Bikecrossmaraton Łopuchowo 2015
d a n e w y j a z d u
60.60 km
50.00 km teren
02:08 h
Pr.śr.:28.41 km/h
Pr.max:60.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:492 m
Kalorie: kcal
Rower:Bestia
Taa, nic dwa razy się nie zdarza i, jak widać, na pudle można stać tylko raz jednego weekendu:)
A tak na poważnie, to wiadomo, że konkurencja u Gogola jest bez porównania mocniejsza niż na Wiórku-ogórku, więc moim celem (i tak ambitnym) było raczej miejsce w okolicach 30 open i top 10 w kategorii. I można powiedzieć, że do przerwy ten cel udało się zrealizować, ale potem spuchłem - dosłownie i w przenośni.
Początek średni - po pierwsze nie lubię, boję się tłoku na asfalcie przy prędkościach na zjeździe pod 60 km/h. Po drugie, jakoś nie mogłem wejść na obroty po wczorajszym. Koledzy z teamu uciekli do przodu, ale na szczęście udało mi się złapać koło 2 mocnych kolesi i z nimi współpracując doszliśmy wpierw Wazę, a następnie peletonik, w którym jechali m.in. JPBike, Arek Suś, G. Napierała i W. Radomski. Ostatniego aktu spawania dokonałem ja, jadąc dłuższą chwilę na stojąco i to było chyba moje największe osiągnięcie tego dnia.
Grupka była mocna i co chwila ktoś szarpał z przodu, najczęściej Arek i Wojtek. Po kolei gubiliśmy kolejne wagoniki i na półmetku z około 15-17 osób zrobiło się nas 7-9. Aż w końcu, kawałek za sekcją brukową przyszła pora i na mnie. Typowa bomba. Wpierw spadłem na tył stawki, potem pozwoliłem na 10 m. odstępu, 15, 20... odjechali. Zostałem sam, za mną długa prosta i nikogo nie widać. Zatem kręcę sobie spokojnie, odpoczywam i czekam aż mnie ktoś dojdzie. Po paru minutach wreszcie nadjechali, w pociągu m.in M. Zellner i kolarz z Czaplinka. Tu tempo było ciut słabsze, więc stwierdziłem, że mimo kryzysu powinienem z nimi dojechać do mety. Nic z tego. W pewnym momencie zobaczyłem chmarę jakby liści wyrzuconych spod kół, jak podjechałem bliżej zobaczyłem, że to raczej jakieś duże owady (trzmiele?)..nagle słyszę głos gościa pilnującego trasy 'Uwaga, rój rozwścieczonych szerszeni!". W tym samym momencie jeden wleciał mi pod kask przez otwór wentylacyjny, szybko zdjąłem go z głowy ale było za późno. Wpierw lekkie ukłucie a potem ból. Konkretny, pulsujący, niepozwalający się skupić na niczym innym. Muszę zejść z roweru. Siadam sobie pod drzewkiem, wylewam wodę z bidonu na głowę i czekam aż przejdzie. W tym czasie przejeżdżają oczywiście kolejni zawodnicy.
W końcu jestem w stanie wsiąść na rower i jechać dalej, załapuję się nawet do jakiejś grupki, ale niestety łańcuch mi dziwnie zaciąga i 2 razy zakleszcza się pod korbą. No to ewidentnie nie jest mój dzień.
W końcu jakoś tam się dokulałem do mety. Pod koniec nawet troszkę sił odzyskałem i udało mi się uciec na podjeździe 2 gościom, którzy mnie wcześniej doszli.
Po tych przygodach, to nawet się cieszę, że to już ostatni ścig w sezonie:)
W naszym teamie chyba tylko Krzychu (rewelacyjne top 10 open) i Asia byli tego dnia zadowoleni ze swojej jazdy. Natomiast Jacka, Marcina i mnie dopadły mniejsze lub większe kryzysy. Krótko mówiąc - stać nas na więcej:)
Czas: 2:16:47
Strata do zwycięzcy (B. Kołodziejczyk): 22:30
Open: 67/143
M3: 28/45
Dla porównania, na półmetku byłem w grupce na miejscach 33-44 open i 6-11 M3.
Good bikes!
Kategoria 50-100, Maraton, MTB
komentarze
Potwierdzam takie tam niezadowolenie - trza nad tym popracować :)