josip prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:3034.75 km (w terenie 1888.90 km; 62.24%)
Czas w ruchu:191:45
Średnia prędkość:15.90 km/h
Maksymalna prędkość:71.80 km/h
Suma podjazdów:55415 m
Maks. tętno maksymalne:182 (95 %)
Maks. tętno średnie:147 (77 %)
Suma kalorii:30744 kcal
Liczba aktywności:78
Średnio na aktywność:39.41 km i 2h 27m
Więcej statystyk

Jezioro Bystrzyckie

d a n e w y j a z d u 39.32 km 0.00 km teren 01:43 h Pr.śr.:22.90 km/h Pr.max:61.20 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Piątek, 5 sierpnia 2011 | dodano: 06.08.2011

Po trzecim w ciągu niespełna tygodnia czyszczeniu roweru, jakoś nie miałem już ochoty na teren i zdecydowałem się na asfalt. Tym bardziej, że malowniczych, wąskich, bocznych dróg w Górach Sowich nie brakuje.

Walim, Zagórze Śląskie, j. Bystrzyckie (piękna przedwojenna tama - kawał porządnej niemieckiej roboty), Rzeczka, Przełęcz Sokolec. Na szczycie przełęczy nie mogłem sobie odmówić zjazdu (2 km) i ponownego wjazdu tzw. Doliną Widoków (1 km) - nachylenie miejscami grubo ponad 20%, normalnie ściana płaczu jak Przełęcz Karkonoska.

Trasa:
#lat=50.65877&lng=16.48533&zoom=14&type=2


I wspomniany kawał porządnej niemieckiej roboty:



Good bikes!


Kategoria Góry, 20-50, MTB szosami

Strefa MTB Głuszyca 2

d a n e w y j a z d u 40.11 km 30.00 km teren 02:28 h Pr.śr.:16.26 km/h Pr.max:61.20 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Czwartek, 4 sierpnia 2011 | dodano: 06.08.2011

Tym razem udało się zrealizować plan z wtorku - czyli Cesarskie Skały (szlak pomarańczowy strefy) i ruiny Zamku Rogowiec (szlak czarny, pod prąd trasy giga z niedzieli).

Tereny przefantastyczne, niestety w kilku miejscach szlak został zniszczony lub zaśmiecony przez ciężki sprzęt do zrywki drewna:-( (m.in. piękny single track trawersujący zbocze na zjeździe z Cesarskich Skał).

Przyznam szczerze, że na podjeździe pod Rogowiec w jednym miejscy wymiękłem i wprowadziłem, ale było naprawdę stromo a do tego nawierzchnia z luźnych kamieni. Panorama z punktu widokowego pod krzyżem bajeczna (wrzucę jak będę miało dostęp do blutufa).

Cały wyjazd bez gleby, o yeah!:)


Good bikes!


Kategoria Góry, 20-50

Strefa MTB Głuszyca 1

d a n e w y j a z d u 33.00 km 25.00 km teren 01:55 h Pr.śr.:17.22 km/h Pr.max:69.00 km/h Temperatura:21.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Środa, 3 sierpnia 2011 | dodano: 03.08.2011

Tym razem bez przygód:-)
Wpierw mała pętelka żeby się upewnić czy z siodłem wszystko ok. Ostro pod górę asfaltem do miejsca przecięcia z trasą niedzielnego maratonu. Stamtąd jeszcze ostrzej terenem na Górę Sokół (wieża telegraficzna) a następnie zjazd trasą narciarską wzdłuż wyciągu do Rzeczki. Powrót na kwaterę wąskim i niezwykle malowniczym asfaltem.

Ponieważ test wypadł pomyślnie, pojechałem dalej. W dół zielonym szlakiem Strefy MTB do Pomnika Ofiar Faszyzmu, potem w mocno zarośnięty teren i dalej tym samym szlakiem, przecinając drogę Wałbrzych-Kłodzko, aż do Przełęczy Pod Czarnochem. Tam znowu znalazłem się na trasie maratonu. Pomknąłem w dół czerwonym szlakiem, potem podjazd do kamieniołomów i znowu zjazd singlem przez łąki do Głuszycy.

Niestety było już późno, więc musiałem obrać azymut powrotny. Żółtym szlakiem Strefy MTB podjechałem do Osówki i dalej aż do miejsca, gdzie ulokowany był 3 bufet na mega. Jeszcze tylko trochę pod górkę z pięknym widokami na Wielką Sowę z lewej i Góry Kamienne z prawej i znów byłem w miejscu, gdzie zaczyna się podjazd pod Sokoła, czyli jakieś pół kilometra nad kwaterą.

