietrzną oraz zimną. Rzeczywistość daleka od romantyzmu tytułu tego wpisu:)

Zdjąłem z Wheelera Race Kingi (które jutro, jak zdążę, spróbuję założyć na Meridę) i wyposażyłem go w semislicki Maxxis Oriflame. Poszło jak z płatka, ale tu mam inne obręcze.

To pierwsza jazda starym rumakiem od czasu kupna nowego roweru. Kurde, no jest różnica, nawet na płaskim, zupełnie niewymagającym terenie. Jakoś tak miękko, nie czuje się tego przełożenia z depnięcia na napęd.

Gdzieś w Luboniu, gdy próbowałem zmienić kąt świecenia czołówki, lampka odczepiła się z kasku i spadła na ziemię. Nie chciała dalej działać i chwilę mi zajęło odkrycie, że od uderzenia baterie wypadły na pobocze (już ich nie znalazłem). I to akurat kiedy wjechałem na jedyny kompletnie nieoświetlony fragment mojej pętelki...

No dobra, już koniec marudzenia. Nie czuję tej jazdy po ciemku ale przynajmniej trochę noga się rozkręciła. Dobre i to.


Good bikes!


Kategoria 20-50, MTB szosami

Maraton MTB Międzygórze - debiut na giga u GG

d a n e w y j a z d u 77.85 km 75.00 km teren 05:02 h Pr.śr.:15.47 km/h Pr.max:59.60 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:2700 m Kalorie: kcal Rower:Lover
Sobota, 10 września 2011 | dodano: 10.09.2011

Nie poszło chyba tak najgorzej:) ale po kolei.

Do Międzygórza zajechałem z oddalonej o około 20 km Siennej (tzn samochodem 20 km, bo przez góry jest znacznie krócej). Telefon do Kłosia czy już wstał:-) Okazuje się, że razem z Młodzikiem rozgrzewają się na pierwszych kilometrach trasy. Postanawiam wyjechać im na przeciw. Pierwszy pech - Młodzik łapie laczka, mamy nadzieję, że tym samym wyczerpał limit tych awarii na dziś (no nie do końca...). Ja to w ogóle, po moich ostatnich przygodach ze zmianą opon, modlę się, żebym nie musiał dzisiaj zmieniać dętki na trasie. I chyba mało grzeszyłem ostatnio bo moje modły zostały wysłuchane.

W sektorze (trzecim) ustawiam się obok JPbike'a, parę rzędów za nami stoją Kłosiu i Młodzik. Jakżesz inna tu panuje atmosfera niż na mega, o lokalnych maratonach nie wspominając. Nikt się nie pcha, żadnej napinki - wiadomo, że na trasie będzie aż nadto okazji żeby się wykazać. Ja czuję lekkie zdenerwowanie, nie wiem czy nie porywam się czasem z motyką na słońce. Boję się, że padnę gdzieś na 50-tym czy 60-tym kilometrze.

Ruszamy! Spokojnie acz stanowczo:) pod górę. Jadę tylko trochę szybciej niż "swoim tempem". W peletonie też nie ma za wiele ruchów przód-tył. Widać, że sektory adekwatnie przydzielone, he he. Przed sobą widzę Jacka, ale jednak dystans do niego powoli się zwiększa. Pierwszy zjazd, od razu dochodzą mnie Kłosiu i Młodzik, muszę dokręcić i mniej używać hampli. Po chwili asfalt i teraz lecimy już prawie 6 dych w dół. Nagle nawrót o 180 stopni i znowu wspinaczka. Młodzik forsuje mocne tempo, ja się trzymam ale Kłosiu zostaje. Lecz po chwili znowuż jest obok mnie.

I tak już ten maraton będzie wyglądać - ciągłe tasowanie się z Kłosiem, trochę wspólnej jazdy, momenty gdy już wydawało się, że pojedynek jest rozstrzygnięty a tu rywal odradzał się jak Feniks z popiołów. Ogólnie rywalizacja z chłopakami z teamu motywuje mnie do odważniejszej jazdy na zjazdach. Na czerwonym szlaku za schroniskiem z Młodzikiem nie mam co prawda szans ale udaje mi się uciec jakieś 100 metrów Kłosiowi.

Następnie zaczyna się wyniszczający podjazd pod 2 bufet. Szybko kasuję ucieczkę Młodzika (to ostatni raz kiedy widzę go na trasie) i równym tempem kręcę pod górę. Na bufecie mam czas się posilić a i tak, gdy odjeżdżam zostaje jeszcze około minuty przewagi nad Kłosiem.

