Góry
Dystans całkowity: | 3034.75 km (w terenie 1888.90 km; 62.24%) |
Czas w ruchu: | 191:45 |
Średnia prędkość: | 15.90 km/h |
Maksymalna prędkość: | 71.80 km/h |
Suma podjazdów: | 55415 m |
Maks. tętno maksymalne: | 182 (95 %) |
Maks. tętno średnie: | 147 (77 %) |
Suma kalorii: | 30744 kcal |
Liczba aktywności: | 78 |
Średnio na aktywność: | 39.41 km i 2h 27m |
Więcej statystyk |
Jezioro Bystrzyckie
d a n e w y j a z d u
39.32 km
0.00 km teren
01:43 h
Pr.śr.:22.90 km/h
Pr.max:61.20 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Po trzecim w ciągu niespełna tygodnia czyszczeniu roweru, jakoś nie miałem już ochoty na teren i zdecydowałem się na asfalt. Tym bardziej, że malowniczych, wąskich, bocznych dróg w Górach Sowich nie brakuje.
Walim, Zagórze Śląskie, j. Bystrzyckie (piękna przedwojenna tama - kawał porządnej niemieckiej roboty), Rzeczka, Przełęcz Sokolec. Na szczycie przełęczy nie mogłem sobie odmówić zjazdu (2 km) i ponownego wjazdu tzw. Doliną Widoków (1 km) - nachylenie miejscami grubo ponad 20%, normalnie ściana płaczu jak Przełęcz Karkonoska.
Trasa:
#lat=50.65877&lng=16.48533&zoom=14&type=2
I wspomniany kawał porządnej niemieckiej roboty:
Good bikes!
Kategoria Góry, 20-50, MTB szosami
Strefa MTB Głuszyca 2
d a n e w y j a z d u
40.11 km
30.00 km teren
02:28 h
Pr.śr.:16.26 km/h
Pr.max:61.20 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Tym razem udało się zrealizować plan z wtorku - czyli Cesarskie Skały (szlak pomarańczowy strefy) i ruiny Zamku Rogowiec (szlak czarny, pod prąd trasy giga z niedzieli).
Tereny przefantastyczne, niestety w kilku miejscach szlak został zniszczony lub zaśmiecony przez ciężki sprzęt do zrywki drewna:-( (m.in. piękny single track trawersujący zbocze na zjeździe z Cesarskich Skał).
Przyznam szczerze, że na podjeździe pod Rogowiec w jednym miejscy wymiękłem i wprowadziłem, ale było naprawdę stromo a do tego nawierzchnia z luźnych kamieni. Panorama z punktu widokowego pod krzyżem bajeczna (wrzucę jak będę miało dostęp do blutufa).
Cały wyjazd bez gleby, o yeah!:)
Good bikes!
Kategoria Góry, 20-50
Strefa MTB Głuszyca 1
d a n e w y j a z d u
33.00 km
25.00 km teren
01:55 h
Pr.śr.:17.22 km/h
Pr.max:69.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Tym razem bez przygód:-)
Wpierw mała pętelka żeby się upewnić czy z siodłem wszystko ok. Ostro pod górę asfaltem do miejsca przecięcia z trasą niedzielnego maratonu. Stamtąd jeszcze ostrzej terenem na Górę Sokół (wieża telegraficzna) a następnie zjazd trasą narciarską wzdłuż wyciągu do Rzeczki. Powrót na kwaterę wąskim i niezwykle malowniczym asfaltem.
Ponieważ test wypadł pomyślnie, pojechałem dalej. W dół zielonym szlakiem Strefy MTB do Pomnika Ofiar Faszyzmu, potem w mocno zarośnięty teren i dalej tym samym szlakiem, przecinając drogę Wałbrzych-Kłodzko, aż do Przełęczy Pod Czarnochem. Tam znowu znalazłem się na trasie maratonu. Pomknąłem w dół czerwonym szlakiem, potem podjazd do kamieniołomów i znowu zjazd singlem przez łąki do Głuszycy.
Niestety było już późno, więc musiałem obrać azymut powrotny. Żółtym szlakiem Strefy MTB podjechałem do Osówki i dalej aż do miejsca, gdzie ulokowany był 3 bufet na mega. Jeszcze tylko trochę pod górkę z pięknym widokami na Wielką Sowę z lewej i Góry Kamienne z prawej i znów byłem w miejscu, gdzie zaczyna się podjazd pod Sokoła, czyli jakieś pół kilometra nad kwaterą.
