Czerwiec, 2011
Dystans całkowity: | 956.82 km (w terenie 430.00 km; 44.94%) |
Czas w ruchu: | 35:37 |
Średnia prędkość: | 22.15 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.90 km/h |
Suma podjazdów: | 3150 m |
Liczba aktywności: | 24 |
Średnio na aktywność: | 39.87 km i 2h 22m |
Więcej statystyk |
Piach i korzenie
d a n e w y j a z d u
39.44 km
33.00 km teren
01:46 h
Pr.śr.:22.32 km/h
Pr.max:32.80 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Nadwarciańskim do Puszczykówka i z powrotem. Nie zmieniłem jeszcze NNów po górach, więc staram się unikać asfaltów.
Cały czas na możliwie wysokiej kadencji.
Good bikes!
Kategoria 20-50
Praca kosz praca
d a n e w y j a z d u
21.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Merida
Kosz poniedziałkowy a praca wtorkowa i środowa.
Dobrze tak choć trochę nóżkę rozruszać po Karpaczu.
Good bikes!
Kategoria Commuter
Delikatny rozjazd czyli Przełęcz Karkonoska zdobyta!
d a n e w y j a z d u
40.41 km
10.00 km teren
02:40 h
Pr.śr.:15.15 km/h
Pr.max:64.90 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1350 m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Gdy dzień wcześniej, gdzieś tak przy 4-tym piwku i pomaratonowych pogaduchach Kłosiu rzucił hasło, że "moglibyśmy jutro zrobić ten najtrudniejszy asfaltowy podjazd w Polsce" potraktowałem to jako żart i spokojnie otworzyłem piąty browar:):)
Niby wszystkim się zdawało, że to żart ale nazajutrz już o 8:20 zwarci i gotowi ruszyliśmy spod DW Bielik rozruszać mięśnie. Skład: Andrzej, Jacek, Kłosiu, Maks, Marek, Zbychu i moja skromna osoba.
Początek super, pod Wanga wjeżdżam jak bym wczoraj nie jechał maratonu (zaczynam myśleć o jakiejś etapówce). Dalej jedziemy Drogą Chomontową niejako pod prąd golonkowej trasy. Słoneczko świeci, okoliczności przyrody są o takie:
Copyright by Marc
Następuje zjazd i tylko się utwierdzam w przekonaniu, że na maratonie jedzie się na odwrót. Na tych przepustach laczek i dzwon ścieliłby się gęsto.
Po zjeździe jedziemy kawałek asfaltem delikatnie pod górę Drogą Sudecką by po jakichś 2 km dotrzeć do słynnego podjazdu na Przełęcz Karkonoską. Profil całego podjazdu od Podgórzyna wygląda tak:
(źródło: http://www.genetyk.com/podjazdy/karkonoska1.html)
z czego my robimy ostatnie 4 kilometry.
Nie oszukujmy się - jest kurewsko stromo! Na początku maksymalne nachylenie na 50 metrach dochodzi do 27%. Myślę, że jeśli tak będzie cały czas, nie dam rady. Na szczęście środkowy odcinek jest bardziej płaski, mogę jechać w swoim ulubionym stylu czyli na stojąco i z środkowej tarczy. Nawet pogaduchy sobie z Kłosiem urządzamy.
Jednak ostatnie 1,5 km to znowu próba charakteru, zaczynam trawersować:). Dogania nas Jacek, pokazując, że nie tylko na zjazdach jest mocny.
Wreszcie, jesteśmy na przełęczy. Umęczeni ale satysfakcja jest niesamowita.
Czekamy aż wszyscy wjadą i nasze koszulki wyschną choć trochę z potu. Wjazd wjazdem ale trzeba jeszcze wrócić. Tą samą drogą a asfalt jest miejscami bardzo zniszczony. Rower dosłownie ucieka spod dupy a ja zdaję sobie sprawę, że nie odblokowałem amora... Gdy ruszam ponownie nawet nie patrzę na licznik. Dopiero na dole odczytuję ze zdziwieniem v-max. W tym czasie Jacek pokazuje swoje rozgrzane do czerwoności tarcze, on się rozpędził do 75 km/h...
