Dolsk Maraton po raz 5-ty
d a n e w y j a z d u
71.00 km
60.00 km teren
02:46 h
Pr.śr.:25.66 km/h
Pr.max:47.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max:186 ( 97%)
HR avg:162 ( 85%)
Podjazdy:615 m
Kalorie: 2879 kcal
Rower:Bestia
Taa, krótko mowiąc - jazda lepsza niż wynik:)
Na podjeździe w typowej dla mnie pozycji (nie tylko na tym maratonie). Tnę się z drugim czubem mini:) (miejsce 9-13) © Josip
W telegraficznym skrócie:
Start z 1 sektora, który po 500 m. tzw rundy honorowej stał się czymś pomiędzy drugim a trzecim sektorem. Nie lubię.
Nerwówka na asfaltowym podjeździe (Michał Jaskółka leżał) i dopiero od połowy złapanie właściwego rytmu. Trochę lubię.
Pierwszy teren, próba trzymania JP i Drogbasa w zasięgu pyty, przeskakiwanie z lewej ścieżki na prawą, zakończone bolesną glebą i utratą 50 pozycji lekko licząc. Bardzo nie lubię.
Gonienie, gonienie, przechodzenie kolejnych grupek i zawodników (m.in Duda i Adrian). Nawet lubię.
Wsparcie od czuba mini na długiej asfaltowej sekcji pod wiatr i potem zawodników z okolic top20 mini już na zachodniej pętli. Bardzo lubię.
Dogonienie Wazy po raz pierwszy, gdzieś na 50-tym kilometrze. Przestrzelenie zakrętu (złe oznakowanie!), ponowny przyjazd do miejsca gdzie byłem 2 kilometry wcześniej (niezabezpieczone, można tam było skracać na potęgę!!), w tył zwrot i powrót na właściwą trasę. Bardzo NIE LUBIĘ.
Ponowne dogonienie Wazy, ucieczka z jakimś mocnym gościem z 10-osobowego peletoniku na podjeździe. Oj lubię.
Kolejnie przestrzelenie zakrętu przez bardzo szybką jazdę właśnie za tym mocnym zawodnikiem, tym razem niestety na zjeździe. Kolejne 2 minuty w plecy. Oj jak ja nie lubię.
Waza przegoniony po raz trzeci. Podobnie jak jeszcze z parunastu zawodników. Ogień do samej mety, zero odcięcia, niemal żal, że to już koniec i nie da się więcej nadrobić. Bardzo, bardzo lubię.
Opadająca sztyca gdzieś tak od 20 km - w efekcie siodełko miałem za nisko i żeby nie zakwaszać za bardzo mięśni ud, naprawdę co chwila stawałem na pedałach i dokręcałem. Dobrze, że lubię taką jazdą i dobrze ją znoszę ale mimo wszystko, na dłuższą metę - nie lubię.
Podsumowując - zdecydowanie do poprawy start i walka o dobrą pozycję na pierwszych kilometrach. Do poprawy również technika zjazdowa bo często właśnie na zjazdach traciłem, lub mnie doganiali.
Natomiast bardzo na plus zaskoczyła mnie dziś wytrzymałość, o którą obawiałem się najbardziej. Przecież ja w tym roku ani razu nie przejechałem na raz więcej niż 80 km.
Dla organizatora dziś duży minus (chyba sukces - 750 osób na starcie - rozleniwia):
- za chaos przy wydawaniu numerków i w efekcie mega kolejki po numerek. Przykładowo - zapisani przez internet stali średnio 3 razy dłużej.. Za karę?
- za brak międzyczasów. To zaproszenie do skracania trasy, czy to celowo czy to przez się pogubienie, o które dziś, szczególnie na zachodniej pętli, nie było trudno. Ale o tym będzie kolejny punkt:)
- kiepskie oznakowanie i brak zabezpieczenia w kilku newralgicznych punktach.
Czas: 2:48:48
Open: 96/185 (200)
M3: 31/65 (72)
Strata do zwycięzcy Open (P. Górniak) - 26 min. Do M3 (M. Kasprzak) - prawie to samo.
Good bikes!
Kategoria 50-100, Maraton, MTB
komentarze
Wojtku, mam te same odczucia odnośnie braku międzyczasów i słabej obstawy.
Trasę znałem doskonale i faktycznie w paru miejscach można było ją skracać.
Koledzy, nie wierzcie przewyższeniom podawanym przez GPS, jest tego więcej :)
Może nie robisz długich dystansów, ale kilometrów masz przejechane sporo. A większość z dobrym tempem, co jest ważniejsze na wyścigach z takimi wysokimi średnimi.
A co do organizacji, to już się wydawało, że Gogol ogarnia temat. A tu niestety powrót do słabych poprzednich lat. Nie lubię.