Bikecrossmaraton Wałcz
d a n e w y j a z d u
42.40 km
35.00 km teren
01:43 h
Pr.śr.:24.70 km/h
Pr.max:45.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max:185 ( 97%)
HR avg:140 ( 73%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1189 kcal
Rower:Lover
Pech nie odpuszcza...:(
Mimo niemożebnego upału szło nieźle. Po około 10 km początkowego szarpania i próby doskoczenia do grupki przede mną, znalazłem się w mini pociągu, w którym jechał też Kłosiu, oraz m. in. Sławek Bączyk, Małgorzata Zellner i Marek Dereszkiewicz. Na brukowym podjeździe Mariusz podyktował ostre tempo a ja, widząc, że reszta zostaje, poprawiłem dając zmianę.
I w takim oto ładnym stylu zgubiliśmy grupkę i współpracując byliśmy na najlepszej drodze, żeby dogonić pociąg przed nami. I wtedy stało się coś, czego do teraz do końca nie rozumiem. Jechaliśmy akurat ścieżką wśród wysokiej na 2 metry kukurydzy. Nie było jakoś bardzo wąsko ale i tak zahaczyłem o jeden, sztywny jak małe drzewo pęd. Koło się obróciło o 90 stopni i oczywiście gleba. Patrzę – kierownic skrzywiona, więc prostuję. Już chcę wsiadać i gonić Kłosia a tu siodełko leży sobie obok w piachu. Po prostu wyskoczyło z mocujących je prętów! Jakim cudem? Jakie to przedziwne siły musiały na nie zadziałać? W każdym razie o włożeniu go z powrotem nie było mowy (potem na mecie, nawet po wycięciu sporo plastiku z mocowania, nie szło tego cholerstwa wsadzić z powrotem). Wpierw totalna załamka a potem decyzja, że jadę wg strzałek do mety. Było to po 15,5 km od startu a więc miałem jeszcze przed sobą 25 km.
Siodełko wpierw wsadziłem do kieszonki ale wyleciało i musiałem się cofnąć jakieś 200 m. żeby je odszukać. Więc potem trzymałem je po prostu w ręce. Pierwsze kilometry jechałem raczej spacerowo i przegoniło mnie mnóstwo osób z mega i mini. Ale po pewnym czasie złapałem rytm i ostanie 15 kilometrów jechaliśmy z Grzegorzem Napierałą, często około 30 km/h, właściwie tylko wyprzedzając. Ja oczywiście cały czas stojąc na pedałach. Miałem nawet nadzieję, że może mnie sklasyfikują na mini ale niestety, wjeżdżając na metę po pierwszej pętli dostałem z automatu DSQ:(
Na mecie z Marcinem (z3waza) mocowaliśmy się z prętami od mojego siodła (bezskutecznie) czekając na Asię (jechała mini) oraz Kłosia. Mariusz bardzo ładnie pocisnął, chyba koło 20 miejsca open. Ciekawe czy miałbym podobny wynik gdyby nie ten pieprzony defekt?
Sama trasa ok, szybka ale ja takie lubię. Piachu nawet nie aż tak wiele jak się obawiałem i 1 konkretny podjazd, który prawie wszyscy obok mnie pokonywali z buta, ale to już było po defekcie, więc teoretycznie byli to słabsi zawodnicy. Bez siodła też nie miałem szans tego wjechać, więc nawet nie próbowałem.
Good (mimo wszystko) bikes!
Kategoria Maraton, 20-50
komentarze
Szkoda że odpadłeś akurat jak nam zaczęło iść, choć powiem szczerze, że roześmiałem się pod koniec ( jadąc resztkami sił na pustym dwulitrowym bukłaku i pustych obu bidonach), jak sobie przypomniałem, że przed wyścigiem mówiłeś, że dasz radę na jednym bidonie 0.75 :D.