Szczęśliwie wszyscy zjeżdżają bez upadku. Dalej już znacznie łagodniej docieramy do Borowic, skąd niebieskim szlakiem mamy zamiar przedostać się do Karpacza. Musieliśmy gdzieś za wcześnie skręcić, bo lądujemy w Miłkowie. Co prawda zjazd był bardzo fajny, techniczny ale teraz znowu trzeba gibać ostro pod górę...
Do kwatery docieramy z 1350 m. wertykalnymi i 40 000 m. horyzontalnymi na liczniku (nie moim, co prawda) Całkiem niezła wyrypa jak na rozjazd:).
Cała trasa i jej profil:
I jeszcze 2 fotki z aparatu Kłosia:
Tutaj na potrzeby zdjęcia wjeżdżam od czeskiej strony bo widok jest lepszy. Asfalt i szerokość drogi mają się tak do polskiego wjazdu jak niemiecki autobahn do naszej drogi krajowej:)
W tle Spindlerova Bouda i Wielki Sziszak.
Super wycieczka, dzięki chłopaki!
Good bikes!
Kategoria Góry, 20-50
Maraton Karpacz - rozgrzeweczka i kolekcjonowanie gratów
d a n e w y j a z d u
15.00 km
0.00 km teren
00:45 h
Pr.śr.:20.00 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Łącznie 3 dojazdy na trasie kwatera-stadion.
Wpierw przed maratonem - po oponę, dętkę i żel.
Potem na sam maraton oczywiście.
A na koniec, już po powrocie z wyścigu, jeszcze do biura rzeczy znalezionych/oddanych po pożyczoną wcześniej na trasie pechowcowi z laczkiem pompkę. Była:)
Good bikes!
Kategoria Góry
MTB Powerade Maraton - Karpacz
d a n e w y j a z d u
56.37 km
51.00 km teren
04:12 h
Pr.śr.:13.42 km/h
Pr.max:52.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1800 m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Technicznie najtrudniejszy maraton jaki w życiu jechałem. Kondycyjnie przegrywa tylko z Głuszycą.
To tak tytułem wstępu:) Poniżej relacja:
Pierwsze przebudzenie około 6 rano. Rzut oka za okno - ciężkie ołowiane chmury spowijają karkonoskie szczyty i coś siąpi. Niedobrze:( Na szczęście koło 8 deszcz ustaje i zaczyna się nawet przejaśniać.
Ale oczywiście teren jest mokry. Już dzień wcześniej przekonałem się, że Race King 2.0 to nie jest najlepsze rozwiązanie na góry, nawet z tyłu. Panująca aura przeważa szalę - postanawiam zjechać na stadion i kupić oponę.
Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Wybór padł na NN 2.2, czyli taką samą jak z przodu. Z nową oponą wracam do ośrodka i przekładam. Czasu mało, nie mogę zdjąć opony. Z pomocą Zbyszka (dzięki!) udaje się jednak z tym w końcu uwinąć, nabić do 2,5 barów, przykleić dętkę do sztycy (mając nadzieję, że się nie przyda) i zdążyć na stadion przed zamknięciem sektorów.
Ponieważ w tym roku startowałem tylko na nizinach (Murowana, Dolsk) mam wypracowany II sektor, dodatkowo staję w czubie. Po starcie mam okazję się przekonać jak bardzo na ten sektor nie zasługuję:) Mimo że jadę mocno, nawet bardzo mocno, i tak co raz więcej osób mnie wyprzeda. Nie powiem, wchodzi mi to na ambicję, uczepiam się koła Piotra Schondelmeyera z Torqua i tak uczepiony wjeżdżam pod Wanga. Tętno wysokie ale chyba nie przegiąłem, średnia - 17 km/h!
