Bikecrossmaraton Dolsk 2014
d a n e w y j a z d u
72.00 km
60.00 km teren
02:50 h
Pr.śr.:25.41 km/h
Pr.max:58.00 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Lover
Limit laczków na ten sezon wyczerpany, mam nadzieję.. A tak pięknie szło.
Start honorowy z trzeciego rzędu pierwszego sektora (co ja robię tu, uuu?:)). Jak widać na poniższym obrazku:
Copyright: XC-MTB.info
Start ostry już kilka rzędów dalej bo pchać się nie lubię i nie umiem. Na pierwszym podjeździe lecę jednak na stojąco lewym pasem i wyprzedzam chyba z 50 osób. Zapiekło ale przynajmniej w teren wjechałem przed Kłosiem:)
Pierwsze 20 km to tempo naprawdę wariackie, prędkości rzędu 32-34 km/h na kamieniach i polnych drogach, ciągłe skoki, podganianie i ucieczki, tętno jak w XC. Cały czas mam Krzycha i Szymona z Googli w zasięgu wzroku, Kłosiu i JP póki co za mną.
Wkrótce jednak sytuacja się zmienia, przeganiam co prawda Szymona ale mnie za to dochodzi Mariusz i po chwili najzwyczajniej w świecie odrywa się z naszego, mocnego jak mi się wydawało, pociągu dokręcając na zjeździe. Cóż za akcja! Po chwili do mojej grupki dołącza Jacek a ja dochodzę do wniosku, że miejsce w którym jestem to na dziś szczyt moich możliwości. Pomny odcięcia w drugiej części trasy rok temu w Dolsku, postanawiam uspokoić trochę jazdę, powozić się więcej za innymi czyli generalnie – trzymać koło. Tym bardziej, że grupa jest mocna – oprócz JPBike'a i mnie, jadą w niej m.in. Gabor Sass z GPBT, ktoś z XC-MTB oraz 2 kolarzy z teamu Rybczyński. Jeden z nich, wnosząc po stopniu wycieniowania łydy, to ktoś kto powinien być chyba w czołówce..
Na długim asfalcie pod wiatr tempo wyraźnie siada, nikt się nie kwapi, żeby wyjść na czoło. Ja również nie. Ponownie przyspieszamy na podjeździe po płytach i na przejeździe przez punkt widokowy. Widzę jak Jacek niegroźnie glebi na jednym podjazdowym wirażu. Mimo wszystko, widok jest bezcenny:) Mijamy Krzycha, który grzebie coś przy rowerze a za chwilę Kłosia, zmieniającego dętke. Co za pech, myślę sobie, wynik teamowy pójdzie się chędożyć.
Krzychu jednak szybko (i z łatwością!) nas na szczęście dochodzi, musiał tylko dopompować. Po chwili jednak znów się zatrzymuje. Za podjazdem w rynnie sytuacja jest taka, że jadę w 3 z Jackiem i Gaborem a jakieś 50 m. przed nami jedzie 2 gości z Rybczyńskich i jeden z XC-MTB. Powoli dystans się zmniejsza. Mijamy rozjazd mini/mega a nóżka wciąż podaje. Jest dobrze, myślę sobie. Taa, chwilę później zauważam flaka w przednim kole:) Nosz k!@#%!
Nie ma rady, trzema zmienić dętkę. Felgę w przednim kole mam bardzo wysoką, więc trochę się męczę ze zdjęciem opony. W międzyczasie mija mnie chyba z 50 osób, miło sobie tak popatrzeć któż to jechał za mną:) Jedzie też oczywiście Mariusz, który łatał wcześniej, i nie może się nadziwić jakiego dzisiaj wszyscy mamy pecha.
No dobra, wyniku nie będzie ale trzeba ukończyć. Ruszam dosyć żwawo, wyprzedzam parę osób ale po chwili przeoczam zakręt i muszę się cofnąć z 200 m. Adrenalina siada i zamulam. Do tego, jak na złość, jest akurat najbardziej kurwidołkowo-piaszczysty fragment maratonu. Teraz z kolei mnie przechodzi kilku zawodników. Za najgorszym podjazdem po piachu i pod wiatr na szczęście znowu odżywam. Na ostatnim bufecie łapię banana i znowu to ja gonię.
Nie na długo jednak. Na zjeździe asfaltem czuję, że tym razem tył jakoś dziwnie pływa. Drugi laczek, f@#k!! Zatrzymuję się dopiero na dole bo nie mam już drugiej dętki a nikt mi się przecież na zjeździe nie zatrzyma. Mam szczęście bo już pierwsza poproszona osoba użycza mi dętki. Szkoda tylko, że szosowej:) Więc próbuję dalej, umilając sobie czas rozmowami ze starszym panem, który musi przepuścić jadących z przeciwka zawodników. „A skąd dokąd ten wyścig, Panie?”. „A z Dolska do Dolska”:). Tym razem czekam długo. W końcu zlitował się dobry człowiek w stroju Goggle. Dętka pasuje tylko ma wentyl samochodowy więc jeszcze muszę się namęczyć ze zmianą końcówki w pompce. Mijają mnie kolejni zawodnicy, m.in. z3waza i Marek.
W końcu ruszam na ostatnie 6 km. Odpocząłem sobie dłuższą chwilę, więc sił mam sporo. Cisnę mocno i udaje mi się wyprzedzić jeszcze parę osób (uff, nie będę ostatni, he he) ale teamowych kolegów już nie mam szans dojść.
Wg. sms'a zająłem 125 miejsce open, 44 w M3, a mój czas to 3:14:30.
Jacek pisze, że miał czas 2:45, więc zakładam, że miałbym podobny gdyby nie wszystkie wyżej opisane przygody, które łącznie kosztowały mnie około pół godziny.
Wyników z międzyczasami do analizy w każdym razie wciąż nie ma, czyżby Gogol wracał do „swoich” standardów sprzed 3 lat...?
Ogólnie jestem zadowolony bo forma jest lepsza niż się spodziewałem po za małej ilości treningów wytrzymałościowych w okresie przygotowawczym. No ale doba ma tylko 24 h i nijak nie daje się tego rozciągnąć. A co do pecha z laczkami, to tak jak pisałem – mam nadzieję, że wyczerpałem już limit na ten sezon. Poza tym – co nas nie zabije, to nas wzmocni:)
Good bikes!
Kategoria 50-100, Maraton, MTB
komentarze
Faktycznie z tym dokręcaniem na zjazdach byłem zdziwiony, że tak łatwo daje się uciec albo kogoś dogonić, ale może to 29er daje taki bonus ;).
Pech z tymi laczkami, też mam nadzieję że to już wystarczy na ten sezon. Jak Cię widziałem jak sprintujesz na początku to myślałem że jedziesz za ostro, ale teraz sobie przypominam, jak to kiedyś na stojąco zajechałeś mnie na giga w Międzygórzu :))).