Kaczmarek Electric Kargowa
d a n e w y j a z d u
52.00 km
51.00 km teren
02:20 h
Pr.śr.:22.29 km/h
Pr.max:39.60 km/h
Temperatura:26.0
HR max:180 ( 94%)
HR avg:162 ( 85%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1950 kcal
Rower:Lover
Dojazd do Kargowej w towarzystwie najwspanialszej kibicki:) przebiegł wyjątkowo sprawnie i szybko więc mam luz. Idąc do biura zawodów po zipy spotykam Kłosia już w rynsztunku bojowym i mój luz zaczyna się szybko ulatniać.
Myślę sobie jednak, że mam sektor 1, gdzie większość i tak jest silniejsza od mnie, więc nie ma co się spinać. Pojechałem jeszcze na porządną 4-kilometrową rozgrzewkę z paroma sprintami. Do sektora wjeżdżam na 10 min. przed startem. Stoję pod koniec stawki, obok mnie widzę co najmniej 2 mocnych zawodników – Marka Witkiewicza i Szymona Gabryelczyka z GPAET, z którym zamieniam kilka słów.
Po starcie staram się trzymać obu w/w i dzięki temu wyprzedzam sporo osób na pierwszym podjeździe w piaskownicy. Dalej też idzie nieźle, generalnie przesuwam się do przodu (jakaż różnica w porównaniu z Sulechowem!). Bardzo szybko dochodzę Kłosia i jako, że tętno mam w tej chwili w okolicach 175 dochodzę do wniosku, że to pozycja w wyścigu na ten moment mnie zadowala:).
Z Mariuszem jedziemy razem niemal całą pierwszą rundę, tasując się nawzajem więc znowu nie jest też tak, że cały czas siedzę mu na kole. Po drodze mijamy Rodmana, który grzebie coś przy rowerze. „Co jest?” – rzucam. „Łańcuch!” :(.Kłosiu jeszcze w zasięgu pyty
© Josip
Na pierwszym międzyczasie jestem 61, m.in. przed Kłosiem i Piotrem Kustoniem z Great Poland BT (nie zauważyłem kiedy go wyprzedzałem). Potem jednak następuje wyjątkowo ciężki dla mnie odcinek – niby płasko ale bardzo nierówno, pełno wybijających z rytmu korzeni. Widzę jak Mariusz sunie po tym swoim 29-calowym potworem jak po asfalcie i stopniowo acz nieubłaganie mi się oddala.
Łapię mały kryzys ale po chwili, w okolicach 1 bufetu dogania mnie mocny zawodnik z mini więc siadam mu na kole i odżywam. Jedziemy tak dłuższą chwilę, obracam się a za nami całkiem konkretny pociąg się uformował. Jest w nim również Szymon Gabryelczyk, któremu wcześniej spadł łańcuch i teraz nadgonił. Po chwili wychodzi na prowadzenie i na jedynym szutrowym, szybkim odcinku nadaje mordercze tempo. Utrzymały się tylko 2 osoby, reszta została.
Po rozjeździe mini/mega zostajemy tylko we 2 z Szymonem. Nagle, widzę że znów zbliżyliśmy się do Kłosia, jest nie dalej niż 50 metrów przede mną. Ale fajnie tak się powieźć za mocniejszym zawodnikiem!:) Niestety, chwilę później Szymonowi definitywnie strzela łańcuch czy też wózek się wygina i zostaję sam. Do tego czuję, że ta pierwsza pętla kosztowała mnie sporo sił, jest gorąco, ciągłe wertepy i single (całkiem wymagająca trasa!) nie dają za wiele okazji na łyk z bidonu…
Drugą pętlę jadę już wyraźnie słabiej, sam to czuję. Nie chodzi o to, że mam zgon (dbałem o suplementację żelową) bo tętno cały czas wchodzi na wysokie obroty. Po prostu mocy w nogach brakuje. Na mecie zauważyłem, że siodełko obsunęło się jakiś centymetr, może to było przyczyną?