Ogólnie Strefa MTB jest super ale mam wrażenie, że o ile część wschodnia została niedawno odświeżona (nowe malowanie szlaków), tak w części zachodniej nie robili nic od czasu wyznaczenia strefy. Parę razy jechałem na czuja, całe szczęście był to dobry czuj:-)
Good bikes!
Kategoria Góry, 20-50
Wyjazd sezonu
d a n e w y j a z d u
11.00 km
10.00 km teren
00:47 h
Pr.śr.:14.04 km/h
Pr.max:42.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Popołudniu pięknie się rozpogodziło, więc wyruszyłem z zamiarem objechania części Strefy MTB (Cesarskie Skały i Zamek Rogowiec). Niestety, jak tylko wjechałem w las, przekonałem się, że 2 dni bez deszczu to za mało, żeby teren wysechł. Było grząsko i błotniście, jechałem więc powoli żeby znowu nie uwalić całego roweru, często schodziłem.
W końcu, na zjeździe, próbując ominąć kałużę zaliczyłem uślizg przedniego koła na śliskiej koleinie i w sumie niegroźną glebę. Ale jakoś tak niefortunnie zahaczyłem o siodło, że wyrwałem te rurki mocujące (nie umiem do końca tego opisać, he he). Niby nic się nie złamało ale nie byłem w stanie tego włożyć z powrotem, a męczyłem się prawie 45 min. Ostatecznie, zrezygnowany, z siodłem w kieszeni i schowaną sztycą wróciłem te parę km stojąc na pedałach do domu:(
Na kwaterze z pomocą nożyka udało mi się to naprawić! Ale jutro tylko asfalt i szutry...
P.S. Przedpołudniem zrobiliśmy rodzinną wycieczkę na Wielką Sowę. Przez pewien moment szliśmy wzdłuż trasy niedzielnego maratonu i... po 13 opakowaniu po żelu na odcinku nawet nie 1 kilometra odechciało mi się liczyć. Żenada!:(
Kategoria Góry, MTB wycieczka
Głuszyca - dojazd na start i rozgrzeweczka
d a n e w y j a z d u
9.00 km
1.00 km teren
00:19 h
Pr.śr.:28.42 km/h
Pr.max:45.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
8 kilometrów w dół asfaltem z Głuszycy - zimno i mokro.
I środek ciężkości jakoś tak za wysoko jak na góry, na miejscu obniżam sztycę i pochylam czub siodła w dół.
Kategoria Góry
MTB Maraton Głuszyca
d a n e w y j a z d u
61.50 km
55.00 km teren
04:14 h
Pr.śr.:14.53 km/h
Pr.max:66.50 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1850 m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Błotna masakra! Najgorsze warunki w jakich przyszło mi kiedykolwiek przejechać maraton. Padało równo co najmniej od wczoraj popołudnia i przez całą noc. Na całe szczęście rano przestało i chociaż z góry nie lała się woda...
Osobiście uważam za wyczyn pokonanie tego na v-brake'ach:) i z krzywym hakiem, który mocno ograniczał ilość przełożeń do wykorzystania. A gdy cały napęd zalepił się błotem, to w ogóle takie niemal ostre się zrobiło:)
Gleby jakimś cudem tylko 3.
Zdjęć tym razem mam sporo bo żona obfociła skrupulatnie moją umorusaną gębę ale wrzucę jaki będę miał dostęp do lepszego łącza.
Wyniki o dziwo nawet nie są takie złe - obroniona pozycja lidera Emed Racing Teamu a do top 100 zabrakło jakieś 15 min. W sumie niewiele biorąc pod uwagę, że co najmniej 5 straciłem na wyciąganie zakleszczonego między młynkiem a supportem łańcucha.
Przerwa na żela przed podjazdem na górę Sokół. Na mecie byliśmy (ja i rower) brudniejsi:)
Na zjeździe z Wielkiej Sowy.
Copyright: JPBike
W końcu szczęśliwy na mecie.
Czas: 4:19:56 (strata do zwycięzcy: 1:15:45)
Open: 139/381
M3: 42/132
Good bikes!
