50-100
Dystans całkowity: | 16090.11 km (w terenie 9566.44 km; 59.46%) |
Czas w ruchu: | 695:22 |
Średnia prędkość: | 23.05 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.80 km/h |
Suma podjazdów: | 69073 m |
Maks. tętno maksymalne: | 187 (98 %) |
Maks. tętno średnie: | 172 (90 %) |
Suma kalorii: | 172581 kcal |
Liczba aktywności: | 255 |
Średnio na aktywność: | 63.10 km i 2h 44m |
Więcej statystyk |
Szczodrzykowo by night
d a n e w y j a z d u
60.33 km
0.00 km teren
02:17 h
Pr.śr.:26.42 km/h
Pr.max:38.10 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kolarzówka
Siedząc w robocie z żalem patrzyłem na piękne słońce ogrzewające powietrze nawet do +7 stopni. Wiedziałem, że nie załapię się na jazdę w jego promieniach ale stwierdziłem, że muszę dziś pokręcić. Udało mi się też namówić Marka na wieczorne kręcenie, co bardzo mnie ucieszyło. Jazda w doborowym towarzystwie jest zawsze przyjemniejsza, a po zmroku to już w ogóle jakoś tak raźniej.
Ustawka na Rondzie Starołęka o 18:45 a dalej raczej szosowe standardy czyli Minikowo, Krzesiny, Panattoni, Elewator, Dachowa, Szczodrzykowo, Śródka, Komorniki, Gowarzewo, Tulce, Żerniki, Szczepankowo, Franowo.
Tempo było raczej spokojne bo to dopiero początek przygotowań a poza tym po ciemku trzeba uważać, żeby się w jakąś dziurę nie władować. Dodatkowo średnia jest obniżona przez przebijanie się przez miasto. Ale trening i tak wszedł w nogi.
Wracając odwiedziłem jeszcze tatę na Rusa.
Może i 2 stopnie w plusie przy wilgotności 90% i dość odczuwalnym wietrze, to jeszcze nie jest szczyt przyjemności, ale i tak było bardzo fajnie:)
Good bikes!
Kategoria 50-100, Szosa
Grudniowa szosa
d a n e w y j a z d u
61.04 km
0.00 km teren
02:05 h
Pr.śr.:29.30 km/h
Pr.max:50.00 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kolarzówka
A taka pętla po stosunkowo nowych dla mnie rewirach na północ i północny-zachód od Poznania. Szczególnie na szosie drogi te nie są mi jeszcze najlepiej znane, czego efektem było np. to, że mi się dziś nagle asfalt w Pawłowicach skończył:)
Ogólnie trening nastawiony na wytrzymałość z elementami siły podjazdowej, a i wmordewindowej gdzieniegdzie bo wiało dziś całkiem mocno z SE.
Track z Endomondo:
http://www.endomondo.com/workouts/279635507/9111827
Co ciekawe, dystans z licznika i z gps jest niemal identyczny. Czas w tym drugim pomiarze trochę dłuższy ale to tylko dlatego, że zapomniałem od razu wyłączyć.
Jutro z rana jadę w góry, a zatem to już pewnie ostatni wpis rowerowy w tym roku. Śniegu ponoć mało więc nie wiem czy się uda na biegówkach pośmigać ale biorę buty do biegania. Dlatego nie składam tu jeszcze życzeń noworocznych, co by mieć jeszcze większą motywację do treningów:)
Good bikes!
Kategoria 50-100, Szosa
Babie lato
d a n e w y j a z d u
56.00 km
40.00 km teren
02:10 h
Pr.śr.:25.85 km/h
Pr.max:40.40 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lover
Ale ciepło! Jak wyjeżdżałem o 16 to było ponad 18 stopni w cieniu. Pojechałem terenem przez Dębinę, Fort na Starołęce (never been there before), Babki, Kamionki i Mościenicę do Kórnika. Powrót przez Skrzynki, Robakowo i dalej polami lasami do Tulec oraz Darzboru.
Tempo jak przystało na okres roztrenowania było... mocne:)
Good bikes!
Kategoria 50-100, MTB
Bikecrossmaraton Łopuchowo 2013
d a n e w y j a z d u
62.00 km
50.00 km teren
02:14 h
Pr.śr.:27.76 km/h
Pr.max:53.10 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lover
Łopuchowo jest szybkie i na ogół dobrze mi tam idzie, bo to koniec sezonu, kiedy ja w końcu osiągam minimum przyzwoitości jeśli chodzi o wyjeżdżony dystans roczny. Tym razem było podobnie, pomimo tego, że tak późno (październik), to jeszcze się nie ścigałem.
