josip prowadzi tutaj blog rowerowy

Michałki 2012

d a n e w y j a z d u 99.00 km 97.00 km teren 04:18 h Pr.śr.:23.02 km/h Pr.max:47.20 km/h Temperatura:16.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Lover
Sobota, 15 września 2012 | dodano: 15.09.2012

No, zadowolony jestem choć do pełni szczęście trochę zabrakło...
Cel był taki - zejść poniżej 4:30 i załapać się na teamowe pudło. Oba udało się zrealizować z nawiązką:-)

Ale po kolei..
Start strasznie wqrwiający bo do końca asfaltu jechaliśmy za autem, które nie przekraczało 35-40 km/h. W efekcie, w peletonie dochodziło do groźnych spięć i nagłych hamowań. Na szczęście obyło się bez karambolu, czy w ogóle jakichś kraks. Przynajmniej ja ich nie widziałem.

Na starcie, widać skupienie:)


Po wjeździe w las wyprzedzam Kłosia ale wiem, że on tak łatwo nie odpuści:) Widzę przed sobą tylko Drogbasa, ten jednak wywala się na jednym z pierwszych piaszczystych zakrętów, zdaje się, że podcięty przez jakąś łamagę. Słyszę tylko: "Co wy, kurwa, robicie?!":-)

Jadę dalej, jestem chyba pierwszy z Goggli. Formuje się mała grupka z Jackiem Swatem, do której po chwili dojeżdża także Mariusz. W tym składzie dojeżdżamy do rozjazdu mega/giga, pan Jacek odbija w prawo a my - tj. Lipno (M2), Brzoza (M3), Kłosiu i ja skręcamy w lewo mierzyć się z dystansem królewskim.

Na sekcji sztywnych podjazdów dochodzimy 2 kolarzy, w tym Damiana Pertka, zwycięzcę M3 z zeszłego roku! Ten drugi łapie koło ale Damian zostaje, cóż, pewnie słabszy dzień, zresztą nie widzę go w wynikach więc pewnie nie ukończył.
Pierwszy zonk techniczny - nie wchodzi mi młynek, muszę wbiegać. Na szczęście mam w tym wprawę z Challenga i na tym manewrze raczej zyskuję niż tracę:-)

Lecimy dalej, tempo dyktujemy na zmianę z Kłosiem. Reszta koleżeństwa nie kwapi się do zmian. Trochę nas to wkurza, Mariusz próbuje szarpać, 2 czy 3 razy skacze na zjazdach ale ja się zagapiam. Raz łańcuch spada mi z blatu na środkową tarczę, raz gubię bidon (niedobrze:<).. W efekcie - zamiast pomóc w ucieczce, doprowadzam wozidupy do Koksia (sorry):(

Dochodzimy kolejnych zawodników, czuję, że jest naprawdę nieźle. A w momencie gdy doganiamy Jarka Paszczyńskiego, to już nawet jestem tego pewien. Suplementacja (żele, snickers) ok, więc nie powinno być odcięcia. Martwi tylko to, że zostało mi nieco ponad pół bidonu z wodą a to dopiero 45 km.

Gdzieś około 55-60 km Kłosi łapie kapcia, co za pech, ja jebie... Pytam czy ma wszystko, a gdy potwierdza, kręcę dalej z Jarkiem Paszczyńskim, Lipnem i Brzozą.
W pewnym momencie pojawia się szansa na ucieczkę i zostawienie 2 ostatnich wagoników ale akurat wtedy łańcuch musiał mi wylecieć na zewnątrz blatu:( Wraca na swoje miejsce bez konieczności zatrzymania się ale z ataku nici. Ja nie wiem co z tym napędem - na ostatnim treningu wszystko było ok a teraz takie numery. Co, od stania się zepsuło..?

Dobrze, że fragment za ostatnim bufetem jadę na kole orga (Paszczyński) bo jest tam kilka zakrętów, które łatwo przeoczyć. W zeszłym roku np, zgubiłem się i nadłożyłem jakieś 2 km. Teraz wszystko idzie zgodnie z planem... aż do feralnej przeprawy przez rzeczkę mostkiem, którego nie ma. Zamiast walić po kamieniach, grzecznie ustawiam się gęsiego za Lipnem, który ma jakiś problem. Tracę czas, dogania nas Piotr Cibart a pozostała dwója (w tym M3) nam odjeżdża. Ruszam w pogoń ale znowu jakiś zonk z łańcuchem i nagle zostaję sam. Niedobrze... Niby mam tę 4-kę w zasięgu wzroku ale też czuję nadciągający kryzysik. Trzeba by się napić (tylko czego?), wziąć drugiego żela. Ale jak to zrobić na tych kurwidołkach? Postanawiam wpierw dogonić o potem się posilić. Lekko nie jest, oni jadą w czwórkę a ja sam, ale dystans się zmniejsza. Powoli... I gdy już jestem naprawdę blisko, jakieś zielsko wkręca mi się w kasetę, łańcuch ślizga się na tym jak głupi, muszę zredukować, zwolnić, poczekać aż się wykręci... Odjechali:(