Kategoria Góry, Maraton, 50-100
Delikatny rozjazd czyli Przełęcz Karkonoska zdobyta!
d a n e w y j a z d u
40.41 km
10.00 km teren
02:40 h
Pr.śr.:15.15 km/h
Pr.max:64.90 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1350 m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Gdy dzień wcześniej, gdzieś tak przy 4-tym piwku i pomaratonowych pogaduchach Kłosiu rzucił hasło, że "moglibyśmy jutro zrobić ten najtrudniejszy asfaltowy podjazd w Polsce" potraktowałem to jako żart i spokojnie otworzyłem piąty browar:):)
Niby wszystkim się zdawało, że to żart ale nazajutrz już o 8:20 zwarci i gotowi ruszyliśmy spod DW Bielik rozruszać mięśnie. Skład: Andrzej, Jacek, Kłosiu, Maks, Marek, Zbychu i moja skromna osoba.
Początek super, pod Wanga wjeżdżam jak bym wczoraj nie jechał maratonu (zaczynam myśleć o jakiejś etapówce). Dalej jedziemy Drogą Chomontową niejako pod prąd golonkowej trasy. Słoneczko świeci, okoliczności przyrody są o takie:
Copyright by Marc
Następuje zjazd i tylko się utwierdzam w przekonaniu, że na maratonie jedzie się na odwrót. Na tych przepustach laczek i dzwon ścieliłby się gęsto.
Po zjeździe jedziemy kawałek asfaltem delikatnie pod górę Drogą Sudecką by po jakichś 2 km dotrzeć do słynnego podjazdu na Przełęcz Karkonoską. Profil całego podjazdu od Podgórzyna wygląda tak:
(źródło: http://www.genetyk.com/podjazdy/karkonoska1.html)
z czego my robimy ostatnie 4 kilometry.
Nie oszukujmy się - jest kurewsko stromo! Na początku maksymalne nachylenie na 50 metrach dochodzi do 27%. Myślę, że jeśli tak będzie cały czas, nie dam rady. Na szczęście środkowy odcinek jest bardziej płaski, mogę jechać w swoim ulubionym stylu czyli na stojąco i z środkowej tarczy. Nawet pogaduchy sobie z Kłosiem urządzamy.
Jednak ostatnie 1,5 km to znowu próba charakteru, zaczynam trawersować:). Dogania nas Jacek, pokazując, że nie tylko na zjazdach jest mocny.
Wreszcie, jesteśmy na przełęczy. Umęczeni ale satysfakcja jest niesamowita.
Czekamy aż wszyscy wjadą i nasze koszulki wyschną choć trochę z potu. Wjazd wjazdem ale trzeba jeszcze wrócić. Tą samą drogą a asfalt jest miejscami bardzo zniszczony. Rower dosłownie ucieka spod dupy a ja zdaję sobie sprawę, że nie odblokowałem amora... Gdy ruszam ponownie nawet nie patrzę na licznik. Dopiero na dole odczytuję ze zdziwieniem v-max. W tym czasie Jacek pokazuje swoje rozgrzane do czerwoności tarcze, on się rozpędził do 75 km/h...
Szczęśliwie wszyscy zjeżdżają bez upadku. Dalej już znacznie łagodniej docieramy do Borowic, skąd niebieskim szlakiem mamy zamiar przedostać się do Karpacza. Musieliśmy gdzieś za wcześnie skręcić, bo lądujemy w Miłkowie. Co prawda zjazd był bardzo fajny, techniczny ale teraz znowu trzeba gibać ostro pod górę...
Do kwatery docieramy z 1350 m. wertykalnymi i 40 000 m. horyzontalnymi na liczniku (nie moim, co prawda) Całkiem niezła wyrypa jak na rozjazd:).
Cała trasa i jej profil:
I jeszcze 2 fotki z aparatu Kłosia:
Tutaj na potrzeby zdjęcia wjeżdżam od czeskiej strony bo widok jest lepszy. Asfalt i szerokość drogi mają się tak do polskiego wjazdu jak niemiecki autobahn do naszej drogi krajowej:)
W tle Spindlerova Bouda i Wielki Sziszak.
Super wycieczka, dzięki chłopaki!
Good bikes!
Kategoria Góry, 20-50
Maraton Karpacz - rozgrzeweczka i kolekcjonowanie gratów
d a n e w y j a z d u
15.00 km
0.00 km teren
00:45 h
Pr.śr.:20.00 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Łącznie 3 dojazdy na trasie kwatera-stadion.
Wpierw przed maratonem - po oponę, dętkę i żel.