Krótki zjazd asfaltem i po chwili wjeżdżamy w teren. Zaczynają się techniczne zjazdy po śliskich kamieniach i korzeniach i znowu zaczynam tracić dystans. Jakoś nie mogę się przełamać. Jadę zachowawczo a i tak zaliczam glebę, co tym bardziej zniechęca mnie do puszczania klamek. Do tego dochodzi mały defekt - łańcuch zakleszcza się między małą tarczą a supportem, tracę kolejne minuty. Doganiają mnie (i wyprzedają) m. in. Grzegorz i Ryszard z Rybczyńskich, Tomek z Emedu, Jacgol. Muszę się spiąć i za wszelką cenę nie tracić ich z oczu! Jest to trudne, widzę, że Jacek jest dzisiaj w formie a do tego świetnie zjeżdża (czego nie można powiedzieć o mnie). Pod nosem złorzeczę na golnokowe trasy, tak jakby org był winien temu, że w Karkonoszach jest tyle kamerdolców i korzeni:). Nie żebym się tłumaczył ale... przeskakują mi lekkie przełożenia na kasecie, gubię bidon...
Około 20 km. zaczynam się rozkręcać, widzę, że na podjazdach wyraźnie zyskuję i co raz sprawniej zjeżdżam. Motywuje mnie do tego również wspomniany już wcześniej Ryszard, krzycząc, że "źle zjeżdżam bo się boję i za dużo hamuję". Ja się boje?:). Na pierwszym bufecie biorę powerade'a do koszyka i kawałek dalej popijam nim żel. Jest lepiej. Do tego pojawia się akurat długi ale nie bardzo stromy podjazd, tak na środkową tarczę i 3 lub 4 z tyłu, czyli to, co josipy lubią najbardziej. W tym miejscu po raz ostatni widzę na trasie Jacka i wspomnianych mastersów z sOlivera. Byłoby super gdyby nie mżawka.
Doganiam kolejnych zawodników, do połączenia z giga chyba nikt mnie nie wyprzedza. Potem, staram się ustępować gigowcom (to pewnie ludzie jadący na około 20-te miejsce open) i naśladować ich technikę na zjazdach, z różnym skutkiem:).
Kawałek przed 3 bufetem na początku Chomontowej doganiam Tomka z Emedu, pozycja team lidera odzyskana:). Na bufecie kończę żel, garść suszu do łapy i ruszam w górę. Niestety, teraz to już regularnie pada. A może stety, jestem mokry więc cisnę mocno, żeby nie zmarznąć. Po drodze zbieram kolejne skalpy megowców. Mnie wyprzeda bodajże 1 osoba z giga. Na szczycie przełęczy trochę nawet żałuję, że to już koniec:) Tak dobrze mi szło a teraz wyziębiający zjazd asfaltem i potem słynne "telewizory" na zielonym szlaku. Telewizory to takie wielkie głazy i półmetrowe uskoki na trasie. Jadący obok zawodnik stwierdza, że "lepiej 5 minut później niż 5 miesięcy na wysięgniku" a ja wychodzę z podobnego założenia. Dlatego w kilku miejscach sprowadzam (ale i tak zjechałem więcej niż rok temu). Mam również okazję się przekonać, że można tam zjechać całość - do tego szybko i w jednym kawałku. Jestem pełen podziwu dla gigowców, którzy nam to udowadniają.
Końcówkę jedzie mi się dobrze. Mam sporo sił, doganiam kolejnych ludzi. Jeszcze odcinek, który znam z sobotniego objazdu - techniczny podjazd po korzeniach, zjazd (tzn. sprowadzanie) agrafkami i łączka. Na mokrej trawie rower tańczy przy najlżejszym pociągnięciu za klamki a wiem, że nie mogę się rozpędzić bo na dole jest próg. Jadę jak żużlowiec - lewym bokiem, prawym aż w końcu zaliczam glebę i ślizgam się z 10 metrów w dól. Na szczęście jest mięciutko, he he.
To już ostatnia przygoda na maratonie. Jeszcze 0,5 km asfaltem i wjeżdżam na metę. Tylko 3 minuty po mnie na mecie meldują się wspomniani wcześniej mastersi (respect!), 10 min. po mnie Tomek i Jacek z teamu.
