Delikatny rozjazd czyli Przełęcz Karkonoska zdobyta!
d a n e w y j a z d u
40.41 km
10.00 km teren
02:40 h
Pr.śr.:15.15 km/h
Pr.max:64.90 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1350 m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Gdy dzień wcześniej, gdzieś tak przy 4-tym piwku i pomaratonowych pogaduchach Kłosiu rzucił hasło, że "moglibyśmy jutro zrobić ten najtrudniejszy asfaltowy podjazd w Polsce" potraktowałem to jako żart i spokojnie otworzyłem piąty browar:):)
Niby wszystkim się zdawało, że to żart ale nazajutrz już o 8:20 zwarci i gotowi ruszyliśmy spod DW Bielik rozruszać mięśnie. Skład: Andrzej, Jacek, Kłosiu, Maks, Marek, Zbychu i moja skromna osoba.
Początek super, pod Wanga wjeżdżam jak bym wczoraj nie jechał maratonu (zaczynam myśleć o jakiejś etapówce). Dalej jedziemy Drogą Chomontową niejako pod prąd golonkowej trasy. Słoneczko świeci, okoliczności przyrody są o takie:
Copyright by Marc
Następuje zjazd i tylko się utwierdzam w przekonaniu, że na maratonie jedzie się na odwrót. Na tych przepustach laczek i dzwon ścieliłby się gęsto.
Po zjeździe jedziemy kawałek asfaltem delikatnie pod górę Drogą Sudecką by po jakichś 2 km dotrzeć do słynnego podjazdu na Przełęcz Karkonoską. Profil całego podjazdu od Podgórzyna wygląda tak:
(źródło: http://www.genetyk.com/podjazdy/karkonoska1.html)
z czego my robimy ostatnie 4 kilometry.
Nie oszukujmy się - jest kurewsko stromo! Na początku maksymalne nachylenie na 50 metrach dochodzi do 27%. Myślę, że jeśli tak będzie cały czas, nie dam rady. Na szczęście środkowy odcinek jest bardziej płaski, mogę jechać w swoim ulubionym stylu czyli na stojąco i z środkowej tarczy. Nawet pogaduchy sobie z Kłosiem urządzamy.
Jednak ostatnie 1,5 km to znowu próba charakteru, zaczynam trawersować:). Dogania nas Jacek, pokazując, że nie tylko na zjazdach jest mocny.
Wreszcie, jesteśmy na przełęczy. Umęczeni ale satysfakcja jest niesamowita.
Czekamy aż wszyscy wjadą i nasze koszulki wyschną choć trochę z potu. Wjazd wjazdem ale trzeba jeszcze wrócić. Tą samą drogą a asfalt jest miejscami bardzo zniszczony. Rower dosłownie ucieka spod dupy a ja zdaję sobie sprawę, że nie odblokowałem amora... Gdy ruszam ponownie nawet nie patrzę na licznik. Dopiero na dole odczytuję ze zdziwieniem v-max. W tym czasie Jacek pokazuje swoje rozgrzane do czerwoności tarcze, on się rozpędził do 75 km/h...
Szczęśliwie wszyscy zjeżdżają bez upadku. Dalej już znacznie łagodniej docieramy do Borowic, skąd niebieskim szlakiem mamy zamiar przedostać się do Karpacza. Musieliśmy gdzieś za wcześnie skręcić, bo lądujemy w Miłkowie. Co prawda zjazd był bardzo fajny, techniczny ale teraz znowu trzeba gibać ostro pod górę...
Do kwatery docieramy z 1350 m. wertykalnymi i 40 000 m. horyzontalnymi na liczniku (nie moim, co prawda) Całkiem niezła wyrypa jak na rozjazd:).
Cała trasa i jej profil:
I jeszcze 2 fotki z aparatu Kłosia:
Tutaj na potrzeby zdjęcia wjeżdżam od czeskiej strony bo widok jest lepszy. Asfalt i szerokość drogi mają się tak do polskiego wjazdu jak niemiecki autobahn do naszej drogi krajowej:)
W tle Spindlerova Bouda i Wielki Sziszak.
Super wycieczka, dzięki chłopaki!
Good bikes!
Kategoria Góry, 20-50
komentarze