Po krótkiej rozgrzewce z Młodzikiem i Jasskulainenem, wracamy na miejsce startu a ja pakuję się do wywalczonego w Wałczu I sektora. Niestety... nie ma mnie na liście. Co więcej - z tym numerem powinienem jechać mini, wtf? Ano tak, zabrałem nie swój numer startowy tylko Oli:-):-) Na szczęście sprawę udało się załatwić w biurze zawodów, dostałem nowy numer i wpuścili mnie do sektora.
Ustawiam się w pierwszej linii ale po tzw. starcie honorowym szybko przesuwam się do tyłu w tłoku. Nie podoba mi się to. Nagle dostrzegam otwartą drogę na lewym skraju szosy i cisnę do przodu wysuwając się na pierwsze miejsce:) I akurat wtedy radiowóz zjechał więc jadę sobie dalej na czele, prowadząc peleton.
Tempo jest dość spokojnie więc po chwili przepuszczam jeszcze jeden atak. Oczywiście zaraz zespawali ale radocha jest ogromna tak sobie pojechać przed Lonką czy Boberem:).
Po wjeździe w teren chłopaki dorzucają do pieca ale udaje mi się utrzymać fajną pozycję w okolicach 10-tego miejsca. Niestety.. nie na długo. Chwilę później wybieram zły tor jazdy na piaszczystym zjeździe, zarzuca mi mocno tył i momentalnie spadam pewnie ze 30 lokat. Odjeżdża mi JP, wyprzedzają Młodzik i Jasskulainen. No cóż, trzeba gonić.
Na szczęście szybko udało się dojść mocną grupkę i stopniowo przesuwać w górę stawki. W tym pociągu dużo znanych twarzy - m.in. Hulaj i Arek Suś, przez dłuższy fragment utrzymuje się także Jasskulainen. Dochodzimy kolejne osoby, które odpadły z czołówki - J. Przybysza, G. Napierałę i M. Zbroszczyka. Przed przejazdem przez metę mijamy się z jadącą z przeciwka czołówką. Daje to dobry ogląd sytuacji - wpierw jedzie grupa około 10 osób, potem 5-ka z M. Hałajczak, potem samotny JP:) (jakieś 1,5 min. przed nami) i moja grupka.
To mnie uspokaja bo wiem, ze w grupie na pewno dojdziemy Jacka. I tak też się staje, po jakichś 8 km drugiej pętli. Niedługo potem łapiemy w locie jeszcze kolarza z Czaplinka:) Ekipa jest naprawdę godna, tempo mocne ale szarpane. Czasami przechodzi mi przez myśl czy by nie spróbować się urwać ale chwilę później muszę kręcić na maksa, żeby skasować czyjś atak na podjeździe, szczególnie dużo skokenów ma miejsce tam, gdzie jest piach. Piachu jest w ogóle sporo i trzeba jechać na maksa skoncentrowanym żeby się gdzieś nie zakopać albo - nie daj boże - wyglebić, bo wiem, że jak stracę dystans, to sam nie dospawam.
W pewnym momencie staje się jasne, że ta 8-osobowa grupa dojedzie w komplecie na metę i wszystko rozstrzygnie się na finiszu. Finisze nie są jednak moją mocną stroną, nie umiem ich rozgrywać taktycznie. Pamiętam, że w zeszłym roku zaatakowałem zbyt wcześnie, więc teraz czekam do ostatniej chwili. Za długo. Na stadion wjeżdżam na 6-tej pozycji i potem nie ma już miejsca, żeby dużo zmienić. Dosłownie na ostatnich metrach wyprzedzam jeszcze J. Dymeckiego (szacun za to jak pracował i walczył wcześniej na trasie) ale z Jackiem przegrywam o długość roweru czyli 1 sekundę. Taki sam dystans dzieli mnie od Arka Susia, czyli - jak się później okaże - miejsc 4 i 5 w kategorii M3. I dobrze, że tylko tak bo gdybym przegrał pudło o sekundę to bym się chyba pochlastał:).
Tak to wyglądało na jakieś 1,5 km przed finiszem, super fota, którą JP gdzieś wynorał a ja niniejszym zapożyczam:)
Open: 22/91
M3: 6/32
Czas: 2:13:40
Strata do zwycięzcy (P. Bober): 9:40
Strata do zwycięzcy M3 (R. Lonka): 8:26.