Zaczyna się zjazd dla ludzi o mocnych szczękach (Rodman, jak tym tam zjechałeś rok temu na sztywnym widelcu?!). Ja mam R7 a i tak ręce mi mdleją. Po 5 km znowu podjazd a potem trawers Śnieżnika niemal po płaskim. Jakoś źle mi się jedzie w poziomie. Po części pewnie dlatego, że wpierw mocuję się z bananem a potem z batonem. Gdy w końcu zaczyna się zjazd (taki z ukośnymi belkami), jadę zbyt asekuracyjnie i wkrótce dochodzą mnie - wpierw Ewelina Ortyl a potem Kłosiu. No to trzeba dokręcić i oszczędzać klocki:)!

Chwila moment i już jesteśmy paręset metrów niżej. Zaczyna się kolejny długi podjazd. Teraz Kłosiu jest na czele, a my z Eweliną próbujemy utrzymać się na kole. W tym składzie przejeżdżamy właściwie całą pętlę giga. Mijamy wiele osób ale coraz częściej muszę stawać na pedałach żeby podgonić. Na szutrowym zjeździe wykręcam V max. Biorę żel bo czuję, że Mr Kryzys nadchodzi wielkimi krokami.

Wreszcie podjazd od Jaskini Niedźwiedziej do połączenia z trasą mega. Wpierw odjeżdża mi wiceliderka klasyfikacji kobiet (przegrała tylko z prezenterką poznańskiej telewizji WTK:-), następnie Mariusz. W tym momencie myślę, że już pozamiatane. Oglądam się i widzę, że na odcinku kilkuset metrów nikogo za mną nie ma - dobre i to.

Po połączeniu z mega wyprzedzam tyły tegoż wyścigu i to oczywiście podnosi moje morale. Nawet mordęgę jazdy po rozmiękczonej "tysiączce" trawersującej stoki narciarskie centrum Czarna Góra da się jakoś znieść. Na wirażu obok wyciągu krzesełkowego wspiera mnie dopingiem ojciec. Oczywiście przyspieszam i kogóż to widzę za zakrętem, jakieś 50 m. przede mną? Kłosia! Za chwilę jestem przy nim, jest chyba lekko zaskoczony:).

W zakręcie, za chwilę dojrzę Kłosia:


Już się cieszę:-)


O yeah!


Od budki zjeżdżamy razem. Pamiętam, że rok temu rzucałem qrwami na podejście wąwozem do zielonego szlaku. Teraz je błogosławię, bo wiem, że podejścia to pięta achillesowa mojego teamowego kolegi:) a jechać się nie da. To tu przepuszczam decydujący atak - z buta. W miejscu gdzie da się wsiąść na rower mam już sporą przewagę a do mety zostało tylko 5 kilometrów i to praktycznie cały czas z górki.
Mimo tego, lecę jak wariat. Na krótkiej technicznej sekcji przeganiam również Eweliną Ortyl. Podjazd przy koniach robię z takim powerem, że prawie mi przed oczami pociemniało, ale za to zdumienie w oczach pań z mini pchających swoje rowerki pod górę było bezcenne, he he.

Ostatnie metry i wpadam na metę z ręką uniesioną w geście zwycięstwa - yes yes yes. Normalnie radochę mam jakbym wygrał ten maraton:)

Na mecie spotykam jeszcze emedowców z mega - Jacka, Zbyszka i Maksa.

*******************************************

Czas: 5:06:16

Open: 57/126

M3: 24/47

Strata do zwycięzcy: 1:19:48 (na ogół na mega traciłem więcej w górach).

Najlepszy z Emedu był dziś bezkonkurencyjny Jacek (wlał mi 7 minut), Kłosiu przyjechał 2 minuty po mnie a Młodzik jakieś 25 minut później ale złapał laczka (drugiego tego dnia) na ostatnich kilometrach, pechowiec...

Wynik cieszy ale ten maraton był pode mnie - długie szutrowe podjazdy, mało sekcji technicznych. Toteż wykorzystałem szansę:)

Aaa,i najważniejsze - przecież to był też maratonowy debiut mojej kochanki. Merida spisała się rewelacyjnie! Inna jakość - hamowania, prowadzenia roweru, toczenia się kół na podjazdach. A do tego 0 defektów. Chyba zasłużyła na jakiś gadżecik:)


Very good bikes!


Kategoria Góry, Maraton

Rekonesans - okolice Międzygórza

d a n e w y j a z d u 10.75 km 6.00 km teren 00:41 h Pr.śr.:15.73 km/h Pr.max:44.20 km/h Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Piątek, 9 września 2011 | dodano: 09.09.2011

Wjazd na Przełęcz Puchaczówka a następnie fragmentem trasy bodajże 3 etapu MTB Challenge zielonym szlakiem na Pasiecznik i zjazd aż do Stronia. Powrót asfaltem dla przetarcia łydy.