Potem na sam maraton oczywiście.
A na koniec, już po powrocie z wyścigu, jeszcze do biura rzeczy znalezionych/oddanych po pożyczoną wcześniej na trasie pechowcowi z laczkiem pompkę. Była:)
Good bikes!
Kategoria Góry
MTB Powerade Maraton - Karpacz
d a n e w y j a z d u
56.37 km
51.00 km teren
04:12 h
Pr.śr.:13.42 km/h
Pr.max:52.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1800 m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Technicznie najtrudniejszy maraton jaki w życiu jechałem. Kondycyjnie przegrywa tylko z Głuszycą.
To tak tytułem wstępu:) Poniżej relacja:
Pierwsze przebudzenie około 6 rano. Rzut oka za okno - ciężkie ołowiane chmury spowijają karkonoskie szczyty i coś siąpi. Niedobrze:( Na szczęście koło 8 deszcz ustaje i zaczyna się nawet przejaśniać.
Ale oczywiście teren jest mokry. Już dzień wcześniej przekonałem się, że Race King 2.0 to nie jest najlepsze rozwiązanie na góry, nawet z tyłu. Panująca aura przeważa szalę - postanawiam zjechać na stadion i kupić oponę.
Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Wybór padł na NN 2.2, czyli taką samą jak z przodu. Z nową oponą wracam do ośrodka i przekładam. Czasu mało, nie mogę zdjąć opony. Z pomocą Zbyszka (dzięki!) udaje się jednak z tym w końcu uwinąć, nabić do 2,5 barów, przykleić dętkę do sztycy (mając nadzieję, że się nie przyda) i zdążyć na stadion przed zamknięciem sektorów.
Ponieważ w tym roku startowałem tylko na nizinach (Murowana, Dolsk) mam wypracowany II sektor, dodatkowo staję w czubie. Po starcie mam okazję się przekonać jak bardzo na ten sektor nie zasługuję:) Mimo że jadę mocno, nawet bardzo mocno, i tak co raz więcej osób mnie wyprzeda. Nie powiem, wchodzi mi to na ambicję, uczepiam się koła Piotra Schondelmeyera z Torqua i tak uczepiony wjeżdżam pod Wanga. Tętno wysokie ale chyba nie przegiąłem, średnia - 17 km/h!
Krótki zjazd asfaltem i po chwili wjeżdżamy w teren. Zaczynają się techniczne zjazdy po śliskich kamieniach i korzeniach i znowu zaczynam tracić dystans. Jakoś nie mogę się przełamać. Jadę zachowawczo a i tak zaliczam glebę, co tym bardziej zniechęca mnie do puszczania klamek. Do tego dochodzi mały defekt - łańcuch zakleszcza się między małą tarczą a supportem, tracę kolejne minuty. Doganiają mnie (i wyprzedają) m. in. Grzegorz i Ryszard z Rybczyńskich, Tomek z Emedu, Jacgol. Muszę się spiąć i za wszelką cenę nie tracić ich z oczu! Jest to trudne, widzę, że Jacek jest dzisiaj w formie a do tego świetnie zjeżdża (czego nie można powiedzieć o mnie). Pod nosem złorzeczę na golnokowe trasy, tak jakby org był winien temu, że w Karkonoszach jest tyle kamerdolców i korzeni:). Nie żebym się tłumaczył ale... przeskakują mi lekkie przełożenia na kasecie, gubię bidon...
Około 20 km. zaczynam się rozkręcać, widzę, że na podjazdach wyraźnie zyskuję i co raz sprawniej zjeżdżam. Motywuje mnie do tego również wspomniany już wcześniej Ryszard, krzycząc, że "źle zjeżdżam bo się boję i za dużo hamuję". Ja się boje?:). Na pierwszym bufecie biorę powerade'a do koszyka i kawałek dalej popijam nim żel. Jest lepiej. Do tego pojawia się akurat długi ale nie bardzo stromy podjazd, tak na środkową tarczę i 3 lub 4 z tyłu, czyli to, co josipy lubią najbardziej. W tym miejscu po raz ostatni widzę na trasie Jacka i wspomnianych mastersów z sOlivera. Byłoby super gdyby nie mżawka.
Doganiam kolejnych zawodników, do połączenia z giga chyba nikt mnie nie wyprzedza. Potem, staram się ustępować gigowcom (to pewnie ludzie jadący na około 20-te miejsce open) i naśladować ich technikę na zjazdach, z różnym skutkiem:).