Nie wyprzedza mnie w sumie dużo osób ale są wśród nich Małgorzata Zellner i Jacek Swat, których na ogół objeżdżam więc trochę mnie to martwi. Przed drugim bufetem ku swojemu zdziwieniu doganiam Blooma, który miał jakiś problem z hamulcem i mu motywacja siadła. Jednak gdy go doszedłem, to chyba motywację odzyskał bo koła nie puścił. Jedziemy jednak wolno, dochodzi nas zawodnik z Orła Lipno i wyprzedza z dużą różnicą prędkości. Skaczę i łapię koło. Słyszę tylko: „Nawet nie myśl o tym”:). To Bloom, który stara się mnie zniechęcić ale bezskutecznie. No i jak to się skończyło? Ano tak, że jechaliśmy sobie dalej w trójkę, na czele zawodnik z Lipna albo ja. Between an Eagle and Bloom:)
© Josip
Aż naszedł podjazd, bodaj ostatni dłuższy na tym wyścigu i nie utrzymałem koła:). Siłą rozpędu dogoniłem jeszcze jednego zawodnika, wspólnie łyknęliśmy kogoś na kilometr przed metą i wpadliśmy na metę razem, jednak finisz przegrałem.Taka jazda była!
© JosipAle dobrze, że mamy to już za sobą:)
© Josip
Na mecie chwilę mi zajmuje dojście do siebie. Podchodzi do mnie Ola i mówi, że „to nie na jej nerwy”. Ale co się stało? Okazuje się, że jeden zawodnik spiął się z kimś kierownicą na finiszu i z pełnym impetem uderzył głową w betonowy murek. Kask się rozsypał a z głowy broczył krwią (pęknięta czaszka?). Został przetransportowany śmigłowcem do szpitala. Podobno przez długi czas nie było komunikatu kto jest tym pechowcem, podczas gdy akcja ratownicza odbywała się niemal na oczach czekających na mężów, partnerów, synów czy ojców - rodzin. Potem podano do wiadomości, że to zawodnik z dystansu mini, na imię ma ponoć Szymon.
Moim zdaniem organizator powinien coś napisać na stronie na ten temat. Mam nadzieję, że skończyło się tylko na rozciętej głowie i wstrząsie mózgu bo różne wersje, które słyszałem były naprawdę dramatyczne… Trzymajmy mocno kciuki za tego bikera!
Wynik:
2:20:40
Open: 71/176 (161 ukończyło)
M3: 27/68 (59 ukończyło)
Strata do zwycięzcy Open (nie byle kto – Marek Konwa!): 29:13
Strata do zwycięzcy M3 (Radek Lonka) – 21:11
Strata do Team Leadera:) (Mariusz Kłosi) – 4:53. A jeszcze na drugim międzyczasie jakieś 10 km przed metą, to było około 1,5 minuty. Piękna końcówka, Kłosiu! Względem pierwszego międzyczasu awansowałeś o 15 pozycji, podczas gdy ja spadłem o 10, gratulacje!
Good bikes!
Kategoria 50-100, Maraton
komentarze
i dziękuję, że zapytałeś ;-) wtedy poczułem, że nie jestem sam i koniecznie muszę Cię dogonić żeby Ci o tym powiedzieć,,, ;-P
https://lh4.googleusercontent.com/-BgwVF5PzKFE/UbT1wk3bkFI/AAAAAAAAFX0/ZQOwg4gfz58/w739-h558-no/IMG_5971_cr.jpg
Miał rację Bloom żeby sie nie siłować ;)
Ty! A na matki, żony i kochanki to już nikt nie czeka ?! ;-p
Sporo punktów zebranych, a i tak dopiero 9-ta pozycja w drużynówce. Coś ten Kaczmarek faktycznie mocny się robi.
Dzięki za ładną współpracę na pierwszym kółku. Widziałem Twoją grupę na takim przejeździe skrajem pola jakieś 15km przed kreską, faktycznie daleko nie byliście.