Sienna
d a n e w y j a z d u
32.52 km
27.00 km teren
02:19 h
Pr.śr.:14.04 km/h
Pr.max:59.90 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1200 m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Dzień po przejechaniu trasy mega na maratonie, przyszedł czas na dalszą eksplorację Masywu Śnieżnika i zapoznanie się (w części) z tym, co jeżdżą najtwardsi z najtwardszych – tj. pętlą giga.
Zmęczone i dotlenione organizmy wołały o regenerację, tak że zwlekliśmy się dosyć późno. W efekcie niestety znowu nie udało nam się spotkać z Kłosiem, który szalał na szlaku już od bladego świtu:). Cóż, do 3 razy sztuka...
Ruszyliśmy od razy mocno w górę, mozolnie wspinając się do budki pod Czarną Górę drogą trawersującą stoki narciarskie.
W tle Czarna Góra
Nadjeżdża Dun
Od budki bardzo malowniczym szlakiem czerwonym przez Żmijowiec do rozstaju pod schroniskiem.
Wheeler w środowisku naturalnym
Tam szybka decyzja – jedziemy do schroniska na herbatkę, niby blisko ale ponad 100 m. wyżej. W schronisku zagadują nas turyści („a skąd Panowie tutaj na rowerach wjechali?”) oraz inni kolarze, w tym pan rocznik ’48. Jechał co prawda mini, ale i tak ogromny szacun.
My jesteśmy ponad 2 razy młodsi ale jazda jest litanią narzekań na przeróżne bóle. U mnie znowu odzywa się kręgosłup ale jeszcze gorsze jest kłucie w prawym kolanie.
Ze schroniska lecimy (dosłownie) z powrotem do rozstaju i stamtąd dalej w dół trasą giga. Około 5 km. szybkiego zjazdu po bruku, wtf! Ręce mdleją, tricepsy błagają o litość, nawet nie chcę myśleć co czuł tutaj Rodman jadąc na sztywnym widelcu. Uff, wreszcie wypłaszczenie i zakręt w prawo pod górę. Jeszcze chyba nigdy tak się nie cieszyłem z końca zjazdu, he he.
Kręcimy mocno zielonym szlakiem, po osiągnięciu małej przełęczy zaczyna się genialny widokowo trawers zachodniego zbocza Śnieżnika. Droga przytulona jest do stromego zbocza i prowadzi praktycznie w poziomie. Po lewej super panoramka gór Bialskich oraz masywów po czeskiej stronie, widać szczyt Gerlacha (ponad 1600).
Rzeczona panoramka na pętli giga
Płaska część trasy kończy się dość nagle a my niemalże spadamy w dół, obłędnie szybkim zjazdem szerokimi i bezpiecznymi szutrami aż do Kamienicy. Prędkość cały czas w okolicach 55 km/h, jedyna niepewność to skośne przepusty ale położone są tutaj wyjątkowo równo.
Ogólnie, z tego co mogę stwierdzić na podstawie własnego przejazdu i mapy, 30 km giga było relatywnie łatwe, bez technicznych fragmentów czy podchodzenia. Ten kto jechał mega w Międzygórzu, na pewno zaliczył esencję tego maratonu. Choć oczywiście podjazdy, nawet szutrowe, inaczej się ocenia mając już w nogach 50 km i ponad 2 tys. w pionie....
Ponieważ jest już dosyć późno, w Kamienicy skracamy sobie nieco pętlę giga i niebieskim szlakiem przebijamy się do Kletna, na wysokość parkingu pod Jaskinią Niedźwiedzią. Do domu już blisko, wjeżdżamy asfaltem na Janową Górę. Podjazd robię wyjątkowo siłowo, ostatni kilometr na stojąco i na twardym przełożeniu.
Na górze czekam sobie na Duna, czekając aż tętno wróci do normy. Gdy dojeżdża, pocieszam go, że teraz to już będzie właściwie tylko z górki, równym asfaltem, ale żeby uważał bo na dole jest ostry zakręt w lewo. Wszystko jasne. Ruszam pierwszy, pozycja aero i juhuu. Już w dolnej części zjazdu wyprzedza mnie Dun. Oj trochę za szybko (ja mam 55 km/h)... Nie ma sensu krzyczeć „Hamuj!”, przy tym świście powietrza i tak nie usłyszy. Chłopak tez już się pokapował, że przegiął, słyszę ostre hamowanie i widzę jak go ustawia w poślizgu, wpierw prawą, potem lewą stronę i tak, na wciąż jeszcze konkretnej wiksie, znosi na betonową rynienkę na poboczu. Ułamek sekundy i Dun jest w powietrzu, po czym przelatuje przez mały nasyp i znika mi z oczu. Wygląda to tyleż groźnie, co komicznie. Podbiegam i patrzę, że siedzi sobie, pięknie wkomponowany w wykop pod budowę murku.
O tak:
Widzę, że nic mu nie jest, poza drżeniem prawej nogi, zapewne efekt szoku. Upewniam się czy aby na pewno wszystko ok. i już nie mogę powstrzymać brechtu. To też pewnie reakcja na pierwszy stres, że mógł konkretnie przp....lić. Całe szczęście, że ten murek jeszcze niedokończony.
Rower też wychodzi praktycznie bez szwanku – tylko skrzywiona kierownica, którą udaje się wyprostować bez rozwalenia sterów. Uff....
Jedziemy dalej, jeszcze mały podjazd i zjazd przez łączkę i jesteśmy przy kwaterze.
Wyszedł naprawdę udany wyjazd. W sumie około 100 kilometrów przez 2 dni i, orientacyjnie, 3300 w pionie. Do tego świetne towarzystwo, pyszne jedzenie i super atmosfera. Dzięki Dun!
Good bikes!
Kategoria 20-50
komentarze