To chyba najmniejsza strata do zwycięzcy w historii moich startów i rekordowa zdobycz punktowa do generalki - 468,5 pk (współczynnik 0,94). Jednak w generalce u Gogola będę chyba dopiero 8-my. Zaważyły starty z pierwszej części sezonu, gdzie albo forma była słabsza a konkurencja mocniejsza (Dolsk) albo trasa długa i ciężka, co zawsze obniża wynik punktowy (Wyrzysk).
Good bikes!
Kategoria 50-100, Maraton, MTB
Kaczmarek Electric Wolsztyn
d a n e w y j a z d u
68.20 km
67.00 km teren
03:10 h
Pr.śr.:21.54 km/h
Pr.max:41.70 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lover
Bodaj mój najlepszy występ w tym cyklu w tym sezonie. Miejsce w top 50 open i pozycja team lidera:) (wykorzystałem swoją szansę pod nieobecność Kłosia, he he). W sumie to ta dobra dyspozycja mocno mnie zaskoczyła, bo czasu na treningi mam ostatnio niewiele. A mogło być jeszcze lepiej gdyby nie błąd taktyczny na drugiej pętli. Wpierw dałem mocną i dłuuugą zmianę (dzięki, której nasz pociąg doszedł m.in. M. Hałajczak). Za długą bo potem poszedł atak inspirowany przez inną panią (M. Zellner), mnie akurat na chwilę przytkało a na dodatek zakopałem się w piachu i tak grupka odjechała a ja zostałem sam jak ch.. na weselu:).
Ten kryzysik udało mi się jednak szybko zwalczyć mocnym żelem Penco i podkręconą kadencją. Do mety potem już tylko wyprzedzałem. Co ciekawe, na ostatnich metrach wyprzedziłem M. Urbaniaka, który był 10-ty w Elicie. I tak kasa, całe 100 zeta, przeszła mi koło nosa.
To m.in. efekt tego, że R. Chmiel akurat dziś nie pojechał w Elicie, co z kolei spowodowało, że moja zdobycz punktowa do generalki była słaba (<600 pkt). Mimo wszystko trochę dziwny jest ten system z Elitą na Kaczmarku. Podobnie jak starty sektorów rozdzielone o 2 min., dzisiaj do końca drżałem o teamowe zwycięstwo bo nie wiedziałem jak daleko za mną jest JP, który startował z 2-giego sektora. Ostatecznie, wygrałem o 4 min., czyli 6 min. na mecie.
Trasa świetna - malownicza, dużo singli, interwałowych podjazdów ale też fragmentów, gdzie dało się łyknąć z bidonu. Jak dla mnie chyba najfajniejsza z całej edycji.
Dojazd i powrót z Markiem i Maksem, którzy przeze mnie nie doczekali do tomboli:( Wygrali coś?
Czas: 3:08:59
Open: 48/115
M3: 20/41
Starta do zwycięzcy open (M. Konwa): 37:10
Strata do zwycięzcy M3 (R. Chmiel): 28:09
Good bikes!
Kategoria MTB, Maraton, 50-100
Jarosławieckie i Szreniawa
d a n e w y j a z d u
50.10 km
35.00 km teren
02:10 h
Pr.śr.:23.12 km/h
Pr.max:47.30 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lover
Terenowa ustawka z Markiem. Początkowo start miał być rano ale musiałem przełożyć na przedpołudnie z powodu nadmiernych ilości wina spożytych wczoraj do kolacji (i po kolacji):). A i tak na początku miałem zaburzenia błędnika i myślałem, że puszczę pawia na wertepach Nadwarciańskiego.
Całe szczęście, że Marek też dzisiaj nie miał szczególnej weny do jazdy i jakoś dałem radę za nim nadążyć. Przetkało mnie dopiero po 40-tym kilometrze kiedy nabrałem wigoru do robienia tempówek na asfalcie wzdłuż nowej Głogowskiej.
Dobrze, że za 2 tygodnie będzie już po wszystkich ścigach w tym sezonie bo mi chyba motywacja siada..
Good bikes!
