josip prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:996.30 km (w terenie 606.00 km; 60.83%)
Czas w ruchu:54:36
Średnia prędkość:17.95 km/h
Maksymalna prędkość:66.20 km/h
Suma podjazdów:10746 m
Maks. tętno maksymalne:182 (95 %)
Maks. tętno średnie:140 (73 %)
Suma kalorii:6352 kcal
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:52.44 km i 3h 02m
Więcej statystyk

Mielno - Kołobrzeg - Mielno

d a n e w y j a z d u 75.24 km 45.00 km teren 02:55 h Pr.śr.:25.80 km/h Pr.max:38.20 km/h Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Poniedziałek, 16 lipca 2012 | dodano: 16.07.2012

Z przygodami bo jakżeby inaczej na wakacjach. Sztyca mi się obsuwała więc zapytałem jednego napotkanego biker'a czy nie ma kluczy imbusowych żeby dokręcić. Miał. Więc dokręciłem i to tak, że z jednej śruby mocującej obejmę zostały mi dwie:-) I tak zaczął się wyścig z czasem żeby zdążyć do najbliższego sklepu rowerowego w Kołobrzegu przed 18, jadąc ok. 5 km. cały czas na stojąco... Udało się.

Genialna jest ścieżka rowerowa przez wydmy z Kołobrzegu do Ustronia Morskiego, cały czas z widokiem na morze. Gorzej z ludźmi w miejscowościach, zachowują się jak śnięte ryby, nie patrzą, wchodzą pod koła albo wykonują nagłe skręty o 90 stopni na rowerkach spacerowych. Masakra...


Good bikes!


Kategoria 50-100

Asfaltami

d a n e w y j a z d u 55.78 km 0.00 km teren 01:48 h Pr.śr.:30.99 km/h Pr.max:41.30 km/h Temperatura:19.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Sobota, 14 lipca 2012 | dodano: 14.07.2012

Starołęka - Rogalinek - Rogalin - Kórnik - Koninko - Krzesiny

Konkretnie wiało z płd-zach ale za to udało się w porę uciec z Poznania przed burzą. Jak wróciłem, było już po wszystkim, tylko ulice mokre.


Kategoria 50-100, MTB szosami

Teren

d a n e w y j a z d u 31.80 km 24.00 km teren 01:13 h Pr.śr.:26.14 km/h Pr.max:43.00 km/h Temperatura:22.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Piątek, 13 lipca 2012 | dodano: 14.07.2012

Ścieżki i szutry na Olszaku. Spotkałem Jacgola wracającego z roboty.


Kategoria 20-50

Tlen

d a n e w y j a z d u 41.81 km 3.00 km teren 01:29 h Pr.śr.:28.19 km/h Pr.max:37.50 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Wtorek, 10 lipca 2012 | dodano: 10.07.2012

chyba bo bez pulsaka jechałem. Ale raczej bez żyłowania, cały czas byłbym w stanie swobodnie rozmawiać. Noga po weekendzie w górach z jednej strony mocna, a z drugiej jednak trochę obolała.

Trasa to pętla przez Robakowo, Koninko, Sypniewo i Krzesiny.

Już sam nie wiem czy sprzedawać tego wheelera i kupować szosę. Góral daje jednak uniwersalność, np. dziś mogłem sobie urozmaicić trening malowniczą, wpierw brukowaną a potem polną drogą z Koninka do Krzesin. Na szosie ten wariant by odpadał i musiałbym kręcić drugi raz koło Panattoni...


Good bikes!


Kategoria 20-50, MTB szosami

Tzw rozjazd do schroniska pod Śnieżnikiem

d a n e w y j a z d u 34.10 km 30.00 km teren 02:18 h Pr.śr.:14.83 km/h Pr.max:62.90 km/h Temperatura:28.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Niedziela, 8 lipca 2012 | dodano: 09.07.2012

Rano zwlokłem się z łóżka obolały. A co będzie na Challenge'u?, pomyślałem. Oj czarno to widzę..., taka była przynajmniej pierwsza refleksja. Ale jak wsiadłem na rower, to było już całkiem nieźle. Można powiedzieć, że nóżka kręciła:)

Niestety Zbychu i Marcin musieli już rano jechać do Poznania ale za to dołączył do nas Mateusz "Ryba" Rybczyński z dwiema kobietami - Igą i Anią.

