Bikecrossmaraton Wyrzysk
d a n e w y j a z d u
54.20 km
50.00 km teren
02:23 h
Pr.śr.:22.74 km/h
Pr.max:49.70 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:981 m
Kalorie: 1759 kcal
Rower:Bestia
No, nawet całkiem przyzwoicie tym razem. Celu, jakim było top 50 open i top 15 w kategorii nie udało się co prawda zrealizować, ale dużo nie zabrakło. Dojazd tym razem samotnie. Na miejscu jakiś taki zaspany byłem, wypiłem kawę z Adrianem i Dawidem w miasteczku rowerowym, ale nawet to jakoś nie specjalnie pomogło. Rozgrzewka na ostatnią chwilę i wymuszona, sztywny podjazd pod cmentarz, parę sprintów i do sektora.
Natomiast sama jazda wyglądała już bardziej obiecująco. Udało mi się przebić z tyłów 2 sektora prawie do ogona czołowej grupy. Po wjeździe w teren też spoko - tradycyjnie zyskiwałem na podjazdach, a do tego, uwaga, przestałem tracić na zjazdach. Na długim szutrowym zjeździe do Bąkowa hamulce poszły w odstawkę, a zamiast tego ośka-blat i dokręcanie. Jechałem w kilkuosobowej grupce, w której o dziwo jechał też mocniejszy zazwyczaj Seba oraz, ze znanych mi osób - Piotr Wojdyłło. Z przodu na dłuższych prostych czy podjazdach wciąż majaczyły mi koszulki JP Bike'a i Arka Susia.
Trasa jeszcze ciekawsza niż rok temu - mniej płaskich odcinków wśród pól a więcej pure MTB w mocno pofałdowanym lesie. Łącznik między do drugiej pętli mega też rewelacja, tzn. uda zapiekły. Najważniejsze, że nie złapał mnie taki kryzys jak w Chodzieży (makaron na śniadanie tym razem wszedł!), większość drugiej pętli pracowałem na przodzie grupki, dyktując tempo. Za podjazdem po bruku (na którym minęliśmy Adriana, dopadniętego przez konkretną bombę) doszedł nas Grzegorz Napierała z Kasią Hendrzyk-Majewską, po czym masters, który mógłby być ojcem większości z nas zapodał takie tempo (szacun!), że się grupka zaczęła rwać. Akurat dublowaliśmy na potęgę i na jednym zjeździe zostałem przyblokowany i straciłem jakieś 50 metrów. Udało się dojść, ale zaraz poszedł kolejny atak, już taki finiszowy. Kosztowało mnie to utratę kilku lokat i miejsce w pierwszej 50-tce, ale przynajmniej Kasię udało się jeszcze dognić na kilkaset metrów przed metą i w efekcie nie przegrałem z żadną kobietą. Marne to pocieszenie, ale zawsze:)
Ostatnie metry przed metą © Josip
A tak na serio, to zadowolony jestem. Cały maraton pojechałem mocno, bez bomby, o którą nietrudno przy 1000 m. przewyższenia.
Okazuje się też, że do Jacka, dzisiejszego team lidera, znów było bardzo blisko - tym razem 55 sekund.
Czas: 2:23:17
Open: 54/172 (165 ukończyło)
M3: 17/60 (56 ukończyło)
Strata do zwycięzcy open (Andrzej Kaiser): 00:25:08
Strata do zwycięzcy M3 (Rafał Chmiel): 00:19:38
Strata do pudła M3: 00:11:28
Good bikes!
Kategoria 50-100, Maraton
komentarze
ja to załapałem taką że faktycznie mógłbym każdemu cześć dwa razy na trasie wołać (pierwsze kiedy ja wyprzedzałem a drugie kiedy mnie wyprzedzano :D)
może reflektujesz na Mchy w niedziele, też 60km i też 1000 w górę :)