Kawałek przed 3 bufetem na początku Chomontowej doganiam Tomka z Emedu, pozycja team lidera odzyskana:). Na bufecie kończę żel, garść suszu do łapy i ruszam w górę. Niestety, teraz to już regularnie pada. A może stety, jestem mokry więc cisnę mocno, żeby nie zmarznąć. Po drodze zbieram kolejne skalpy megowców. Mnie wyprzeda bodajże 1 osoba z giga. Na szczycie przełęczy trochę nawet żałuję, że to już koniec:) Tak dobrze mi szło a teraz wyziębiający zjazd asfaltem i potem słynne "telewizory" na zielonym szlaku. Telewizory to takie wielkie głazy i półmetrowe uskoki na trasie. Jadący obok zawodnik stwierdza, że "lepiej 5 minut później niż 5 miesięcy na wysięgniku" a ja wychodzę z podobnego założenia. Dlatego w kilku miejscach sprowadzam (ale i tak zjechałem więcej niż rok temu). Mam również okazję się przekonać, że można tam zjechać całość - do tego szybko i w jednym kawałku. Jestem pełen podziwu dla gigowców, którzy nam to udowadniają.
Końcówkę jedzie mi się dobrze. Mam sporo sił, doganiam kolejnych ludzi. Jeszcze odcinek, który znam z sobotniego objazdu - techniczny podjazd po korzeniach, zjazd (tzn. sprowadzanie) agrafkami i łączka. Na mokrej trawie rower tańczy przy najlżejszym pociągnięciu za klamki a wiem, że nie mogę się rozpędzić bo na dole jest próg. Jadę jak żużlowiec - lewym bokiem, prawym aż w końcu zaliczam glebę i ślizgam się z 10 metrów w dól. Na szczęście jest mięciutko, he he.
To już ostatnia przygoda na maratonie. Jeszcze 0,5 km asfaltem i wjeżdżam na metę. Tylko 3 minuty po mnie na mecie meldują się wspomniani wcześniej mastersi (respect!), 10 min. po mnie Tomek i Jacek z teamu.
Miejsce
179/452 open
64/168 M3
czas: 4:16:29
Czas zwycięzcy open i M3 (Mariusz Kowal) - 2:39:31. Wtf? Dolał prawie 12 min. drugiemu na mecie!!
Czy jestem zadowolony? Tak nie do końca. Z jednej strony było dobrze wytrzymałościowo, nie zamulałem. Na mecie poprawiłem się o 30 pozycji względem międzyczasu. Z drugiej strony, ten początek jakiś taki bez iskry był. Do tego doszły drobne problemy techniczne. Myślę, że gdybym przyjechał do Karpacza tak ze 2 dni wcześniej i porządnie poćwiczył zjazdy (nabrał pewności przede wszystkim), to zejście do okolic 4 godz. było realne. A to i tak z ledwością starczyłoby na top 150 open....
Atakuję po zewnętrznej.
Tutaj wyglądam jak bym się trochę bał, he he.
Good bikes!
Kategoria Góry, Maraton, 50-100
Karpacz - przetarcie i rekonesans trasy
d a n e w y j a z d u
18.79 km
9.00 km teren
01:19 h
Pr.śr.:14.27 km/h
Pr.max:46.40 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Po zameldowaniu się na kwaterze, wyruszamy z Markiem, Maksem i Zbychem na objazd początku i końcówki trasy.
Łapię snake'a góra 0,5 km po wjechaniu w teren. Chyba miałem za małe ciśnienie i na przepuście w poprzek drogi dętka nie wytrzymała. Zmieniam i jedziemy dalej.
W 2 miejscach na technicznych zjazdach deliberujemy nad tym jak należy je przejechać, by ostatecznie sprowadzić rower:) Dzień później na maratonie nawet nie zauważę tych "bardzo trudnych" fragmentów, he he.
Przy skałkach mała sesja zdjęciowa:
copyright by Marc
i spotykamy Kłosia, przyłapując go przy okazji na prowadzeniu roweru:).
Potem jeszcze zjazd agrafką i łączką do stadionu. Już wiemy, że rzeczywiście lipy nie ma i trzeba będzie utrzymać koncentrację praktycznie do samej mety.
Powrót na kwaterę w dobrych nastrojach.
Good bikes!
Kategoria Góry