I w takim mocnym składzie pocisnęliśmy wpierw ostro pod górę do budki pod Czarną Górą (1050 ml. npm) a następnie czerwonym szlakiem przez Żmijowiec do schroniska. Widoki genialne. Pod schroniskiem obaliliśmy czeskie piwo Opat, founded by Klosiu:). Jak to dobrze, że my jesteśmy tylko amatorami, he he.

Następnie kawałek pod prąd trasy sobotniego maratonu i na krótkim (góra 500 m) zjeździe posypały się aż 3 laczki. Potem z kolei JPBike zgubił aparat (szczęśliwie odnaleziony) a Jacgol nie zmieścił się w zakręcie na szutrowym zjeździe. I to wszystko tylko po 1 piwku:) A tak na serio, to przecież poważnymi ludźmi jesteśmy i każdy był trzeźwy tylko jakieś takie fatum nas nie opuszczało.

Nawet do Międzygórza nie udało się tak do końca zjechać bo zniosło nas do Nowej Wsi i musieliśmy kilka kilometrów nadłożyć. W tym uroczym miasteczku nazywanym kawałkiem Tyrolu w Sudetach uzupełniliśmy płyny i węglowodany oraz ruszyliśmy na ostatni podjazd tego intensywnego weekendu czyli na Przełęcz Puchaczówka, uczciwe 300 m. w górę. Jeszcze tylko fajny i baaardzo szybki asfaltowy zjazd z agrafkami i już byliśmy z powrotem na kwaterze.

Dziękuję wszystkim za wspólny wypad!


Good bikes!


Kategoria Góry, 20-50

MTB Maraton Stronie Śląskie

d a n e w y j a z d u 82.00 km 75.00 km teren 05:56 h Pr.śr.:13.82 km/h Pr.max:55.00 km/h Temperatura:27.0 HR max:182 ( 95%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: 4500 kcal Rower:Lover
Sobota, 7 lipca 2012 | dodano: 09.07.2012

Pierwszy start po ponad miesięcznej przerwie, dopiero drugi raz w tym roku w górach. W dodatku - ostatnie dni przed maratonem to mocno zaburzona równowaga między treningami a imprezowaniem...:) Jednym słowem - byłem pełen obaw.

W piątek popołudniu wyruszamy do Siennej, gdzie zorganizowałem nocleg. W samochodzie 4 osoby - Jacek, Marek, Mariusz i ja. Na dachu 4 rowery, nie wierzyłem, że się zmieszczą dopóki tego nie zobaczyłem:). Po drodze, przed Bardem łapie nas burza, która wygląda jak koniec świata. Wpierw pioruny rozświetlające przedwcześnie pociemniałe, czarne jak nicość niebo. Potem istne oberwanie chmury, nie przesadzę jeśli napiszę, że wyglądało to jak byśmy wjechali pod wodospad. Początkowo jedziemy w sznurze aut jakieś 40 km/h ale gdy droga krajowa nr 8 zamienia się w rwący strumień, postanawiamy to przeczekać na parkingu. Po jakichś 15 minutach najgorsze chyba mija i możemy jechać dalej. Po drugiej stronie Gór Bardzkich, ulice są ledwo mokre...

Po dojeździe na kwaterę spotykamy Jacka, Jarka, Marcina i Zbyszka. Jest nas 8 i wszyscy jutro jadą giga!
Rano pobudka dosyć wcześnie, trzeba zjeść porządne śniadanie, zrobić ostatnią kontrolę sprzętu i zjechać 5,5 km do biura zawodów. Dodatkowo mam stres czy udało się przenieść opłatę startową Rodmana ponieważ cały czas figuruję na liście jako „oczekujący”. Na szczęście na dole okazuje się, że wszystko jest ok. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcie, spotykamy znajomych (w tym ja po raz pierwszy osobiście Che, cała przyjemność po mojej stronie:D) i właściwie pora ustawiać się w sektorach.
I nagle mała panika - nie mam dętki, 10 min do startu. Wyskakuję, żeby kupić a tu jak na złość akurat nie ma namiotu Dobrych Sklepów. Może jechać bez? Ale to jak wywoływanie wilka z lasu. Ratuje mnie Marcin, który ma 2, dzięki! Jak się później okaże - mi się nie przydały a on miał 2 laczki... To się nazywa złośliwość losu.