Ogólnie Strefa MTB jest super ale mam wrażenie, że o ile część wschodnia została niedawno odświeżona (nowe malowanie szlaków), tak w części zachodniej nie robili nic od czasu wyznaczenia strefy. Parę razy jechałem na czuja, całe szczęście był to dobry czuj:-)


Good bikes!


Kategoria Góry, 20-50

Wyjazd sezonu

d a n e w y j a z d u 11.00 km 10.00 km teren 00:47 h Pr.śr.:14.04 km/h Pr.max:42.00 km/h Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Wtorek, 2 sierpnia 2011 | dodano: 03.08.2011

Popołudniu pięknie się rozpogodziło, więc wyruszyłem z zamiarem objechania części Strefy MTB (Cesarskie Skały i Zamek Rogowiec). Niestety, jak tylko wjechałem w las, przekonałem się, że 2 dni bez deszczu to za mało, żeby teren wysechł. Było grząsko i błotniście, jechałem więc powoli żeby znowu nie uwalić całego roweru, często schodziłem.

W końcu, na zjeździe, próbując ominąć kałużę zaliczyłem uślizg przedniego koła na śliskiej koleinie i w sumie niegroźną glebę. Ale jakoś tak niefortunnie zahaczyłem o siodło, że wyrwałem te rurki mocujące (nie umiem do końca tego opisać, he he). Niby nic się nie złamało ale nie byłem w stanie tego włożyć z powrotem, a męczyłem się prawie 45 min. Ostatecznie, zrezygnowany, z siodłem w kieszeni i schowaną sztycą wróciłem te parę km stojąc na pedałach do domu:(

Na kwaterze z pomocą nożyka udało mi się to naprawić! Ale jutro tylko asfalt i szutry...

P.S. Przedpołudniem zrobiliśmy rodzinną wycieczkę na Wielką Sowę. Przez pewien moment szliśmy wzdłuż trasy niedzielnego maratonu i... po 13 opakowaniu po żelu na odcinku nawet nie 1 kilometra odechciało mi się liczyć. Żenada!:(


Kategoria Góry, MTB wycieczka

Głuszyca - dojazd na start i rozgrzeweczka

d a n e w y j a z d u 9.00 km 1.00 km teren 00:19 h Pr.śr.:28.42 km/h Pr.max:45.00 km/h Temperatura:17.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Niedziela, 31 lipca 2011 | dodano: 31.07.2011

8 kilometrów w dół asfaltem z Głuszycy - zimno i mokro.
I środek ciężkości jakoś tak za wysoko jak na góry, na miejscu obniżam sztycę i pochylam czub siodła w dół.


Kategoria Góry

MTB Maraton Głuszyca

d a n e w y j a z d u 61.50 km 55.00 km teren 04:14 h Pr.śr.:14.53 km/h Pr.max:66.50 km/h Temperatura:18.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1850 m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Niedziela, 31 lipca 2011 | dodano: 31.07.2011

Błotna masakra! Najgorsze warunki w jakich przyszło mi kiedykolwiek przejechać maraton. Padało równo co najmniej od wczoraj popołudnia i przez całą noc. Na całe szczęście rano przestało i chociaż z góry nie lała się woda...

Osobiście uważam za wyczyn pokonanie tego na v-brake'ach:) i z krzywym hakiem, który mocno ograniczał ilość przełożeń do wykorzystania. A gdy cały napęd zalepił się błotem, to w ogóle takie niemal ostre się zrobiło:)

Gleby jakimś cudem tylko 3.
Zdjęć tym razem mam sporo bo żona obfociła skrupulatnie moją umorusaną gębę ale wrzucę jaki będę miał dostęp do lepszego łącza.

Wyniki o dziwo nawet nie są takie złe - obroniona pozycja lidera Emed Racing Teamu a do top 100 zabrakło jakieś 15 min. W sumie niewiele biorąc pod uwagę, że co najmniej 5 straciłem na wyciąganie zakleszczonego między młynkiem a supportem łańcucha.

Przerwa na żela przed podjazdem na górę Sokół. Na mecie byliśmy (ja i rower) brudniejsi:)


Na zjeździe z Wielkiej Sowy.

Copyright: JPBike

W końcu szczęśliwy na mecie.


Czas: 4:19:56 (strata do zwycięzcy: 1:15:45)

Open: 139/381

M3: 42/132


Good bikes!


