josip prowadzi tutaj blog rowerowy

Sudety MTB Challenge: Kraliky - Stronie Śląskie

d a n e w y j a z d u 77.80 km 65.00 km teren 05:08 h Pr.śr.:15.16 km/h Pr.max:66.20 km/h Temperatura:26.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:2571 m Kalorie: kcal Rower:Lover
Wtorek, 24 lipca 2012 | dodano: 31.07.2012

DZIEŃ 3: Kraliky - Stronie Śląskie

nocleg: Sala sportowa, 50 osób w jednym pomieszczeniu. Na szczęście jest schludnie, poza tym lepiej niż się spodziewałem, tylko na początku strasznie duszno i gorąco.
Wyżywienie w Siennej, co ma tę dobrą stronę, że mogę bez problemu odwiedzić Paszków. Wojtek pożycza mi zwijany materac gąbkowy bo na samej karimacie jest mi jednak za twardo. To będzie przełom jeśli chodzi o moje wysypianie się, he he. Minusem jest logistyka (transport busem i autokarem) oraz to, że porcje na obiad były wyliczone i trzeba było jeszcze potem dojeść kebabem przy basenie. Za to śniadanko było na bogato i pierwszy raz na ciepło - paróweczki, jajecznica, szmery-bajery:).

wynik: 5:19:28, 102 (206) open, 63 (137) solo

dystans oficjalny: 79,2 km, 2571 m. przewyższenia

opis:
Rano czuję się dobrze. Po wczorajszym pechowym etapie, nastrój mam bojowy - jak odrabiać straty to teraz. Trasa pokrywa się w sporej mierze z maratonami w Międzygórzu i Stroniu a więc leży mi, poza tym - to prawie moje tereny:).

Po starcie od razu mocno cisnę na pedały i szybko przesuwam się w górę stawki. Długi asfaltowy podjazd na średnią tarczę, to coś w czym josipy czują się mocne:). Gdy jednak zaczyna się zjazd, znowu następuje bolesna weryfikacja mojego miejsca w peletonie. Wyprzedza mnie kilkanaście osób, w tym kobiety, które dosłownie skaczą nad przeszkodami. Ale i tak na asfalcie udaje się wyciągnąć blisko 70 km/h.

Pierwszy bufet za Jodłowem już na podjeździe na Śnieżnik omijam. Niepotrzebnie, krótko potem łapie mnie mały kryzys, muszę się zatrzymać i schłodzić głowę w strumieniu. W dodatku - znowu ten pot szczypie w oczy.

Zjazd czerwonym od schroniska, podobnie jak 2 tygodnie temu, poszedł mi całkiem nieźle. Po drodze dużo kibiców, w tym dzieciaki z wycieczek szkolnych, które dodatkowo się ożywiają, jak słyszą, że jestem z Polski. Fajny klimacik.

Drugiego bufetu na Polanie pod Śnieżnikiem już nie omijam ale też nie zatrzymuję się tam na dłużej. Potem zjazd „tarką” gdzie tradycyjnie widać pechowców z kapciami. Zawodnikowi przede mną kamień podbija tylne koło przy prędkości 50 km/h. Wyglądało to dość makabrycznie ale na szczęście się nie wygrzmocił.

Zielony szlak graniczny tym razem jest całkiem spoko ponieważ ścieżka zdążyła podeschnąć. Cały czas tasuję się z mocną Dunką Cecilie Overbye. Ja jestem od niej minimalnie mocniejszy na podjazdach, za to ona fantastycznie zjeżdża. Na technicznym singlu w dół do Nowej Morawy śledzę jej tor jazdy i udaje się utrzymać koło:). Nie do wiary, jadąc sam pewnie bym sprowadził w paru miejscach.

Ostatni bufet a za nim wyniszczająca, przedostatnia dziś wspinaczka Drogą Marianny na Przełęcz Suchą. Jest stromo, stary bruk strasznie nierówny a na domiar złego - słońce pali niemiłosiernie w czerep. W paru miejscach podprowadzam, jak wszyscy dookoła.

Na szczycie kawałek asfaltem i w miarę po równym dla złapania rytmu i oddechu, po czym kolejny zjazd. I znowu zaskoczenie bo jest technicznie, po korzeniach i kamlotach a nie szutrami. Do Dunki dołączył teraz również Katalończyk (ten od imbusa wczoraj) i znowu mam lekcję z serii „jak to się robi”, w dodatku gratis.

Trochę mi co prawda jednak uciekają ale doganiam ich na ostatnim podjeździe. Nagle niewiele przed sobą dostrzegam Ewelinę Ortyl, która w tym sezonie raczej mi wkładała po 20-30 min. Mam więc dodatkową motywację, żeby jeszcze wycisnąć trochę mocy ze zmęczonych nóg.

Przeganiam ją oraz jej partnera z teamu mix na ostatnim zjeździe rynną tego dnia. Potem jeszcze tylko fantastycznie mknięcie łąką w dół do Młynowca (znowu inny wariant niż na ostatnim maratonie, fajnie!) i ostatni kilometr asfaltem do Stronia.

Na metę wjeżdżam naprawdę wypompowany, muszę się położyć na 15 min. Ale z wyniku jestem bardzo zadowolony, aż blisko 40 min. przewagi nad Kłosiem, reszta kolegów jeszcze dalej.
Pozycja team leadera odzyskana ale kosztowało mnie to sporo wysiłku. Następnego dnia przyjdzie za to zapłacić...


Good bikes!


Kategoria Góry, Maraton, 50-100


komentarze
Marc
| 15:44 wtorek, 31 lipca 2012 | linkuj Ten Challenge to w ogóle stał pod znakiem wyjątkowo dobrych technicznie zawodników. Też kilka razy puściłem się za mocniejszymi i zjeżdżałem szybciej niż się spodziewałem. Wolę nie myśleć, jak ludzie zjeżdżali w Twojej części peletonu :-)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa tobse
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]