Start, jak to na giga, jest dostojny. Przynajmniej w wykonaniu większości bo akurat ja jadę dość mocno i przesuwam się gdzieś na granicę 2-3 sektora. Odrywam się od Kłosia i Jacgola, przeganiam JPBike’a i chwilę przed zjazdem w teren zrównuję się z Drogbasem. Pulsak pokazuje tętno 175 ale nie czuję palenia mięśni więc trzymam tempo. Chwilę jedziemy obok siebie z Drogbasem ale na krótkim podejściu przed Wilczyńcem wyprzedzam go i lecę dalej za Jarkiem Paszczyńskim, czyli organizatorem Michałek. Chciałem po prostu choć przez chwilę poczuć jak to jest być team liderem na giga, nie sądziłem, że ta chwila potrwa prawie 3 godziny. Uczucie jest fajne ale trzeba mieć nerwy ze stali żeby wytrzymać ten ciężar odpowiedzialności i oczekiwań:):).

No dobra, dość tego pitu pitu. Na zjeździe Drogą Albrechta zaczyna się pierwsze błoto i kałuże. Momentalnie mam całe okulary zachlapane i ledwo co widzę. Jest grząsko i przez moment płasko - znaczy tracę kilka pozycji, na szczęście nie przegania mnie nikt z Goggli. Na technicznym zjeździe do Międzygórza sprowadzam tylko przez moment i to właściwie dlatego, że jestem przyblokowany i nie bardzo mam inną możliwość. Może to i dobrze, bo jak się tak bardzo rozochociłem, to pewnie skończyłoby się konkretnym dzwonem.


Zjazd rynną do Międzygórza, ale mi się micha cieszy:)

W Międzygórzu robimy fragment trasy z zeszłego roku pod prąd - wpierw zjazd przy koniach, a następnie podjazd rynną. To początek wspinaczki do schroniska pod Śnieżnikiem, przerwanej paroma krótkimi zjazdami. Kilka kilometrów pod górkę przy nachyleniu pozwalającym na jazdę na środkowej tarczy - to jest mój żywioł:).
Mimo tego, w pewnym momencie oglądając się za sobą na zakręcie, dostrzegam bardzo blisko JPBike’a. Jestem pewien, że dojdzie mnie jeszcze przed schroniskiem, a najpóźniej na czerwonym szlaku ale nie. Zjazd znowu idzie mi zaskakująco dobrze, nie za mocno nabite opony (około 2 barów) dają świetną przyczepność a mi udaje się wybierać optymalny tor jazdy. Nawet wyprzedzam 2 zawodników, f...ing unbelievable.

Po zjeździe łączymy się z trasą mega i na pewno nie jest to ogon tego wyścigu ponieważ prędkości są zbliżone. Inna sprawa, że teren jest bardzo ciężki - podjazd na mokrym, grząskim podłożu. Dość szybko osiągam Polanę pod Śnieżnikiem i zaczyna się długi, szybki zjazd z tarką na dole (wciąż nie pojmuję jak Rodman mógł tam kiedyś zjechać na sztywnym widelcu!). Po drodze, tradycyjnie już, laczek ściele się gęsto.

Na dole bufet. Robię trochę dłuższy postów - przede wszystkim woda na głowę i oczy, bo co chwila szczypie mnie spływający z czoła pot. Poza tym uzupełnienie bidonów i garść suszu do żucia. W międzyczasie dojeżdża JP i dalej ruszamy już razem. Na kolejnym szutrowym podjeździe przesuwamy się kilka pozycji w górę, wypłaszcza się czyli to już trawers zbocza Śnieżnika z genialnymi widoczkami po lewej. Krótki zjazd i na zakręcie, zamiast odbicia w dół w kierunku Kamienicy, jak rok temu, strome podejście w prawo, po kamieniach. Podejście służy przedostaniu się do zielonego szlaku granicznego. Jeszcze nie wiem, że oto zaczyna się największy hardcore tego maratonu.

