Bieg Sylwestrowy - Poznań 2012
d a n e w y j a z d u
0.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Mój pierwszy start biegowy w życiu. Zaliczam go do udanych:-)
Na miejsce dotarłem ze wspaniałymi kibicami oraz znajomym Hiszpanem, niejakim Gonzalo, który też zdecydował się wystartować. Wprawił tym w niesamowite podniecenie prowadzącego, który chyba z 5 razy, tak przed biegiem, jak i w jego trakcie, podkreślał, że zawody mają międzynarodową obsadę, są zawodnicy np. z Hiszpanii, a nawet Barcelony. Gonzalo czuł się jak gwiazda, he he.
Nie spotkałem przed startem Kłosia, który zjawił się w ostatniej chwili i zniknął gdzieś w tłumie. Ale wiedziałem, że tam jest, he he... Ustawiłem się niemal w pierwszej linii i chcąc nie chcąc od początku udzieliło mi się ostre tempo. Przed trybunami wprawiłem w osłupienie Marka, biegnąc gdzieś pod koniec pierwszej 30-tki. Oczywiście była to pozycja na wyrost i stopniowo byłem wyprzedzany przez lepszych zawodników, rozpoznałem m.in. znajome sylwetki świetnych kolarzy - Marka Witkiewicza i Marcina Wichłacza.
Na szczęście ta moja utrata miejsca nie była jakaś drastyczna, natomiast ja cały czas wyprzedzałem sznur biegaczy z krótszego dystansu, którzy startowali 5 min. wcześniej. Można powiedzieć, że był to wyścig dwóch prędkości.
Po pierwszej pętli miałem czas 23 min. Super ale czy dam radę to utrzymać... Zrównał się ze mną wóz techniczny czyli Marek na rowerze mówiąc, że Kłosiu jest jakieś 200 m. za mną a dystans między nami się nie zmienia. Przez chwilę jechał obok i mnie motywował (dzięki!), prędkość - cały czas około 14 km/h. Po 1,5 okrążenia poczułem, że zwalniam i wiedziałem, że muszę to zrobić, szczególnie jeśli mam mieć jakąś rezerwę na finisz. Niecały kilometr do mety, znowu Marek przy mnie, najświeższy meldunek z trasy - Kłosiu zbliża się, jest jakieś 100 m. za mną. To jest ten moment żeby zacząć finiszować:), prędkość pewnie sporo poniżej 4 min/km. Za mną jakiś zawodnik, dorzucam jeszcze do pieca chociaż tętno już na pewno >180, na kreskę wpadamy niemal sprintem ale ja pierwszy! Mariusz przybiega 20 sekund po mnie, that was close:-)
Na mecie gratulacje od ojca (bezcenne:-D) i pamiątkowy medal. Czekamy na Gonzalo, który przybiega po nieco ponad 10 min. Zadowolony, że pokonał swój cel czyli jedną godzinę.
Ze startu jestem bardzo zadowolony - udało się zejść poniżej 50 min i to naprawdę sporo, udało się też wygrać z Kłosiem (o włos ale też i zadanie było ambitne:D), wreszcie - czuję, że pobiegłem na tyle, na ile mnie w tym momencie stać. Nie mam jakiegoś niedosytu czyt też rozkminiania w stylu "co by było gdyby...".
Dystans: 10,8 km
Czas: 46:37 (avg: 4:19/km)
Open: 72/719
M30: 30/249
Patrząc na to, że właściwie jestem w top 10% stawki, to te wyniki są o niebo lepsze od tych osiąganych przeze mnie w maratonach rowerowych. Ale myślę, że ma na to wpływ większa ilość "niedzielnych zawodników" wśród startujących a nie jakieś szczególne predyspozycje do biegów.
I jeszcze zdjęcie, copyright Marc:
Aha, danych z pulsaka nie ma bo mi się opaska już na samym starcie obsunęła na brzuch, znowu... Ale przypuszczam, że średnie tętno mogło być w granicach 170.
Good bikes!
Kategoria Forrest Gump
komentarze
chociaż byłoby uczciwiej jakbyś się równo z Kłosiem ustawił ;-P