Kategoria Góry, Maraton, 50-100

Delikatny rozjazd czyli Przełęcz Karkonoska zdobyta!

d a n e w y j a z d u 40.41 km 10.00 km teren 02:40 h Pr.śr.:15.15 km/h Pr.max:64.90 km/h Temperatura:24.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1350 m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Poniedziałek, 13 czerwca 2011 | dodano: 14.06.2011

Gdy dzień wcześniej, gdzieś tak przy 4-tym piwku i pomaratonowych pogaduchach Kłosiu rzucił hasło, że "moglibyśmy jutro zrobić ten najtrudniejszy asfaltowy podjazd w Polsce" potraktowałem to jako żart i spokojnie otworzyłem piąty browar:):)

Niby wszystkim się zdawało, że to żart ale nazajutrz już o 8:20 zwarci i gotowi ruszyliśmy spod DW Bielik rozruszać mięśnie. Skład: Andrzej, Jacek, Kłosiu, Maks, Marek, Zbychu i moja skromna osoba.
Początek super, pod Wanga wjeżdżam jak bym wczoraj nie jechał maratonu (zaczynam myśleć o jakiejś etapówce). Dalej jedziemy Drogą Chomontową niejako pod prąd golonkowej trasy. Słoneczko świeci, okoliczności przyrody są o takie:


Copyright by Marc

Następuje zjazd i tylko się utwierdzam w przekonaniu, że na maratonie jedzie się na odwrót. Na tych przepustach laczek i dzwon ścieliłby się gęsto.

Po zjeździe jedziemy kawałek asfaltem delikatnie pod górę Drogą Sudecką by po jakichś 2 km dotrzeć do słynnego podjazdu na Przełęcz Karkonoską. Profil całego podjazdu od Podgórzyna wygląda tak:


(źródło: http://www.genetyk.com/podjazdy/karkonoska1.html)

z czego my robimy ostatnie 4 kilometry.

Nie oszukujmy się - jest kurewsko stromo! Na początku maksymalne nachylenie na 50 metrach dochodzi do 27%. Myślę, że jeśli tak będzie cały czas, nie dam rady. Na szczęście środkowy odcinek jest bardziej płaski, mogę jechać w swoim ulubionym stylu czyli na stojąco i z środkowej tarczy. Nawet pogaduchy sobie z Kłosiem urządzamy.

Jednak ostatnie 1,5 km to znowu próba charakteru, zaczynam trawersować:). Dogania nas Jacek, pokazując, że nie tylko na zjazdach jest mocny.
Wreszcie, jesteśmy na przełęczy. Umęczeni ale satysfakcja jest niesamowita.

Czekamy aż wszyscy wjadą i nasze koszulki wyschną choć trochę z potu. Wjazd wjazdem ale trzeba jeszcze wrócić. Tą samą drogą a asfalt jest miejscami bardzo zniszczony. Rower dosłownie ucieka spod dupy a ja zdaję sobie sprawę, że nie odblokowałem amora... Gdy ruszam ponownie nawet nie patrzę na licznik. Dopiero na dole odczytuję ze zdziwieniem v-max. W tym czasie Jacek pokazuje swoje rozgrzane do czerwoności tarcze, on się rozpędził do 75 km/h...

Szczęśliwie wszyscy zjeżdżają bez upadku. Dalej już znacznie łagodniej docieramy do Borowic, skąd niebieskim szlakiem mamy zamiar przedostać się do Karpacza. Musieliśmy gdzieś za wcześnie skręcić, bo lądujemy w Miłkowie. Co prawda zjazd był bardzo fajny, techniczny ale teraz znowu trzeba gibać ostro pod górę...

Do kwatery docieramy z 1350 m. wertykalnymi i 40 000 m. horyzontalnymi na liczniku (nie moim, co prawda) Całkiem niezła wyrypa jak na rozjazd:).

Cała trasa i jej profil:


I jeszcze 2 fotki z aparatu Kłosia:


Tutaj na potrzeby zdjęcia wjeżdżam od czeskiej strony bo widok jest lepszy. Asfalt i szerokość drogi mają się tak do polskiego wjazdu jak niemiecki autobahn do naszej drogi krajowej:)


W tle Spindlerova Bouda i Wielki Sziszak.

Super wycieczka, dzięki chłopaki!


Good bikes!


Kategoria Góry, 20-50

Maraton Karpacz - rozgrzeweczka i kolekcjonowanie gratów

d a n e w y j a z d u 15.00 km 0.00 km teren 00:45 h Pr.śr.:20.00 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Niedziela, 12 czerwca 2011 | dodano: 14.06.2011

Łącznie 3 dojazdy na trasie kwatera-stadion.