Kategoria 50-100, MTB
Szosa z elementami przełajów
d a n e w y j a z d u
61.50 km
2.00 km teren
02:05 h
Pr.śr.:29.52 km/h
Pr.max:52.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Tradycyjna ustawka środowa z Markiem tym razem wypadła w czwartek:)
Wpierw w kierunku wschodnim czyli wyjazd z Poznania przez Starołękę i Krzesiny. Jechało się naprawdę miło - pogaduchy, tętno koło 130 i prędkość 37-39 km/h. Albo naprawdę mamy formę albo jedziemy z wiatrem:).
W Szczodrzykowie nie skręciliśmy w główną drogę Kórnik-Kostrzyn, tylko pojechaliśmy prosto na Runowo. Fajna droga ale niestety po jakichś 5 km skończył się asfalt i zrobiliśmy około 2 kilometrów przełajów na polnej drodze (miejscami trzeba było schodzić z roweru i skakać nad kałużami).
Po nawrotce w Krerowie zaczął się trening czyli napieranie po zmianach pod konkretny i niestety chłodny wmordewind.
Do Poznania dotarliśmy krótko po 19 czyli już praktycznie o zmroku.
Dane wyjazdu podaję na podstawie wpisu Marka bo ze mną dziś elektronika nie chciała gadać (w liczniku rozładowała się bateria a smartfon zamiast mierzyć dystans z endomondo się wziął wyłączył).
Good bikes!
Kategoria 50-100, Szosa
Kaczmarek Electric Nowa Sól
d a n e w y j a z d u
61.00 km
60.00 km teren
02:45 h
Pr.śr.:22.18 km/h
Pr.max:41.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lover
Zaczęło się z wysokiego C bo Kłosiu postanowił sprawdzić moje nerwy i władował się z podporządkowanej prosto w radiowóz:). Na moje "Stóóóój!!!" zatrzymał się nie więcej niż 10 cm przed prawymi drzwiami policyjnej Kii.
Oczywiście trochę nas to opóźniło bo oprócz standardowego w takich sytuacjach dmuchania w alkomat, gliniarze sprawdzili także numery seryjne naszych rowerów ("Uuu, Merida, dużo tego kradną..").
Po tym nieplanowanym postoju 20 m. od domu:) ruszyliśmy w końcu do Nowej Soli z 20 min. opóźnieniem. W efekcie nie bardzo już był czas na rozgrzewkę bo sektory zaczęły się wcześnie zapełniać a nie chcieliśmy się ustawić na końcu.
W sumie to nie wiem po co mi było to stanie w środku 1 sektora bo po starcie poszedł taki ogień, że się nie utrzymałem. Mam też blokadę psychiczną jeśli chodzi o jazdę w tłumie, tak że koło Mariusza trzymałem do pierwszego zakrętu, gdzie on wybrał lepszy tor jazdy i nagle był z 10 pozycji przede mną.
Potem też szło mi raczej średnio - dużo zakrętów w piachu i singli z nisko wiszącymi gałęziami, gdzie jadąc za niskimi zawodnikami parę razy dostałem centralnie w ryj:)
Generalnie, nie do końca leżą mi takie trasy. W pewnym momencie pomyślałem sobie, że Kaczmarek Electric to takie nie wiadomo do końca co - krótki, interwałowy maraton czy wydłużone XC? Miękkie podłoże, zakręty o 180 stopni, piaszczyste skarpy, które wymuszają częste schodzenie z roweru, podjazdów dużo ale krótkich, za krótkich. Zjazdy też nie jakieś wyjątkowe trudne ale niebezpieczne bo slalomem wśród pieńków, nie zawsze dobrze widocznych. Właśnie na takim zjeździe na drugiej pętli zahaczyłem bodaj pedałem o pieniek i wyleciałem z roweru jak z katapulty. Miałem co prawda więcej szczęścia niż Andrzej Kaiser, który złamał obojczyk ale i tak znowu stłukłem sobie boleśnie rękę. Musiałem też prostować kierownicę a później się okazało, że zgubiłem żel.
Co do samej jazdy w moim wykonaniu - po kiepskim początku, od mniej więcej 10-tego kilometra zacząłem stopniowo przesuwać się do przodu. Niestety łańcuch, który spadł mi z blatu na jakimś kurwidołku nie pozwolił mi dojść fajnej grup z m.in. Małgorzatą Zellner w składzie.
Potem na jedynym fragmencie szutrowym pocisnąłem mocno po zmianach z dwójką miniowców aż do toru saneczkowego i rozjazdu mega/mini. Początek drugiej rundy to samotne rzeźbienie przez kilka kilometrów, a do tego z naprzeciwka wyłaniali się jacyś zawodnicy, prawdopodobnie jechali mini i przeoczyli skręt, a teraz wracali pod prąd..