Nie pada i szosy są suche ale w lesie wygląda to już gorzej - dużo wilgoci i mokre korzenie oraz kamienie. Do tego nad szczytami kłębią się jakieś chmurzyska...

Powodzenia dla wszystkich twardzieli jutro!


Good bikes


Kategoria Góry

WTF z tymi obręczami??!!

d a n e w y j a z d u 0.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Czwartek, 8 września 2011 | dodano: 08.09.2011

2,5 godziny walki przy zmianie opon na NNy i... musiałem się poddać! Tył zmieniłem (zajęło mi to ponad godzinę) ale przodu już nie dałem rady. Mam odciski na palcach i jestem maksymalnie wqrw...y:(:(

Wpierw nie mogłem zdjąć semi-slicków maxxisa a teraz tych Schwalbe nie jestem w stanie założyć nawet na 1 rant. O co tu chodzi?

Opony są na pewno standardowe 26 cali, a obręcz to Sun Rims Equalizaer 21 mm.

Dokładne oznaczenie na obręczy wygląda tak:
21 548-16
6000 SERIES AL / DISC ONLY
ERD 571 mm

Przecież to nie jest 29-calówka bo by do ramy ani widelca nie pasowała. Poza tym - zauważyłbym, bez jaj:).

No to co tu jest grane?? Nawet jeżeli jutro wypoczęty w końcu założę oponę, to nie wyobrażam sobie papcia i zmiany dętki na trasie, skoro to taki mega problem jest...

Help!


Kategoria na temat

Dojazdy

d a n e w y j a z d u 13.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Merida
Środa, 7 września 2011 | dodano: 07.09.2011

Ależ się to miasto kompletnie zakorkowało! Dziś sznur samochodów stał na całej długości Ratajczaka - od 27 Grudnia do PKS, stoi Królowej Jadwigi, Niepodległości, już nie wspomnę o Bukowskiej, Przybyszewskiego i Grunwaldzkiej, gdzie słyszałem jest totalny armagedon.

Ale oczywiście to jeszcze nie powód dla większości ludzi żeby zrezygnować z auta na rzecz roweru, MPK czy własnych nóg - co to, to nie! Tak sobie obserwuję te wyprzedzane samochody i prawie w każdym tylko 1 osoba... Przy takim kulcie motoryzacji, jaki mamy obecnie, nie pomogą żadne remonty - ile by dróg nie pobudowali i nie poszerzyli, to i tak wszystko to się prędzej czy później zakorkuje.


Good bikes!


Kategoria Commuter

Myk

d a n e w y j a z d u 53.81 km 15.00 km teren 02:03 h Pr.śr.:26.25 km/h Pr.max:61.60 km/h Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Środa, 7 września 2011 | dodano: 07.09.2011

Pod wiatr do Puszczykowa Starego. Następnie 3 dość siłowe podjazdy na Osową, w tym jeden z blatu. Powrót drugą stroną Warty - z Rogalinka przez las do Wiórka, a dalej Czapury, Babki, Głuszyna i Minikowo.

Dość nieprzyjemny zachodnio-południowy wiatr, do tego szybko już mrok zapada i robi się zimno. Wracałem krótko po 20 już w kompletnych ciemnościach, w długim rękawie wcale mi nie było za ciepło.
To ostatni poważniejszy trening przed giga w Międzygórzu..., może w piątek na miejscu uda się jeszcze zrobić małą rozgrzewkę na jakimś fragmencie trasy.

Zabrałby się ktoś z Poznania na Michałki 17.09? Dam radę wziąć 2 osoby (wtedy 1 rower idzie do środka). Oczywiście ja też mogę się do kogoś dosiąść, jakby co. Po prostu nie chcę jechać sam bo to około 200 km w obie strony i w ogóle jakoś tak smutno:)


Good bikes!


Kategoria 50-100

Bike Maraton Poznań - kibic, obserwator i zając:)

d a n e w y j a z d u 42.66 km 20.00 km teren 01:53 h Pr.śr.:22.65 km/h Pr.max:49.60 km/h Temperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Niedziela, 4 września 2011 | dodano: 04.09.2011

Jak w tytule.
Wpierw wybraliśmy się z tatą na zjazd w Gortatowie. Przyjechaliśmy chwilę po tym jak w dół pomknął czub mega. Po drodze wyprzedza nas terenowa karetka na sygnale. Okazuje się, że jakaś laska przygrzała głową o ziemię i na parę minut odpłynęła. Potem ponoć doszła do siebie ale woleli ją zabrać do szpitala na obserwacje..