Następne 15 km to mozolne przedzieranie się wąską, grząską, pełną kałuż, błota i korzeni ścieżką pośród jagodzianek. Czasami jest niemal płasko a prędkość nie przekracza 10 km/h. Teren odkryty więc słońce pali prosto w łeb. Po paru kilometrach jest bufet w siodle przy przejście granicznym Stara Morawa. Stał tam podobno sam Grzegorz Golonko oferując żele i wszelką pomoc (wiedział co jeszcze nas czeka). Podobno, bo ja, widząc ruszającego spod bufetu Jacka, nawet się nie zatrzymałem:).

Ale Jacek i tak mi ostatecznie odjechał na kolejnym podjeździe a ja zostałem sam na sam z kryzysem, błotem i jagodami. Nie powiem, przekląłem kilka razy organizatorów, i to nie w duchu, ale i tak nikt oprócz jeleni raczej nie słyszał, he he. Jakby na dobitkę, jeszcze długi fragment gdzie trzeba było człapać z buta. Było naprawdę ciężko ale, jak mówią, nie ma takiej czarnej d., z której nie dałoby się wyjść a każdy szlak graniczny się kiedyś kończy (chociaż pamiętam z lekcji geografii, że akurat granica lądowa z Czechami jest naszą najdłuższą:D).

Skończył się i ten. Zjazdem, dość trudnym bo ze zwalonymi drzewami ale przynajmniej bez błota. Potem długi fragment mniej więcej po płaskim, gdzie jechałem sam jak palec mając cały czas wrażenie, że niemiłosiernie zamulam (18-20 km/h) ale rzut oka na pulsometr trochę mnie pocieszał (155 bpm). Następnie długi i szybki zjazd i nagle rozpoznałem gdzie jestem - blisko Bielic, skąd zaczął się podjazd czerwonym szlakiem do asfaltówki i Przełęczy Suchej (jechałem tamtędy 2 lata temu). Jak by nowe siły we mnie wstąpiły i dość równym tempem pokonałem to ostatnie przewyższenie na trasie.

Co prawda pod koniec dogonił mnie 1 zawodnik z Bydzia Power ale przynajmniej było z kim pogadać i potem ładnie pojechać na płaskim niemal po zmianach.

Ostatnie 8 km to właściwie tylko zjazd z 1 małą zmarszczką po drodze. Modliłem się tylko, żeby nie złapać pany, szczególnie gdy zobaczyłem jednego nieszczęśliwa pchającego rower jakieś 3 km od mety. Nade mną opatrzność jednak czuwała i dojechałem szczęśliwie do mety, wykonując na koniec kilka skoków radości:D.

Wyglądało to o tak:


JP przyjechał 4 minuty przede mną, reszta teamu - była jeszcze na trasie.
Czarnym koniem okazał się zdecydowanie Jacgol, który zjawił się na mecie jako trzeci z Goggli, 9 minut po mnie ale po drodze zmieniał dętkę. Patrząc na międzyczasy, bez tej awarii miał dzisiaj szansę wygrać z każdym z nas!

Biorąc pod uwagę systematyczność (a właściwie jej brak) moich treningów ostatnio, jestem bardzo zadowolony z wyniku. Miałem kryzys ale na szlaku granicznym każdy przeżywał ciężkie chwile. Poza tym, nie oszukujmy się - nie mam ani czasu ani determinacji żeby w pełni przygotować się do 5/6-godzinnego wysiłku więc jadąc giga w górach zawsze będę cierpiał. Ale póki jest fun, a w dodatku dojeżdżam w pierwszej połowie stawki, to chyba nie jest źle:).

Wyniki:
Czas: 5:56:26
Miejsce Open: 60/139 (w tym 18 DNF)
Miejsce M3: 26/55 (w tym 5 DNF)

Strata do zwycięzcy Open i M3 (Bogdan Czarnota): 1:43:36

I jeszcze ciekawostka - trzeci zawodnik open stracił aż 26 minut do zwycięzcy i tylko najlepsza 10-tka zmieściła się w 5 godzinach...


P.S. Pulsak wariował - za często pokazywał tętno 40, albo 0, albo 209. Mimo tego naliczył ponad 3000 spalonych kalorii a myślę, że realnie było około 4500. Maksymalne tętno oprócz tych skoków to 182.

