josip prowadzi tutaj blog rowerowy

Sienna

d a n e w y j a z d u 32.52 km 27.00 km teren 02:19 h Pr.śr.:14.04 km/h Pr.max:59.90 km/h Temperatura:14.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy:1200 m Kalorie: kcal Rower:wheeler
Niedziela, 20 czerwca 2010 | dodano: 22.06.2010

Dzień po przejechaniu trasy mega na maratonie, przyszedł czas na dalszą eksplorację Masywu Śnieżnika i zapoznanie się (w części) z tym, co jeżdżą najtwardsi z najtwardszych – tj. pętlą giga.

Zmęczone i dotlenione organizmy wołały o regenerację, tak że zwlekliśmy się dosyć późno. W efekcie niestety znowu nie udało nam się spotkać z Kłosiem, który szalał na szlaku już od bladego świtu:). Cóż, do 3 razy sztuka...

Ruszyliśmy od razy mocno w górę, mozolnie wspinając się do budki pod Czarną Górę drogą trawersującą stoki narciarskie.


W tle Czarna Góra


Nadjeżdża Dun

Od budki bardzo malowniczym szlakiem czerwonym przez Żmijowiec do rozstaju pod schroniskiem.


Wheeler w środowisku naturalnym

Tam szybka decyzja – jedziemy do schroniska na herbatkę, niby blisko ale ponad 100 m. wyżej. W schronisku zagadują nas turyści („a skąd Panowie tutaj na rowerach wjechali?”) oraz inni kolarze, w tym pan rocznik ’48. Jechał co prawda mini, ale i tak ogromny szacun.

My jesteśmy ponad 2 razy młodsi ale jazda jest litanią narzekań na przeróżne bóle. U mnie znowu odzywa się kręgosłup ale jeszcze gorsze jest kłucie w prawym kolanie.

Ze schroniska lecimy (dosłownie) z powrotem do rozstaju i stamtąd dalej w dół trasą giga. Około 5 km. szybkiego zjazdu po bruku, wtf! Ręce mdleją, tricepsy błagają o litość, nawet nie chcę myśleć co czuł tutaj Rodman jadąc na sztywnym widelcu. Uff, wreszcie wypłaszczenie i zakręt w prawo pod górę. Jeszcze chyba nigdy tak się nie cieszyłem z końca zjazdu, he he.

Kręcimy mocno zielonym szlakiem, po osiągnięciu małej przełęczy zaczyna się genialny widokowo trawers zachodniego zbocza Śnieżnika. Droga przytulona jest do stromego zbocza i prowadzi praktycznie w poziomie. Po lewej super panoramka gór Bialskich oraz masywów po czeskiej stronie, widać szczyt Gerlacha (ponad 1600).


Rzeczona panoramka na pętli giga

Płaska część trasy kończy się dość nagle a my niemalże spadamy w dół, obłędnie szybkim zjazdem szerokimi i bezpiecznymi szutrami aż do Kamienicy. Prędkość cały czas w okolicach 55 km/h, jedyna niepewność to skośne przepusty ale położone są tutaj wyjątkowo równo.

Ogólnie, z tego co mogę stwierdzić na podstawie własnego przejazdu i mapy, 30 km giga było relatywnie łatwe, bez technicznych fragmentów czy podchodzenia. Ten kto jechał mega w Międzygórzu, na pewno zaliczył esencję tego maratonu. Choć oczywiście podjazdy, nawet szutrowe, inaczej się ocenia mając już w nogach 50 km i ponad 2 tys. w pionie....

Ponieważ jest już dosyć późno, w Kamienicy skracamy sobie nieco pętlę giga i niebieskim szlakiem przebijamy się do Kletna, na wysokość parkingu pod Jaskinią Niedźwiedzią. Do domu już blisko, wjeżdżamy asfaltem na Janową Górę. Podjazd robię wyjątkowo siłowo, ostatni kilometr na stojąco i na twardym przełożeniu.

Na górze czekam sobie na Duna, czekając aż tętno wróci do normy. Gdy dojeżdża, pocieszam go, że teraz to już będzie właściwie tylko z górki, równym asfaltem, ale żeby uważał bo na dole jest ostry zakręt w lewo. Wszystko jasne. Ruszam pierwszy, pozycja aero i juhuu. Już w dolnej części zjazdu wyprzedza mnie Dun. Oj trochę za szybko (ja mam 55 km/h)... Nie ma sensu krzyczeć „Hamuj!”, przy tym świście powietrza i tak nie usłyszy. Chłopak tez już się pokapował, że przegiął, słyszę ostre hamowanie i widzę jak go ustawia w poślizgu, wpierw prawą, potem lewą stronę i tak, na wciąż jeszcze konkretnej wiksie, znosi na betonową rynienkę na poboczu. Ułamek sekundy i Dun jest w powietrzu, po czym przelatuje przez mały nasyp i znika mi z oczu. Wygląda to tyleż groźnie, co komicznie. Podbiegam i patrzę, że siedzi sobie, pięknie wkomponowany w wykop pod budowę murku.
O tak:


Widzę, że nic mu nie jest, poza drżeniem prawej nogi, zapewne efekt szoku. Upewniam się czy aby na pewno wszystko ok. i już nie mogę powstrzymać brechtu. To też pewnie reakcja na pierwszy stres, że mógł konkretnie przp....lić. Całe szczęście, że ten murek jeszcze niedokończony.
Rower też wychodzi praktycznie bez szwanku – tylko skrzywiona kierownica, którą udaje się wyprostować bez rozwalenia sterów. Uff....

Jedziemy dalej, jeszcze mały podjazd i zjazd przez łączkę i jesteśmy przy kwaterze.

Wyszedł naprawdę udany wyjazd. W sumie około 100 kilometrów przez 2 dni i, orientacyjnie, 3300 w pionie. Do tego świetne towarzystwo, pyszne jedzenie i super atmosfera. Dzięki Dun!

Good bikes!


Kategoria 20-50


komentarze
Rodman | 19:38 wtorek, 22 czerwca 2010 | linkuj pozazdrościć wycieczki, zatęskniłem ;P , no może poza typowym Kłodzkimi kamorami () ... oj Dunek .. urodzony Down~Hillowiec ;-)))
DunPeal
| 09:23 wtorek, 22 czerwca 2010 | linkuj dzieki rowniez za kompanie :) koncowke rzeczywiscie lekko przegialem, zobaczylem kawalek prostej i sie rozbujalem nieco bardziej, zakret wyskoczyl jakby troche z nienacka ;)
klosiu
| 08:19 wtorek, 22 czerwca 2010 | linkuj Koncowka mrozaca krew w zylach ;). Szkoda ze sie nie udalo pojezdzic razem, no ale co zrobic, nas tez czas gonil. Ten trawersik Snieznika chetnie bym sobie objechal na spokojnie, na maratonie uciekalem tam na blacie przed jakims wariatem z Thule i nic nie widzialem :).
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa lkazd
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]