Dogoniłem ze 2 osoby a mnie z kolei doszedł mocny zawodnik na 29-erze i tasując się pojechaliśmy dalej tę przydługawą sekcję XC. Aż do mojego dzwona.
Na szuter wjechałem sam i wiedziałem, że jest kwestią czasu aż mnie jakaś grupka dopadnie. I tak też się stało, a właściwie nie grupka tylko Jan Dymecki, czyli kolarz z Czaplinka, który prześladuje mnie już od kilku maratonów:) No ale o dziwo miałem jeszcze całkiem sporo sił, na ostatnich kilometrach oderwałem się od mastersa, doszedłem grupkę z parą mieszaną młodzieży z Kargowa Team, i wreszcie prawie dogoniłem na finiszu zawodnika z Rybczyńskich.
W sumie z dyspozycji jako takiej jestem zadowolony ale technicznie i taktycznie zawaliłem ten maraton. Kłosiu wlał mi 8 minut a Waza przegrał tylko niecałe 3. Widzę, że na pierwszym międzyczasie miałem tylko 0,5 min. przewagi nad Marcinem a więc całe szczęście, że mnie Pan Dymecki zmotywował do ostrej jazdy w końcówce bo mogło być różnie:).
Open: 70
M3: 24
Czas: 2:45:24
Strata do zwycięzcy Open (Paweł Bober): 23 min. Strata byłaby większa ale przez upadek Kaisera cała elita przyjechała ledwo parę minut przede mną.
A było jechać do Koła. Frekwencja nie dopisała i po wynikach widzę, że była szansa nawet na top 10 open i kupę punktów do generalki, he he...
Good bikes!
Kategoria 50-100, Maraton, MTB
Bikecrossmaraton Wałcz 2013
d a n e w y j a z d u
61.00 km
40.00 km teren
02:25 h
Pr.śr.:25.24 km/h
Pr.max:48.40 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lover
Wałcz w zeszłym roku był pechowy bo zahaczyłem rogiem o potężną jak drzewo łodygę kukurydzy, wywaliłem się i rozwaliłem siodełko (DNF). Takoż w tym roku przybyłem wyrównać rachunki z tą miejscówką i... poszło lepiej. Choć nie bez przygód.
Dojazd na miejsce bardzo szybko i w super atmosferze z Olą (która dziś startowała po raz drugi w karierze) i Kłosiem. Na miejscu wszystkie formalności poszły wyjątkowo sprawnie i wraz z Dawidem oraz Dudą ustawiłem się w pierwszej linii 3-go sektora (pierwszy dają za top 30 open w którymkolwiek z wyścigów edycji a drugi jest dla kobiet). Kłosiu pojechał obadać pierwsze kilometry trasy i gdzieś się zagubił. Później okazało się, że dotarł w ostatniej chwili i zaliczył lotny start.
Ja początek miałem kiepski. Nie lubię tłoku ani piachu, a jedno i drugie występowało w dużych ilościach. Dopiero po kilku kilometrach złapałem właściwy rytm i na brukowym podjeździe doszedłem, a później zostawiłem z tyłu grupę, w której jechał Dawid. Jakieś 300 m przed sobą widziałem kolejny peletonik z Kłosiem w składzie, który skręcał w prawo na szczycie wzniesienia.
Pognałem więc za nimi ale nagle z naprzeciwka pojawił się kolarz krzycząc, że tu "nie ma żadnej trasy". Nosz k...! Mariusz zdążył pognać już w dół i nie słyszał, że źle jedzie.
Zawróciłem więc i zacząłem gonić samotnie pod wiatr. Na sztywnym podjeździe pod Bukową Górę udało mi się ponownie dojść Dawida, który jechał na czele większego pociągu. Niedługo później, na asfalcie, mnie z kolei doszła mocna grupa z Kłosiem i m.in. Januszem Przybyszem z Thule. Oprócz nich był jeszcze zawodnik ze Strzelców Krajeńskich i jeden z Chodzieży.
Taką piątką przejechaliśmy około 25 km, dobrze ponad jedną rundę, po drodze wyprzedzając dzielnie walczącą Olę. Zdecydowanie najwięcej pracował Mariusz a reszta albo się woziła albo uprawiała dziwne skokeny. Po jednej z takich akcji wykonanej przez Strzelce, straciłem sporo sił na dospawanie bo akurat jechałem drugi. Potem zakopałem się w piachu, Chodzież przede mną puściła koło i tak mi Kłosiu odjechał.