Good bikes!


Kategoria Góry, Maraton, 50-100

Sienna - Stronie - Sienna

d a n e w y j a z d u 11.00 km 0.00 km teren 00:30 h Pr.śr.:22.00 km/h Pr.max:55.00 km/h Temperatura:27.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:250 m Kalorie: kcal Rower:Lover
Sobota, 7 lipca 2012 | dodano: 09.07.2012

Dojazd na maraton i powrót z tegoż. Teoretycznie wpis bez historii. Teoretycznie:)
W drodze powrotnej udało się jednak już na samym początku zerwać łańcuch przy okazji wyścigu z Kłosiem. Chwilę dalej Jarek rozwalił mocowanie bloków w swoich spdach, a przewracając się jeszcze dodatkowo wygiął tarczę w tylnym kole Marka.
A na koniec i tak się jeszcze pościgaliśmy i tętno pod kwaterą było pewnie powyżej 170. My chyba powinniśmy jeździć jakieś ultra maratony 120 km i 5000 przewyższenia:)


Good bikes!


Kategoria Góry

WPN po raz enty

d a n e w y j a z d u 59.50 km 40.00 km teren 02:16 h Pr.śr.:26.25 km/h Pr.max:50.70 km/h Temperatura:27.0 HR max:173 ( 91%) HR avg:140 ( 73%) Podjazdy: m Kalorie: 1852 kcal Rower:Lover
Czwartek, 5 lipca 2012 | dodano: 05.07.2012

i nie ostatni:-)
Duszno, pot się lał ale to dobrze, trzeba się było oczyścić.
Wpierw Babki i Kubalin, potem droga z płyt do Rogalinka, Osowa Góra, Kociołek, czerwony szlak, Trzebaw, Jarosławieckie, Szreniawa, Luboń, Świerczewo...

Na południe z wiatrem, jechało się genialnie. Dobrze, że mnie nie pokusiło żeby dalej kręcić bo na koniec już mnie odcięło energetycznie a nie miałem nic do jedzenia ani kasy.

Jutro wyjazd do Siennej. W sobotę giga w Stroniu, ma być tropikalnie.


Good bikes!


Kategoria 50-100

Szybki przelot do Koninka

d a n e w y j a z d u 30.58 km 8.00 km teren 01:05 h Pr.śr.:28.23 km/h Pr.max:41.20 km/h Temperatura:25.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Środa, 4 lipca 2012 | dodano: 04.07.2012

żeby zdążyć na koncert Faith No More!

Jak tego nie zagrają:


to mogą mi kasę zwracać:)


Good bikes!


Kategoria 20-50

Niemoc

d a n e w y j a z d u 61.00 km 45.00 km teren 02:50 h Pr.śr.:21.53 km/h Pr.max:44.60 km/h Temperatura:29.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Niedziela, 1 lipca 2012 | dodano: 01.07.2012

Pojechałem na XC do Mosiny ale nie wystartowałem. W tej duchocie i po kiepskiej nocy, czułem się jakiś taki słaby jak w Hermanowie 2 lata temu, gdzie wycofałem się po 5 km. Ściganie w takiej formie byłoby bez sensu. Przejechałem sobie raz zapoznawczo całą rundę i nawet glebę udało mi się zaliczyć, jak i poharatać rękę o jakąś kolczastą gałąź...
Dziwna mi się ta trasa wydała - wpierw jakieś agrafki na piachu, potem długi i nudny odcinek w lesie, następnie niepodjeżdżalne skarpy w okolicach toru do DH i znowu dość prosty i nijaki odcinek do mety.

Zamiast wyścigu, pokręciłem sobie trochę dość spokojnym tempem po WPNie, podumałem chwilę nad Góreckim, zdobyłem Górę Szreniawską, zrobiłem parę podjazdów w Puszczykowskich Górach i wróciłem Nadwarciańskim do domu.

W Luboniu pod Żabką spotkałem bikera, który mnie zagadał o ramę Meridy i różne takie tam sprzętowe sprawy, Potem chwilę jechaliśmy razem do Dębiny i się mnie spytał co studiuję, he he. Nie powiem, poprawił mi tym humor.


Good bikes!


Kategoria 50-100