Miejsce
179/452 open
64/168 M3
czas: 4:16:29
Czas zwycięzcy open i M3 (Mariusz Kowal) - 2:39:31. Wtf? Dolał prawie 12 min. drugiemu na mecie!!
Czy jestem zadowolony? Tak nie do końca. Z jednej strony było dobrze wytrzymałościowo, nie zamulałem. Na mecie poprawiłem się o 30 pozycji względem międzyczasu. Z drugiej strony, ten początek jakiś taki bez iskry był. Do tego doszły drobne problemy techniczne. Myślę, że gdybym przyjechał do Karpacza tak ze 2 dni wcześniej i porządnie poćwiczył zjazdy (nabrał pewności przede wszystkim), to zejście do okolic 4 godz. było realne. A to i tak z ledwością starczyłoby na top 150 open....
Atakuję po zewnętrznej.
Tutaj wyglądam jak bym się trochę bał, he he.
Good bikes!
Kategoria Góry, Maraton, 50-100
Karpacz - przetarcie i rekonesans trasy
d a n e w y j a z d u
18.79 km
9.00 km teren
01:19 h
Pr.śr.:14.27 km/h
Pr.max:46.40 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Po zameldowaniu się na kwaterze, wyruszamy z Markiem, Maksem i Zbychem na objazd początku i końcówki trasy.
Łapię snake'a góra 0,5 km po wjechaniu w teren. Chyba miałem za małe ciśnienie i na przepuście w poprzek drogi dętka nie wytrzymała. Zmieniam i jedziemy dalej.
W 2 miejscach na technicznych zjazdach deliberujemy nad tym jak należy je przejechać, by ostatecznie sprowadzić rower:) Dzień później na maratonie nawet nie zauważę tych "bardzo trudnych" fragmentów, he he.
Przy skałkach mała sesja zdjęciowa:
copyright by Marc
i spotykamy Kłosia, przyłapując go przy okazji na prowadzeniu roweru:).
Potem jeszcze zjazd agrafką i łączką do stadionu. Już wiemy, że rzeczywiście lipy nie ma i trzeba będzie utrzymać koncentrację praktycznie do samej mety.
Powrót na kwaterę w dobrych nastrojach.
Good bikes!
Kategoria Góry
Nieprzebijalne Dętki Foss
d a n e w y j a z d u
13.50 km
2.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Merida
No niby fakt, rzeczywiście nie przebiłem. Ale za to pękły już 3 razy, jak kondomy z kiosku, he he. Pierwszy raz rozwarstwiła się na zgrzewie, kiedy byłem w górach. Tak po prostu, w nocy. Kulturalnie zjechałem do domu, odstawiłem rower. Rano schodzę, a tu flak. Dało się skleić łatką Foss.
Drugi ssssyk był w niedzielę w Mosinie, jakieś 10 min. po maratonie (cóż za wyczucie). Najprawdopodobniej dętka przesunęła się w oponie (posypałem talkiem przy zakładaniu) i mocowanie wentyla puściło. Nie dało się skleić łatką Foss. Na szczęście Kłosiu poratował tradycyjnym Michelinem.
Trzeci raz bum było wczoraj, kiedy robiłem przekładkę z przodu z Race Kinga 2.0 na Noby Nicka 2.2, pod kątem Karpacza rzecz jasna. Pod koniec pompowania, znowu w okolicach wentyla...
Ten produkt jest po prostu NIEDOPRACOWANY! Wszystkie te problemy to pochodne braku gwintu na wentylu Presta, przez co nie można go za pomocą nakrętki przytwierdzić do obręczy.
W sumie nie wiem czy to, że ani razy tych Fossów nie przebiłem (4 maratony bez szwanku) jest bardziej zasługą samych dętek z polimeru czy po prostu nowych opon (wspomniane Race Kingi).
Generalnie - Fossów nie polecam, bo dodatkowo słabo trzymają ciśnienie, tak raz w tygodniu trzeba dopompować.