Ostatnie 15 km walczyłem samotnie, dublując chyba z setkę miniowców (efekt krótkiej rundy mega i startu mini pół godziny później). Na krótko przed metą zobaczyłem, że ktoś mi coś za długo siedzi na kole i musi być z mega. Myśląc, że wracamy dokładnie tak, jak zaczęliśmy, zablokowałem amora i zacząłem finisz. Okazało się jednak, że końcówkę poprowadzili naokoło i po kurwidołkach. Nie zdążyłem już odblokować, wytrzęsło mnie a gość mi odjechał. Całe szczęście był z M2. Do Kłosia straciłem niemal równo minutę.
Po krótkiej regeneracji na mecie wyjechaliśmy z Kłosiem na spotkanie Oli. Daleko nie musieliśmy kręcić, jakieś 3 kilometry. Dziewczyna złapała taki power w końcówce, że musieliśmy skończyć nasz leniwy rozjazd i trochę się zagiąć (około 30 km/h) żeby ją dojść po zawróceniu:)
Okazuje się, że wynik jest całkiem spoko. W końcu wywalczyłem pierwszy sektor. Jestem tym bardziej zadowolony, że udało się to wykręcić mimo zgubienia trasy i wyrobionego bloku spd (chyba z 10 razy mi się dziś but wypiął, w najmniej oczekiwanych momentach). I jak dla mnie to za dużo dziś było piachu a za mało podjazdów:) Mocno mnie dziś rzucało, nie wiem, nabiłem Race Kingi do 2,5 bara, może to dlatego.
Aha, jestem na 99% procent pewien, że wyprzedzałem na trasie jednego zawodnika, który później mnie już nie mijał a na mecie jest przede mną. Dziwne jest też to, że na międzyczasach był,odpowiednio - 32, 9, 20. W wynikach jest jeszcze co najmniej jeden taki przypadek. Obaj z M3. Nie wiem czy celowo, ale moim zdaniem na bank skrócili gdzieś trasę.
Anyway, oficjalnie wygląda to tak:
Czas: 2:24:55
Open: 25/86
M3: 10/22
Strata do zwycięzcy (Borys Góral): 17:13
Good bikes!
Kategoria 50-100, Maraton, MTB
Chatka Górzystów i Wysoki Kamień
d a n e w y j a z d u
56.00 km
35.00 km teren
02:52 h
Pr.śr.:19.53 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lover
Na rozgrzewkę po bułki do Piechowic, 7 kilometrów w obie strony i raptem 200 m. w pionie:). Następnie trasą niemal identyczną jak z chłopakami w niedzielę do Szklarskiej Poręby ale Szrenicę tym razem odpuściłem:). Ze Szklarskiej wjechałem asfaltem wzdłuż torów kolejowych na Polanę Jakuszycką i stamtąd czerwonym szlakiem przez tzw. Samolot pokręciłem do schroniska Orle. Tu miałem okazję się przekonać, że ani te Izery takie płaskie ani takie banalne jak mi się wydawało. Na zjeździe czerwonym po korzeniach zaliczam nawet małą glebkę:).
Od Orlego pojechałem pod Chatkę ale, że czas gonił, odbiłem przed nią w lewo na niebieski szlak. Po jakimś kilometrze zaczęły się fajne drewniane mostki, w większości dało się na nie wjechać unosząc przednie koło. W końcu dotarłem do Rozdroża pod Równem, skąd znaną mi już drogą przez kopalnię Stanisław pokręciłem do Wysokiego Kamienia. Oczywiście nie mogłem sobie podarować kultowego już zjazdu żółtym szlakiem. Starałem się nie straszyć turystów ale i tak jedna Pani odskoczyło z głośnym "O Jezu!". Podobno myślała, że to niedźwiedź:)
Za Zakrętem Śmierci trochę mi leśnicy popsuli zabawę bo zostawili w poprzek szlaku kilka zwalonych drzew.
Dojechałem żółtym do centrum Piechowic, kupiłem kiełbaski na grilla i po raz enty zaliczyłem podjazd przez tunel do Michałowic.
Dobry trening wyszedł - mocny i praktycznie bez przerw, prawie jak na wyścigu.
Good bikes!
Kategoria 50-100, Góry, MTB