No cóż, teraz tylko nie stracić pozycji. Zatrzymuję się obok dziadków, którzy spisuję numery i biorę jedną wodą. Za moment znowu postój, żeby odczepić plastik przy nakrętce:) Ale ok, to są tylko sekundy a przynajmniej się posiliłem, napiłem i mogę gnać do mety. Grunt żeby mnie nikt nie dogonił. Napęd też już nie sprawia problemów. Od przejazdu kolejowego trzymam równe tempo około 30 km/h, dubluję bodaj ostatniego megowca, jeszcze tylko kartoflisko, stadion, owacje i wjazd na metę!

Wjeżdżam na metę, za szybko nawet dla migawki aparatu:)


Czas: 4:19:00 (21 minut lepiej niż rok temu, ponad 2 godz. lepiej niż 3 lata temu, he he). W zeszłym roku z takim czasem byłbym pierwszy w M3... Cieszy też to, że udało się przejechać ten morderczy maraton bez gleby czy większego kryzysu.

Open: 16/58

M3: 7/26

Goggle: 1/9 :-)

Strata do zwycięzcy (Sylwester Swat): 18 minut (only, wow!)

Strata do zwycięzcy M3 (Radek Gołębiewski): 18 minut

Strata do 4-tego M3 (Mateusz Wasielewski): 4 minuty, w zasięgu...

Przewaga nad drugiem w Gogglach:) (Mariusz Kłos): 10 minut, czyli tyle ile mniej więcej zajmuje zmiana dętki. Gdyby nie ten defekt mogło być różnie i raczej bym przegrał.

Ogólnie cały team pojechał bardzo dobrze - właściwie wszyscy zmieścili się w 5 godzinach! Zyguś załapał się na szerokie pudło w M4 a Mario coś wygrał w tomboli ale co to było?:) Hantle?

Super maraton i towarzystwo, dzięki!


Good bikes!


Kategoria 50-100, Maraton, MTB


komentarze
Rodman
| 21:27 poniedziałek, 17 września 2012 | linkuj ładnie !
nawet czas niezły ;-)
w sumie to stawiałem właśnie na Ciebie, hehehe :D
wwiktor
| 18:28 poniedziałek, 17 września 2012 | linkuj napiszę tylko, że 1 w M3 puściliśmy na rozjeździe mega/giga, jechaliśmy dużą grupą z ekipą bikeacademy i innymi, odjechał nam, a my jakieś pogaduchy, zaatakowaliśmy po kilku minutach z Sylwkiem i przez kilkadziesiąt km po zmianach szliśmy i go goniliśmy(nie jechaliśmy na maxa) doszliśmy go dopiero na 77km :O masakra, sam uciekał przez większość dystnasu.
bloom
| 12:16 poniedziałek, 17 września 2012 | linkuj Gratulacje, byłem zaskoczony kiedy wjechałeś 1 na mete z goggli ! Bardzo ładna jazda.
josip
| 11:08 poniedziałek, 17 września 2012 | linkuj Dziękuję wszystkim za gratulacje:)

@klosiu - oj tam ciężko pobić. Nawet w sobotę czułem, że te kilka minut można jeszcze było urwać, noga podawała... Zauważyłem, że decydują niuanse typu właśnie zgubiony bidon, łańcuch, który spada w najmniej odpowiednim momencie, zły wariant przeprawy przez zwalony mostek, Twój laczek itp. Że o starcie niemal z końca stawki nie wspomnę. Wiesz, gdybyśmy byli z przodu, to może dałoby się załapać do grupki, gdzie to my robilibyśmy za wozidupy a nie na odwrót:)

I ciągle jeszcze przeżywam, że tak mocno było obsadzone giga M3 w tym roku - prześledziłem wyniki 3 lata wstecz, za każdym razem 4:19 daje w najgorszym razie 2 miejsce, a w 2011 nawet pierwsze...
z3waza
| 08:30 poniedziałek, 17 września 2012 | linkuj Toś pocisnął, jeszcze trochę a będziesz wykręcać wodę z łańcucha - gratulacje.
MaciejBrace
| 13:23 niedziela, 16 września 2012 | linkuj Gratulacje
klosiu
| 12:24 niedziela, 16 września 2012 | linkuj Gratsy, team liderze :).
Ten wynik może już być ciężko pobić.
JoannaZygmunta
| 06:59 niedziela, 16 września 2012 | linkuj Gratki :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa tyrap
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]