Wpierw przed maratonem - po oponę, dętkę i żel.

Potem na sam maraton oczywiście.

A na koniec, już po powrocie z wyścigu, jeszcze do biura rzeczy znalezionych/oddanych po pożyczoną wcześniej na trasie pechowcowi z laczkiem pompkę. Była:)


Good bikes!


Kategoria Góry

MTB Powerade Maraton - Karpacz

d a n e w y j a z d u 56.37 km 51.00 km teren 04:12 h Pr.śr.:13.42 km/h Pr.max:52.00 km/h Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1800 m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Niedziela, 12 czerwca 2011 | dodano: 14.06.2011

Technicznie najtrudniejszy maraton jaki w życiu jechałem. Kondycyjnie przegrywa tylko z Głuszycą.
To tak tytułem wstępu:) Poniżej relacja:

Pierwsze przebudzenie około 6 rano. Rzut oka za okno - ciężkie ołowiane chmury spowijają karkonoskie szczyty i coś siąpi. Niedobrze:( Na szczęście koło 8 deszcz ustaje i zaczyna się nawet przejaśniać.
Ale oczywiście teren jest mokry. Już dzień wcześniej przekonałem się, że Race King 2.0 to nie jest najlepsze rozwiązanie na góry, nawet z tyłu. Panująca aura przeważa szalę - postanawiam zjechać na stadion i kupić oponę.

Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Wybór padł na NN 2.2, czyli taką samą jak z przodu. Z nową oponą wracam do ośrodka i przekładam. Czasu mało, nie mogę zdjąć opony. Z pomocą Zbyszka (dzięki!) udaje się jednak z tym w końcu uwinąć, nabić do 2,5 barów, przykleić dętkę do sztycy (mając nadzieję, że się nie przyda) i zdążyć na stadion przed zamknięciem sektorów.

Ponieważ w tym roku startowałem tylko na nizinach (Murowana, Dolsk) mam wypracowany II sektor, dodatkowo staję w czubie. Po starcie mam okazję się przekonać jak bardzo na ten sektor nie zasługuję:) Mimo że jadę mocno, nawet bardzo mocno, i tak co raz więcej osób mnie wyprzeda. Nie powiem, wchodzi mi to na ambicję, uczepiam się koła Piotra Schondelmeyera z Torqua i tak uczepiony wjeżdżam pod Wanga. Tętno wysokie ale chyba nie przegiąłem, średnia - 17 km/h!

Krótki zjazd asfaltem i po chwili wjeżdżamy w teren. Zaczynają się techniczne zjazdy po śliskich kamieniach i korzeniach i znowu zaczynam tracić dystans. Jakoś nie mogę się przełamać. Jadę zachowawczo a i tak zaliczam glebę, co tym bardziej zniechęca mnie do puszczania klamek. Do tego dochodzi mały defekt - łańcuch zakleszcza się między małą tarczą a supportem, tracę kolejne minuty. Doganiają mnie (i wyprzedają) m. in. Grzegorz i Ryszard z Rybczyńskich, Tomek z Emedu, Jacgol. Muszę się spiąć i za wszelką cenę nie tracić ich z oczu! Jest to trudne, widzę, że Jacek jest dzisiaj w formie a do tego świetnie zjeżdża (czego nie można powiedzieć o mnie). Pod nosem złorzeczę na golnokowe trasy, tak jakby org był winien temu, że w Karkonoszach jest tyle kamerdolców i korzeni:). Nie żebym się tłumaczył ale... przeskakują mi lekkie przełożenia na kasecie, gubię bidon...

Około 20 km. zaczynam się rozkręcać, widzę, że na podjazdach wyraźnie zyskuję i co raz sprawniej zjeżdżam. Motywuje mnie do tego również wspomniany już wcześniej Ryszard, krzycząc, że "źle zjeżdżam bo się boję i za dużo hamuję". Ja się boje?:). Na pierwszym bufecie biorę powerade'a do koszyka i kawałek dalej popijam nim żel. Jest lepiej. Do tego pojawia się akurat długi ale nie bardzo stromy podjazd, tak na środkową tarczę i 3 lub 4 z tyłu, czyli to, co josipy lubią najbardziej. W tym miejscu po raz ostatni widzę na trasie Jacka i wspomnianych mastersów z sOlivera. Byłoby super gdyby nie mżawka.

