Pożegnanie z Karpaczem
d a n e w y j a z d u
27.23 km
7.00 km teren
01:30 h
Pr.śr.:18.15 km/h
Pr.max:57.10 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:wheeler
Ten dzień przywitał mnie niebem jak z ołowiu, deszczem i mgłą. Już się niemal pogodziłem, że nici z roweru ale postanowiliśmy poczekać do 12. I spotkała nas nagroda za wytrwałość. Koło południa przejaśniło się i przestało padać. Pojawił się za to inny problem - zeszło mi sporo powietrza z przedniego koła a na maratonie zgubiłem pompkę. Gospodarz nie miał nic co by się nadawało do wentyli włoskich a wizyta na Orlenie tylko pogorszyła sprawę. Z pomocą przyszedł zjeżdżający od Wanga kolarz - Tadeusz (dzięki!). "Co wy macie dziś z tymi pompkami!" Podobno byłem już 3 tego dnia w podobnej sytuacji:) Napompowałem a nowo-poznany biker dał się namówić na wspólny wypad i zawrócił ze mną w stronę zabytku skandynawskiej architektury sakralnej. Z Wanga zjechaliśmy do Sosnówki, dalej przez Borkowice i Drogę Sudecką dotarliśmy na dół Drogi Chomontowej. Wszystko trochę na czuja i bez mapy. Zdziwiło mnie, że wszędzie były jeszcze strzałki maratonu. A niektórzy na forum marudzą, że 2 dni temu ich tam nie było, he he... Tym razem podjazd nie wydał mi się już tak morderczy jak na 40-tym kilometrze wyścigu. Droga pod górę jakoś tak szybko minęła a umilaliśmy ją sobie pogaduchami o maratonach i takich tam:) Na górze chciałem zjechać sobotnią trasą do stadionu ale ilość wody i błota w terenie mnie zniechęciła, tak że już asfaltami pognaliśmy do Karpacza. Po drodze jeszcze mały detour pod Orlinek i dolną stację wyciągu na Kopę. I to już niestety było wszystko. Jeszcze tylko przebrać się w coś suchego, obiadek, rower na samochód i do domu. BTW - drogą przez Bolesławiec, Nową Sól i Nowy Tomyśl wyszło niewiele ponad 4 h, bez żadnych szaleństw I to w dzień Wielkich Powrotów z Majówki.
Kategoria 20-50