Generalnie dość niebezpieczne było to miejsce, głównie ze względu na tłok i mieszanie się zawodników z wszystkich 3 dystansów i o zupełnie różnych umiejętnościach technicznych. Jedni sprowadzali z przerażeniem w oczach, podczas gdy inni lecieli 6 dych albo i więcej. Był jeszcze 1 groźnie wyglądający dzwon ale gość po chwili pogaduchy z ratownikiem na temat tego jak ma na imię i gdzie mieszka:), doszedł do siebie i nawet pojechał dalej.
Z perspektywy kibica dość słabe było wyprzedzanie przy około 50 km/h, kierownice o centymetr od siebie i z szaleńczym rykiem "lewaaa wolnaaa!", gdy stawką było tak na oko miejsce 301/302 mega:)

Zjechało wielu emedowców - JPBike, Marek, Jacgol, Zbyszek i Maks; w tej kolejności. Żaden mnie nie widział ani nie słyszał:)

Gdy przejechała czołówka giga (3 osoby, w tym Kaiser), postanowiliśmy udać się trasą maratonu w kierunku mety. Podczepiłem się pod drugi pociąg giga (miejsca 4-6) i tak z nim grzałem do przejazdu przez asfaltówkę Swarzędz-Kobylnica. Dałbym radę dalej ale chciałem poczekać na ojca. Tempo mieli niezłe ale w moim zasięgu. Z tym, że dla nich to był 85-ty kilometr takiego napierania...

Kolejny punkt obserwacyjny wybrałem sobie pod wiaduktem w Antoninku, z widokiem na przeprawę pod Warszawską. Czekałem tam na kolegów z teamu jadących giga, zastanawiając się czy przyjadą (zgodnie z planem) razem czy osobno (a jeśli osobno, to kto będzie pierwszy). Jednocześnie zaplanowałem że podholuję ich lub lidera do mety. Pierwszy zjawił się Kłosiu, widać za mało go wczoraj przeczołgałem po wertepach żeby Rodman i Młodzik dali radę za nim nadążyć, he he.
Średnia od tamtego miejsca wyniosła pewnie w granicach 32 km/h, a Kłosiu praktycznie nie puszczał koła (szacun - miał już blisko 100 kaemów w nogach). Przeszliśmy 3 gigowców, co i tak nie miało większego znaczenia, bo obaj jechaliśmy przecież bez numerów.
Na mostku przed metą jakiś gość na nas nakrzyczał, że mamy się odsunąć bo tu jest rajd rowerowy i zaraz nam "tu krzywdę zrobią", he he.

Na koniec jeszcze piwko z tatą w cieniu ogródka i powrót wzdłuż Warszawskiej do domu. Tam też pokusiłem się o sprincik na równej jak stół, nieczynnej jeszcze dla ruchu, dojazdówce do Term.

Kurdę, mimo wszystko trochę żałuję, że dziś nie pojechałem, ale nawet nie tak treningowo, tylko legalnie, z numerkiem:)


Good bikes!


Kategoria 20-50

Singielek nad Kowalskim

d a n e w y j a z d u 81.09 km 60.00 km teren 03:19 h Pr.śr.:24.45 km/h Pr.max:52.50 km/h Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Sobota, 3 września 2011 | dodano: 03.09.2011

Udało mi się namówić Kłosia na dłuższy wypad z przewagą terenu. Miało być 80 km, Kłosi marudził, że to za dużo przed jego jutrzejszym startem w maratonie więc powiedziałem, że zrobimy trochę mniej i... wyszło 80:-).

Mariusz pokazał mi słynny już singiel nad jeziorem Kowalskim. Rzeczywiście fajny - malowniczy i urozmaicony, może chwilami trochę zbyt zarośnięty. Jedna z trudniejszych sekcji technicznych w okolicach Poznania. Nie spodziewałem się też, że to aż 4 kilometry!

Nad jezioro dojechaliśmy szlakiem BM zaś powrót zrobiliśmy przez Puszczę Zielonkę - a konkretniej Pierścieniem do Zielonki i następnie odbicie w lewo do Traktu Poznańskiego. Tam również się super jechało - hopki i pagórki nie pozwalały się nudzić na trasie, nie było też za dużo piachu.

Na koniec, na dowalenie zrobiłem sobie jeszcze 1 rundkę XC na Cytadeli, ale już bez amfiteatru.

Jutro na Grabka wybieram się w roli kibica i obserwatora:)


Dziś wielki dzień w kolarstwie kobiecym - Maja Włoszczowska wicemistrzynią świata a moja córka (lat prawie 4) pomknęła przez Park Jana Pawła sama, tj, bez bocznych kółek i bez taty trzymającego kij!


Good bikes!


Kategoria 50-100