Ale marketing mają dobry:)
P.S. Dystans to dojazdy do pracy z wczoraj i dziś. Pogoda niepewna więc warianty raczej krótsze.
Good bikes!
Kategoria Commuter
Trening z wieczora
d a n e w y j a z d u
43.96 km
14.00 km teren
01:41 h
Pr.śr.:26.11 km/h
Pr.max:41.90 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Przez Minikowo i Krzesiny do Koninka. Następnie Jaryszki, Spławie, Darzbór i stawy nad Maltą. Nogi mi się już zregenerowały po niedzielnym maratonie i wczorajszym koszu, ale organizm chyba jeszcze nie, dość ciężko mi się kręciło.
Zmotywował mnie dopiero koleś na rowerze poziomym, który wyprzedził mnie na asfalcie wzdłuż Malty pomykając ponad 40 km/h po płaskim! I cisnął tak przez ponad 2 kilometry, ledwo go dogoniłem. Potem skręcił na kolejne kółko, a ja już odbijałem w stronę domu, więc nawet nie zdążyłem mu powiedzieć jak bardzo mnie zaskoczył.
Wyniki maratonu w Mosinie wciąż niepoprawione (czyli nie ma mnie). Napisałem do pana Gogolewskiego smsa i maila z prośbą o wyjaśnienie sytuacji ale jak dotąd nie raczył odpowiedzieć. Jutro dzwonię bo mój wkurw narasta:(
Good bikes!
Kategoria 20-50
Mieszczuch
d a n e w y j a z d u
25.00 km
4.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Merida
Dojazd do pracy dziś oraz praca, basket, piwko - wczoraj.
Już około 8:30 jest bardzo ciepło, w słońcu wręcz upalnie...
Good bikes!
Kategoria Commuter
Bikecross Maraton Mosina
d a n e w y j a z d u
98.00 km
68.00 km teren
03:52 h
Pr.śr.:25.34 km/h
Pr.max:48.80 km/h
Temperatura:32.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
edit 14.06
O, już są poprawione wyniki, tylko nieco ponad tydzień po zawodach.
Czas: 2:51:09
Open: 43/140
M3: 15/45
Czyli finisz z Bloomem jednak przegrałem.
***********************************************************************
Dżizas ale upał! 32, 33 stopnie w cieniu. To groziło odwodnieniem.
Miałem bidon, powerade'a w kieszonce + wziąłem chyba z 5 kubków wody na bufetach...
Tym razem nie prażyłem się w sektorze w pełnym słońcu przez blisko godzinę, jak w Gnieźnie. Wiedziałem, że i tak będzie runda honorowa, więc podjechałem niemal w ostatniej chwili, ustawiając się raczej w ogonie stawki. Zjazd z Osowej ul. Pożegowską to było trochę wariactwo - 400 kolarzy, prędkości grubo powyżej 50 km/h a ludzie się jeszcze przepychają do przodu. Totalnie bez sensu, tym bardziej, że na rynku i tak nas zatrzymali abyśmy mogli wysłuchać przemówienia Pani Burmistrzyni:)
No dobra, po tych oficjalnych ceregielach, przepuszczają nas w końcu przez szosę poznańską i zaczyna się ściganie. Ze znajomych widzę obok siebie tylko Blooma, wydaje mi się, że Kłosiu i Młodzik są z tyłu. Bloom idzie do góry jak torpeda. Ja wyprzedzam co najmniej z 50 osób a i tak mi się urywa... Za Osową koniec asfaltów i początek piachów. Znowu znajome sylwetki - Jacek Swat, Grzegorz Napierała... Trasa została lekko skrócona względem pierwotnych planów. Lecimy przez Łódź i Trzebaw nad południowy brzeg j. Jarosławieckiego, dalej góra w Szreniawie, Greiserówka, żółty szlak na Wiry, następnie XC w Puszczykowskich Górach oraz koło klasztoru i ośrodka Wielspin. 2 asfaltowe podjazdy, Jarosławiecka, potem w lewo, trochę lasu i długi terenowy zjazd niemal do ujścia Greiserówki do głównej szosy. Tam nawrót i jeszcze 2 kilometry asfaltem pod górę a na koniec wyniszczający podjazd pod Osową po piachach.