Doganiam kolejnych zawodników, do połączenia z giga chyba nikt mnie nie wyprzedza. Potem, staram się ustępować gigowcom (to pewnie ludzie jadący na około 20-te miejsce open) i naśladować ich technikę na zjazdach, z różnym skutkiem:).
Kawałek przed 3 bufetem na początku Chomontowej doganiam Tomka z Emedu, pozycja team lidera odzyskana:). Na bufecie kończę żel, garść suszu do łapy i ruszam w górę. Niestety, teraz to już regularnie pada. A może stety, jestem mokry więc cisnę mocno, żeby nie zmarznąć. Po drodze zbieram kolejne skalpy megowców. Mnie wyprzeda bodajże 1 osoba z giga. Na szczycie przełęczy trochę nawet żałuję, że to już koniec:) Tak dobrze mi szło a teraz wyziębiający zjazd asfaltem i potem słynne "telewizory" na zielonym szlaku. Telewizory to takie wielkie głazy i półmetrowe uskoki na trasie. Jadący obok zawodnik stwierdza, że "lepiej 5 minut później niż 5 miesięcy na wysięgniku" a ja wychodzę z podobnego założenia. Dlatego w kilku miejscach sprowadzam (ale i tak zjechałem więcej niż rok temu). Mam również okazję się przekonać, że można tam zjechać całość - do tego szybko i w jednym kawałku. Jestem pełen podziwu dla gigowców, którzy nam to udowadniają.

Końcówkę jedzie mi się dobrze. Mam sporo sił, doganiam kolejnych ludzi. Jeszcze odcinek, który znam z sobotniego objazdu - techniczny podjazd po korzeniach, zjazd (tzn. sprowadzanie) agrafkami i łączka. Na mokrej trawie rower tańczy przy najlżejszym pociągnięciu za klamki a wiem, że nie mogę się rozpędzić bo na dole jest próg. Jadę jak żużlowiec - lewym bokiem, prawym aż w końcu zaliczam glebę i ślizgam się z 10 metrów w dól. Na szczęście jest mięciutko, he he.

To już ostatnia przygoda na maratonie. Jeszcze 0,5 km asfaltem i wjeżdżam na metę. Tylko 3 minuty po mnie na mecie meldują się wspomniani wcześniej mastersi (respect!), 10 min. po mnie Tomek i Jacek z teamu.

Miejsce
179/452 open
64/168 M3
czas: 4:16:29

Czas zwycięzcy open i M3 (Mariusz Kowal) - 2:39:31. Wtf? Dolał prawie 12 min. drugiemu na mecie!!

Czy jestem zadowolony? Tak nie do końca. Z jednej strony było dobrze wytrzymałościowo, nie zamulałem. Na mecie poprawiłem się o 30 pozycji względem międzyczasu. Z drugiej strony, ten początek jakiś taki bez iskry był. Do tego doszły drobne problemy techniczne. Myślę, że gdybym przyjechał do Karpacza tak ze 2 dni wcześniej i porządnie poćwiczył zjazdy (nabrał pewności przede wszystkim), to zejście do okolic 4 godz. było realne. A to i tak z ledwością starczyłoby na top 150 open....


Atakuję po zewnętrznej.


Tutaj wyglądam jak bym się trochę bał, he he.

Good bikes!


Kategoria Góry, Maraton, 50-100

Karpacz - przetarcie i rekonesans trasy

d a n e w y j a z d u 18.79 km 9.00 km teren 01:19 h Pr.śr.:14.27 km/h Pr.max:46.40 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Sobota, 11 czerwca 2011 | dodano: 14.06.2011

Po zameldowaniu się na kwaterze, wyruszamy z Markiem, Maksem i Zbychem na objazd początku i końcówki trasy.

Łapię snake'a góra 0,5 km po wjechaniu w teren. Chyba miałem za małe ciśnienie i na przepuście w poprzek drogi dętka nie wytrzymała. Zmieniam i jedziemy dalej.

W 2 miejscach na technicznych zjazdach deliberujemy nad tym jak należy je przejechać, by ostatecznie sprowadzić rower:) Dzień później na maratonie nawet nie zauważę tych "bardzo trudnych" fragmentów, he he.

Przy skałkach mała sesja zdjęciowa:


copyright by Marc

i spotykamy Kłosia, przyłapując go przy okazji na prowadzeniu roweru:).



Potem jeszcze zjazd agrafką i łączką do stadionu. Już wiemy, że rzeczywiście lipy nie ma i trzeba będzie utrzymać koncentrację praktycznie do samej mety.

Powrót na kwaterę w dobrych nastrojach.


Good bikes!


Kategoria Góry