Generalnie końcówkę pierwszej rundy mam jakąś słabszą, przed sekcją XC ucieka mi grupa z Grzegorzem (rocznik bodajże 53, sic!, potem się okaże, że jechał tylko 1 pętlę, dlatego tak grzał). Cieszy mnie, a jednocześnie nieco dziwi, myśl, że gdzieś za mną został Kłosiu...
Na początku drugiej pętli borę pierwszego w moim życiu (sic po raz drugi!) żela. I... mam tylko 1 pytanie - dlaczego dopiero teraz?! Łatwo to połknąć, człowiek się nie udławi a pierdolnięcie mocy jest niemal od razu. Wreszcie nie było zamulania na 40, ani na 50 ani na 60 kilometrze. Mam wrażenie, że od tego momentu nie wyprzedził mnie nikt a sam poprawiłem się co najmniej o 10 lokat. Może będą międzyczasy, to się to sprawdzi. Czasem goniłem samotnie (po wcześniejszym urwaniu się z grupki, którą wcześniej doszedłem), czasem we 2 z gościem z Messengera, dając szybkie zmiany co jakieś 15 s., i napierając 45 km/h Greiserówką. I tylko troszkę zmotywowała mnie do tego charakterystyczna sylwetka Blooma na horyzoncie:) Udało się dojść przy skręcie na żółty szlak do Wirów. Potem przez dłuższą chwilę jechaliśmy w kilkuosobowej grupie, z której jednak urwaliśmy niemal wszystkich na odcinku XC.
Gdzieś tam dowiedziałem się również, że Kłosiu i Młodzik są z przodu, i to dość znacznie:( Złudzenia prysły, he he. No cóż, trudno, już końcówka i trzeba pocisnąć do mety. Jedziemy wciąż razem, we 2, chociaż Bloom twierdzi, że mu odjeżdżam a on podgania tylko dlatego, że hamuję na zjazdach. Bo ja wiem:)
W każdym razie, na wspomnianym już ostatnim, 2-kilometrowym, piaszczystym podjeździe, młody wychodzi do przodu i mówi "Podciągnę Cię". Po czym przyspiesza do 27 km/h (a jest pod górkę i co rusz zakopujemy się w piachu). Utrzymuję się na kole teraz już tylko siłą woli. Na szczycie piach zamienia się w kocie łby, a po chwili jesteśmy już na łączce. Staję na pedałach, zrównujemy się, na metę wpadamy ramię w ramię. Nie wiem kto wygrał, pewnie rozstrzygnie fotokomórka. Ja stawiam na Blooma, bo ma oponę 2.2 a ja tylko 2.0:)
Padam półżywy i tylko widzę roześmianego i już wypoczętego Kłosia.
Wyników oczywiście jeszcze nie ma, więc nie wiem co i jak.
Z licznika wyszło:
czas - 2:54 (chyba, bo nie od razu wyłączyłem)
dystans: 74 km
średnia: 25,6 km/h
Dystans wpisu do maraton + powrót z Mosiny. Całe szczęście, że rano zadzwonił Krzychu aka Boss i zaproponował podwiezienie. Już wychodziłem z zamiarem dojechania również na 2 kółkach. Jechałbym oczywiście rekreacyjnie, rozgrzewkowo, ale to jest jednak 20 km, a przy tym upale to już ma znaczenie...
Podsumowując - jak dla mnie zajebisty maraton, niektóre ścieżki znałem jak własną kieszeń ale też poznałem kilka nowych szlaków. Ze swojej jazdy jestem zadowolony, bo dałem z siebie wszystko i takie są na dziś moje możliwości. A że sporo pracy jeszcze przede mną, to już inna sprawa...
O, a tu widać, że startowałem z przysłowiowej czarnej d. (nr 527), dlatego na Osową wjeżdżałem slalomem:)
Good bikes!
Kategoria Maraton, 50-100